piątek, 23 czerwca 2017

Naciski, oszustwa i..."gotowanie żaby"


Pewnie każdy zauważył, że od jakichś 2 tygodni bombardowani jesteśmy ze wszystkich stron zmasowaną propagandą na temat nachodźców. Media niemieckie serwują naszym mózgom informacyjny blitzkrieg. Skoordynowane jest to z polityką Unii Europejskiej, a konkretnie Komisji Europejskiej, która ostro zabrała się do prac, które na celu mają przekonanie rządów Grupy Wyszehradzkiej do przyjęcia w swe progi sympatycznych brodaczy, ubogacających nas kulturowo i religijnie.
„Strategia” polityków Unii Europejskiej opiera się na tym, żeby odsuwać w czasie katastrofę społeczno-ekonomiczną, aby oni sami zdążyli nakraść jak najwięcej pieniędzy, zanim dostaną kopa w dupę od europejskich społeczeństw. Nie ma mowy o zatrzymaniu strumienia nowych nachodźców, a tym bardziej o deportacji tych, którzy już w Europie są (nie licząc pojedynczych przypadków). Chodzi już tylko o to, aby nachodźców porozsyłać w te miejsca, gdzie jeszcze ich nie ma, co miałoby zrobić miejsce dla tych, którzy dopiero przybędą. „Strategię” UE idealnie oddaje marcowa wypowiedź Dimitrisa Awramopulosa, komisarza UE do spraw migracji. Powiedział on wówczas: „Nie ma żadnych wymówek!  Nie można już tylko dyskutować o relokacji, ale trzeba działać! Zbliża się wiosna i nie ma czasu do stracenia„. Czyli, tłumacząc na język potoczny: „zabierzcie nam tych nachodźców z Grecji, bo zbliża się wiosna, kolejne setki tysięcy szykują się do inwazji, więc trzeba zrobić im miejsce„. „Strategia” ta jest prymitywna, mało wysublimowana i bardzo krótkofalowa, ale na nasze nieszczęście – unijni politycy z uporem maniaka chcą ją zrealizować.


