czwartek, 29 grudnia 2016

"Kosmiczne porzucenie"- Mark Passio


Przyszła pora na kontynuacje tematu, rozpoczętego w czerwcu tego roku podczas prezentacji Marka Passio pt. Prawo Naturalne
Jednakże tym razem pójdziemy nieco dalej i przyjrzymy się pewnym osobliwym uwarunkowaniom, mającym jak się okazuje podłoże w czasach dość zamierzchłych, by potem sprawnie przełożyć to na mechanizmy działające współcześnie. Niech zaś mottem całej prezentacji, pozostanie przytoczony na samym jej początku cytat z Arystotelesa:
"Cechą uczonego umysłu, jest zdolność do rozważania myśli bez jej przyjmowania".



Wszystkim życzę udanego Sylwestra, oraz pomyślnego roku 2017, obfitującego w chwile budujące i niezwykłe
-Medart

Źródło zdjęcia: internet  

środa, 21 grudnia 2016

W blasku choinki


Niebawem Święta. Niebawem koniec roku. Dla jednych kolejny punkt graniczny, następna cezura lub czas na swoiste podsumowania. Dla innych może nie aż w takim stopniu, choć nie da się ukryć, że ta magia liczb i wyjątkowość dni, działa na każdego i zmusza do nieco głębszej refleksji. Do jakiegoś samookreślenia i wyznaczenia nowych priorytetów. Tak jest zazwyczaj. Wspominamy, porównujemy i próbujemy wytyczyć kształt nowych ścieżek. Mimo że przecież nie wiemy, co czai się za zakrętem jutra. Taka już nasza natura, nasz zew człowieczy :)

Czas płynie nieubłaganie. Niejednokrotnie właśnie Święta przypominają nam o tym oczywistym fakcie. Kiedy na chwilę zwalniamy, zatrzymujemy ten nieznośny potok myśli i w blasku choinki obserwujemy twarze najbliższych. Nieco uważniej niż zwykle. Obiecujemy też sobie przy tym, to i owo. Wobec siebie i innych. Powołujemy do życia mechanizmy, które być może już po paru miesiącach będziemy musieli poddać srogiej weryfikacji. A niekiedy też uznać za niewykonalne. Ale robimy wszystko by udowodnić sobie, że sami kreujemy ten zbiór wydarzeń, sytuacji, wierzeń i przypuszczeń, że trzymamy rękę na pulsie i twardo stąpamy po ziemi. Bawimy się w te umysłowe gierki i niestety robimy to bardzo często kosztem tej specyficznej chwili. Tego wartościowego czasu, który być może powinniśmy staranniej docenić i potraktować jako szczególny dar od Życia, ażeby jeszcze lepiej niż do tej pory zakotwiczyć w chwili obecnej?

Święta nadejdą, zaistnieją i zaraz przeminą, pozostając tylko kolejną notatką zapisaną w naszym sercu i pamięci. Jak wiele innych zbliżonych doświadczeń, które znamy z przeszłości. Staną się nikłym pyłkiem pozostawionym za plecami, który rychło zniknie pod ciężarem nowego, które nadciągnie z nieubłaganą konsekwencją. Bo w istocie będziemy już zupełnie gdzie indziej...

Jakkolwiek byście jednak do tego nie podchodzili, życzę Wam, aby ten czas pozostał dla Was zapisem chwil niezwykłych i wartych zatrzymania w kadrze na dłużej, niż tylko błysk świątecznej iluminacji. Zdrowia i spokoju...
-Medart



Zdjęcia: internet              

sobota, 17 grudnia 2016

Co widział admirał Byrd?


Jest to być może, jeszcze jedna wielka legenda w historii Ziemi. Gdyby tak było w istocie- kto i po co ją wykreował? A jeśli to nie legenda i amerykański oficer opowiedział wydarzenie prawdziwe?

