W dobie poważnych światowych kryzysów – a tym bardziej ciągłego straszenia nas wojną i atakiem ze wschodu – fakt ten brzmi jak ponury żart.
Niestety, żartem jednak nie jest. Podczas gdy wciąż modernizuje się uzbrojenie Wojska Polskiego (a przynajmniej medialnie nagłaśnia się wybrane przykłady faktycznej modernizacji, pokazując je jako symbol dokonujących się rzekomo w całym wojsku zmian), jednocześnie planuje się „wyrzucenie” z armii przeważającej większości zawodowych żołnierzy frontowych, czyli tych, którzy w przypadku zagrożenia mają stać na pierwszej linii i bronić polskich granic.
Do 2022 r. szeregi wojska opuścić ma służbę zawodową w WP 34,6 tys. żołnierzy – na ogólną liczbę 41 tys. żołnierzy frontowych! To nie żart: nowy-stary rząd PO- PSL zamierza dosłownie trzymać się litery prawa, wedle której zawodowym żołnierzem frontowym (na służbie kontraktowej) można być w Polsce jedynie 12 lat. Potem kontrakt wygasa, a żołnierz musi odejść, chyba że awansuje na stopień podoficerski lub oficerski. Sęk w tym, że polskie siły zbrojne i tak mają wyjątkowo i zadziwiająco niekorzystny stosunek liczebny oficerów do żołnierzy szeregowych. I pod tym względem przypominają armię kadrową, mającą być dopiero uzupełnioną licznym poborem rezerwistów w sytuacji zagrożenia. Tak jednak nie jest. To, co nazywamy Wojskiem Polskim, to nie elitarna kadra, szkielet czy głowa naszego potencjału obronnego, lecz cały nasz potencjał.
Awansowanie tak dużej ilości żołnierzy zawodowych do rangi podoficerów i oficerów byłoby więc pozbawione sensu, a poza tym bardzo kosztowne (wyższy żołd). Dlatego też według szacunków, w latach 2016-2022 do cywila odejść może właśnie prawie 35 z 41 tys. zawodowych żołnierzy frontowych (szeregowych). To będzie prawdziwa demobilizacja: pozostaną jedynie oficerowie (prawie 20 tys.) i podoficerowie (36,4 tys.). Jak takimi siłami bronić państwa o takiej powierzchni i takim położeniu, jak Polska?
Według ekspertów niezależnych od rządu, taka redukcja to nie tylko znaczne osłabienie potencjału obronnego Polski, ale i strata, której nie będzie się dało zrekompensować. Nawet gdyby dzisiaj ruszył nabór nowych zawodowych szeregowych (co wcale nie ma miejsca), obecne możliwości szkoleniowe i treningowe wojska nie wystarczyłyby, ażeby w ciągu kilku lat zastąpić odchodzących do cywila równowartościowymi nowymi żołnierzami.
W ostatnim czasie dużo zresztą mówi się o Wojsku Polskim i jego realnych możliwościach. Niezależni i krytyczni wobec władz eksperci podkreślają, że mimo propagandy sukcesu jaką jest oficjalne nagłaśnianie wybranych przypadków modernizacji i dozbrajania, ogólny obraz polskich sił zbrojnych jest w zasadzie tragiczny. Praktycznie od 1989 r. nie odbyły się żadne wielkie ćwiczenia wojskowe z udziałem pełnych jednostek, wszystkich ich żołnierzy i całego sprzętu. Natomiast to co prezentuje nam władza, to „pokazówki” – wybrane celowo, najlepiej wyszkolone i wyposażone małe pododdziały. Padały nawet zarzuty, że w przypadku napaści jedynie na naszą wschodnią granicę Polska będzie zdolna do w miarę skuteczniej obrony tylko 10 proc. jej całej długości!
Cywilni i wojskowi przedstawiciele strony rządowej, Sztabu Generalnego i wojskowej biurokracji oczywiście przekonują, że wcale nie jest z naszą armią tak źle i że nie potrzebujemy już licznej armii, bo obecna sytuacja na Wschodzie pokazuje, że wojnę toczy się w inny sposób, że prowadzone są działania hybrydowe, partyzanckie, nieregularne. Kto polskim urzędnikom ministerialnym i generalicji dał gwarancję, że tak właśnie wyglądałby ewentualny atak na nasz kraj – nie wiadomo. Skąd ta pewność, że wielokrotnie silniejszy przeciwnik nie wystrzeli po prostu swych rakiet, nie wykona zmasowanego ataku sił lotniczych, nie pośle swych dywizji czy brygad pancernych i zmotoryzowanych – też nie wiadomo.
