wtorek, 25 listopada 2014

Banderyzm to hybrydowy potwór


"Banderyzm to hybrydowy potwór, powstały z krzyżówki ukraińskiego szowinizmu, niemieckiego nazizmu i syjonizmu nowojorskich handlarzy holocaustem. Można ten postulat określić jako wezwanie do neobanderowców znajdujących się na każdym szczeblu polskiego życia publicznego do zwiększenia nacisku na władze naszego kraju, aby położyły kres naszej walce o przywrócenie prawdy historycznej i demaskowaniu współczesnej odmiany banderyzmu" - mówi Jan Niewiński w wywiadzie dla "Myśli Polskiej".
  
Niedawno odbył się VII zjazd Związku Ukraińców w Polsce. Delegaci m.in. wystosowali apel do Polaków. Stwierdzają w nim, że w naszym kraju nasilają się działania „niektórych polskich środowisk”, które w sposób jednoznaczny dążą do wywołania wrogości między obu narodami. Czy podziela Pan ten pogląd?
- Zacznijmy od krótkiej charakterystyki Związku – kim są, jakie są ich cele. ZUwP jest przykrywką działającej już od 1929 r. Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów. Celem strategicznym nacjonalizmu ukraińskiego jest zbudowanie sobornego państwa ukraińskiego na terenach nie tylko obecnej Ukrainy, ale również na części terenów Białorusi, Rosji, Słowacji, Rumunii i Mołdawii. Jeśli chodzi o Polskę, domagają się oni inkorporacji 19 polskich powiatów od Podlasia, Lubelszczyzny, Chełmszczyzny, Przemyskiego aż do Krynicy. Żadna ze współczesnych partii ukraińskich nie odcięła się od tych roszczeń, a „Swoboda” głosi je otwarcie. Takie państwo miałoby spełniać rolę imperium w tej części Europy, w miejsce Rosji.
Proszę wyjaśnić, co oznacza przymiotnik „soborne”?
- Oznacza to państwo pozbawione innych narodowości, prócz ukraińskiej. 
Wróćmy jednak do postawionego wyżej pytania.
- Jak zrozumiałem to wieloznaczne określenie „niektóre środowiska”, autorzy mają na myśli głównie organizacje kresowe. Zarzut wywoływania wrogości uważam za bezpodstawny, a nawet bezczelny. Czym innym jest bowiem domaganie się prawdy historycznej, a czym innym wrogość do określonego narodu. Zawsze zaznaczaliśmy, że winą za ludobójstwo na Kresach obciążamy nie naród ukraiński lecz faktycznych sprawców tzn. OUN-UPA. Czyżby przypominanie Związkowi, że tak wychwalana przez nich UPA wymordowała, prócz Polaków i mieszkańców innych narodowości również ok. 80 tys. swoich rodaków miał świadczyć o cieniu wrogości? W tej sprawie Roman Szuchewycz (ps. Taras Czuprynka) – dowódca UPA na zarzut mordowania Ukraińców odparł: „Jeśli trzeba będzie zlikwidować nawet połowę Ukraińców, to ta druga połowa będzie czysta jak szklanka źródlanej wody”. Ten człowiek ma dziś na Ukrainie setki pomników i jest uznany za bohatera narodowego. Przypomnę, iż jednym z trzech obranych patronów obchodów 70 rocznicy banderowskiego ludobójstwa na Kresach Południowo-Wschodnich był prawosławny Ukrainiec – śp. dr hab. Wiktor Poliszczuk. Gdzie więc nasza antyukraińskość? 
Zdaniem Zjazdu, środowiska te ulegają wypaczonym interpretacjom faktów z przeszłości oraz prowokacjom, których autorami byli radzieccy pseudohistorycy. Według delegatów są one bezpodstawne. Czy dostrzega Pan jakieś prowokacje w tej dziedzinie?
- Zacznijmy od tego, że polscy historycy w okresie PRL w ogóle nie zajmowali się kwestią ludobójstwa upowskiego na Kresach. Podobnie historycy sowieccy w czasie istnienia ZSRR. Natomiast obecnie wnioski i oceny badaczy rosyjskich są zbieżne z naszymi, tj. kresowian poglądami. Nie ma tu więc miejsca na żadne prowokacje.