Powyżej fragment plakatu antykomunistycznego sprzed niemal 100 lat. Dzisiaj sprawa jest również aktualna. Z czem idą dzisiejsi bolszewicy? Z inwazją ludzi obcych nam kulturowo, co okraszone jest propagandą medialną, naciskami politycznymi i „tylnymi drzwiami”, którymi mieliby wlewać się do Polski nachodźcy przy sprzeciwie rządu warszawskiego[...]
Propaganda medialna każdemu jest doskonale znana. Chodzi przede wszystkim o mityczne „7000 kobiet i dzieci z Syrii„. Po głównym wydaniu „Wiadomości” w TVP zawsze jest rozmowa z jednym lub dwoma politykami (początek jest w końcówce „Wiadomości”, reszta jest w TVP Info). Wczoraj gościem był Jan Grabiec, poseł Platformy „Obywatelskiej”. Kilka dni temu PO hucznie ogłosiła bojkot TVP, ale dalej politycy PO tam przychodzą, jak gdyby nigdy nic. Grabiec jest osobą, która skrajnie działa mi na nerwy (zwłaszcza jego cyniczny uśmieszek), uważam, że powinien mieć zakaz pojawiania się w telewizji – on nie potrafi wytrzymać 5 sekund bez przerwania wypowiedzi rywala. W tymże wywiadzie Grabiec atakował rząd PiS, że ci nie chcą przyjmować „7000 kobiet i dzieci z Syrii”. Grabiec to tylko jeden z tysięcy przykładów, bo przekaz jest ustalony dla całej „opozycji totalnej”, dzień wcześniej o „7000 matek z dziećmi z Syrii” mówił Włodzimierz Czarzasty, szef SLD. Przekaz jest jednolity i utrzymywany z żelazną konsekwencją – Platforma, Nowoczesna, SLD, Partia Razem, TVN, Gazeta Wyborcza, tygodnik Polityka, ludzie Sorosa, portale Lisa, media niemieckie zawsze mówią, że w grę w chodzi „7000 matek z dziećmi z Syrii”. Chodzi oczywiście wyłącznie o „zmiękczenie” społeczeństwa, bo w tym krótkim określeniu są 3 kłamstwa. Po pierwsze – matki z dziećmi stanowią mniej, niż 5% liczby nachodźców, reszta to mężczyźni i „dzieci bez matek”, czyli również mężczyźni. Po drugie – nie są oni z żadnej Syrii. Nachodźcy, którzy obecnie docierają do Europy pochodzą głownie z 3 krajów: Bangladesz, Nigeria i Wybrzeże Kości Słoniowej. Syria jest w tej klasyfikacji w drugiej dziesiątce, a to pewnie i tak jest zawyżone, bo wielu nachodźców kłamie, że uciekło z Syrii, aby otrzymać lepszy socjal w Europie. Po trzecie – nie ma mowy o żadnych 7000, gdyż system relokacji polega na dystrybucji „kontyngentowej” nachodźców, według klucza populacji danego kraju Unii Europejskiej. Populacja Polski to około 7% populacji Unii Europejskiej, więc według tego klucza – 7% wszystkich nachodźców miałoby trafić do Polski. Rocznie do Unii Europejskiej trafia około 700.000 nowych nachodźców, mnożąc tą liczbę przez 7% – uzyskujemy wynik w wysokości 50.000 nachodźców rocznie (plus 7% z 1.5 miliona tych, którzy już są w Europie). Czyli na „dzień dobry” dostalibyśmy jakieś 100.000 ubogacaczy, a następnie te rzekome 7000 przypadałoby na Polskę na każde 2 miesiące (a nie jednorazowo, jak to próbują nam przedstawić sprzedajne media i politycy) – do tego jeszcze dochodzi prawo o łączeniu rodzin, więc w dalszej perspektywie wynik należałoby pomnożyć co najmniej przez 3. Zatem, w (powtarzanym do znudzenia) zdaniu „7000 matek z dziećmi z Syrii” chodzi wyłącznie o to, żeby wywołać swego rodzaju precedens. Gdybyśmy się na to w Polsce zgodzili – podpisano by stosowne umowy i uruchomiono machinę relokacyjną. Dopiero potem okazałoby się, że nie są to matki z dziećmi z Syrii (tylko młode chłopy z całej Afryki), a 7000 to tylko przystawka przed daniem głównym. Wówczas byłoby już za późno, żeby to zatrzymać. Dlatego w ogóle nie powinniśmy się na ten system zgadzać.

