wtorek, 19 marca 2013

Apokalipsy ciąg dalszy



Wiem że tytuł może sugerować powrót do czegoś, co jeszcze pod koniec zeszłego roku budziło sporo kontrowersji i powodowało wiele niezdrowych zachowań, jednoznacznie kojarzonych z datą 21.12.2012. Dziś już data ta nie wzbudza większych emocji. Przeszła do historii jak wiele innych, a hałas ją otaczający (głównie medialny), znikł równie szybko jak się pojawił. Życie toczy się dalej, a my (jak to często bywa), wybiegamy myślami daleko do przodu.
Ale wróćmy póki co do obszaru bardziej związanego z tytułem. Nie bez kozery użyłem słowa "apokalipsa". Do tego nawiąże również Igor Witkowski w poniżej przedstawionym wywiadzie, zwracając uwagę na błędną interpretację tegoż. No właśnie. Tak sobie myślę o wielu dziejących się w obecnych czasach zjawiskach, sytuacjach i prognozach i dochodzę do wniosku iż...apokalipsa właśnie trwa. Nic co prawda nie leci nam na głowę (w wymiarze globalnym), nie zapadamy się w ziemskich czeluściach, ani też rój meteorytów nie wpada do naszych ogródków a jednak...dzieje się dużo. Oczywiście zmiany zachodzą ciągle i trudno by uważać inaczej, wszak heraklitowe panta rei odnosi się chyba do nadrzędnej natury bytu. A tutaj na stagnację i pustkę nie ma co liczyć. Mam na myśli jednak zmiany innego typu. Takie które stopniowo zainicjowane, prowadzą do powstania zjawiska "śnieżnej kuli" a ta, gdy z czasem sporo już "urośnie", potrafi przecież dokonać niezłego spustoszenia. Parabolą wzbierającej śnieżnej kuli nie posłużyłem się daremnie. Żyjemy bowiem w czasach całkowicie wypranych z przypadków. To co nimi nazywamy, to albo jeszcze nie zrozumiana do końca natura bytu, albo...starannie dobierane i preparowane informacje (poparte odpowiednią wiedzą), które przedstawia się nam jako gotowe doktryny, dogmaty, teorie i inne "cuda na kiju", warte przygarnięcia i zbudowania im ołtarza na długie lata. I nie trzeba być specjalnie bystrym, aby uzmysłowić sobie że w istocie to działa. Tyle że przecież nic nie jest wieczne. Te teorie, doktryny i systemy też trzeba weryfikować i zastępować następnymi. Tak czy owak, stałe modyfikacje, usprawnienia a także pozbywanie się zużytych schematów jest stałym wyznacznikiem tego cywilizacyjnego cyrku, w którym egzystujemy niczym małe, skaczące robaczki.

Czy w istocie niebawem możemy stać się świadkami takiej doktrynalnej "zmiany warty" a co za tym idzie, świadkami powstania czegoś nowego? Jakiegoś dogmatu, który w zupełnie innym stopniu zdefiniuje gatunek ludzki, naszą dotychczasową historię, naukę i postrzeganie rzeczywistości? Myślę że tak. Zmiany są zbyt odczuwalne i raczej nieprzypadkowe. A czy będzie to tylko kolejna forma "matrixa", wprowadzona dzięki wysiłkom NWO by "uszczęśliwić" miliardy robaczków, czy może faktyczny przeskok ludzkości na wyższy etap świadomościowy,  to już pokaże (być może nie odległa) przyszłość.




            

5 komentarzy:

