środa, 13 września 2017

Ukraińska broń w Polsce



Ukraińcy nacjonaliści od lat publicznie głoszą program oderwania od Polski wschodnich terenów (przynajmniej do Przemyśla i Chełma). Chodzi nie tylko o regularnie powtarzane apele szefa ukraińskich nacjonalistów Andrija Tarasenki o „elementarną sprawiedliwość”, czyli oddanie naszych wschodnich terenów Ukrainie. W grudniu 2014 r. prowokacji dopuściła się nawet ambasada Ukrainy w USA, publikując mapę swojego kraju, na której „przyłączyła” już Przemyśl i Chełm. Te roszczenia stały się już niemal tak powszednie, że nie są nawet specjalne nagłaśniane przez media. Ot, taki folklor. W Polsce jest już ponad milion ukraińskich emigrantów i to w znacznej części na terenach, na których może dojść do zamieszek etnicznych. A teraz na te tereny płynie strumień nielegalnej broni idący w grube tysiące.

Nowa Ukraińska Podziemna Armia?

Teraz nie ma niemal miesiąca, aby nie zatrzymano próby przemytu broni. Ten rok jest szczególnie dorodny w efektowne akcje. Najpierw 31 marca czworo Ukraińców zatrzymano przy próbie wwiezienia na terytorium Polski morskiego działka przeciwlotniczego AK-630 kaliber 30 mm. W kwietniu udaremniono przemyt dwóch sztuk broni długiej i dwóch sztuk broni krótkiej. A to tylko to, co wyłapano. Jak wynika z policyjnych danych, aż 552 sztuki nielegalnej broni palnej przechwyciło CBŚP w całym 2016 r. W porównaniu z poprzednim rokiem jest to wzrost o prawie 80 proc. i dwa razy większy niż w całym 2014 r. Jest to efekt zalewu broni właśnie z Ukrainy.
O tym, że nasza granica nie jest szczelna, pokazała kuriozalna historia z maja, gdy do Polski bez żadnego nadzoru wjechał transport pięciu czołgów T-64 BM z Ukrainy. Czołgiści podobno jechali na zawody w Niemczech. Jednak dopiero po kilkudziesięciu kilometrach po przekroczeniu granicy, dyskretną obserwacją objęła konwój polska policja. A przecież czołgiści mogli przewozić broń, która została rozładowana zanim kolumną czołgów zainteresowały się służby.
– Mamy do czynienia z celowym przerzuceniem broni do Polski – tłumaczy nam jeden z oficerów ABW zajmujących się sprawą, i dodaje, że problem jest bardzo poważny. Na niebezpieczeństwo powstania w Polsce podziemnej armii ukraińskiej zwracał uwagę już w połowie zeszłego roku znany publicysta Stanisław Michalkiewicz, a w grudniu alarmował, że ma wiarygodne informacje o kolejnych dużych transportach przemycanej broni do Polski.
Na pewno dla części przemycających jest to zwykły biznes. Na Ukrainie karabinek AK kosztuje między 500 a 1 tys. dolarów, czyli tanio. Szacunki mówią, że na Ukrainie jest parę milionów sztuk niezarejestrowanej broni palnej. To właśnie ona jest przerzucana do Polski. Funkcjonariusze służb którzy zajmują się przemytem szacują, że wjechało do naszego kraju minimum kilkadziesiąt tysięcy broni krótkiej. Granica jest dziurawa jak przysłowiowe sito.
Dostęp diaspory ukraińskiej, szacowanej już na około 1,5 mln osób (w tym ponad milion przyjezdnych pracowników) budzi niepokój. Ukraina jako państwo nie jest bowiem przyjazne Polsce.

