sobota, 2 lutego 2019

Masyw Śnieżnika 2017


Część 2- Międzygórze Górne- Góra Parkowa (węzeł szlaków)- Rozdroże pod Żmijowcem- Przełęcz Śnieżnicka- Żmijowiec- Mariańskie Skały- Dzialcowy Leszczyniec- Przełęcz Żmijowa Polana- Przełęcz pod Jaworową Kopą- Czarna Góra- Rozdroże pod Lesieńcem- Lesieniec- Rozdroże pod Igliczną- Schronisko "Na Iglicznej"- Międzygórze

Przeskakujemy do dnia trzeciego. Drugi- zwiedzanie Międzygórza i najbliższej okolicy, zostawimy sobie na deser. Dzień wstał pogodny i rześki. Wieczorna burza która przewalała się nad okolicą, znacznie ostudziła aurę. Było więc chłodniej i wietrzniej, zatem przegrzanie na pewno nam nie groziło. Opuściliśmy Międzygórze tak, jak osiągaliśmy je dwa dni wcześniej. Jednak w jego górnej części, zaraz przed ostatnim mostem i parkingiem, zeszliśmy ze szlaku czerwonego i odbiliśmy w lewo. Teraz za znakami niebieskimi, kierowaliśmy się dość łagodnym szlakiem w kierunku północnym, cały czas lasem, aż do wyraźnej przecinki w okolicy węzła szlaków przy Górze Parkowej. Zmieniliśmy kierunek i kolor szlaku na zielony. Od tej pory rozpoczynamy niewielkie wspinanie, a już później trawers góry Smrekowiec. Jest tak, aż do spotkania czerwonego szlaku rowerowego. Później doznajemy niemalże szoku. Pamiętaliśmy tę trasę dosyć dobrze, jednak jak się okazało, od naszego ostatniego pobytu zaszły tu drastyczne zmiany. Cała droga została tu wyrównana, poszerzona, a las z obu stron wycięty na dobrych kilka metrów. Jest tak na całym odcinku tego szlaku, biegnącego równolegle od Mariańskich Skał po Drugi Żmijowiec. Jedyna pociecha dla kogoś spragnionego widoków taki, że z prawej strony można niekiedy ładnie dojrzeć Średniaka, wraz z jego najbliższym otoczeniem. Tak jest prawie do samego Rozdroża pod Żmijowcem, za którym już wkrótce osiągamy Przełęcz Śnieżnicką. To najważniejszy węzeł szlaków w tej części Masywu Śnieżnika. Odchodzi od niego w różnych kierunkach, aż sześć dróg. My "przesiadamy się" na szlak czerwony, tyle że wiodący nie na Hale pod Śnieżnikiem, a w stronę przeciwną. Przechodzimy raptem kawałek, by wpaść na kolejne pobojowisko po niedawnej wycince. Środek drogi całkowicie zryty jest gąsienicami ciężkich pojazdów, zatem zmuszeni jesteśmy obchodzić bokami. Niestety i tu las na sporym obszarze jest zdewastowany, a pokładzione wokół młode świerki zalegają masowo, znacznie utrudniając wędrówkę. Gdzieś z prawej strony, z okolic Gęsiej Gardzieli, dochodzą do nas szaleńcze dźwięki pracujących pilarek. Widać więc, że masakra przeniosła się w dół zbocza. Po dobrych kilkuset metrach możemy powrócić na drogę, choć już obawialiśmy się, że przyjdzie nam przedzierać się tak zniszczonym lasem, aż do Mariańskich Skał. Jednak skoro zaczęli wycinkę od strony przełęczy, to być może sukcesywnie będą przemieszczać się dalej, wzdłuż grzbietu Żmijowca. Mało podbudowani tą myślą, ruszyliśmy dalej.
Nie upłynął kwadrans, gdy zameldowaliśmy się na Drugim Żmijowcu. Znajduje się tu niewielka wychodnia gnejsowa, z której podziwiać można ładne widoki, min. na Śnieżnik, Stromą, Dolinę Kleśnicy, Młyńsko i oczywiście Góry Bialskie i Złote. Ilekroć tu jesteśmy, robimy sobie dłuższą przerwę na kontemplację. Tak było i tym razem. W końcu jednak nasyceni odpowiednimi wrażeniami, ruszamy dalej. Świerkowy młodnik rzednie i ubożeje, więc po jakimś czasie również z grzbietu można dostrzec wiele i to w różnych kierunkach. Zauważamy, że i tu na sporym obszarze znacznie przetrzebiono młode drzewa. Tymczasem wiatr się wzmaga i jak na złość, chowa się słońce, zatem robi się trochę