Zwróćcie uwagę na ciekawe słowo: ponad

Kolejny głupkowaty slogan, który często można usłyszeć w mediach to „uratowanie europejskiego rynku pracy”. Logicznie rzecz biorąc – gdyby nachodźcy mieli pozytywny wpływ na gospodarkę i rynek pracy, to Niemcy nie chcieliby ich za wszelką cenę eksmitować, a wręcz przeciwnie. Jeżeli niektóre kraje uważają inaczej – niech sobie wezmą tą „gospodarczą słodycz” w prezencie, a wówczas ich PKB zanotuje niebywały rozwój. Większość nachodźców nie ma ani chęci, ani kwalifikacji do pracy, zamiast tego wolą pobierać socjal (dżizję). Oczywiście – wśród niemal 2 milionów nachodźców na pewno są jacyś pojedynczy lekarze, inżynierowie i inni fachowcy, ale ci już zostali wyłuskani przez zachodnie firmy i na pewno nie będą podpadać pod system relokacyjny. Zamiast tego Polska dostanie największych możliwych zbójów, łotrów, dżihadystów i wszystkich tych, którzy sprawiają kłopoty, to chyba oczywiste, zwłaszcza biorąc pod uwagę poziom determinacji krajów zachodnich w naciskaniu na Polskę.
Często w lewackich mediach słychać też argument typu „uchodźcy uratują Europę przed wymarciem”. Tego to już w ogóle nie rozumiem. Gęstość zaludnienia w Unii Europejskiej wynosi obecnie 115 osób na kilometr kwadratowy, czyli całkiem dużo. Gęstość zaludnienia w Afryce to około 40 os/km2, czyli 3 razy mniej. Skoro Afrykanie koniecznie muszą ratować świat przed wymarciem, to najpierw powinni ze swoją misją ubogacić Amerykę Południową (23 os/km2) i Rosję (8.5 os/km2). Albo niech najpierw „ciepły Dżastin” Trudeau z Kanady przyjmie „ratowników demograficznych”, bo gęstość zaludnienia jego kraju to raptem 3.5os/km2 – aby osiągnąć europejski poziom zaludnienia, Kanada musiałaby przyjąć ponad miliard nachodźców (całą Afrykę). Zresztą nawet, gdyby ludność Europy zaczęła się zmniejszać, to co z tego? Tak byłoby nawet lepiej, z powodów ekologicznych i zużywania surowców. Co światu do zaoferowania mają Indie, których populacja przekroczyła miliard? Chyba tylko tanią siłę roboczą i groteskowe filmy Bollywood, bo oprócz tego w Indiach występuje głównie nędza, syf, kiła i mogiła oraz katastrofa ekologiczna. Tego chcemy w Europie? Oczywiście pseudoekolodzy od Sorosa stają murem za ideą „ratowania Europy przed wymarciem” i zajmują się jedną martwą wiewiórką w warszawskim parku (pomijam już kwestię traktowania zwierząt przez muzułmanów, bo to nadaje się na osobny artykuł – nie chodzi mi tylko o seks, ale o zabijanie zwierząt dla zabawy). W XIX wieku Europejczyków było o połowę mniej niż teraz, a mimo to zdołali podbić niemal cały świat. Po co ma nas być w Europie coraz więcej? Czy biali mężczyźni nagle przestali być zdolni do zapładniania kobiet, żeby musiano ściągać tutaj miliony „ratowników demograficznych”? Czy 700 milionów obywateli Unii Europejskiej bez pomocy imigrantów wymrze w ciągu jednego pokolenia, a kontynentem zawładną dinozaury? Niski przyrost naturalny w UE nie jest spowodowany brakiem spermy, ale jest to skutek lewackiej ideologii – moda na „przedłużanie młodości” do 40-tki, wyśmiewanie rodzin wielodzietnych, homoseksualizm, aborcja, odejście od chrześcijaństwa. Teraz te same lewackie kręgi chcą nas „ratować demograficznie” ściąganiem tutaj kultury islamskiej, całkowicie przeciwnej ideologii, którą sami wprowadzili, gdzie nastoletnie dziewczyny (ubrane w worki po cemencie) często posiadają już dwójkę lub więcej dzieci.

Niemieccy lewacy w natarciu

Wróćmy do spraw bieżących, bo znów się niepotrzebnie rozpisałem o sprawach medialno-ideologicznych – gdy zacznę pisać o głupocie lewactwa, to wpadam w „ciąg”, jak alkoholik po wypłacie.

Jak pewnie każdy zauważył – Instytucje Unii Europejskiej ostatnimi czasy wzmogły naciski na Polskę w sprawie nachodźców. Grożą nam kary finansowe i zatrzymanie funduszy strukturalnych. W praktyce jednak – są to strachy na lachy. Wczoraj na ten temat wypowiadał się profesor Piotr Wawrzyk, jeden z najlepszych polskich ekspertów od unijnego prawa.  Powiedział on, że ścieżka biurokratyczna, która miałaby zaprowadzić do sankcji jest bardzo długa. Potrzebne są niezliczone debaty, potem ostrzeżenie, następnie ostateczne wezwanie do przyjmowania nachodźców, potem znów niezliczone debaty, później głosowanie wszystkich państw za sankcjami (z prawem liberum veto) i na koniec dopiero sankcje (poprzedzone kolejną prośbą o przyjęcie nachodźców). Profesor Wawrzyk oszacował, że w najszybszym możliwym przypadku – proces ten zajmie 3-4 lata, a realnie rzecz biorąc – dwa razy dłużej. Polska i jej sojusznicy mogą dodatkowo spowalniać ten proces, wykorzystując betonową unijną biurokrację, oraz stosując wiele przysługujących nam procedur i argumentów, np. zasłonić się milionem uchodźców z Ukrainy, lub odwołać się do faktu, że de facto żaden kraj UE nie wywiązał się w 100% z obowiązków relokacyjnych. Odsuwamy w ten sposób problem na wiele lat, podczas których na pewno sporo się wydarzy – menel Juncker odejdzie ze stanowiska, obozy we Włoszech i Grecji pękną w szwach, nachodźcy zorganizują dziesiątki krwawych zamachów terrorystycznych i tysiące mniejszych „incydentów”, władzę w wielu krajach UE odzyska prawica, być może kolejne kraje opuszczą eurokołchoz. W tym czasie odbędą się też negocjacje w sprawie nowego rozdania unijnych funduszy i na pewno zostaną one mocno zmniejszone (względem dotychczasowego poziomu), w dodatku odszedł jeden duży płatnik (Wielka Brytania), a doszli kolejni biedni beneficjenci (Rumunia i Bułgaria) – okaże się więc, że kwota, która miałaby trafić do Polski jest zbyt mała, by było o co walczyć.
Najważniejsze w tym momencie jest to, aby rząd PiS nie poddał się i nie zaczął przyjmować nachodźców już teraz. Naciski z zachodu są ogromne, ale według mnie osłabną w październiku, gdy minie termin „ultimatum” oraz będzie po wyborach parlamentarnych w Niemczech. Obecnie Angeli Merkel bardzo zależy na złamaniu Polski, bo to byłoby jej wielkim politycznym sukcesem, który mocno zwiększyłby popularność ‚Makreli’ wśród niemieckich wyborców. Po wyborach do Bundestagu (jakkolwiek by one nie wypadły) – odpadnie nam problem niemieckiej kiełbasy wyborczej, jaką jest eksport islamskich zbójów za wschodni brzeg Odry.