Na całym niemal świecie funkcjonuje idea "Drzewa życia" lub "Osi świata", które łączą i ułatwiają wzajemne przenikanie różnych (najczęściej trzech) sfer rzeczywistości. Tylko ludzie obdarzeni odpowiednią wiedzą i mocą mogą podróżować po innych światach.
W 1962 roku, John A. Wheeler wysunął koncepcję Superprzestrzeni. Wynika z niej, że oprócz naszego Wszechświata (chodzi o wycinek postrzeganej przez nas rzeczywistości), może istnieć nieskończona ilość innych światów, nierzadko równoległych do naszego. Specyfika Superprzestrzeni, pozwalałaby na natychmiastowe przenoszenie się w czasie i przestrzeni do dowolnego miejsca w innych światach, poprzez tzw. "dziury robacze". Problemem pozostaje tylko znalezienie wejścia do takiego tunelu.
Są ludzie, którym ponoć zdarzyło się "podróżować" do innej rzeczywistości, ale szczegóły tych przygód są zazwyczaj okryte mrokiem tajemnicy. Słynny amerykański polarnik, admirał Richard E.Byrd, dokonał w 1926 roku pierwszego przelotu samolotem nad biegunem północnym. Rok później powtórzył swój wyczyn nad Antarktydą, osiągając drogą powietrzną biegun południowy. Doceniając zasługi tego podróżnika, rząd Stanów Zjednoczonych powierzył mu kierownictwo wielkiej ekspedycji naukowej, wysłanej na szósty kontynent. Wyprawa zaczęła się pod koniec 1946 roku i miała zrealizować określone cele militarne, co przekonywująco tłumaczy zasłonę tajemnicy wokół szczegółów tych badań, oraz samej przygody admirała Byrda. W sytuacji politycznej jaka powstała po II wojnie światowej, Stany Zjednoczone zainteresowały się Antarktydą, jako potencjalnym punktem oparcia dla swych wojskowych zamierzeń.

16 lutego 1947 roku, zespół dwóch samolotów pod dowództwem samego admirała, mimo wyjątkowo trudnych warunków atmosferycznych osiągnął biegun południowy. Według zapisków admirała zawartych w jego pamiętniku, doszło wtedy do zadziwiającego zdarzenia, które przez długi czas było objęte tajemnicą. Oto fragment tej relacji:

"Zmuszony jestem pisać ten pamiętnik w tajemnicy i odosobnieniu. To co opisuję (...) dotyczy mojego lotu antarktycznego z dnia 19 lutego 1947 roku (nieścisłość dat, być może chodzi tu o następny lot- przyp.aut.). Pode mną widnieją rozległe połacie śniegu i lodu. Zauważam żółtawe zabarwienie śniegu, układające się w regularny wzór. Zmieniam kurs, aby lepiej przyjrzeć się kolorowemu wizerunkowi. Zataczam dwa pełne kręgi nad tym miejscem. Oba kompasy, magnetyczny i żyrokompas, zaczynają wirować i trząść się. Jesteśmy niezdolni do utrzymania kontroli nad instrumentami. W oddali pojawia się coś, co wygląda jak góry. Poniżej tego pasma górskiego widać coś, co wydaje się być doliną z małą rzeką lub strumieniem. Tam na dole, nie powinno przecież być żadnej zielonej doliny. Coś jest tu zdecydowanie nienormalne i nie tak, jakbyśmy się tego spodziewali. Powinniśmy znajdować się ponad lodem i śniegiem. 
Z lewej strony widać wielkie zielone lasy, rosną na stokach gór. Nasze przyrządy nawigacyjne wciąż wirują. Światło jest tutaj jakieś dziwne. Nie widzę w ogóle słońca. Spostrzegam coś, co wygląda na duże zwierze, to chyba mamut! Melduję o tym do naszej bazy. Przed nami widać coś jakby miasto. To niemożliwe! Mój Boże, w ogóle nie widać słońca. Z prawej i lewej strony, ponad skrzydłami naszego samolotu, widać dziwne obiekty latające. Są idealnie stożkowate wzdłuż burt. Mają kształt dysków i emanują światłem. Nasze radio trzeszczy i nagle dochodzi do nas głos w języku angielskim (...) <Witaj admirale na naszym terytorium>.
Po tym zaskakującym powitaniu, samoloty ekspedycji zaczęły podchodzić do lądowania. Gdy już osiągnięto ziemię, załoga ze zdumieniem dostrzegła...kilku ludzi zbliżających się do lądowiska.
Byli to wysocy blondyni. W oddali było widać duże, roziskrzone światłami miasto. Sprawiało wrażenie pulsującej tęczy. "Komitet powitalny" okazał się bardzo serdecznie nastawiony do gości. Amerykanie zostali poproszeni o wejście na małą platformę, która okazała się miejscowym środkiem lokomocji. Pojazd nie posiadał kół. Kiedy zbliżył się do miasta, amerykańscy lotnicy skonstatowali, że domy wydawały się być zbudowane z kryształo-podobnego materiału.
Mieszkańcy poprosili admirała, aby udał się z nimi. Wszyscy razem poszli wgłąb długiego korytarza rozjaśnionego różowym światłem. Jeden z przewodników powiedział admirałowi, by się nie bał, gdyż będzie miał spotkanie z samum Mistrzem. Mistrz okazał się dojrzałym człowiekiem o delikatnych rysach twarzy i zaczął przemawiać:
<Witamy admirale, znajdziesz się w naszej krainie ART ANNi, w innym świecie, choć wciąż na Ziemi. Nasze zainteresowanie twoją rasą nabrało znaczenia od momentu, gdy dokonaliście pierwszego wybuchu atomowego. Był to niepokojący sygnał, wysłaliśmy więc do twojego wymiaru nasze pojazdy latające. Chcemy w ten sposób obserwować co czynią ludzie. Nigdy dotąd nie wtrącaliśmy się w wojny i całe to barbarzyństwo jakie czyniliście, teraz jednak jesteśmy zmuszeni ostrzec was, że manipulowanie określoną mocą nie jest dobre dla ludzi, chodzi o energię jądrową. Nasi posłańcy przekazali już tę wiadomość do waszych ośrodków władzy, lecz ludzie nadal na nic nie zważają. Wasz wysiłek zbrojeniowy osiągnął punkt krytyczny. Nadciąga wielka katastrofa. Wasza niedawna wojna (chodzi o II wojnę światową- przyp. aut.), to tylko preludium do tego, co nastąpi. Nadal jednak wierzę, że część twojej rasy przeżyje ten kataklizm i w odpowiednim momencie ponownie pośpieszymy z pomocą, aby wskrzesić waszą kulturę i rasę. Dopiero wtedy zostanie wam przywrócona część wiedzy i osiągnięć naukowych, ażeby wasza cywilizacja mogła się odrodzić. Ty mój synu, powróć do swojego świata z tym posłaniem> - dokładnie takimi słowami zostało zakończone nasze spotkanie"- pisze dalej admirał Byrd w swoim pamiętniku.