mniej przyjemnie. Obieramy za cel Mariańskie Skały, położone na tzw. Pierwszym Żmijowcu, nieco z boku czerwonego szlaku, wiodącego jego grzbietem. Stoi tutaj tablica edukacyjna informująca o dojściu do tej formacji, zatem nawet ktoś słabiej zorientowany, może dotrzeć tam bez wysiłku. A może jednak lepiej, gdyby jej tu nie było? Ci którzy chcą i tak tam trafią, natomiast cała reszta, "w sandałkach i z reklamówkami biedronki", nie będzie musiała kalać kolejnego, fajnego miejsca w tych górach. Do czego nawiązuje? Otóż z Mariańskich zabraliśmy dwie butelki po piwie, puszkę po konserwie i kilkanaście folii po cukierkach czy batonach, które pozostawili tutaj jacyś "zdobywcy gór". Cóż...niektórzy pewnie zarzucą mi zaraz szerzenie pewnej dyskryminacji i niepoprawności kulturowej, ale...mam to w nosie. Zawsze uważałem i wciąż uważam, że góry wcale nie są dla wszystkich. I nie o predyspozycje danego organizmu, czy kwestie zdrowotne chodzi. Idzie mi o to, że ostatnio panująca i podtrzymywana medialnie moda na ich "zdobywanie", rzutuje rosnącą liczbą aktów bezmyślności, chamstwa, cwaniactwa oraz wandalizmu. Pojawiają się bowiem w tej przestrzeni jednostki, które swoim modus operandi udowadniają, że zasługują co najwyżej na pobyt w zoo, i to bynajmniej nie od strony zwiedzających.
Wybaczcie dygresję, ale przy tych wspominkach jakoś mi się ulało. Zatem Mariańskie Skały. Dotarliśmy tam zarastającą już częściowo drogą, odchodzącą od szlaku czerwonego. Cała formacja zbudowana jest z kilku, ulokowanych na przestrzeni kilkudziesięciu metrów skałek gnejsowych, otoczonych dywanem jagodzin i młodym lasem świerkowym. Czubki co poniektórych drzew, zubażają już widoki na poszczególne miejsca, ale ogólnie można stąd dojrzeć naprawdę dużo. I dookolnie. Nie spędzamy tu już tyle czasu co wcześniej, bo nie dość że mocniej wieje, to jeszcze spod stóp, co chwilę czmychają przestraszone naszą obecnością żmije (widzieliśmy dwie). Zatem zawracamy. Jako ciekawostkę mogę podać fakt, że niebawem powstanie szlak (gdy piszę te słowa, być może już istnieje), łączący Mariańskie Skały ze Smrekowcem i pewnie prowadzący jeszcze dalej, w stronę Góry Parkowej. Widzieliśmy już bowiem słupek z takim oznaczeniem, choć jeszcze bez naniesionego odpowiedniego koloru.
Grzbietem Żmijowca zmierzamy dalej na północ. Sceneria się zmienia, a coraz bardziej wyrazistą dominantą krajobrazu, staje się teraz Czarna Góra, kolejny cel naszej wycieczki. Idziemy fragmentem grzbietu zwanym Dzialcowym Leszczyńcem, którego stoki opadają gwałtownie w stronę Doliny Kleśnicy, a z drugiej, potoku Bogoryja, który właśnie gdzieś tu ma swoje źródła. I znów zauważamy spore zmiany, jako że od naszej ostatniej wizyty, znacznie przetrzebiono drzewostan. Raz w słońcu, raz bez, ale wciąż z towarzystwem przenikliwego wiatru, docieramy w końcu do Przełęczy Żmijowa Polana. W niewielkiej wiatce raczymy się skromnym posiłkiem i rozgrzewamy herbatą. Przez moment z przechodzących chmur zaczyna nawet kropić, ale nasze groźne spojrzenia kierowane ku górze chyba przynoszą efekt, bo niebawem przestaje. Ruszamy dalej czerwonym, tym razem już wyraźnie pod górę. Czeka nas podejście pod Przełęcz pod Jaworową Kopą, niewielkie siodło, u stóp wierzchołka Czarnej Góry. Z każdym metrem coraz bardziej radują się serca, jako że aura faktycznie robi nam niespodziankę. Chmury rozpraszają się znacząco, słońce zaczyna przejmować inicjatywę i nawet wiatr trochę słabnie. W takich warunkach mijamy niebawem przełęcz, i rozpoczynamy atak na warstwę szczytową dawnej Schwarzer Berg.