Bez komentarza

Rząd PiS na szczęście prezentuje twarde stanowisko i skutecznie odpiera wściekłe ataki z zagranicy. Obecnie mamy do czynienia z polityczno-medialną „gównoburzą”, polegającą na ostrzale premier Szydło i jej przemówienia w niemieckim obozie Auschwitz-Birkenau. Powiedziała ona, że Polska musi chronić własnych obywateli. Opozycja totalna, media lewackie i zagranica wpadły w szał, wezwano premier Szydło do złożenia oficjalnych przeprosin za to „skandaliczne” zdanie. „Oburzeni” nawet nie potrafią wytłumaczyć, w którym miejscu tego zdania jest rzekomy skandal. Nawet organizacje żydowskie nie widzą w tym problemu (mimo, że słyną z tego, że na ogół wszędzie widzą problem). Jednakże Niemcy i ich wierni jurgieltnicy pompują wersję, jakoby Szydło mówiła o uchodźcach. Oczywiście nic na ten temat nie powiedziała, ale Niemcy stosują słynną doktrynę Jacka-Hugo Badera, brzmiącą „nawet jak tego nie wypowiedzieli – czułem to”. Szydło też nic nie powiedziała o uchodźcach, ale to nieważne, bo jej przeciwnicy czują, że jej przemówienie było anty-uchodźcze. PiS na szczęście odpiera te idiotyczne ataki i stoi twardo w sprawie nachodźców (razem z pozostałymi krajami grupy V4).
W Polsce panuje system partyjny, a każda partia robi wszystko, aby zyskać władzę (wersja minimum to osiągnąć próg wyborczy, aby dostać wsparcie z budżetu państwa). Władza to cel każdej partii, bo to umożliwia im kontrolę nad budżetem, obsadzanie spółek skarbu państwa, ciepłe posadki. Jedyny plus tej sytuacji jest taki, że partie wybierane są w demokratycznych wyborach, więc muszą mieć poparcie społeczne, aby dorwać się do władzy i ją utrzymać. Polskie społeczeństwo jest przeciwko przyjmowaniu nachodźców, dlatego PiS stoi twardo w kontrze do Brukseli i Berlina, bo inaczej społeczeństwo by ich pogoniło w wyborach. Gdyby jednak partie wybierane były nie-demokratycznie, albo gdyby Polacy nagle zechcieli przyjmować nachodźców – rząd PiS od razu zacząłby ubogacać nasz kraj brodatymi matkami z dziećmi. Na szczęście jest demokracja, a Polacy sobie nie życzą ubogacenia brodatego, więc póki co – nie mamy się o co martwić. Zagrożeniem są media lewackie, próbujące „urobić” mózgi Polaków metodą „7000 matek z dziećmi z Syrii”, ale na szczęście – ich propaganda nie zyskuje nowych zwolenników, zwłaszcza jeśli chodzi o przyszłość narodu – młodzież, biegłą w obsłudze internetu.