Ten 28-letni obywatel Ukrainy, broń przemycił aż do samej Warszawy

 Kleszcze ukraińsko-niemieckie

Chociaż Polska zaangażowała się mocno w pomoc polityczną i finansową dla Ukrainy, to jej obecne władze robiły wszystko, aby okazać nam swoją pogardę. Typowym „splunięciem w twarz” było uhonorowanie przez ukraiński parlament na wiosnę 2015 r. zbrodniarzy mordujących Polaków na Wołyniu. Celowo uchwałę przegłosowano podczas wizyty prezydenta Bronisława Komorowskiego, aby afront był jeszcze bardziej widoczny. Ówczesny prezydent zniewagę przemilczał. Ukraińcy robili też wszystko, aby wyeliminować Polskę z rozmów pokojowych o przyszłości Ukrainy. Nasz wschodni sąsiad chętnie bierze od nas pieniądze, ale za pożądanych mediatorów uznaje Niemców i Francuzów. Właśnie tradycyjna przyjaźń niemiecko-ukraińska jest dziś największym zagrożeniem dla Polski. Za wybuch konfliktu ukraińsko-polskiego o Małopolskę wschodnią (Przemyśl, Lwów itp.) odpowiadają Austriacy. Raz, że przez cały okres zaborów szczuli Ukraińców na Polaków, chcąc w ten sposób kontrować nasze aspiracje niepodległościowe. Dwa, że odchodząc, zwyczajnie uzbroili Ukraińców, licząc, i nie przeliczając się, na wybuch walk ukraińsko-polskich. 

Jak nie wiadomo o co chodzi, to...wiadomo o co chodzi. Ale czy tylko?

Na niepodległe państwo Ukraina musiała poczekać do 1991 r. Do dziś nosi mało chlubny tytuł najgorzej zarządzanej republiki byłego Związku Sowieckiego. Od 1991 r. PKB, czyli wartość produkcji kraju, spadła o ponad 35 proc. Inaczej mówiąc, Ukraińcy są o ponad 1/3 biedniejsi niż byli, żyjąc w ZSRR. Dlatego ukraiński żywioł nacjonalistyczny może próbować brać rewanż w szukaniu zwarcia z Polakami i Polską. Bez wątpienia będą temu sprzyjać prowokacje rosyjskie. Na wykorzystaniu ukraińskich pretensji do Polaków mogą skorzystać także mocno szerzące u nas intrygi Niemcy. Szczególnie że Ukraińcy bardzo mocno skolonizowali tereny, do których Niemcy roszczą sobie pretensje. Tylko według oficjalnych danych we Wrocławiu jest ich ponad 70 tys., czyli ponad 10 proc. Według nieoficjalnych – sporo więcej.

W większości są to ludzie, którzy ciężko pracują i przyjechali poszukiwać swojego miejsca na ziemi. Nie ma się jednak co oszukiwać: gdyby musieli wybierać za przynależnością tych terenów do Polski lub do Niemiec – wybraliby tych ostatnich. Co ciekawe, zbiegiem okoliczności, niebiesko-żółte barwy Autonomii Śląska są dokładnie identyczne jak na ukraińskiej fladze.

Choć brzmi to jak ponury żart, tę właśnie część działka systemu Gatlinga próbowały wwieść do Polski dwie Ukrainki, pod pozorem przewozu instalacji hydraulicznej (!) 

A Niemcy od upadku muru berlińskiego marzą o przejęciu Śląska. Mniejszość niemiecka na tych terenach jest zbyt mała, ale żywioł ukraiński jest szansą na promocję ulubionej strategii Niemców, czyli promocję autonomii śląskiej. Biorąc pod uwagę tempo zmian w strukturze narodowościowej, mówimy o realnym zagrożeniu. I nie jest to bynajmniej trend, który przeminie. Ukraińcy ściągają do naszego kraju swoje rodziny, zakładają stowarzyszenia czy kluby sportowe, takie jak np. Dynamo Wrocław. Kupują nieruchomości. Aż 7 proc. mieszkań sprzedanych w ubiegłym roku wykupili cudzoziemcy. Z danych MSWiA za 2016 r. wynika, że Ukraińcy wykupili ponad 64 tys. metrów kwadratowych powierzchni, podczas gdy rok wcześniej było to zaledwie 35,5 tys. metrów. Trend ma się utrzymywać. Ukraińcy mają z roku na rok kupować coraz więcej mieszkań w Polsce. Nasz kraj jest wręcz skazany, na pozyskiwanie pracowników z tego kraju [czemu służy jawnie bijąca w Polaków polityka PiS, polegająca na dotacjach dla pracowników zatrudniających obywateli Ukrainy- przyp.moje]. Trzeba mieć jednak świadomość, że to nie tylko szansa dla gospodarki, ale również zagrożenie. Jak odnoszą się do Polski świadomi narodowości swojej Ukraińcy, widać właśnie w rejonie Przemyśla i okolic, gdzie głoszą chwałę zbrodniarzy z UPA, mordujących Polaków. Wręcz prowokacyjnie stawiają im pomniki. Podczas uroczystości wygłaszają buńczuczne zapewnienia, że to była, jest i będzie „ziemia ukraińska”. Wspierają je w tym ukraińskie media non stop nazywające okolice Przemyśla „etniczną ukraińską ziemią”. Oprócz Niemców ukraińscy nacjonaliści mają silne oparcie w Kanadzie, gdzie jest jedna z największych ich diaspor (licząca grubo ponad milion ludzi). Nowym ministrem spraw zagranicznych Kanady jest zaś Chrystia Freeland, wnuczka ukraińskiego nacjonalisty i hitlerowskiego kolaboranta Mychajły Chomiaka. Właśnie specjaliści wojskowi z Kanady od 2015 r. szkolą ukraińskich żołnierzy. Teoretycznie do walki z separatystami w Donbasie, ale Przemyśl przecież jest przysłowiowy „rzut granatem” od poligonów, na których ćwiczy się elitarne ukraińskie wojsko.