"Zawróciliśmy w kierunku windy. Ponownie byłem ze swoim radiotelegrafistą. Wkrótce znaleźliśmy się z powrotem w samolocie. Kilka godzin później znowu jesteśmy na rozległym obszarze lodu i śniegu. Gładko lądujemy w bazie..."
W dalszej części wspomnień, admirał opisał spotkanie w Pentagonie, w trakcie którego poinformował prezydenta, o swoim posłannictwie. Został zobowiązany do zachowania w tajemnicy całego wydarzenia. Opisał je natomiast w swoim prywatnym dzienniku.

Warto dodać, że według oficjalnych danych, ekspedycja High Jump Operation (w jej składzie była także grupa Byrda), dokonała odkrycia nieznanych łańcuchów górskich, oraz uzupełniła na mapie braki linii brzegowych Antarktydy. Prace badawcze dostarczyły także mnóstwa materiałów o znaczeniu strategicznym, które powędrowały do tajnych archiwów Pentagonu. Czy wśród nich znajduje się także opis przygody admirała Byrda? Tego nie wiemy. Wynurzenia admirała można potraktować jako majaczenia, nie mające żadnych odnośników w rzeczywistości. W sukurs pamiętnikom Byrda spieszą jednak najnowsze próby naukowego rozumienia tzw. "światów alternatywnych", istniejących niejako obok naszego ziemskiego wymiaru rzeczywistości (o eksperymencie nawiązującym do powyższego zagadnienia, odnosi się również ten wpis- przyp. Medart). Liczne mity i legendy zawierają relacje o tajemniczych krainach i miastach, często niewidzialnych i niedostępnych dla przeciętnego człowieka. Baśniowe opowieści nierzadko zaczynają się od słów: "za siedmioma górami, za siedmioma morzami...". Jakże często przy tym, fabuły te opowiadają o wycieczkach do podziemnych królestw. Żeby tego dokonać, bohater musi legitymować się odpowiednimi cechami moralnymi, posiadać głęboką wiedzę i "moc" magiczną, a także być odważny. W podobny sposób przedostają się do innych wymiarów rzeczywistości indiańscy lub syberyjscy szamani. Ci ostatni wędrują po "drzewie życia", spotykając złe lub dobre istoty.
W jaki sposób opowieści o "Krainie po drugiej stronie tęczy" (z mitologii celtyckiej), znikających  zamkach i miastach czy o podziemnych państwach, łączą się z przygodą admirała Byrda? Po pierwsze, celem wyprawy była Antarktyda, a więc ląd nie do końca poznany, niezamieszkały, pozbawiony fauny i flory i wyjałowiony. Jest to dla nas obszar "nieżywy" i "nie ludzki", obszar na którym nie działają sprawne jak gdzie indziej, przyrządy pomiarowe. Podobnie w "zaczarowanych krainach", gdzie nie obowiązuje ziemska fizyka, zawodzi wzrok, słuch, dotyk czy rozum, a bardzo często decyduje "głos" serca. [...] Carlos Castaneda dowodził, że świat z "tamtej strony lustra", można osiągnąć niekoniecznie w sposób fizyczny. Dokonać może tego tylko "człowiek wiedzy", wojownik reprezentujący określone cechy charakteru. Don Juan mówił, że można doświadczyć innych światów będąc jednocześnie Tu i Teraz.