Sienna (Heudorf), oraz Czarna Góra w latach 30. XX w.

Przy podejściu coraz częściej przystajemy, lecz nie tyle z wysiłku, co chęci podziwiania coraz szerzej otwierających się panoram. W końcu osiągamy rumowisko gnejsowych skał, ulokowane tuż pod wierzchołkiem. Uwielbiam to miejsce. Właśnie z tych skałek i ich najbliższego otoczenia, bardzo lubię podziwiać tutejsze pasmo. Mimo tego, że przecież wieża ulokowana nieco wyżej, oferuje znacznie szerszą perspektywę i świetne widoki, również na resztę Sudetów. Ale tu jest jakoś wyjątkowo. Przynajmniej dla mnie :) Oczywiście niebawem wchodzimy na sam szczyt i zdobywamy wieże. Nawet tu nie ma nikogo, choć przecież wyciąg z Siennej działa i potencjalnie mogliśmy trafić na jakichś ludzi. Ale jak widać, mamy szczęście :)  Na wieży spędzamy dobre 20 minut, jako że przy takiej pogodzie i okolicznościach, grzechem byłoby tak tego nie spożytkować. Później wracamy. Najpierw jeszcze raz, na wspomniane wcześniej skałki, a następnie ponownie schodząc do Przełęczy pod Jaworową Kopą. Dopiero na tym szlaku, spotykamy pierwszego (i ostatniego), mijającego nas turystę, z którym zamieniamy parę zdań. Okazuje się, że wędruje ze Stronia Śląskiego do Międzygórza. Tempo ma jednak iście zabójcze, i niebawem znika gdzieś przed nami w szpalerach świerka i kosówki. Jak się okazało, spotkaliśmy go jeszcze tego samego dnia, już w miejscowości nad Wilczką :)
Od przełęczy kierujemy się już szlakiem zielonym, który po zachodnich stokach Czarnej Góry, sprowadza nas na Rozdroże pod Lesieńcem, a później sam Lesieniec, skąd już kilkanaście minut dzieli nas od Sanktuarium Matki Bożej Śnieżnej, oraz schroniska "Na Iglicznej", dawnego obiektu PTTK, obecnie w rękach prywatnych.

Schronisko "Maria Śnieżna". Końcówka lat 20. XX w.

"Budynek powstał ok. 1880 roku, jako gospoda dająca schronienie nie tylko pielgrzymom, ale i coraz liczniejszym turystom. Nosiła nazwę 'Zur Schone Aussicht' (Pod pięknym widokiem) i słynęła z widoku na Śnieżnik, dziś nieco ograniczonego. O dawnej popularności Iglicznej świadczy fakt, że właśnie tu Kłodzkie Towarzystwo Górskie wyznaczało pierwsze szlaki. W latach międzywojennych były tu już trzy gospody, szczególnie popularne wśród narciarzy (dwie pozostałe przestały istnieć w latach powojennych). W 1950 r. PTTK uruchomiło w budynku gospody schronisko 'Maria Śnieżna'. " 