W apelu deklaruje się przyjazne uczucia większości Ukraińców do Polaków. Czy – Pańskim zdaniem – uczucia te podziela również ZUwP? Czy organ Związku „Nasze Słowo”. który Pan czytuje, rzeczywiście pała przyjaźnią do Polski i Polaków?
- Odczucia większości Ukraińców od Zbrucza na wschód, jakie znam, diametralnie różnią się od treści prezentowanych w tym tygodniku. W każdym numerze tego pisma, jest sączony jad nienawiści do Polski.
Według autorów apelu na Ukrainie nie ma sił antypolskich, a te które istnieją nie mają poparcia społecznego. Czy aby ten pogląd odzwierciedla rzeczywistość?
- Chciałbym aby tak było, ale niestety tak się nie dzieje. Antypolskość jest dziś częściowo wyciszana z przyczyn taktycznych, ale sam fakt zgłaszania roszczeń terytorialnych wobec naszego kraju, o czym mówiłem powyżej, świadczy sam za siebie. Prócz tego Polacy zamieszkujący tereny dzisiejszej Ukrainy nie mają nawet ułamka praw, z jakich korzysta mniejszość ukraińska w Polsce.
W omawianym dokumencie możemy wyczytać ponadto, że „walka UPA tylko w nieznacznym stopniu była skierowana przeciw Polakom”, a formacja ta koncentrowała się na walce z Niemcami, a potem Sowietami. Jak Pan skomentuje to podłe kłamstwo?
- Nie tylko podłe, wręcz nikczemne. A czym była SS-Galizien, Ukraińska Policja Pomocnicza w służbie niemieckiej, bataliony SS „Roland” i „Nachtigal”, legion płk. Suszki, który brał udział wraz z Niemcami w agresji na Polskę w 1939 r.? Ponadto OUN świadczył usługi wywiadowcze i dywersyjne na rzecz Abwehry. A jeśli chodzi o Sowietów. Czy można dziwić się, że Armia Czerwona walczyła z UPA, skoro UPA mordowała z podobnie dzikim okrucieństwem Rosjan, jak Polaków?
Delegaci bronią także symboliki OUN-UPA, utrzymując, że odzwierciedla ona obecnie walkę, jak to określono, o godność oraz sprzeciw wobec rosyjskiego imperializmu. Czy takie tłumaczenie jest do przyjęcia?
- W żadnym przypadku. Niech Pan sobie wyobrazi, że w Niemczech jakaś partia posługuje się swastyką i tłumaczy, że to znak przyjaźni i braterstwa.
W innym dokumencie zjazdu delegaci dziękują polskim władzom za wsparcie, a szczególnie Komorowskiemu i Tuskowi. I tu powstaje pytanie o słuszność prowadzonej polityki władz polskich wobec Rosji i Ukrainy…
- Znam takie powiedzenie: „Jak cię wróg chwali, zastanów się, coś złego zrobił”. Prowadzona od 25 lat obłędna polityka wobec Rosji i Ukrainy stanowi śmiertelne zagrożenie dla Narodu i Państwa Polskiego. Nasze władze pełnią rolę wyciągających kasztany z ognia dla obcych mocodawców. Co więcej, czynią to z pogardzaną nadgorliwością. Pogardzaną, bo USA i państwa zachodnie nie zaprosiły przedstawicieli Polski na rokowania w sprawie rozwiązania konfliktu ukraińsko-rosyjskiego. Agresorem w tym przypadku jest nacjonalizm ukraiński, nie Rosja.
Jest jednak sformułowanie o wiele groźniejsze, mianowicie apel do władz RP o przeciwstawienie się działalności ww. środowisk. Jak Pan ocenia tę część uchwały?
- Rzeczywiście groźne, ponieważ Polska znajduje się w śmiertelnym uścisku neobanderyzmu. Banderyzm to hybrydowy potwór, powstały z krzyżówki ukraińskiego szowinizmu, niemieckiego nazizmu i syjonizmu nowojorskich handlarzy holocaustem. Można ten postulat określić jako wezwanie do neobanderowców, znajdujących się na każdym szczeblu polskiego życia publicznego do zwiększenia nacisku na władze naszego kraju, aby położyły kres naszej walce o przywrócenie prawdy historycznej i demaskowaniu współczesnej odmiany banderyzmu, którego ośrodkiem nie jest Ukraina, ale właśnie Polska. Ten ośrodek umieścili u nas Amerykanie. 