Można się sprzeczać o to, czy przygoda admirała Byrda jest faktem rzeczywistym, czy też zaliczyć należy ją do ludowych (ale współczesnych) podań. Nawet jednak taka klasyfikacja bynajmniej nie dyskredytuje wartości tej opowieści. Skoro alternatywne światy charakteryzują się inną fizyką, można je z pewnością postrzegać tylko w "nie-ludzki" sposób. Nawet tak szanowany i ceniony badacz problematyki UFO jak Jaques Velle, nie raz podkreślał kulturowy aspekt tego zjawiska i dowodził istnienie związków między starymi mitami i legendami, a współczesnymi relacjami o NOL-ach i ich załogantach. 
Co jest rzeczywistością w której żyjemy, jak można ją postrzegać i czy istnieje coś poza nią- to pytania nurtujące najwcześniejszych filozofów. Wystarczy wspomnieć o Cieniach widzianych w "Jaskini" Platona. I jeszcze jedno. Ciekawe że masowe obserwacje "latających spodków" nasiliły się od 1947roku, po przygodach admirała...

Zdzisław Miśkiewicz

 ***   
     
Co do ostatniego zdania. To prawda, że spodki zagościły na dobre w kulturze najnowszej po sławetnej obserwacji Kennetha Arnolda w pobliżu góry Mt.Rainier w 1947 roku, ale obserwacje niezidentyfikowanych obiektów miały przecież miejsce również podczas II wojny światowej. Oczywiście głównie chodzi tu o tzw. foo-fighers, masowo obserwowane przez pilotów samolotów alianckich nad Niemcami czy Włochami, choć jak się okazuje, również i my możemy pochwalić się ciekawą obserwacją odnotowaną na tym polu. A dotyczy ona min. incydentu z lipca 1922 roku, kiedy to nad Warszawą zaobserwowano stojącą, metaliczną, silnie spłaszczoną kulę, która po pewnym czasie wydała z siebie przenikliwy huk i błyskawicznie odleciała w kierunku północno- zachodnim. Takich przypadków było w istocie znacznie więcej i to również obserwowanych na terenie naszego kraju, o czym wspominają K.Piechota i B.Rzepecki, na łamach swojej pracy: Ufo nad Polską.
Ale odłóżmy latające wehikuły i powróćmy do sprawy admirała Byrda. A w zasadzie do roli, jaką narzucono ludziom w postrzeganiu kontynentu Antarktydy po dziś dzień. Bo cała ta hucznie lansowana teza, jakoby ostatni okres ciepła na tym kontynencie zakończył się 6 tys.lat temu ma się nijak chociażby do interesującej mapy niejakiego Oronteusa Finaceusa z roku 1531 (choć oficjalne odkrycie Antarktydy nastąpiło przecież 250 lat później), która wyraźnie pokazuje kontynent bez oblodzenia. Podobnie jak mapa admirała Piriego Reisa, która oprócz Europy, Afryki i obu Ameryk, znów pokazuje Antarktydę nie skutą lodem a ponadto, połączoną lądem z Ziemią Ognistą! Czy takie szkice mogłyby powstać bez dostępu do map wzorcowych? Odpowiedz jest oczywista- NIE. A zapytać można jedynie: kto je posiadał i udostępnił?