Na teren Sanktuarium nie wchodziliśmy, natomiast w schronisku planowaliśmy wrzucić coś "na ząb". Jakież było nasze zdziwienie, kiedy odkryliśmy, że wszystko zabite na głucho. A przecież była raptem 17. Gdy dzwonienie i pukanie nie przyniosło rezultatu, postanowiliśmy ulokować się na pobliskich ławkach i tutaj dokończyć resztkę herbaty z termosu. Dopiero po jakimś czasie w schronisku otworzyło się okno, i pojawił się w nim właściciel, który zaczął tłumaczyć się, że zamknęli z powodu...braku gości. Jednakże już niebawem znalazł się przy drzwiach, otworzył nam, a w chwilę potem siedzieliśmy w środku, zaś jego małżonka przygotowała nam naleśniki (niestety odgrzewane). Ceny tam bardzo zawyżone, zresztą menu raczej nie powalało. Czy zatem obiekt ten zasługuje na miano schroniska, czy tylko jakiejś prywatnej knajpy, która otwiera swoje podwoje dopiero podczas zmasowanego szturmu wycieczek do sanktuarium? Rozczarowuje takie podejście, tym bardziej, że kilka lat wstecz zostaliśmy potraktowani tu zdecydowanie poważniej (no chyba, że po prostu mieliśmy szczęście).
Ostatnim etapem trasy, było zejście do Międzygórza szlakiem czerwonym, później drogą trawersującą wzniesienie Toczek od południa, a następnie, widokową ulicą Leśną.

Górna część Międzygórza

Zaraz za leśniczówką, wchodzimy na szlak niebieski

Grzbiet Smrekowca, od zachodu

Mijamy drogę ze szlakiem rowerowym

Ostatnie metry przed rozdrożem

Tuż za nim, już na szlaku zielonym

Trawers Smrekowca, tym razem od północnego zachodu

Ogrodzone szkółki z młodymi sadzonkami

Znad ściany lasu, chwilami coś widać

Zmiana kierunku i trochę stromiej

Na Smrekowcu

Słupek z nowym szlakiem. Na kolor jeszcze się nie zdecydowali (zapewne będzie czarny)

Przed skrzyżowaniem z drogą rowerową, po raz pierwszy wyłania się Śnieżnik

Wciąż na zielonym. Przed nami, szlak już mocno zmieniony 

Widok na Średniak

Splantowali tu wszystko niemiłosiernie

Kolejne widoki, stopniowo ustępujące pod naporem lasu

W stronę Rozdroża pod Żmijowcem

c.d.

Rozdroże tuż tuż

Chwilę potem, zaczynamy podchodzić pod przełęcz

c.d.

Węzeł szlaków na Przełęczy Śnieżnickiej

Zaraz za nią, zaczyna się armageddon

Zejście ze szlaku niewiele pomaga

Dobre kilkaset metrów, przebijamy się przez strasznie zniszczony las : (

Żal patrzeć...

Później robi się już normalnie

W stronę Drugiego Żmijowca

Rzut oka za siebie

Pojawiają się pierwsze skałki

W końcu docieramy na gnejsową wychodnie, skąd podziwiamy...

Śnieżnik...

Stromą...

Dolinę Kleśnicy, Młyńsko, Góry Bialskie...

okolice Stronia Śląskiego i Góry Złote

Relaks na skałkach

Obok, jest też zagospodarowane miejsce do odpoczynku

Ruszamy dalej

Las znika, niczym ucięty nożem

Pojawiają się widoki...

najlepsze wciąż na Śnieżnik...

ale też Mały Śnieżnik i Puchacz

Od wschodu natomiast, wygląda to coraz biedniej

Niekiedy mijamy rozlewiska po wczorajszej ulewie

Kolejne miejsce postojowe, choć już w gorszym stanie

Tu chwilowo odbijamy na zachód...

i niebawem osiągamy...