Łukasz Pawelski

*** 

W "polskich" mediach oczywiście problemu nie ma. "Dobra zmiana" nie chce sobie szargać opinii, a neoliberalna "opozycja" też nic nie piśnie, bo poruszanie tych problemów, podobnie jak problemów z gwałcącymi i napadającymi islamistami, to trochę jak "strzał w kolano". Zatem milczą. Gdzieniegdzie pojawią się zdawkowe informacje o tym wszystkim i tylko jako nieśmiałe uzupełnienie dla newsów rodem z "Pudelka", poprzeplatanych kroniką wypadków, sportem i pogodą. 
Ale zapytajmy może o sprawę kluczową, czy mamy szansę na skuteczne uszczelnienie wschodniej granicy. Czy jest to w ogóle możliwe? I odpowiedzmy sobie zaraz na pytanie, jak ważny dla Zachodniej Europy jest poradziecki Wschód? Czy to może nie za poważny rynek zbytu produkcji, pozyskiwania surowców, jak i doskonały korytarz tranzytowy, który sprawdza się wraz ze wzrostem znaczenia gospodarczego takich np. Chin? Nie oszukujmy się. Nikt nie postawi tu "betonowej granicy i kilometrów zasiek" tylko dlatego, by Polska miała dokładniejszy wgląd w politykę migracyjną w tej części kraju. Choć idea ściągnięcia "poradzieckiej Europy" w struktury Unii poniosła spore fiasko, to jednak widać, że polityka RP wciąż stanowi tu "element zaczepny" dla pomysłu wkomponowania Ukrainy, w stały kręgosłup UE. I widać to bardzo wyraźnie.
Dla Warszawy, Kijów pozostaje wciąż partnerem strategicznym. Mało tego. Polska racja stanu niejako jest na tym polu ściśle sprzężona z ukraińską, co udowadniał już nie raz w przeszłości prezydent Komorowski, a obecnie Duda. Ale żeby było ciekawiej, z ich ust nie usłyszeliśmy informacji, że za kryzys ukraiński odpowiada ściśle oligarchiczny ustrój, który robi co może, by blokować wszelkie reformy strukturalne w państwie od roku 2012. Nie powiedzą o kacykowskich grupach wpływu, którzy z państwa uczynili swój prywatny folwark dla niejednokrotnie dziwnych i podejrzanych interesów np. z Zakaukaziem. Winna oczywiście jest tylko Rosja i jej "szaleńczy imperializm". Na jej karb zrzuca się ogromną pauperyzację społeczeństwa, wojnę w republice donieckiej i ługańskiej, a także lawinowy wzrost zadłużenia oraz rosnącą inflacje. To wszystko, co zaowocowało największą w historii tego kraju emigracją, która na dzień dzisiejszy wynosi już 8-9mln.obywateli (z czego oficjalnie do Polski trafiło ok.1200 tys.).