Jak przekonuje Helga Hoffmann-Schmidt w swojej książce Dziedzictwo Atlantydy, to właśnie na kontynencie antarktycznym szukać należy wejść do systemu jaskiń samadhi, o których wspomina także w swoich pracach prof Muldaszew. Czy ma ona na myśli słynną tezę mówiącą o istnieniu wejść do świata podziemnego, ulokowanych bezpośrednio na biegunach? Bo jeśli tak, to sprawnie koreluje to chociażby z rzeczami opisanymi w książce Aleca Maclellana pt: Tajemnica Pustej Ziemi gdzie jak się okazuje, admirał Byrd w swojej wędrówce do "innego świata" wcale nie był pierwszy. Ale zostawmy czasy zamierzchłe. Okazuje się bowiem, że i w ostatnich dekadach dzieje się na Antarktydzie mnóstwo interesujących rzeczy, choć nadal z uporem maniaka lansuje się tezę (znaną chociażby z przykładu Wielkiej Piramidy), jakoby wszystko było odkryte i wyjaśnione, a ów kontynent nie ma do zaoferowania nic szczególnego. Sprawa ta wygląda jednak zgoła inaczej, dlatego też do omawianego tematu niebawem powrócimy.


 Tutaj całkiem świeże rzeczy, skonfrontowane z tymi sprzed kilkudziesięciu lat:



Źródło artykułu: Nieznany Świat nr.4 / 1993r.
Źródło zdjęć: internet 
Korekta: Medart                   

sobota, 10 grudnia 2016

CERN i Giza



CERN to niezwykłe osiągnięcie naszej cywilizacji. Wciąż nie zdajemy sobie sprawy z tego czym ono naprawdę jest i jaki ma potencjał. Tak samo jak nadal nie rozumiemy czym była Wielka Piramida w Gizie. To rodzi przypuszczenie, że być może oba te miejsca łączy silniejsza nić, niż się to pozornie wydaje.
CERN – tworzy ogromną ilość danych. Urządzenie napędzają potężne pola magnetyczne, co tworzy efekt planetarnego – a kto wie, może nawet międzyplanetarnego – rezonansu. W ostatnich latach jesteśmy świadkami niesłychanego rozwoju technologicznego, którego nie da się porównać do czegokolwiek co wydarzyło się w naszej historii. Na dodatek nie o wszystkich wynalazkach i odkryciach jesteśmy informowani. Nikt dokładnie dziś nie wie, jak działała wieża Tesli, która mogła przesyłać bezprzewodowo elektryczność na ogromne dystanse. Nikt też nie jest w stanie powiedzieć czy UFO, które coraz częściej obserwujemy na niebie, to pojazdy pozaziemskie czy też może przejaw zaawansowanej, tajnej, ziemskiej technologii. Kontroluje je być może niewielka grupa, która kontroluje także układ sił na świecie. Taką zaawansowaną, trudną do zrozumienia technologię reprezentuje CERN.


Już samo logo CERN wzbudza niepokój. Tworzą je liczby 666, które uważane są za symbol szatana. Jednak patrząc okiem fizyka można je zinterpretować jako ezoteryczny, hermetyczny kod: 999. Grecki filozof Plotyn napisał serię ksiąg nazywanych Enneadami czyli dziewiątkami. Mało kto je dziś czyta, ale w oczach ekspertów uważane są za szczytowy przejaw filozofii neoplatońskiej zapominając, że to o czym pisał Plotyn, było próbą zrozumienia egipskiej religii. Plotyn żył i mieszkał w Aleksandrii, która była wówczas centrum kultury świata. Liczba dziewięć nawiązuje do dziewięciu najważniejszych egipskich bóstw, wyznaczających egipską kosmologię. Rządzi nimi moc zwana Maat, uważana za boginię praw i porządku kosmosu. Jest to ta sama moc, której życzą sobie Jedi w Gwiezdnych Wojnach. Jest ona kwintesencją kamienia filozoficznego i CERN doskonale wpisuje się w tą tradycję ezoteryczną, dlatego w logo instytucji trzeba raczej widzieć dziewiątki niż szóstki. Ich ułożenie symbolizuje także pięć przyspieszaczy, które są częścią maszyny i wiodą wprost do Wielkiego Zderzacza Hadronów. Jest to uproszczony schemat CERN wkomponowany w jego logo. Ma to głęboki sens, bo oficjalnym celem CERN jest odtworzenie i udokumentowanie podstawowych elementów z których zbudowany jest Kosmos.