Biedne kobiety z dziećmi przy granicy węgierskiej

Paradoksalnie rzecz biorąc – naszymi sojusznikami są sami nachodźcy, którzy nie chcą zostać siłą osiedleni w Polsce. W Bangladeszu, Nigerii, Pakistanie, Wybrzeżu Kości Słoniowej, Etiopii i innych głównych „eksporterach” ubogacaczy kulturowych, nie ma żadnych wojen. Ludzie stamtąd wyjeżdżają z powodu biedy i marnych perspektyw ekonomicznych. Są to imigranci ekonomiczni, ale nie tacy jak Polacy (którzy jadą harować do pracy i powoli się dorabiać), tylko socjalni (liczący na zasiłki). Oni wyjeżdżając ze swojego ojczystego kraju nie brali pod uwagę, że mogą trafić do Polski, bo wówczas w ogóle by nie wyjeżdżali. Oni od początku chcieli dostać się do Niemiec, Francji, Szwecji i innych krajów, oferujących bogate świadczenia socjalne. Do Europy zapraszała ich Angela Merkel, a nie Polska. Dlatego sprowadzanie ich siłą do Polski jest swego rodzaju oszustwem i niewywiązaniem się z obietnic. Sami nachodźcy będą bronić się rękami i nogami, aby tylko nie zostać przeniesieni nad Wisłę. Jednakże Bruksela zaleca robić to siłą, a to może być problem (wszak wsadzenie małych grup nachodźców w autobusy do Polski to łatwizna, a lewackich aktywistów i ich mediów „przypadkiem” w pobliżu nie będzie). Często wśród prawicowców słychać głosy: „przyjmijmy tych uchodźców, a oni na następny dzień uciekną do Niemiec, wtedy problem z głowy”. Niby logiczne, ale nie jest to takie proste, jak mogłoby się wydawać. Nachodźcy przydzieleni do Polski już na zawsze zostaną związani z naszym krajem na podstawie odcisków palców. Gdy uciekną do Niemiec – ci ich cofną z powrotem, a Polska zapłaci kary za ich „nieupilnowanie” (kara za złamanie swobody podróżowania po UE). Już teraz Polska ma taki problem z Czeczenami, którzy wyłapywani są w Niemczech i zawracani do Polski. Podobnie jest we Włoszech, gdzie obecnie dociera główny szlak przemytu nielegalnych imigrantów. Włosi błagają inne kraje, żeby ich odciążyć, bo oni już nie mają u siebie miejsca. Teoretycznie – Włosi mogliby wypuścić nachodźców z obozów, rozdać im mapy i powiedzieć, że mają 48 godzin, żeby opuścić kraj. Wówczas nachodźcy pędziliby na północ, aż by się kurzyło. Tak jednak się nie dzieje – z jakichś względów Włosi nie pozwalają tym nachodźcom wyjechać z kraju, mimo, że graniczą z Francją, Szwajcarią i Austrią. Zresztą nie byłbym taki pewny, że nachodźcy chcieliby uciekać z Polski. Wsparcie socjalne dla nich byłoby wielokrotnie większe, niż dla bezdomnego i bezrobotnego Polaka – nie ma tutaj mowy o równości w ujęciu klasycznie lewicowym, lecz zastosowany byłby twardy, anty-biały rasizm. Dostawialiby oni z naszych podatków tyle samo, co w Niemczech (gdzie koszt ich utrzymania wynosi ponad 1000 euro na osobę miesięcznie). Dlatego uważam, że argument: „przyjmijmy uchodźców, a oni sami za chwilę uciekną do Niemiec” jest szkodliwy i powinien zniknąć z debat wewnątrz-prawicowych. Niemcy po prostu by tych nachodźców zawracali do Polski, a kwestią czasu byłoby przywrócenie kontroli granicznych i nie wpuszczanie do Niemiec tych nachodźców, którzy „przypisani” byliby do Polski (tak samo, jak to zrobiły kraje graniczące z Grecją i Włochami). Ponadto – wielu nie chciałoby stąd uciekać, mając w zasięgu ponad 1000 euro socjalu, piękny kraj, piękne kobiety.

