poniedziałek, 10 grudnia 2012

Dalsza droga




Od wielu miesięcy, w kręgach ezoterycznych i na wszelakich forach zajmujących się tą tematyką wrze. Nie może być inaczej, jako że pewna data (o czym pisałem już wcześniej), wryła się w ludzką świadomość nad wyraz mocno. Konsekwencje tego są bardzo różne. Niektórzy wzięli to za kolejny chwyt marketingowy, inni uznali za totalną bzdurę, jeszcze dla innych temat jest intrygujący do tego stopnia, że zaczęli z obawą spoglądać w przyszłość. Ale są też tacy, którzy patrzą na to jak na swego rodzaju szansę. Osobiście należę do takich osób. Dlaczego szansę? Otóż lata siedzenia w kręgu zainteresowań związanych z rozwojem duchowym, ezoteryką czy tematami pokrewnymi dały mi możliwość spojrzenia na pewne rzeczy z perspektywy "ponad to". Nim to się jednak stało, byłem niejednokrotnie uwikłany w taką bądź inną frazeologię czy "podaną na tacy" teorię. Teraz zdaje sobie jednakże sprawę, że był to całkowicie normalny proces. Taka mała ewolucja we mnie samym. I choć wcześniej niejednokrotnie pojawiały się wątpliwości co do "właściwego kursu", to teraz z perspektywy czasu, widzę w tym jedynie piękny i swobodny proces progresu. Ale wróćmy do tej szansy. Za taką rozumiem powstanie (wytworzenie się) sprzyjających okoliczności ku temu, by wreszcie po wielu latach uwarunkowań dotrzeć do czegoś nowego i zagłębić się w nową strukturę istnienia. W rzeczy samej to tak na prawdę nic nowego, a tylko odkrycie tego, co zalega głęboko w naszym wnętrzu. Zawsze skłaniałem się ku prawdzie, o jakiej już dawno temu wiedzieli buddyści, a co współcześnie coraz częściej potwierdzają  naukowcy pokroju Gregga Bradena czy Nassima Harameina. Że absolutnie wszystko jest powiązane i stanowi Jedność. Jedność rozumianą jako pierwotną, niepodzielną strukturę, z której wyrasta wszystko inne. Taka "boska matryca" o której pisał G.Bradden, choć jak mówi księga Tao Te Ching, jest to coś, czego w żaden sposób nie da się wyrazić słowami.
I niech tak będzie. Bowiem z perspektywy umysłu i tak nie jesteśmy w stanie rozwikłać tego fenomenu. Owa jedność, jest więc całkowicie naturalnym stanem Wszechświata. Wiedziało o tym wiele kultur starożytnych i nawet pierwotnych społeczności. Czy była to spuścizna nauk wcześniejszych cywilizacji, nie wiemy. Możemy się domyślać jednak, że tamte potężne cywilizacje pozostawiły tu choć część swojej nauki, nim całkowicie stąd zniknęły. Lemuria, Hyperborea czy cywilizacja Atlantów są tu najbardziej reprezentatywnymi przykładami. Mamy wiele przesłanek na to, że cywilizacje te stworzyły na Ziemi swoiste "sanktuaria wiedzy". I nie mam tu na myśli tylko oklepanych piramid czy wyspy Wielkanocnej. Paleostronautyka, bada setki jeśli nie tysiące przykładów tego typu i to rozsianych po całym globie. Ale zostawmy to. Nawet jeśli przyjmiemy tezę, że starożytne kultury miałyby być niejako "strażnikami" owej wiedzy, nie ulega wątpliwości że została ona zapomniana. I tu widać całkowitą rozbieżność kultury wschodu i zachodu. O ile myśl starożytna (europejska) otwarta była na tę wiedzę, ba- starała się konsekwentnie ją zgłębiać (vide- Platon), o tyle już późniejszy światopogląd chrześcijański dokonał wyraźnego podziału. Oczywiście z początku jeszcze mało widocznego (wszak gnostycyzm nie odcinał się od korzeni), ale z czasem wzorcem obowiązującym stała się hermetyka. Nie będę tu przytaczał kolejnych faz rozwoju i dominacji egocentrycznego światopoglądu jaki w istocie opanował świat zachodni. Zresztą też na wschodzie, zdecydowanie odcięto się od pierwotnych nauk, i choć tu także istniały prądy nowatorskie czerpiące z pradawnych wierzeń (w luddyzmie- zen, w islamie- sufizm), to jednak już tylko w opozycji do powszechnie obowiązujących doktryn. Zatem doszło do wyraźnego oddzielenia. Od tego czasu wszystko zaczęło podążać w kierunku świadomej separacji. Jeszcze nie tyle od natury, co od drugiego człowieka. Można przyjąć że nastały czasy dominacji egotycznego umysłu, o którym tak często wspomina E.Tolle. W istocie każdy następny wiek, zamiast przybliżać nas do