Na tragiczny paradoks zakrawa zwłaszcza fakt, że znajdujemy się faktycznie w napiętej sytuacji międzynarodowej i – jak zwykle – nieciekawym położeniu geograficznym. Z jednej strony rząd i prorządowe media uprawiają propagandę sukcesów, wzmacniania naszych sił wojskowych, chętnie fotografują się na tle amerykańskich myśliwców czy niemieckich czołgów. A jednocześnie po cichu, eliminuje się – przypuszczalnie ze względów finansowych by zaoszczędzić na wojsku trochę pieniędzy i przeznaczyć je na łatanie dziury budżetowej – to, co nawet w XXI wieku pozostaje podstawą powodzenia na polu walki: dobrze przygotowanego i dobrze wyposażonego zwykłego żołnierza, który ma słuchać rozkazów przełożonych i walczyć.
Michał Soska
Tekst ukazał się w tygodniku „Nasza Polska” nr 40 (987) 30 IX 2014 r.
***
To już w zasadzie nie powinno nikogo dziwić. Demontaż naszej armii i całego sektora zbrojeniowego, trwa nieprzerwanie od początku lat 90. Wraz ze wstąpieniem Polski w struktury NATO (1999 rok), rozpoczął się proces "modernizacji", zmierzający w prostym ujęciu do masowego ograniczenia zdolności manewrowych, logistycznych, sprzętowych i decyzyjnych polskiego wojska. Jak dziś pamiętam słowa naszego dowódcy batalionu, gdy na wiosnę 95r., jako żołnierz służby zasadniczej uczestniczyłem w ćwiczeniach pułkowych w Drawsku Pomorskim. "To początek końca polskiej armii". Tak właśnie powiedział do nas doświadczony oficer z przeszło 20 letnim stażem i wszystko wskazuje na to, iż były to słowa prorocze.
Dziś praktycznie nasze wojsko to wybrane jednostki mobilne, które przygotowywane są jedynie do pewnych działań zaczepnych poza granicami kraju, w (jak to się szumnie określa)- misjach stabilizacyjnych. Buńczuczne medialne hasełka o gotowości bojowej operatorów GROM, żołnierzy 1PSK z Lublińca, czy jednostki "Agat", są tylko propagandową mielizną, wobec pojawiających się co roku informacji, że w armii dzieje się coraz gorzej:
http://www.niedziela.nl/index.php?option=com_content&view=article&id=5059:polska-polscy-onierze-odchodz-z-armii&catid=76:polska&Itemid=129
"Zdaniem ministerstwa obrony silny wpływ na decyzje wielu podoficerów i szeregowych o odejściu z wojska, miały również plany zmian organizacyjnych w armii, które zakładały zmniejszenie etatów w poszczególnych jednostkach"
Spójrzmy prawdzie w oczy. Polska armia nie jest zdolna, do podjęcia jakichkolwiek działań defensywnych na swoim terenie. Poza tym nie istnieje ani Obrona Cywilna, ani jakakolwiek świadomość społeczna, która w momencie potencjalnego konfliktu potrafiła by przygotować obywatela na następstwa tegoż właśnie. Społeczeństwo jest nie tylko wybitnie rozbrojone (również poprzez prawną patologię, robiącą już z kolekcjonerów broni, poszukiwaczy czy członków grup rekonstrukcyjnych potencjalnych przestępców), ale też ukazuje całkowity brak przygotowania, do najprostszych zadań w sytuacjach kryzysowych.