Mariańskie Skały

Wdrapujemy się wyżej...

skąd widać znacznie więcej

I ponownie widok na "Króla Ziemi Kłodzkiej"...

oraz Czarną Górę

Pod nogami nierówne, spękane gnejsy

Dalszy widok, na Obniżenie Bystrzycy, Góry Bystrzyckie, Orlickie...

i częściowo Stołowe. Za kilka lat, zapewne nieosiągalny

Na Mariańskich Skałach

Ponownie na szlaku przez Żmijowiec

Kolejne spore przecinki...

dzięki którym Czarna Góra, wydaje się być jeszcze bliżej

Ładnie też widać Igliczną...

oraz ponownie, dalsze pasma Sudetów Środkowych

Zagłębiamy się w las...

by wkrótce, dotrzeć do Przełęczy Żmijowa Polana

Za nią początkowo jest jeszcze płasko...

ale z czasem, teren wyraźnie się wznosi 

Szlak na Przełęcz pod Jaworową Kopą

Znów otwierają się widoki

W tle majaczą już Jeseniky- najwyższe pasmo Sudetów Wschodnich

Podejście pod Czarną Górę

Z każdym krokiem, widzimy coraz więcej

Kosówka pod szczytem

Co chwilę oglądamy się za siebie

Tuż pod wierzchołkiem

Widok z sąsiedztwa skałek...

i ze szczytu

Docieramy do tutejszej wieży, z miejsca kierując się na balkonik widokowy

Zaczyna się kolejna tego dnia kontemplacja, tym razem jeszcze dalszych panoram: Góry Stołowe, Kamienne, a na ostatnim planie majaczące Karkonosze...

Góry Sowie, Bardzkie, gdzieś w tle Masyw Ślęży...

Góry Złote (z tyłu Przedgórze Paczkowskie)...

Góry Bialskie i widoczne gdzieś dalej- Opawskie...

Rychleby i Wysoki Jesionik...

no i oczywiście po raz kolejny- sam Król :)

Dalsza część grzbietu, trochę już bardziej zakryta

Obniżenie Bystrzycy, Góry Orlickie...

oraz Bystrzyckie

Zbliżenie na Igliczną, wraz z sanktuarium...

oraz grzbiet Żmijowca

Wierzchołek wręcz tonie w jagodzinowych dywanach

Na wieży

Rozpoczynamy zejście...

ale najpierw...na ulubione skałki :)

I znów panoramy, od których odbiera mowę

I jak tu nie kochać Masywu Śnieżnika? : )

c.d.

Jeszcze jaskółeczka i schodzimy, choć moglibyśmy siedzieć tak...godzinami

Skałki z dołu. Jest też tutaj ciekawa wnęka, lub jama

Widoczki z zejścia

Mija nas rozpędzony turysta, zmierzający tak jak my, do Międzygórza

Ponownie w lesie

Na zejściu z przełęczy

Zbliżamy się do Drogi Izabeli

Na szlaku zielonym

Momentami znów sporo widać...

na przykład Góry Stołowe

Grzbiet Czarnej Góry, coraz bardziej z tyłu

Przekraczamy Drogę Albrechta

Na razie bez widoków

Kapliczka na Lesieńcu

Zejście z wierzchowiny Lesieńca jest dosyć strome...

ale pozwala dostrzec całkiem sporo

Łąki na Lesieńcu...

z coraz bardziej ograniczonymi już widokami

Zejście do rozdroża

Ostatni tego dnia, węzeł szlaków

Brukowana droga do sanktuarium i schroniska

Wreszcie docieramy

Przed schroniskiem "Na Iglicznej"

c.d.

W środku

Sanktuarium Marii Śnieżnej, utrzymane w stylu śląskiego baroku

Schodzimy początkowo szlakiem czerwonym

Stoki Iglicznej

Trawers góry Toczek

Po ok. dziewięciu godzinach, ponownie meldujemy się w Międzygórzu

Nad kościółkiem św. Józefa

W centrum



c.d.n.

Źródło zdjęć archiwalnych: https://polska-org.pl/  
Źródło cytatu: W.Brygier, T.Dudziak: Ziemia Kłodzka- przewodnik. Rewasz 2010.           