Tymczasem współdziałanie z neobanderowcami kwitnie w najlepsze. B. prezydent Lech Wałęsa z fundacji skromnie nazwanej jego imieniem zaopatruje w 200 tys. euro majdanowców. W składzie delegacji odbierającej tę nagrodę znalazł się, prócz Witalija Klyczki, również szef skrajnie szowinistycznej partii „Swoboda” – Oleg Tiahnybok. Jak Pan oceni to posunięcie eks-prezydenta?
- Cóż, postąpił jak przystało na noblistę i mianowanego mędrca europejskiego. Jak by tego było mało, Wałęsa w kilka dni potem poleciał do Kijowa, gdzie w cerkwi składał kwiaty i bił pokłony przed tablicą upamiętniającą tzw. „bohaterów” Ukrainy. Owi „bohaterowie”, to bandyci z UPA, którzy w sposób wyjątkowo bestialski dokonali ludobójstwa na 200 tys. Polaków i 80 tys. Ukraińców, o innych narodowościach nie wspominając. Czy upodlenie ma jeszcze jakieś granice?
Z przykrością stwierdzam, że Wałęsa jednak nie był pierwszy w hołdach. Pamiętajmy, że prezes PiS pod czarno-czerwonym sztandarem OUN-UPA wzniósł pozdrowienie „Sława Ukraini. Herojam sława!” Proszę przypomnieć naszym Czytelnikom co to za pozdrowienie.
- To zawołanie-pozdrowienie banderowskich bojówkarzy. Po każdym zakończonym akcie mordu na bezbronnej ludności cywilnej Kresów, taki właśnie okrzyk wznoszono. Jeśli prezes największej partii opozycyjnej nie wiedział co to za sztandar i co to za pozdrowienie, to powinien się dowiedzieć. Jeśli jednak wiedział, to niech nie przyznaje się do patriotyzmu. Taki okrzyk jest bowiem deptaniem pamięci polskich męczenników.
W takim razie poproszę o skomentowanie faktu odznaczenia naczelnego „Gazety Polskiej” Tomasza Sakiewicza medalem Służby Bezpeky Ukrainy.
- Bez wątpienia Sakiewicz ma ogromne zasługi w sławieniu bandero-majdanu i szerzeniu ślepej nienawiści do Rosjan, Rosji i jej prezydenta Władimira Putina. Okazuje się jednak, że jego zasługi idą znacznie dalej i sięgają do ciemnych poczynań bezpieki, a żadna bezpieka na świecie nie nadaje odznaczeń tylko za pisanie. Wydaje się, że takie odznaczenie stanowi przypadek bez precedensu w historii dziennikarstwa polskiego. 
Pierwszą rocznicę bandero-majdanu czcić będzie także „Gazeta Wyborcza” w sposób dość dziwny, bo biegiem na kijowski majdan 26 osób, głównie dziennikarzy i pracowników mediów. 
- Mniejsza o sposób. Rzecz w tym, że bandero-majdan zaowocował co najmniej dwoma strasznymi wydarzeniami. Pierwsze to wymordowanie przeciwników ukraińskiej rewolty w Odessie w sposób iście upowski, bo poprzez spalenie żywcem. Drugie, to mordowanie Rosjan i ludności rosyjskojęzycznej na wschodniej Ukrainie przez wojska rządowe i prywatne oddziały niektórych oligarchów stojących za ukraińskim neobanderyzmem . Czyżby uczestnicy biegu nie zdawali sobie sprawy czemu tak naprawdę składają hołd, czy też wiedzieć nie chcą. Proszę zwrócić uwagę, że w biegu tym bierze udział także Kamil Dąbrowa – dyrektor Programu I Polskiego Radia, a to przecież funkcja państwowa, bo prywatyzację państwowego radia jakoś przeoczono. Jego udział uważam za wyjątkowy skandal.
Dziękuję za rozmowę.