To szlachetne poszukiwanie zasady na jakiej działa Kosmos, jest także przykrywką dla innej działalności CERN – okrytej głęboką tajemnicą. Nawet dla laika urządzenie wygląda na coś znacznie więcej niż tylko miejsce, gdzie prowadzi się doświadczenia z dziedziny fizyki. Niezwykle potężne pole elektromagnetyczne jakie ono wytwarza jest w stanie wejść w rezonans z całą naszą planetą (poprzez metalowe jądro Ziemi). CERN jest też największym użytkownikiem internetu na świecie. Uzyskane dane są wysyłane poprzez internet na cały świat do różnych placówek naukowych, gdzie podlegają one weryfikacji. Dane są selekcjonowane poprzez algorytm matematyczny. Każde zderzenie cząstek tworzy ogromną ilość danych matematycznych. Jest to – za każdym razem – ok. 3 miliardy bajtów informacji. Podczas pojedynczego eksperymentu dochodzi do milionów zderzeń. Pierwszej selekcji danych dokonuje komputer i dopiero wtedy rozsyłane są do naukowców. Jednak część danych, które zazwyczaj wykraczają poza fizykę kwantową trafia do tych naukowców, którzy pracują w tajnych, często czarnych programach naukowych. Do tej lawiny informacji dodać trzeba także efekty uboczne do jakich dochodzi podczas prowadzonych w CERN eksperymentów, które również są brane pod uwagę, takie jak oddziaływanie planetarnego rezonansu na ludzi czy zwierzęta. Istnieje cała, osobna grupa naukowców, która bada korelacje pomiędzy doświadczeniami w CERN, a zachowaniem się Słońca. Dzięki temu zaszufladkowaniu rozmaitych badań można ukryć ogromny projekt oparty na anomaliach jakie w danych odnajduje algorytm na podstawie którego pracuje CERN i koordynować go z różnymi innymi elementami. Można mieć pewność że tak się dzieje, bo za każdym razem kiedy w CERN dokonuje się eksperymentów, rejestrowane są poważne zmiany w polu magnetycznym Ziemi. Jest to więc maszyna na skalę planetarną z magnetycznym polem wkomponowanym w skałę na której stoi CERN. Daje to efekt, który daleko wykracza poza fizykę stosowaną we współczesnej nauce.


Internet jest jednym z kluczowych komponentów CERN. Stworzyła go DARPA budując najpierw ARPANET, po to aby stworzyć komunikację pomiędzy centrami dowodzenia armii amerykańskiej podczas wojny nuklearnej. Twórcy CERN szybko zorientowali się, że internet idealnie nadaje się do przekazywania danych pomiędzy grupami naukowców rozsianymi po całym świecie. Kształt obecnego internetu jaki używamy na co dzień jest wynikiem działania i potrzeb CERN i dostosowywania globalnej sieci do potrzeb tej instytucji.
Następnym etapem rozwoju CERN, ma być integracja sztucznej inteligencji w proces tworzenia danych. Jest to Puszka Pandory. Być może jej przejawem był Flash Crash w 2010 r., gdy giełda w Nowym Jorku w ciągu pół godziny spadła o 9%, by powrócić nagle do poprzedniego stanu. W tym czasie dokonano ok. 15 tys. transakcji na których ktoś zarobił setki milionów dolarów. Nikt też nie potrafił do końca wyjaśnić, co się tak naprawdę wówczas stało. Obecnie giełda działa wg. reguł stworzonego dla niej matematycznego algorytmu. Nikt już nie wymachuje na parkiecie plikami zamówień, bo wszystkie te działania przejął komputer. Sztuczna inteligencja, która przejmuje światowe rynki i nimi manipuluje, była do tej pory wytworem sci-fi. Obecnie istnieją podstawy aby sądzić, że jest ona czymś realnym. Sztuczna inteligencja jest w stanie stworzyć chaos wszędzie tam, gdzie stosuje się komputery. Może zmieniać dowolnie światła na skrzyżowaniu, ale także wyłączać prąd, elektrownie atomowe a nawet uruchamiać wyrzutnie pocisków nuklearnych. Aby ogarnąć ogromną ilość danych jakie napływają po każdym doświadczeniu, CERN został zmuszony stworzyć algorytm, który jest bardzo zbliżony do sztucznej inteligencji. Oznacza to, że niektóre informacje niekoniecznie muszą być przekazywane naukowcom i być może są przetrzymywane przez sztuczną inteligencję. Może to jest prawdziwy powód, dla którego światowe banki tak zażarcie walczą z każdą próbą stworzenia nad nimi mechanizmu kontroli? Być może same nie panują nad monstrum, które stworzyły. Albo...strzegą tajemnic ukrytego clearingu pieniędzy, których system nie jest już oparty na elektronicznym przekazie danych, a na jakieś określonej fizyce. Byłaby to podstawa funkcjonowania jakiejś odrywającej się cywilizacji, która dzięki temu mogłaby się doskonale ukryć, będąc na publicznym widoku. W dzisiejszych czasach rada: “follow the money” jest przez to niezwykle trudna do zastosowania, a CERN tak samo jak Wielka Piramida w Gizie – mimo, że widoczny dla wszystkich – skutecznie strzeże swoich tajemnic.