Wielu ludzi różnie wspomina zasadniczą służbę wojskową. Ja jednak nie powiem nigdy o swojej złego słowa. I nie chodzi akurat o to, że zawsze miałem skrzywienie na tematy militarne i interesowałem się różnymi zagadnieniami, od zakresu historii wojskowości począwszy, a na typach broni i uzbrojenia skończywszy. Bowiem to właśnie w wojsku zdobyłem prawo jazdy, to tam przeszedłem kurs pierwszej pomocy, nauczyłem się korzystać z mapy i kompasu, oraz zdobyłem podstawowe doświadczenie w egzystowaniu z dala od cywilizacji. I nie było to żadne "komandoszenie", a jedynie lekcje odebrane w zwykłej jednostce liniowej wojsk lądowych. Ale coś jednak zostało. I nie chodzi mi tylko o pewną wiedzę i konkretne umiejętności, ale też o wytworzenie swoistych zdolności organizacyjnych, które zgodnie ze słynnym żołnierskim mottem: "masz głowę i c*uj to kombinuj", kazały patrzeć na pewne sprawy regulaminowo ale "z dużą dozą dowolności" (kto żołdaczył, ten wie co mam na myśli), co z kolei przekładało się na niezwykłą wręcz elastyczność żołnierskiego modus operandi.;) Jeden nazwie to cwaniactwem, drugi bystrością i umiejętnością szybkiego dostosowywania się do sytuacji. Ale w istocie liczył się efekt. I szkoda, że wielu młodych ludzi nie ma dziś o tym zielonego pojęcia.
Nie mówię, że każdy musi ślepo uczestniczyć w pewnych działaniach. To że ja lubię co miesiąc pójść na strzelnicę, lub raz na jakiś czas wziąć udział w szkoleniach liniowych organizowanych przez Związek Strzelecki "Strzelec" nie znaczy, że wszyscy muszą iść tym tropem. Ale wydaje mi się, że każdy młody człowiek powinien posiąść choćby podstawowe umiejętności z zakresu udzielania pierwszej pomocy, zachowywania się w sytuacjach kryzysowych (np. podczas pożaru w domu, miejscu pracy), lub przeżycia chociaż jednej nocy w lesie, z wyposażeniem mieszczącym się jedynie w kieszeniach spodni.
Jednak dziś młodzież wydaje się mieć zupełne inne zainteresowania. Wiem, bo parę lat temu miałem okazję prowadzić zajęcia z grupami licealistów. Wnioski jakie wyciągnąłem z tych doświadczeń, były dla mnie mocno przygnębiające. Sam nie wiem...może to takie dinozaury jak ja, mają już zbyt wypaczony światopogląd i natrętnie wyuczoną manię drążenia dziury w całym?
A nasze wojsko? Cóż, jeśli dane mu będzie po raz kolejny stanąć w obronie rodzimych granic, to wszystko wskazuje na to że historia zatoczy koło, a w zasadzie usłyszymy znów jej szyderczy chichot. Tyle że dla nas oznaczać on może już tylko...tragiczny finał.
Oby nie.
P.S. Bądźcie czujni i gotowi ;)
Źródło zdjęć: internet
Jak sie dopuściło do koryta czarnych nierobów na spółkę z żydłactwem, to inaczej być nie może. Teraz będziemy płacić - juz płacimy - frycowe za te 25 lat tzw. "wolności".
OdpowiedzUsuńZapłacą i przyszłe pokolenia, niestety. Zresztą scenariusz na nadchodzący czas jawi się mało optymistycznie. Wszystko zmierza do pogłębiania tu urzędniczo- administracyjnego szamba oraz politykierskiej patologii, w którym topić się będą piękne idee, zapał i ciekawe pomysły wielu młodych ludzi. To z kolei ma wymusić na Polakach jeszcze większą emigrację, a u tych co zostają- rezygnację z bardzo wielu rzeczy (z założeniem rodziny włącznie).
UsuńNa to tylko czeka kierownictwo aktualnej Polandii, która zaoferuje tu miejsca pracy (bynajmniej nie w marketach czy na zmywaku), dla tysięcy obywateli państwa ze stolicą w Jerozolimie. I mówi się już o tym coraz głośniej. Niestety do wielu ludzi wciąż nie dociera ten fakt i nie zdają sobie sprawy z powagi sytuacji.
100/100. Ale ten naród jest wciąż ślepo zapatrzony w "świetlaną" przeszłość, nie rozumie teraźniejszosci i boi się przyszłości, poza nielicznymi wyjątkami. Czytajac wypowiedzi na FB czy innych portalach społecznościowych przeraża mnie płytkość, brak refleksji i wręcz niewiedza ludzi tam piszących i przekonanie o własnej "głębokiej" wiedzy. Przez te 25 lat tzw. "wolnej" Polski narobiono matołów, którzy teraz chcą sie dorwać do żłobu i koryta. Efekty będą opłakane...