zrozumienia natury świata (a tym samym natury człowieka), oddalał nas od tego. Kryzys się pogłębiał, a tak chwalony postęp cywilizacyjny, okazał się narzędziem do podporządkowania sobie innych i dzielenia ludzi na "my i oni". Reprezentatywny przykład punktu kulminacyjnego tej paranoi, stanowi wiek XX. Zdmuchnął on niczym świece miliony istnień, w imię rzekomego poszukiwania "raju na Ziemi" i tworzenia cywilizacji pokoju. To ta ironia właśnie. Każda próba budowania "nowego, wspaniałego świata", wynikła z utworzonego "harmonogramu zadań" kończy się w istocie fiaskiem i krzywdą ludzką. Dlaczego? Odpowiedz jest bardzo prosta. Separacja i oddzielenie. Jeśli uważamy siebie za coś odrębnego od wszelkiego innego przejawu stworzenia; jeśli według siebie mamy monopol na "produkcje idei", gdzie inni mają z góry określone miejsca które im wytyczymy, jeśli traktujemy nasz świat jak poletko doświadczalne w którym nasza pycha i chęć zysku przysłania zdrowy rozsądek, to punktem wyjścia będzie zawsze morze krwi i jałowa, pozbawiona życia ziemia. Taki jest dzisiejszy modus operandi działań człowieka. Ale to mija. Jestem w tym aspekcie coraz większym optymistą, gdyż wszystko wskazuje na to, że faktycznie powoli zbliżamy się do przełomu. Ten "koniec czasów" to jak już wspominałem wcześniej nie żadna oznaka końca cywilizacji, a jedynie koniec pewnego haniebnego postrzegania siebie i wszystkiego wokół. Już dziś wielu ludzi widzi gwałtowną potrzebę zmian. Co za tym idzie, uruchamia emocjonalny system kreowania i postrzegania świata w zupełnie inny sposób. Działającego na zasadach partnerskich i wspólnotowych. To w rzeczy samej potężne narzędzie kreacji. Zrozumieć, że razem tworzymy jedność i siłę, która może na powrót przywrócić równowagę na naszej planecie i dać nową perspektywę rozwoju rasy ludzkiej. Zmiany już trwają. I choć są oczywiście pewne kręgi, które w rzeczy samej starają się dalej trzymać nas na smyczy uwarunkowań i mamią perspektywą sukcesu, proces uświadamiania sobie pewnych rzeczy już się rozpoczął. Nie dokona się on przez jedno pokolenie, może i nie przez dwa (choć w istocie nie wiemy jak to się rozwinie), jednak z czasem dojdzie do całkowitego zerwania z obowiązującymi doktrynami szoku, strachu i podporządkowania. I jeszcze parę uwag na koniec. W całym tym procesie budzenia się nowej świadomości, jest pewien niezwykle ważny i istotny szczegół. Naszego zaangażowania. Nie chodzi o wyjście na ulicę z transparentem i rzucanie kamieniami w siedziby władzy. Jest to dużo bardziej złożony proces, w którym świadomie rozpoczynamy zmiany od siebie samych. Skupiamy się na intensyfikacji przeżywania swojego życia, z dala od ukierunkowań cywilizacyjnych. Pomocna może być dla nas literatura. Tu ponownie odsyłam do książek Eckharta Tolle, który chyba możliwie najobszerniej w swojej twórczości odniósł się do pracy na rzecz "wyzwalania się z ego". Uważam że to nie przypadek, że tego typu literatura pojawiła się właśnie teraz. Że ludzie tacy jak Tolle, Adyashanti czy Mooji są z nami i starają się dać nam tyle wskazówek, w tym jakże ważnym momencie. Czy to wykorzystamy, to już zupełnie inna kwestia. Wszak w szeroko pojętym aspekcie rozwoju duchowego, każdy posiada wolną wolę i sam obiera taką drogę, jaka go interesuje. Istota równowagi i prawa karmy jest prosta i logiczna, choć nie do poznania z punktu widzenia konkretnej formy. Spróbujmy zatem dotknąć tej bardzo subtelnej, niepodlegającej zmianom sfery istnienia, o której zupełnie zapomnieliśmy w codziennej pogoni za miliardami spraw, które w rzeczy samej przepadają szybciej...niż łzy w ulewnym deszczu.          


2 komentarze:

  1. I'm Dutch, don't speak Polish, excuse. The "All-seeing Eye" symbol in top of your text: do you know where I can find / buy that symbol?
    klaasiest@gmail.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. This is merkaba. You can find it in google
      https://www.google.pl/search?q=merkaba&biw=1440&bih=776&tbm=isch&tbo=u&source=univ&sa=X&sqi=2&ved=0ahUKEwiRlPuE8b3OAhUFPhQKHYp_BcsQsAQIGg

      Usuń