Joseph Farrell w swoich pierwszych książkach (wydanych także po polsku) stworzył hipotezę, że Wielka Piramida w Gizie być może była bronią i to bronią masowego rażenia. Piramida nie została z pewnością stworzona w prymitywny i pracochłonny sposób, jak chcą egiptolodzy. Jest niezwykle precyzyjnie zorientowana wg. stron świata. Ktokolwiek ją zbudował był w posiadaniu nie tylko zaawansowanej technologii, ale miał także ogromną wiedzę fizyczną i matematyczną. W budowlę wkomponowane są rozmaite dane takie jak średnica Ziemi, odległość Ziemi do Księżyca, masa Ziemi, odległość Ziemi do Słońca co oznacza, że wpisana jest w nią także prędkość światła. Taki olbrzymi obiekt był także bardzo kosztowny i kogoś, kto zlecił jego stworzenie- o czym zazwyczaj się zapomina- musiało być na to stać.
Brytyjczyk Chris Dunn napisał książkę pt. “Giza Power Plant”. Jest on inżynierem i zbadał piramidę okiem budowniczego maszyn – bez brania pod uwagę teorii egiptologów. W swoich wnioskach uznał, że piramida była maszyną a jej zadaniem była produkcja energii. Kiedy zmierzyć to wszystko w brytyjskim systemie miar tworzą się pełne liczby. Jeśli więc założyć że ma rację i że była to elektrownia, to z dzisiejszego doświadczenia wiemy, że kształt i bryłę takiej budowli z pewnością nie komponuje się w taki sposób aby zawierała ona w sobie wszystkie informacje na temat naszej planety, a także lokalnej przestrzeni kosmicznej. Coś takiego w fizyce nazywa się sprzężonym oscylatorem harmonicznym. Działa on jak struna w fortepianie, w harmonii z resztą strun w instrumencie. Piramida (podobnie jak CERN) – tak jak struny fortepianu ma wchodzić w rezonans w harmonii z otaczającym ją kosmosem.


Oznacza to także, że manipulując drganiami takiej struny można zmanipulować cały system. Po co? Choćby po to, aby go zniszczyć, jeśli zajdzie taka potrzeba. Jeśli np. żołnierze albo marsz feministek w obronie macicy wmaszeruje równym krokiem na most, to spowodują drgania harmoniczne, które są zdolne zniszczyć ten most. Czymś takim była właśnie Wielka Piramida, a obecnie jest CERN. Zbudowano ją z kamienia (CERN stworzono w skale), bo taki materiał jest w stanie przyjąć zewnętrzną energię elektromagnetyczną i odbić ją od siebie w sposób koherentny z pominięciem prawa odwrotnych kwadratów, co fizycy czasem nazywają odwracalną strzałką czasu. Skała, z której jest zbudowana piramida ma właściwości bycia takim lustrem. Kiedy dokładnie przyjrzeć się ścianom piramidy nie są one płaskie i są one w swoim centrum lekko wklęsłe, tworząc paraboliczne ekrany. Taki kolektor przejawia wszelkie oznaki wyrafinowanego systemu broni. Ściany piramidy stoją pod kątem 51 stopni co odzwierciedla kąt budowy kryształu, który jest taki sam. Dzięki temu piramida sama staje się gigantycznym kryształem. Jeśli przeczytać starożytne teksty opisujące wojny bogów, to zazwyczaj rozgrywają się one nad górami. Góra w języku staroegipskim czy sumeryjskim oznacza to samo co piramida.

Chris Miekina

Źródło tekstu i zdjęć: http://nowaatlantyda.com/ 
Korekta: Medart