Rozmawiał: Zbigniew Lipiński


Jan Niewiński – Honorowy Przewodniczący Patriotycznego Związku Organizacji Kresowych i Kombatanckich, weteran walk z UPA, dowódca samoobrony wsi Rybcza na Wołyniu w latach 1943-1944. Żołnierz 4 DP 1. Armii Wojska Polskiego, zdobywca Kołobrzegu (marzec 1945).

                                                                           *** 

Ktoś kiedyś powiedział, że nie ma prawdy historycznej. Bo są tylko narratorzy, którzy o takiej opowiadają.
Obserwując pewne poczynania dokonane na przestrzeni ostatnich lat w naszym kraju dochodzę do wniosku, że po raz kolejny w dziejach, naród polski stał się specjalnym "testerem" dla nowej ideologii. Tym razem, ideologii przyniesionej tu pod gwieździstym sztandarem, ociekającej najszlachetniejszymi wartościami, peanami o wolności, suwerenności i poszanowaniu praw człowieka.
Dziś, po dwudziestu paru latach od tego wydarzenia wiemy już, o jakie wartości chodziło. Widzimy je na co dzień, a komentarz do przeważającej ich części staje się zbędny.

Na naszych oczach rodzi się właśnie NOWA HISTORIA POLSKI. I zanim trafi ona pod strzechy stając się fundamentem dla przyszłych pokoleń Polaków(?), jest bezczelnie forsowana przez prawie wszystkie możliwe ugrupowania i frakcje polityczne, działające w interesie jedynie właściwego "porządku".
Co to oznacza dla naszego narodu?
Przykładów mamy wiele. Już widać nie wystarczą haniebne pomówienia i kłamstwa, rozsiewane przez nienawistne Polsce środowiska, lansujące tezy o "polskich obozach śmierci". Każące winić się za zbrodnie, których dokonano rzekomo za "polskim przyzwoleniem". To już za mało. Teraz nadszedł czas abyśmy zrozumieli, pokornie schylili głowy i uklękli przed pomnikami naszych oprawców i katów. Tych, którzy bez zmrużenia okiem mordowali naszych rodaków bez względu na to, czy nabijanymi na bagnety były niemowlęta, kobiety czy starcy. Dziś mamy oddać im hołd, bo zapewne "o lepszą przyszłość Polski tu idzie".
Pytam się zatem, kiedy wreszcie zaczniemy przepraszać Niemców za II Wojnę Światową? Kiedy postawimy pomniki dywizjom Wehrmachtu i SS, za straty poniesione pod Lenino, na Wale Pomorskim, podczas Operacji Łużyckiej i walk o Berlin? Kiedy zrozumiemy błąd, jaki popełnili żołnierze Wojska Polskiego, walczący ramię w ramie razem z przedstawicielami zbrodniczego "czerwonego reżimu"? Przecież musimy to zrozumieć, przeprosić za to i jakoś zadośćuczynić rodzinom pomordowanych hitlerowców. Prawda, panowie redaktorzy i dziennikarze wiadomych mediów? Prawda panowie politycy? To przecież dla was jedynie słuszny i właściwy kierunek, w którym trzeba zmierzać budując nową, jakże znamienną i ważną historię Polski. Czyż nie?


P.S. Mój dziadek (ur. 1907), złoty medalista Międzynarodowych Zawodów Strażackich w Turynie w 1928r, żołnierz września, oficer Związku Walki Zbrojnej a następnie dowódca grupy operacyjnej wywiadu Armii Krajowej; w listopadzie 1943 roku został aresztowany przez gestapo, uwięziony na kilka miesięcy, po czym przewieziony do obozu KL Posen na pokazowy proces, po którym wraz z innymi oficerami AK, został ścięty przez hitlerowców w lutym 1944r.
Zawsze żałowałem że nie poznałem tego człowieka. Że nigdy nie miałem okazji usłyszeć opowieści prawdziwego bohatera i polskiego patrioty. Ale dziś, gdy widzę w jak nikczemny sposób dokonuje się rzezi na pamięci i godności ofiar tamtych dni to wydaje mi się, że być może dla wielu z nich, tamten los był jednak wybawieniem. Bo nie wyobrażam sobie jak dziś czułby się mój dziadek i wielu mu podobnych, widząc na własne oczy plugawą profanacje wartości, za które płacili srogą daniną krwi i poświęcali to, co najcenniejsze- życie.                       


Źródło tekstu: Myśl Polska, nr. 47-48 (23-30 11.2014)
Źródło zdjęć: internet                  

 

sobota, 22 listopada 2014

Dwa lata




Zleciało nie wiadomo kiedy. Już w sumie rok temu, gdy publikowałem pierwszy jubileuszowy wpis nie sądziłem, że tak szybko popełnię kolejny. :)
Nie będzie jednak żadnego podsumowania, żadnej analizy czy prób odniesień do przeszłości. Bo i po co?
Napiszę więc tylko tyle że póki mi z tym dobrze, póki bawię się tym i znajduje pociechę, tworząc mały światek dla własnej idei, to będę robić to dalej. I póki mam na to czas. Bo nie ukrywam, że jeśli kiedyś stanąłbym przed dylematem: Ja, lub ten świat z drugiej strony monitora LCD, to bez zastanowienia odłączam kabel i...sami wiecie ;)
Czy byłoby mi szkoda? Trochę na pewno. W końcu każda rzecz znacząca, jak i byle pierdoła, którą tworzymy (nawet w tym bitowym świecie) zawiera cząstkę nas samych. To dzięki naszym sercom i umysłom istnieją te miliardy słów, miejsc, obrazów, historii i opowieści. I krążą potem w tej otchłani sieci pod postacią niezmierzonej ilości terabajtów. Aż do momentu, gdy ktoś zechce nacisnąć "enter" i...poznać nasze myśli.
Zatem kiedyś i na to przyjdzie pora, a póki co...   

Cieszę się, że w budowaniu tego mojego świata towarzyszą mi stali (lub mniej stali) czytelnicy.
Dziękuje wszystkim za uwagi, za wgląd w to wszystko i pozostawianie subiektywnych opinii.