Biedne kobiety i dzieci u wybrzeży Włoch

Podsumowując, Unia grozi Polsce – oficjalnie, ale też pośrednio, wykorzystując opozycję i usłużne media, propagujące mit „7000 matek z dziećmi”. Rząd PiS ma świadomość, że społeczeństwo nie życzy sobie nachodźców, więc gdyby zostali tu oni sprowadzeni – PiS straciłby dostęp do koryta, czyli rację bytu. Zagrożenie jest jedno – gdyby Polacy dali się przekonać do ściągania nachodźców, to wybraliby do władzy którąś z partii „opozycji totalnej”, albo też sam PiS nagle zmieniłby zdanie o ubogaceniu kulturowym. Europa zachodnia jest już stracona i nic im już nie pomoże, nawet gdybyśmy przyjęli od nich te ustalone 7%. Dlatego po prostu my, jak zwykli zjadacze chleba nie powinniśmy ulegać naciskom, próbując przekonać do swoich racji osoby niezdecydowane i ogłupione przez TVN, Wyborczą i spółkę. Politycy muszą mieć świadomość, że aby mieć dostęp do koryta – muszą sprzeciwiać się Brukseli i Berlinowi. W przeciwnym razie – marny nasz los.

RacimiR, 17.06.2017

***

Zatem biją pianę, kręcą i na każdym kroku próbują straszyć. Nie tylko nas, ale i Madziarów, którzy już kilka razy pokazali Brukseli wyprostowany środkowy palec. Co dalej? Myślę że metoda "małych kroczków" stanie się na dobre obowiązująca. I z tego co widać nie tylko dzięki pomocy wiadomych mediów, ale też z sumienną pomocą notabli polskiego KK. Nie na darmo placówki Caritasu, w pocie czoła szykują kolejne miejsca do relokacji najeźdźców. To już się dzieje. Mamy więc zmowę milczenia środowisk katolickich, które pod płaszczykiem samarytanizmu i pomocy bliźniemu, gotowe są zaszczepić na polski grunt kulturę, która przecież stanowiła i zawsze stanowić będzie pole do zaistnienia potencjalnych konfliktów. Schizofrenia? E...nie, raczej czysty interes. Po prostu "mów mi do ręki, nie do ucha", jako koronny argument przy załatwianiu podobnych spraw.
A przecież dzieją się jeszcze inne ciekawe rzeczy. Jak informuje polska Straż Graniczna, przez pierwsze trzy dni zniesienia wiz dla obywateli Ukrainy, naszą wschodnią granicę przekroczyło ich już 8 tysięcy. Przez trzy dni...
Zatem mamy już w swoich granicach najazd, tyle że nie z Azji czy Afryki, a jego skutki na razie nie stały się dla statystycznego Kowalskiego specjalnie namacalnie. Choć to szybko się zmienia. Nie jest bowiem czczą pogłoską fakt, iż niedawno we Wrocławiu nacja spod żółto-niebieskich sztandarów, wystosowała apel o uznanie języka ukraińskiego jako drugiego, obowiązującego w urzędach. Ale cóż, skoro tak lawinowo rośnie ich społeczność, to przecież w konsekwencji tego wypada jedynie spodziewać się konkretnych i dosadnie sprecyzowanych żądań z ich strony. Mamy mieć im to za złe? Przecież oni po prostu walczą o swoje, robią to co uznają za stosowne bowiem zrozumieli, że jest ich już na tyle dużo, iż z powodzeniem mogą wywierać presję na administracje i władze na danym terenie. A to dopiero początek. Tymczasem Polak o tym nie myśli, bo woli mecze w telewizji i właśnie przymierza sandałki (skarpety już ma) na letnią kanikułę. Nie interesują go buńczuczne ukraińskie przemarsze w Przemyślu, którym zapewnia się ochronę i eskortę, niczym z obchodów głównych uroczystości państwowych (kto za to zapłaci, bo przecież nie prezydent Choma, czy reszta urzędników przemyskiego ratusza?).
Nie zawraca sobie też głowy awanturami, jakie wszczynają Czeczeni rozmieszczeni w niektórych ośrodkach (vide- Coniew, koło Góry Kalwarii).
Wszystko na razie wydaje się być odległe, mgliste i pozbawione elementu realności. Coś na kształt surrealistycznego koszmaru, który odczuły jedynie społeczeństwa Europy zachodniej. Ale niestety, "gotowanie żaby" już się rozpoczęło. Pytanie tylko...jak mocno odkręcony jest palnik.