Jakby jednak nie patrzeć, cały ten proces stał się wręcz idealnym zapleczem, do stworzenia zakrojonej na szeroką skalę kontrabandy. Przoduje w tym oczywiście nielegalny przerzut alkoholu i papierosów. O wysokiej dochodowości może świadczyć fakt, iż organizatorzy tych akcji potrafią zarobić nawet do miliona euro na jednej tylko ciężarówce. Jak przyznaje polska Straż Graniczna, najpopularniejsze regiony do tego typu działalności to: lwowski, rówieński, wołyński i podkarpacki. Wtajemniczeni mówią, że Kijów już dawno utracił kontrolę nad tymi zachodnimi obwodami, gdzie na dobre miejscowe klany kryminalne zdobyły wszelkie możliwe przywileje, do uprawiania przemytniczego procederu na szeroką skale. A skoro można przemycać używki, to przecież równie opłacalnym przedmiotem kontrabandy może okazać się broń, tym bardziej, że z jej nielegalnym obrotem Ukraina ma od dawna duży problem. Podkreśla się fakt, iż ukraińska broń w dużej mierze ma trafiać do Niemiec i innych krajów zachodnich (ciekawe dlaczego?), ale jej część zostaje też w Polsce, trafiając w ręce gangsterów, jak i np. prywatnych kolekcjonerów. Wśród przechwyconej przez CBŚP broni, najczęściej znajdują się modele pistoletów Walther, CZ 70, jak i pistolety maszynowe Skorpion oraz popularne karabinki Kałasznikowa.
Niepokojący jest jednak fakt zmiany asortymentu owej broni. O ile wcześniej dominowała broń krótka w rodzaju pistoletów Makarowa, oraz różne warianty karabinków AK, o tyle ostatnio coraz częściej konfiskuje się także karabiny snajperskie, granatniki oraz materiały wybuchowe. W 2016r. tylko w jednym obwodzie, policja skonfiskowała 176 sztuk broni automatycznej, 260 granatników i około 3 tys.ręcznych granatów zaczepnych i obronnych. I to ponoć całkiem przypadkiem, bowiem lokalne służby tak naprawdę nie panują nad skalą i mocą tego procederu. Dlaczego na Ukrainie tyle nielegalnej broni? By rozwikłać tę zagadkę trzeba nieco cofnąć się w czasie.
W czasach Związku Radzieckiego, zakarpacki okręg wojskowy był odcinkiem do mobilizacji armii pierwszego i drugiego rzutu. To do nich należał w razie konfliktu marsz w stronę Turcji, Bałkanów, przez europejskie wybrzeże Morza Śródziemnego, aż po Portugalię. Taka taktyka wymagała uzbrojenia milionów żołnierzy, dlatego tak naprawdę Ukraina stała się potężną składnicą broni i amunicji w części europejskiej (ustępując jedynie chyba tylko słynnemu Nadwołżańsko- Uralskiemu Okręgowi Wojskowemu). I dlatego też po upadku ZSRR, potencjał wojskowy Ukrainy szacowany był jako czwarty na świecie. Od tego czasu, państwo to stało też w ścisłej czołówce eksporterów broni. Jak się szacuje, jej nielegalny eksport dawno przekroczył kwotę 30mld.dolarów, a ukraiński przerzut zasilał min. część afrykańskich konfliktów lokalnych.