A już na koniec, coś z zupełnie innej beczki. Tak a propos niedawnego spektaklu, o którym można powiedzieć wszystko tylko nie to, że był demokratycznym wyborem społeczeństwa.

https://www.youtube.com/watch?v=P3K2VnWj7Bs

      

środa, 19 listopada 2014

100- lecie wielkiej bitwy



Niedawne zwiedzanie cmentarza wojennego w Wiączyniu Dolnym, zainspirowało mnie do bliższego zaznajomienia się z jego historią, a co za tym idzie z przebiegiem wydarzeń, które miały miejsce w okolicach Łodzi równo sto lat temu. Mowa oczywiście o jednej z większych operacji militarnych I Wojny Światowej na froncie wschodnim, która przeszła do historii jako Bitwa Łódzka lub Operacja Łódzka.
Nadarzyła się ku temu specjalna okazja, jako że Centralne Muzeum Włókiennictwa w Łodzi, przy wsparciu Muzeum w Piotrkowie Trybunalskim, oraz Stowarzyszenia Eksploracyjno- Historycznego "Grupa Łódz", zorganizowało na ten temat interesującą wystawę.

"Operacja Łódzka przez niektórych sztabowców określona została najbardziej złożoną operacją manewrową I wojny światowej. Jest to ważne dla naszej historii szczególnie z uwagi na to, że we wszystkich trzech armiach uczestniczących w Operacji Łódzkiej znajdowali się Polacy. Polskie nazwiska można odczytać na zachowanych płytach nagrobnych na cmentarzach ziemi łódzkiej lub w zapiskach osób uczestniczących w walkach.

Operacja obejmowała swoim zasięgiem dość rozległy teren: od północy rzekę Wisłę od ujścia Bzury do Włocławka; od zachodu linię Włocławek - Koło oraz rzeki Wartę i Widawkę; na południu linię Działoszyn - Przedbórz oraz na wschodzie rzekę Pilicę poprzez Nowe Miasto - Rawę do rzek Rawki i Bzury. Na tym terenie doszło do starcia, w którym uczestniczyły trzy armie rosyjskie wchodzące w skład Frontu Północno-Zachodniego ( 1., 2. i 5. ) pod dowództwem generała Nikołaja Ruzskiego. W armiach carskich znajdowało się w sumie 362.447 żołnierzy i oficerów. Przeciwnikiem Rosjan były głównie siły niemieckie liczące 206.500 żołnierzy i oficerów, w głównej mierze skupione w 9. Armii niemieckiej pod dowództwem generała Augusta von Mackensena. Dodatkowo, aby wzmocnić jej siły, pomiędzy 1 a 12 listopada z Frontu Zachodniego zostały przerzucone dodatkowe cztery korpusy, co spowodowało osłabienie na tamtym froncie niemieckiego uderzenia. W przededniu starcia na tym dość niewielkim terenie, zostało skoncentrowanych przeszło 600 000 żołnierzy i oficerów.

Głównymi przeciwnikami w operacji łódzkiej były armie rosyjska i niemiecka, ale warto wspomnieć również o jednostkach austro-węgierskich, które uczestniczyły bezpośrednio i pośrednio w tych działaniach. W końcu września 1914 roku, doszło do wzmocnienia sił niemieckich przez użyczenie znacznej części austro-węgierskiej 2 Armii, walczącej dotąd w Galicji. Na początku 1915 roku jednostki tej armii zostały oddelegowane na front karpacki.

Operacja Łódzka obfitowała w wiele krwawych epizodów[...]. Najlepiej obrazują to eksponaty zgromadzone na wystawie pochodzące z pól bitewnych całej operacji, a zebrane przez członków Stowarzyszenia Eksploracyjno-Historycznego „Grupa Łódź”. Manierki, kociołki, bagnety, łuski, przestrzelone pociski, sprzączki od pasów, skorupy granatów są świadkami wydarzeń zarówno bohaterskich, jak i tych mniej chwalebnych. Stanowią one uzupełnienie pisemnych relacji uczestników walk na łódzkiej ziemi, którzy na kartach pamiętników i w opowieściach przekazali relacje o okropnościach wojny, jakich doświadczyli."

Wystawa zdecydowanie warta była odwiedzenia, a jej kameralny charakter bardzo przypadł mi do gustu. Na niewielkiej powierzchni zebrano sporo ciekawych eksponatów, pamiątek i militariów, oraz w atrakcyjny wizualnie i przystępny sposób, przedstawiono historię tamtych znamiennych i tragicznych wydarzeń.  