Źródło artykułu: https://bialyrasizm.pl/  
Zdjęcia: internet
Korekta: Medart 
      


6 komentarzy:

  1. Badanie przeprowadzone między 12 grud.2016 a 11 stycz.2017 r w 10 krajach UE także w Polsce.
    www.bosch-stiftung.de/content/language1/downloads/The_Future
    _of_Europe_Study.pdf

    https://www.youtube.com/watch?v=9ed3nlBi3dw
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. 100/100! Zob. także: http://wszechocean.blogspot.com/2017/06/agent-donosi-z-terenu-projekt-x.html - pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja się zastanawiam, czy szybciej UE zreformuje się od środka, przejdzie na prawicowy elektorat, czy Polska wyjdzie z UE.
    Według Anglików i Francuzów dla nich już jest za późno. Niestety. Mówią o tym otwarcie = w filmach z sieci (YT).
    Agent 007.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Reforma UE może pójść tylko w jednym kierunku- całkowitego autorytaryzmu. W końcu po to ładuje się kasę w ten chociażby multikulturalizm. Jak sytuacja będzie już prawdziwie gorąca i nie do zniesienia, ogłoszą wszem i wobec "pełne reformy", zaczipują ludzików, najbardziej niesfornych udupią, a resztę poprzez strach lub obietnicę zagonią do obozów pracy.

      Usuń
  4. Żyjemy pod dyktando oligarchii zglobalizowanego kapitału finansowego.Oligarchowie posiadają moc,jakiej nie posiadał nigdy żaden cesarz,król,papież na tej planecie.Nie ma nad nimi żadnej kontroli społeczeństwo,rządy i organizacje międzynarodowe.Nagromadzenie bogactwa w rękach nielicznych jest wynikiem"kanibalistycznego porządku świata",który jest"morderczym instrumentem"przeciwko biednym i najbardziej biednym.Ale ten"kanibalizm"też pęknie,tylko trzeba znaleźć odpowiednie"ręce",aby obalić kanibalistyczny porządek świata,nikt tego za nas nie zrobi.Wszystko jest podporządkowane pod maksymalizację zysku.Ogromne bogactwo skoncentrowane w rękach oligarchów to ogromne niebezpieczeństwo.Mają oni ogromny wpływ na demokrację-obecna demokracja to symulacja.
    Trwa III wojna światowa przeciw narodom Trzeciego Świata,która pochłonęła już 53 mln ofiar(II w.św.57 mln).
    Ofiarami są ludzie,którzy zginęli z głodu,wojen,epidemii,
    zanieczyszczonej wody,zniszczenia klimatu,itd.
    Bogaci oligarchowie to ludzie ludożercy,którzy chcą doprowadzić do kanibalistycznego porządku na świecie.
    Maksymalizacja zysku,czyli chcą zgromadzić jak największe bogactwo w jak najkrótszym czasie,za wszelką cenę.
    Po jednej stronie 85 najbogatszych oligarchów,po drugiej góry trupów.Co 5 sek umiera dziecko do lat 10,z głodu lub jego bezpośrednich przyczyn.Świat mógłby dzisiaj wyżywić 12 mld ludzi bez żadnych problemów.Głód jest sztuczny,spowodowany przez oligarchów kanibali.

    NASA ma ogłosić o istnieniu życia na innych planetach i nie ogłasza.
    https://www.youtube.com/watch?v=HGh8n1XxDrg

    "W ub.tygodniu NASA zidentyfikowała 219 potencjalnie nowych światów,w tym 10 podobnych do Ziemi.Jesteśmy na drodze dokonania jednego z największych i bezprecedensowych odkryć w historii."powiedział szef NASA prof Zurbuchen Thomas.
    :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od wieków jesteśmy trzymani z dala od wiedzy. To co nią nazywamy, to tylko ochłapy i strzępki, rzucane nam jak marne kawałki strawy wygłodniałemu zwierzęciu. Ochłapy. Nie rozumiejąc kim jesteśmy i czym w istocie jest życie, nigdy nie powrócimy do stanu równowagi i nigdy nie docenimy tego co posiadamy. A o to IM przecież chodzi.

      Usuń