piątek, 28 lipca 2017

Castle Party


Jest takie miejsce. Pełne magii, tajemnicy, oraz klimatu rodem z XIX wiecznej powieści grozy. Zalegająca na malowniczym Pogórzu Bolkowskim piękna warownia, pamiętająca jeszcze najlepsze czasy księstwa świdnicko- jaworskiego. Miejsce niemalże kultowe. Bo właśnie tutaj, w otoczeniu omszałych i przepełnionych fascynującą historią wiekowych murów, już od dwóch dekad ma miejsce jedyny w swoim rodzaju spektakl. Wyjątkowy festiwal, na który zlatują się skąd tylko mogą wszelkie niespokojne, spowite głęboką czernią oraz jaskrawym szkarłatem dusze, zwabione nietuzinkowymi dźwiękami.
Castle Party to prawdziwa uczta dla fanów muzyki alternatywnej. Nie tylko rocka gotyckiego czy cold wave, bowiem od lat pojawiają się tam także rożni reprezentanci awangardowej elektroniki (w rozpiętości od ambientu, poprzez dark electro na klasycznym industrialu skończywszy), a także neofolkupost punku czy różnych odmian mrocznego metalu. Jest zatem w czym wybierać i do czego się dostrajać :)


Ten festiwal to nie tylko znakomici artyści, ale także cała armia oddanych fanów i ortodoksyjnych wyznawców "mrocznej kultury". Dla przygodnego widza może to wyglądać jak odjechany bal przebierańców, ale w istocie to jeden z wielu sposobów na podkreślenie swojej indywidualności, oraz należyte wtopienie się w imprezowy status. Dlatego właśnie tysiące kolorowych i pozytywnie zakręconych ludzi przybywa tu niemalże z całej Europy, by bawić się na imprezie, która w środowisku cieszy się już od dawna opinią jednej z najlepszych w tej części starego kontynentu. I pewnie już tak zostanie.


To właśnie też dzięki tym ludziom, to niewielkie sudeckie miasteczko wraz z zamkiem budzą się nagle z sennego letargu, ożywają na kilka dni, stając się widownią zdarzeń, trudnych do jednoznacznego i konkretnego sprecyzowania ;) Tegoroczna edycja już za nami. Jednak już od wielu lat tak niefortunnie się składa, że nie po drodze mi stare zamczysko, podczas tego wyjątkowego święta alternatywnej muzy. Na imprezie meldowałem się jedynie w latach 2003 / 2004 i wciąż niesamowicie miło wspominam tamte chwile. Mam jednak znajomych, którzy na festiwal zaglądają dość często i dzięki nim jestem niemalże na bieżąco. Nie to, żebym był zagorzałem fanem jakiejś konkretnej subkultury. Po prostu muzyka tego typu jest obecna w moim życiu już od dawna, jeszcze za czasów, kiedy nikt nawet nie myślał o tym, by w Bolkowie urzeczywistniło się podobne muzyczne przedsięwzięcie. Jako zagorzały fan dawnej radiowej "trójki", miałem przecież ciągły dostęp do niszowej muzy, za sprawą znamiennych i niepowtarzalnych audycji ludzi takich jak Piotr Kaczkowski czy Tomasz Beksiński. Cóż...trochę inne czasy. Niestety dziś nawet "trójka" zmieniła już swoje oblicze, wyraźnie kierując się w stronę wzrostu słupków popularności, a nie kultywowania sztuki niepopularnej. Ale zostawmy to...

















Jakby nie patrzeć, bolkowski festiwal to jednak przede wszystkim muzyka. Oto niewielki skrawek, moim zdaniem najbardziej reprezentatywnych wykonawców, jakich gościła tamtejsza warownia (kolejność zupełnie przypadkowa).

Miłego słuchania i pamiętajcie...na Castle Party brzmi to i tak 100x lepiej! ;)

































      

Źródło zdjęć: http://marcinpflanz.com/
virek.pl 
http://czadrow24.pl/ 
internet
          

sobota, 15 lipca 2017

Alegorie "Matrixa"


"Matrix" znają wszyscy. Nie może być inaczej, wszak to chyba jedna z ważniejszych serii s-f w dziejach kina. Być może najważniejsza. Jednak myliłby się ten, kto w obrazie braci Wachowskich widziałby jedynie jednopłaszczyznową historyjkę, skoncentrowaną wokół rywalizacji na linii człowiek- maszyna, okraszoną hipnotyzującą scenerią i futurystyczną nawalanką. Wszak okazuje się, że na tę trylogię trzeba spojrzeć nieco inaczej i przy pomocy odpowiedniego klucza interpretacyjnego, pokusić się o odnalezienie sensu, ukrytego za szczelną zasłoną paraboli. Spróbujmy zatem. Pomoże nam w tym doskonale już znany...Mark Passio.