niedziela, 17 maja 2015

Po coś


W skomponowanej na opak i pod włos materii podchodzenia pod dźwięk, zawieram się w przedtakcie słów. Bo choć niektóre już dawno zapomniane wiem, że szukać wciąż warto.
Obserwowałem dziś skowronka. Ktoś mi mówił że to zwiastun dni zupełnych. Może. Poczynał sobie dość śmiało i dzięki niemu odkryłem motyw. W oczekiwaniu na pełną symbiozę ze źdźbłem trawy, nawet i rozmach od wczoraj zawiera się tylko w słowie. Więc mówię. Aparat funkcjonuje jak trzeba, powietrze drga między strunami i wszystko wydaje się dobre. Ale zaczekaj...
Skrócę następny etap. Jak kartki z kalendarza, tak miarowo spadają wszystkie projekty niedokończone. Czy przyznam się do winy? Może nie teraz, ale za lat kilkanaście, gdy syn lub córka zapytają o wiatr. Cóż poradzić. Jak odznaczyć linię horyzontu na przypince z rosy i rdzy? Od lat niejeden łamał sobie nad tym głowę, więc nie pozostało nam tego wiele. Dokumenty spisane a pieczęcie i tak nadtopione nieostrożnością. I chyba dlatego wciąż mi tak głupio. Będę kroczył na skróty. I tym co pozostali, też radzę podobnie.


Bo nie tylko ja w kosmicznej szafie moich przyzwyczajeń, natrafiam na materiał wciąż czysty. Ale cóż z tego, skoro brak już bohaterów z serca szyjących?
Póki co...czekam. Jasny orzech poleruje i zawiasy też, gdy skrzypią. A klucz zostawiam pod krnąbrnym fikusem. Ot tak, napomknąłem. Gdybyście kiedyś chcieli spróbować. Gdyby coś Was korciło. Dziś jednak odpuszczam. Biorę manele i odchodzę. Poszukam słowa w ciele. W tłumie. Niekoniecznie tym, który w bliskim znaczeniu znamionuje ciepło.



Zdjęcie: http://www.forumlordum.net/


3 komentarze:

  1. Świetny tekst!... Doskonały... Dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    2. Ależ nie ma za co. To ja dziękuję ;)

      Usuń