       
                

6 komentarzy:

  1. Poruszyłeś temat śmiecenia; ogarnia mnie złość jak widzę opakowania po artykułach spożywczych, porozrzucane przy szlakach. Czy tak trudno schować lekki papier czy puszkę do plecaka? Po co niektórzy chodzą w ogóle w góry? Mówiąc bydło obraziłbym rogaciznę, bo zwierzęta nie śmiecą i raczej wolałbym, żeby te śmiecące osobniki zachowywały się jak zwierzęta.
    Mariańskie Skały - nie byłem a wyglądają zachęcająco i być może jakąś trasę tamtędy przeprowadzę. W pamięci mam za to wycieczkę z Międzygórza do Stronia przez Jaworowa Kopę i Czarną Górę, dosyć dawno, jeszcze wieżyczki na Czarnej nie było a ze Stronia wracałem pociągiem, bo linia wtedy jeszcze działała. Wtedy jeszcze rewii mody na szlakach nie było. Piękne czasy. No i młodszy człowiek był:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do śmiecących osobników- masz rację. Nazywanie ich zwierzętami, to w sumie ujma dla tych drugich. Cóż, problem tak naprawdę można rozłożyć na wiele aspektów i czy do takiej bezmyślności dochodzi na osiedlach, w parkach, lasach czy górach- na jedno wychodzi. I może próżność, przyzwyczajenie i niekonsekwencja przemawia teraz przez mnie, bo o ile w mieście, tworze, który już z zasady skalany jest skutkami ludzkiego bytowania, takie widoki nieraz mi już obojętnieją, to w lasach czy na górskich szlakach, powodują już nagły skok ciśnienia. Oczywiście w mieście też nie trzodzę i wiem do czego służą śmietniki, a gdy ich brak, co robić z folią lub innym śmieciem. Ale coraz liczniejsze przypadki przenoszenia "miejskich przyzwyczajeń" do lasu, działają na mnie jak płachta na byka i każą przypuszczać, że i ta przestrzeń z czasem zostanie społecznie spatologizowana. Przynajmniej przy utrzymywaniu się aktualnych tendencji.

      Mariańskie Skały są fajne, choć pomału niestety zarastają. Choć wytyczenie tego nowego skrótu do nich może sugerować, że jednak nie pozwoli się im na dobre skryć w świerkowych młodnikach :)
      P.S. Czarna Góra bez wieży, to jeszcze chyba lata 90. były? Wtedy jeszcze Masywu Śnieżnika nie odkryłem :)
      Pozdrówka

      Usuń
  2. Nie lubię zmian. Ostatnio w Szklarskiej będąc wchodziłam od Szklarki na Sowie Skały i nie mogłam poznac terenu. Wycinka. :/
    Haha, w sandałkach, to jeszcze pół biedy, ale w klapkach!!!
    I wcale się nie dziwię, że Ci się ulało. MNie się też czasem ulewa. Czasem nawet prosto na tych "turystów" od siedmiu boleści. W zeszłym roku opieprzyłam równo faceta, który wrzucił niedopałek do Szklarki. Hihi, uciekł przede mną. :D
    Piękne widoki. (oczywiście nie mówię tu o zniszczeniach :/). Trudno wybrac najładniejsze zdjęcie, ale chyba jednak "Góry Złote". :)
    P.S. Dlaczego ludzie robia jaskółke na szczycie? ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo chyba mało kto z nas tęskni za zmianami, które akurat zmierzają w tę stronę :/
      Chyba wiem o jakim miejscu do Sowich Skał mówisz, między Chybotkiem a Złotym Widokiem? Bo tam było solidnie przetrzebione. No chyba, że chodzi o jeszcze inne miejsce?

      Generalnie też staram się zwracać uwagę na to, co inni wyprawiają na szlakach. I niejednokrotnie zdarzyło mi się interweniować, a niekiedy nawet użyć słów niecenzuralnych, jeśli delikwent przeginał pałę ;) Ale z efektem bywało różnie. Niektórzy faktycznie się zreflektowali, podczas gdy inni dalej rżnęli głupa lub udawali, że nic się nie stało.