UsuńDokładnie. Poza tym można zauważyć, że wielu ludzi zamiast skupiać się na bieżących sprawach, woli dalej zasłaniać się "spuścizną komuny" i jeździć na utartych schematach do znudzenia. Być może rekompensują sobie w ten sposób brak merytorycznej wiedzy albo np. strach przed przyszłością? Fakt faktem mało kto zadaje sobie trud, by trochę pogrzebać i zrozumieć podstawowe mechanizmy, jakie dzielą Polaków już od dziesięcioleci lub też stuleci. Do tego dochodzą jeszcze echa mesjanizmu, wspierane przez buńczuczny kler i ich znamienną ideologię. Efekt jest opłakany.
UsuńNo wiesz, najłatwiej jest walczyć z komuną (której nigdy nie było) niż zmagać się z biedą, odrzuceniem, bezrobociem, wzrostem przestępczości, i innymi patologiami, do których doprowadziło 25 lat tzw. "wolnej" Polski. Kler zawsze traktował Polskę jak dojną krowę, a że zdaje sobie sprawę, że Krk sie kończy i że prądy wolnosci religijnej dotarły do Pollski robi wszystko, by się jak najwięcej nachapać - wszak kult jednostki św. Słoneczka z Wadowic to kolejna próba zwarcia szeregów. Tylko że... - tylko że coraz wiecej młodych ludzi wyjeżdża z kraju i z pola oddziaływania katolskiej ciemnoty. Napisałem katolskiej, bo znam wielu katolików, którzy są przerażeni tym, co się stało z Polską przez te 25 lat i twierdzą, że w tej chwili jesteśmy w bardzo ciemnym zaułku bez wyjścia...
UsuńTo prawda. Sam znam przynajmniej kilku katolików, którzy najnormalniej w świecie pod wpływem sromotnego rozczarowania, odwrócili się od Kościoła. Zresztą automatycznie przypomina mi się przy okazji fenomenalne zdanie na temat katolicyzmu jednego z moich ulubionych muzyków i poetów rockowych- Petera Hammilla "Gdzie jest miejsce Boga w religii, która o Nim zapomniała?" I to jest moim zdanie clou całego zagadnienia. Zgadzam się też z opinią, że dziś właśnie Kościół walczy tak zajadle i wściekle, bo zdaje sobie sprawę z topniejącego w oczach kredytu zaufania, jakim darzą go wierni. I z braku recepty na taką ewentualność. Choć widząc wiele rzeczy wokół siebie wydaje mi się, że faktycznie ten kraj ma realną szansę na zostanie ostatnim bastionem tej zagubionej i desperacko zawziętej ideologii.
UsuńNo nie brzmi to optymistycznie :(
OdpowiedzUsuńW rzeczy samej...
UsuńPanowie, beż żartów. Robert jak to komuny nie było, była ta pejsata. byli sekretarze kacyki i różne typki. Ale co by złego na tamten czas nie powiedzieć, bo powinno się to inaczej potoczyć. To przyznać trzeba że postawiono ten kraj z ruin, jakim i czyim kosztem to już odrębna sprawa.
UsuńNie da się zaprzeczyć że jak było to było, a było źle w porównaniu do krajów zachodnich. Lecz muszę powiedzieć że w tamtych czasach nie widziałem nigdy ludzi wybierających jedzenie po śmietnikach. Nie widziałem w swoim otoczeniu ludzi bezdomnych.
Nie można tez powiedzieć że od czasu upadku tak zwanej komuny nic się nie zmieniło. Zmieniło się na lepsze powstały nowe drogi i kolorowe fasady. Lecz zza tych kolorowych fasad wyziera nędza i dług jak Ziemi na Księżyc. Niespłacalny nigdy dług. Jeśli ktoś ma nie spłacalny dług to nic do niego nie należy.
Co do armii, to bez dwóch zdań leży. Tym dinozaurowatym tytułem armijnym to mógłbym się na spółkę podzielić gdyż wiekowo jakoś idziemy w kierunku matki Ziemi. O ile w naszych czasch ta armia coś jeszcze miała i byli po wojnie ludzie co trzymali broń w ręku a w jednostkach byli rzeczywiści frontowcy, którzy brali udział w II WŚ to dzisiaj jest tragedia. Tu nie trzeba żadnego wielkiego agresora , jak by nas najechali kozacy z szablami to po nas. Kiedyś każdy szablę miał u pasa i pistolet w domu, a dzisiaj mamy laptopy i smartfony.