Fragment wystawy

Karabinek Karabiner 88 (u góry), oraz karabin Gewehr 88 kal.7,92mm


Karabin Mosin M91. Podstawowa broń piechoty rosyjskiej

Krótka broń palna, tasaki oraz bagnety rosyjskie

Żołnierskie manierki i menażki

Najróżniejsze "wykopki'

Repliki mundurów

Hełm pruski typu Pickelhaube w płóciennym pokrowcu

Na pierwszym planie od lewej: Gewehr 98,oraz Werndl-Holub M73/77

Pruskie szable i pałasze oficerskie

Fragment wystawy

Tasaki saperskie (u góry) oraz bagnety austriackie

Jedna z map przedstawiających rozlokowanie wojsk, oraz kierunki ich natarcia

Bagnety niemieckie różnego typu. Na dole: długie S98 zwane "ość"

Niemieckie pistolety Parabellum P-08, Steyr M12 oraz Dreyse M07

Różne łuski, oraz rosyjskie pociski artyleryjskie typu szrapnel

Fragment wystawy

Austriackie klamry od pasa, orły, broń krótka, granaty M14 oraz ładownice do karabinu Menlicher

Szabla austriacka szeregowego kawalerii (u góry), oraz dwie rosyjskie szaszki dragońskie M81/09

Kolejne łuski i pociski

Miniatura niemieckiego ciężkiego moździerza z 1914r.

Saperki, nożyce do cięcia drutu, strzemiona kawaleryjskie, oliwiarki do broni i trzonki kilofów

Na górze: dwa rosyjskie granaty systemu Liszina, oraz granat M12 tzw."latarnia"

Cześć wystawy

Fragmenty oporządzenia oraz drobiazgi żołnierskie

Fragment wystawy


I krótkie materiały filmowe:



 


Źródło cytatu i zdjęcie archiwalne: Piotr Wojtasik, Jacek Ziętek "100.rocznica Operacji Łódzkiej 1914-2014" Wydawnictwo Ł.D.K. Łódz 2014

    

sobota, 15 listopada 2014

Jesienna "Operacja Wschód"



Nie tak dawno naszła mnie ochota, na popełnienie kolejnej wycieczki po szlakach aglomeracji łódzkiej. Dzień wcześniej spakowałem plecaczek i czekałem tylko, czy aby pogoda nie odwali w ostatniej chwili jakiegoś focha (zapowiadali opady). Ale nie, było całkiem znośnie. Mimo braku słońca i obecności dość silnego wiatru, postanowiliśmy z kumplem uderzyć w teren. Tym razem na celowniku znalazły się rejony wschodnie (z lekkim wychyleniem na północ).
Wyjechaliśmy z miasta autobusem i niebawem zawitaliśmy w powiecie brzezińskim. We wsi Teolin, leżącej przy drodze krajowej 72, dokonaliśmy udanego desantu i ruszyliśmy na szlak. Pierwsze nasze zadanie dotyczyło przebicia się przez Las Wiączyński i odnalezienia cmentarza wojennego z I Wojny Światowej, leżącego na jego zachodnich obrzeżach. Początkowo szliśmy prostym duktem, potem trochę na orientacje, ostatecznie zaś osiągnęliśmy drogę, która doprowadziła nas do nekropolii. Las Wiączyński to jednak nie tylko ów cmentarz. Na jego obrzeżach od strony wsi Ksawerów znajduje się niewielki rezerwat przyrody, a niedaleko samej drogi 72, miejsce straceń ludności Polskiej podczas ostatniej wojny. Przeprowadzono tu kilka masowych mordów, zaś blisko tego miejsca, znajduje się obecnie tajemniczy "bunkier". Dlaczego tajemniczy? Dlatego, gdyż o jego przeznaczeniu krążą już niemalże legendy. I to dość mroczne. Według miejscowych było to miejsce, gdzie hitlerowcy dokonywali egzekucji gazując swoje ofiary. I choć oficjalne źródła o tym milczą (a konstrukcja budowli wydaje się temu przeczyć), to jednak owe historie przekazywane są z pokolenia na pokolenie i uważa się powszechnie, że jest to miejsce kaźni. Faktycznie w środku "bunkra", na leżących masywnych drzwiach, stoi niemal zawsze kilka zniczy lub wiązanek kwiatów. Ściany pomalowane są białą farbą i dlatego nie widać już wyrytych napisów, które rzekomo należały do osób przetrzymywanych tu przed straceniem. Jakkolwiek by nie było, kilka lat temu rozwikłaniem tej zagadki zajęli się ludzie ze Stowarzyszenia Eksploracyjno- Historycznego "Grupa Łódz". Z tego co wiem ustalili, że "bunkier" był wybudowany w latach międzywojennych, a podczas okupacji służył jedynie za magazyn wapna, które to masowo wykorzystywano do przysypywania ciał ofiar egzekucji.  
Miejsce to jest dziś nieco zapomniane, choć podobno jeszcze w latach 90. miejscowy proboszcz wraz z uczniami pobliskiej szkoły dbał o to, by zawsze było tu czysto i nigdy nie brakowało kwiatów.