      P.S. Co do genezy "stosowania" jaskółki w górach, to też w sumie nie wiem. Ale ten ptak, wręcz idealnie symbolizuje wolność oraz umiłowanie przestrzeni (w końcu większość życia spędza w locie), zatem być może tu trzeba szukać odwołań? :)

      Usuń
  3. Byłby już piękny album z fotografiami z wypadów w Masyw Śnieżnika.
    Pani Jaskółka chciała odfrunąć?Dzisiaj zjechałaby na nartach
    bo jest ponad jeden metr śniegu.

    W górach jest już mniej śmieci"wielkogabarytowych".Nie spotykam już sprzętu AGD,części samochodowych(z wyjątkiem opon),spalonych samochodów,itp.Drobnicę plastikową,szkło przysypały liście i śnieg,a potem...wyjadą motocrossowcy.
    Kilkanaście lat temu,jakiś"kolekcjoner"wyspał pod Kalenicą do strumienia ok.15 telewizorów.Zgłosiłem to do Nadleśnictwa w Jugowie i zniknęły.

    Pierwsze narty w rejonie Śnieżnika,to były klepki bednarskie.Urządzano nawet zawody na klepkach.Kiedy na zboczu pojawił się pierwszy narciarz zjeżdżający na nartach ludzie czynili znak krzyża i krzyczeli,że Szatan zjeżdża z gór.
    Na przełomie 1941/42 r.armii niemieckiej zaczynało brakować sprzętu narciarskiego.Zapadła błyskawiczna decyzja w gronie najbliższych współpracowników Hitlera zbiórki sprzętu narciarskiego.Zajął się tym"narciarz"od propagandy,Joseph Goebbels.Zapanował chaos,bo oddawano nawet narty dziecięce i egzemplarze zabytkowe.W 1942 r.wszystkich nart w Niemczech było ok.2,08 mln par.Goebbels liczył,że zbierze 2 mln par,zebrano ok.1,6 mln par nart i ponad 0,2 mln par butów.
    Z poufnego podsumowania wynika,że do oddziałów trafiło 0,9 mln par,resztę odrzucono.
    Jednak sporty zimowe i turystyka były uprawiane niemal do końca wojny,świadczy o tym zamarznięcie narciarza na Wielkiej Sowie 26/27 II 1944 r.Podczas śnieżnej zimy 1942/43 w Górach Sowich doszło do tragedii,gdzie podczas wycieczki zamarzła grupa wrocławskich uczniów...zamknięte obiekty turystyczne.
    Holendrzy do dzisiaj upominają się o 2 mln rowerów,które zgarnął im Hitler:)

    To"Kasyno"sprzedano na aukcji za 35 000 euro.Budowano je potajemnie,jak to na Osówce.Powierzchnia 600 m2,schron przeciwatomowy,lądowisko dla helikoptera,pomieszczenia dla służby,trzech szoferów.Rzemieślnicy byli hojnie opłacani przez przemysłowców IG Farben.Mieli przybywać tu na polowania przyjaciele Adenauera i byli naziści...też nie dokończyli z powodu skandalu.
    https://www.youtube.com/watch?v=YrfTx-VsGVg

    Po skandalu Adenauer rządził w tej willi...nie w Bundestagu...
    https://www.youtube.com/watch?v=UEUZMtwUXoI
    Pozdrawiam.




    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pani Jaskółka tylko udawała, choć takie widoki aż podrywały duszę do lotu ;) A co do nart, to umie tylko na biegówkach. Jakoś nigdy nie starczało jej odwagi na zjazdy :)
      Też pamiętam jak przynajmniej kilka razy po lasach znajdywałem porzucony złom rtv. Ale żeby jeszcze do strumienia? "Pomysłowość" tego narodu nie przestanie mnie zadziwiać :(
      I ciekawe historie z tymi "śnieżnickimi" (i nie tylko) nartami.
      "Kasyno" faktycznie trochę podobne, choć wyższe. Nie mieli tylko ocieplenia wiórowo-cementowego. Dzięki za linki. Pozdrowienia.

      Usuń