  1. Owczy pęd za gadżetami i wyścig szczurów.

    Kiedyś chodziliśmy do szkoły o godź 12 koniec lekcji, obiad w szkole lub w domu, odrabianie lekcji i na podwórko. W szkole Dyro to był ktoś, woźny był przyjacielem, a nauczyciele byli sznowani. Jak nauczyciel dał po łapach i poskażyło się Ojcu to była dokładka po łapach za rojbrowanie w szkole. Trzepak, piaskownice, strzelanie z jarzębiny , piłka nożna , gra w palanta, wygibasy na trzepaku, strzelanie z jarzębiny. Kolana pozdzierane, guzy i obicia, wszyscy żyją, na rany cebula albo krwawnik. Jak się ściemniało to cała banda leciała do domu. Kąpanie w jakiś kałużach, jakiś dzikich stawkach, ogniska i pieczone raki, szczaw z nasypu i nikt nie zmarł. Owoce i warzywa to co było z Polskiego ogródka się żarło, bez umycia i nikomu nic nie było. Matka i Ojciec znali wszystkich kolegów bo to byli ludzie z krwi i kości, a nie wirtualne tysiące znajomych z Faceboka. Z kolegami i koleżankami sie bawiło na podwóku lub w jakiś chaszczach, a nie siedziało przy kompie. Ludzie byli zdrowi bo nie jedli sztucznych plastików i sztucznych nawozów. Rosół z kury co biegała i wybierała z ziemi to co na niej było smakował wybornie. Z szynki dopiero co zrobionej nie ciekła woda i nie było w niej żadnego E 230, kiełbasa zaś nie śmierdziała po trzech godzinach, wisiała natarta solą nawet miesiąć i dłużej przy piecu i się suszyła, żadnej pleśni. Jabłka papierówki prosto z drzewa były słodkie i nikomu nie wpadło na myśl aby je myć. Po godź. czwartej banda usmiechniętych obdartusów gwizdała pod oknem co by lecieć grac w szmaciankę, z której wyłaziła dętka. Po drodze jadło sie chleb posmarowany śmietaną z cukrem. I to był chleb a nie trociny. Przeżyliśmy i mieliśmy dzieciństwo bez MTV, TV, smartfonów, promieniowania mikrofalowego i wymyślnych głupot. A jak ktoś chciał pogadać to szedł do kumpla kupował oranżadę w której był normalny cukier, nie aspartan, siadało się i rozmawiało a oranzada szła nosem :). Nie siedziało się na gadu -sradu. Autostopem jeździło się po całym kraju a kierowcy zatrzymywali się i podwozili. Na kaszubach domy były otwarte i jak ktoś chciał przenocować i zjeść to gospodarz wyciągał pajdę chleba i maślanę, oraz dawał izbę gościnną bez pieniędzy. To był normalny realny a nie wirtualny świat. Ten świat dzięki pędowi nie wiadomo za czym odszedł w zapomnienie. Ludzie pozamykali się w domach nawet nie znają swoich sąsiadów. Dzieci muszą mieć specjalne zabawki aby ich nie połknąć i nie polizać zgodnie z zapisami UE. Pisakownice znikają, zniknęły dzikie stawki gdzie kąpaliśmy sie z krowami. Pojawiły sie płatne chlorowane baseny bardzo czyste i zdrowe.
    Jakoś od tamtej wody nikt nie zachorował i nie umarł bo był organizm odporny a dzieciaki ciągle w ruchu i na powietrzu. Dzisiaj pięciolatki zamiast mazać się w piaskownicy dostają garba siedząc w klatkach i ucząc się do późna a potem jeszcze wieczorem wkuwają angielski, super dzieciństwo :(. Jedzą specjalne płatki z fabryki Du Pointa przyprawiane sztucznym barwnikiem i smakiem z próbówek ,zalewane "mlekiem" które nie jest mlekiem. Nie znają nawet smaku prawdziwego mleka od prawdziwej krowy, która żarła trawę. Teraz krowa stoi w kojcu i faszerowana jest antybiotykami i g... jakimś. Na ulicach było bezpiecznie bo łazili dzielnicowi którzy wszystkich znali z imienia i nazwiska. A najgroźniejszy dzielnicowy watażka jak widział babcię z zakupami to jej je zaniósł do domu.
    To co dziś widać to chory świat i chorzy Ci co to wymyślili. Masz rację Medart to jest Armagedon.
    Ale jest światełko w tunelu , spotkać można w dni wolne coraz więcej ludzi w lesie , z kijkami, nartami, na rowerach, biegających i mówiących dzień dobry obcemu człowiekowi. Może to się zmieni kto wie ? Może ludzie wrócą do Ziemi i zostawią ten cały wirtualny sztuczny chłam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja sobie tego komentarza na bloga skopiuję. Z naruszeniem praw autorskich i premedytacją .