Niedaleko "bunkra" mieści się pierwsza spora przecinka, na skraju której stoi myśliwska ambona. Jak się bowiem okazało, Las Wiączyński to także ulubione miejsce ludzi polujących na zwierzęta, którzy w pobliżu mają aż trzy swoje siedziby.
Po dotarciu do cmentarza, przystąpiliśmy do jego zwiedzania.
Spoczywa tu obecnie ok. 4 tysięcy żołnierzy, poległych podczas trwania jednej z największych operacji militarnych "wielkiej wojny" na froncie wschodnim, czyli- Bitwie pod Łodzią. Nekropolia na planie kwadratu, podzielona jest na dwie równe części. Po prawej (od wejścia) znajdują się kwatery żołnierzy niemieckich, a po przeciwnej- rosyjskich. Na końcu każdej z części znajduje się aleja zakończona obeliskiem zwieńczonym krzyżem. Obie są niemal symetryczne i cechuje je podobny układ grobów. Na kwaterach oficerskich rolę typowych tablic lub krzyży, pełnią kamienie lub głazy, na których wyryto stosowne informacje. Mogiły szeregowców, to niewielkie, płaskie płyty.
Oprócz tego znajduje się tu wiele mogił zbiorowych, zupełnie anonimowych. Na cmentarzu tym leży też kilkuset Polaków, którzy walczyli po obu stronach konfliktu. Początkowo miejsce spoczynku znalazło tu ok. 800 żołnierzy, głównie tych, biorących udział w zaciętych bojach o pobliską wieś Wiączyń. Dopiero w okresie międzywojennym, w wyniku komasacji, zostały przeniesione tu szczątki żołnierzy pochowanych w wielu miejscach ówczesnej gminy Nowosolna.

Cieszy fakt, że już od kilku lat mogiły nie są skryte w trawach i zapomniane. Wspólnym wysiłkiem członków wspomnianej wcześniej "Grupy Łódz", oraz wielu miejscowych, dokonano znaczącej rewitalizacji nekropolii i poczyniono starania, by pamięć o spoczywających tu żołnierzach była stale żywa. Będąc tam spotkaliśmy nawet paru harcerzy, którzy przeprowadzali akurat pracę porządkowe przed zbliżającym się 1 listopada.

Opuściliśmy cmentarz i zdecydowaliśmy się na przejście obrzeżem Lasu Wiączyńskiego od strony zachodniej, by później przebić się znakowanym traktem w stronę wsi Mileszki.
Zachodnia część lasu, okazała się miejscem bogatym w kilka ciekawych punktów obserwacyjnych w kierunku Łodzi. Mimo umiarkowanej widoczności, bez problemu dało się uchwycić parę charakterystycznych elementów (min. kominy EC-4). W dodatku na skraju lasu odkryliśmy obecność ciekawej instalacji, co do której przeznaczenia, wraz z kumplem wysnuliśmy kilka teorii ;) Dodam tylko, że obiekt jest otoczony podwójnym ogrodzeniem (z zasiekami), naszpikowany kamerami oraz reflektorami i jest nie tylko nie naniesiony na nową mapę, ale też nie można go znaleźć w google earth. Czyżby kolejny tajny radar, baza nasłuchowa, lub inne wojskowe ustrojstwo, o których wspomina np. Dionizy Pietroń?

Po przekroczeniu drogi łączącej Wiączyń z Nowosolną, ukazał nam się krajobraz niemalże pustynny. A to dzięki rozpoczętymi już na tym odcinku pracami nad autostradą A1. Na szczęście wszystko jest jeszcze w powijakach i bez trudu udało się zastaną rzeczywistość skonfrontować jako tako z mapą. Jednak za jakiś czas będzie to chyba trudne, bądź nawet niemożliwe.
Piaszczystymi wydmami i polnymi drogami osiągnęliśmy wkrótce Mileszki, gdzie odwiedziliśmy zabytkowy kościół św.Doroty, po czym utrzymując kierunek północny, weszliśmy w obręb Parku Krajobrazowego Wzniesień Łódzkich.
Park Krajobrazowy Wzniesień Łódzkich 
Na obrzeżach zalesionego wzgórza Radary, odbijamy na zachód i poprzez Stare Moskule i Moskuliki, osiągamy południowy skraj Lasu Łagiewnickiego. Wcześniej jednak (niedaleko ul. Okólnej), odwiedzamy kolejny ciekawy "bunkier". Obiekt ten, był jednym z kilkunastu podobnych schronów dowodzenia obroną przeciwlotniczą, jakie znajdowały się na obrzeżach dawnego Litzmannstadt. Niestety do dzisiejszych czasów przetrwało parę, a ich faktyczny stan pozostawia wiele do życzenia. Te których nie zniszczono i nie zasypano, służą jeszcze lokalnej społeczności za śmietnik, kibel lub miejsce alkoholowych libacji. Cóż...Polska to kraj wielkich możliwości.
Na koniec naszego 20kilometrowego spacerku, zdobywamy jeszcze wierzchołek Rogowskiej Góry (ciekawego punktu widokowego na północno- wschodnią część miasta) i docierając do ulicy Wycieczkowej, kończymy nader udaną jesienną "Operację Wschód". :)

Las Wiączyński

Las Wiączyński- parowy...

I błota

Polana z amboną nr.1

Niedaleko niej, znajduje się ukryty w gąszczu "bunkier"

Widok od strony wschodniej

Wejście

W środku jedno, pomalowane na biało półkoliste pomieszczenie

Gdzieniegdzie "przebijają" cegły

Szybik wentylacyjny

I tenże z zewnątrz

Najbliższe otoczenie "bunkra"

Dalszy szlak...

Wkrótce się kończy i zmuszeni jesteśmy zapuścić się w krzaczory

Niebawem osiągamy sporą przecinkę

Na jej skraju

I przeciwna strona

Środkowa część została niemiłosiernie zryta

Błota zaczęło przybywać

Jakieś tajemnicze tropy

Miły oczom jesienny kontrast

Kolejna przecinka...

I "pilnująca" jej skraju, samotna ambonka

Coraz rzadziej dało się wędrować suchą podeszwą ;)

Ostatnia, napotkana po drodze myśliwska ambona

Jeszcze trochę błotnistych szlaków...

I wkrótce osiągamy szerszy trakt

Przy bezładnym "pniakowisku", strzelamy wspólną fotkę

Chwilowo opuszczamy Las Wiączyński...

By na jego zachodnim skraju, odnaleźć wojskowy cmentarz z I Wojny Światowej

...

...

...

...

...

...

...

...

...

...

...

...

...

...

...

Zabytkowy drewniak w Wiączyniu Dolnym

Znajdujemy polną drogę...

Która kieruje nas ponownie w stronę lasu

Obrzeża Lasu Wiączyńskiego od strony zachodniej

Przez moment brniemy gęstwiną...

A później już wygodnym duktem

Jedno z miejsc obserwacyjnych...

I tajemnicza instalacja, którą ochrzciłem (na cześć pewnego badacza)- Wiączyńską muchołapką! ;)

Widok na zachód

Niebawem opuszczamy las, kierując się w stronę wsi Mileszki

Najpierw trochę polnych dróg...

Później ścieżki przez sosnowy młodnik...

A na końcu lądujemy w piachu ;)

To jednak nie plaża, a teren budowy przyszłej autostrady A1

Widać już szczerzące rdzawe zęby, żelazne instalacje

Trzeba uwieczniać, bo niebawem krajobraz ten przejdzie do historii

Póki co jednak, ten dzielny rumianek nic sobie z tego nie robi ;)

Linia energetyczna kieruje nas prosto do celu

Z okolic Mileszek, widać już kominy EC4 i blokowiska osiedla Widzew-Wschód

Odwiedzamy zabytkowy kościół parafialny św.Doroty z 1766r...

Zbudowany z solidnych modrzewiowych bali

To jeden z najstarszych tego typu obiektów sakralnych w okolicach Łodzi

Kościół św.Doroty

Widok na główny ołtarz

Za Mileszkami

Docieramy do uroczych, brzozowych zagajników...

Ulokowanych na skraju malowniczo wijącej się drogi

Później znów robi się bardziej widokowo

Pól strzegą specjalni osobnicy ;)

I znów trochę kolorów jesieni na wyciągnięcie ręki

Za szosą nr.72...

Na krótko pojawia się asfalt

Wkrótce odbijamy na zachód kolejną gruntówką

Samotne w polu...

Zabudowania Starych Moskuli, ulokowanych przy granicy Parku Krajobrazowego Wzniesień Łódzkich

I droga wiodąca do Moskulików

Sesja wśród przekwitłych nawłoci

Niebawem pojawia się schron

Wejście od strony północnej

Nie widzieliśmy zasieków, pól minowych ani stanowisk ckm-u, zatem- zaryzykowaliśmy ;)

Korytarz

Pomieszczenie główne

I jedno z trzech mniejszych, robiące za lokalne śmietnisko i szalet

Wejście od południa

Widok sprzed schronu na Las Łagiewnicki

Przekraczamy szosę strykowską

I po paru kilometrach podchodzimy pod Rogowską Górę

Widok z góry na Łagiewniki...

Centrum Łodzi...

Część północno- zachodnią...

I krańce północno- wschodnie

Na Rogowskiej Górze