      Usuń
  2. Nic dodać, nic ująć...
    A ja też staram się być optymistą. Dochodzę do wniosku, że jednak błogosławieństwem dla człowieka jest jego złożona natura. Natura, którą trudno oszablonować, zapakować w silikonowe pudełko i opatrzyć metką. To nie przejdzie. Zawsze gdzieś tam zrodzi się potrzeba odejścia czy wręcz ucieczki od tego co "jedynie słuszne". I chyba na tym polega sens krucjaty tego świata form. W szukaniu, błądzeniu i doświadczaniu coraz to innych stanów i emocji, czyli doznawania życia w całym tym, tak niezwykle złożonym i bujnym kolorycie.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Chłopaki . Przyznaję wam rację, problem w tym iż każdy kto nie przystoi do tego formatu: nie ma konta na facebook-u, nie udziela się na forach, nie istnieje w świecie wirtualnym postrzegany jest jako osoba a społeczna , mało tego co niektórzy „fachowcy” robią z niego wariata lub psychopatę. Jeżeli do tego uprawiasz sam warzywa czy sam przygotowujesz sobie z nich przetwory to jesteś dinozaurem. A wychowanie sobie zwierzyny „krówki” i jej ubój by spożyć jej mięso jest w naszym państwie przestępstwem. Bo przecież to mięso może być zagrożeniem, ale dla kogo ? Ciele wychowane na trawie i produktach nie zawierających „polepszaczy” natury jest niebezpieczne? Świnka wychowana na ziemniaczkach i ziarnie jest gorsza od tej w sklepie (napompowanej fosforanami i białkiem sojowym sprowadzonym z chin )? No taka osoba jest zagrożeniem bo przecież poczęstuje kogoś tymi wyrobami i może, doprowadzić do jego zatrucia, a przy okazji ktoś może poznać inny smak odbiegający od tych serwowanych w supermarketach , że polędwica ma max. 8 cm średnicy a w sklepie to i 20. Żeby było śmiesznie często nie chodzi o cenę bo produkcja wędlin z mięsa z udziałem 99 % mięsa jest cenowo podobna do tych z zawartością mięsa 30%. Polepszacze i sorbenty też kosztują i to nie mało. Cudowne smakołyki 0% cukru w oparciu o słodziki dawniej reklamowane dla diabetyków okazują się produktami wzmacniającymi cukrzycę. Jeżeli ktoś ma odwagę powiedzieć iż nie chce produktów GMO lub polepszanych w innych laboratoriach to jest EKO-terrorystą. A jeżeli do tego wychowuje dzieci w przekonaniu iż mama to nie to samo co tata i są pewne różnice pomiędzy kobietą i mężczyzną i związek pomiędzy nimi jest czymś normalnym bo zdarzającym się w 95% przypadków, a związki w obrębie jednej płci to coś co zdarza się znacznie rzadziej i nadawanie im specjalnych praw jest stawianiem tych jednostek ponad prawami ogółu. To jesteś fundamentalistą ? Fundamentalistą czego pytam? … Ile wytycznych wprowadzają do prawa bocznymi drzwiami w myśl poprawności politycznej, równości poglądów, wyznań , swobód obywatelskich. Nie dawno wprowadzono GMO, mówiąc o wolnym rynku i podpierając się stwierdzeniem o równych prawach rolników polskich i francuskich, a w rzeczywistości po to by jedna firma handlująca tym na rynku mogła zarabiać więcej, a równość praw polskich rolników to tylko 3 firmy z kapitałem francuskim, niemieckim i holenderskim które chcą zwiększyć zyski na terenie Polski.
    Armagedon może i będzie z przyczyn naturalnych może spadnie nam jakaś skała pędzącą nam na głowę z odległych rubieży kosmosu, może wiatr słoneczny zmiecie całą elektronikę ludzkości, może wybuch super wulkanu doprowadzi do zimy nuklearnej to wszystko może ale na pewno wszystkie krzywdy i cierpienia wcześniej zgotujemy sobie sami przez chciwość kilku jednostek. Dla których zarobienie kolejnego miliona na dzień będzie ważniejsze niż zdrowie i życie milionów ludzi.
    A dla otuchy powiem wam tylko tyle, tak jak pisał Wojtek, bieżcie pod rękę swoich najbliższych i chodźmy na spacer powiedzmy dzień dobry wszystkim których spotkamy po drodze, przyjrzyjmy się krowie czy koniowi, która chodzi po polu ( jak tylko zginie śnieg ) bo to może ostatnie takie zwierzę w okolicy i rozmawiajmy o wszystkim co nas otacza a nie o tym co serwuje nam TV czy radio, bo co mnie obchodzi to co na siebie dzisiaj włożyła jakaś gwiazdka szklanego ekranu, i czy panna miała stanik na koncercie, albo po co spotykał się pan w czarnym kapeluszu z panem w białym szaliku i na jakim łóżku później wylądowali:).
    Pozdrawiam .

    OdpowiedzUsuń