Na ile polskie służby okażą się skuteczne, w starciu z problemem przemytu broni ze wschodu?

Tajemnicą poliszynela jest to, że właśnie podczas "majdanowego" 2014 roku, grabieży uległo wiele arsenałów jednostek MSW oraz SBU (Służba Bezpieczeństwa Ukrainy). Zaraz potem zaczął się konflikt w Donbasie i obie strony sporu ruszyły, by jak najszybciej przejąć składnice wojskowe we wschodniej części kraju. W związku z brakami w armii regularnej, Kijów uzbroił wiele tzw. batalionów ochotniczych, gdzie trafiło mnóstwo najemników, a często też pospolitych przestępców. Również przez niepowodzenia wojenne, armia porzucała lub traciła sporą część sprzętu, czemu niejednokrotnie towarzyszyły dziwne wybuchy i pożary różnych składów amunicji, co według niektórych było niczym innym, jak korupcyjną próbą upłynniania zapasów. I dlatego później wyciekały informacje o tym, jak to np.zastępca dowódcy 53 brygady zmechanizowanej, tylko w czerwcu 2016r. załatwił cywilnemu kupcowi 5 tys.sztuk amunicji strzeleckiej, oraz kilkadziesiąt granatów zaczepnych za 66 tys.hrywien. Ten przypadek który raczej przemawia za regułą a nie incydentem, pokazuje niepoliczalne możliwości nielegalnego handlu bronią przez armię walczącą na wschodzie Ukrainy.
Mówi się o tym, że runął czarny rynek broni. Ceny spadły znacząco, gdyż karabinek AK można kupić za 500-1000 dolarów, czyli mniej więcej tyle co w Afganistanie. Jednorazowe granatniki (w zależności od wersji), to koszt 600-800 dolarów. Natomiast ręczne granaty oferowane są już od 10 dolarów za sztukę. Im dalej od stref walk, tym cena rzecz jasna wyższa, ale rynek i tak odczuwa stałą tendencję spadkową. Choć niebezpieczne jest nie tylko to. Socjologowie i psycholodzy biją na alarm, bowiem społeczeństwo ukraińskie popada pomału w stan, który określić można jako: "strzelaj wszędzie i we wszystko". Ilość broni w niepowołanych rękach, oraz jej rosnąca dostępność niejako zdeprawowały Ukraińców, co przejawia się znacznym zobojętnieniem na przestępstwa dokonywane z jej użyciem. Przez ostatnie lata Ukraina spadła w międzynarodowym rankingu bezpieczeństwa publicznego ze 136 na 164 miejsce, co lokuje ją w okolicach takich państewek jak Botswana czy Sudan. Ponadto Ukraińcy już na dobre są przyzwyczajeni do rozwiązywania problemów za pomocą broni, a kraj przeżywa teraz istną erupcję przestępczości, gdyż to przede wszystkim świat kryminalny jako pierwszy skorzystał z masowo plądrowanych arsenałów.
Funkcjonariusze ukraińskich służb interweniują z bronią w ręku niemalże każdego dnia, zwracając uwagę, iż cały kraj pokrywa sieć zakonspirowanych arsenałów nielegalnej broni, znajdujących się w rękach mafii lub politycznych radykałów o wątpliwej reputacji.

Zwarci, gotowi i...pod bronią. W przeciwieństwie do reszty obywateli skutecznie rozbrojonej Europy

Zatem należałoby spytać, jak na tak zastaną rzeczywistość reagują praworządni obywatele? Okazuje się że znamiennie. Po prostu...zbroją się w błyskawicznym tempie, ogołacając legalne sklepy z bronią ze wszystkiego co może strzelać. Ponoć ogromnym powodzeniem cieszą się pistolety automatyczne, choć hitem pozostają strzelby śrutowe i broń krótka. Mógłby ktoś rzec: to w sumie przecież problem Ukrainy. Ale czy aby na pewno. Czy czasem konsekwencje tych poczynań nie dotkną wkrótce obywateli reszty Europy, w tym sąsiedniej Polski?

Na koniec mała dygresja. Wcale nie uważam i nie chcę udowadniać tym wpisem, iż każdy obywatel Ukrainy trafiający do Polski czy reszty Europy, jest potencjalnym przestępcą "umoczonym" w przemyt, lub inne nielegalne interesy. Takie myślenie byłoby mocno nieostrożne i pozbawione obiektywizmu. Ale nie da się ukryć, że właśnie na naszych oczach zaczyna tworzyć się bardzo niepokojący scenariusz, który jest przecież niejako konsekwencją masowego napływu tej właśnie nacji do Polski. Państwo ukraińskie nie radzi sobie z tym problemem i lada chwila może się okazać, że i u nas sytuacja zacznie po prostu wymykać się spod kontroli. Oby nie. Ale jest jeszcze druga strona medalu i zupełnie inna granica. Tam, gdzie rodzime służby działają już naprawdę wyrywkowo, przez co jakiś Abdul z Raszidem bez problemu wjadą w dowolny zakątek naszego kraju i zrobią z "niewiernymi" to, co im się rzewnie podoba. Czy to aż tak trudne do wyobrażenia? Myślę że nie, tyle że niekumatym bądź po prostu zamulonym potrzebny jest koronny dowód, w postaci samochodu wjeżdżającego w tłum ludzi, lub fanatyków z khukri, obcinających głowy niedzielnym spacerowiczom. Choć przypatrując się wokół pewnym dziwnym przypadkom można wysnuć tezę, że niektórym faktycznie przydała by się szybka dekapitacja, bo głowy które noszą są chyba jedynie atrapami do mierzenia siły wiatru między uszami.

Uzupełnienie:
https://www.youtube.com/watch?v=SeyWkQ12MRo 

https://pl.sputniknews.com/blogs/201711036621715-potop-ukrainski-zalew-polske-blog-radtke-sputnik/               
       
Źródło artykułu: https://polskaniepodlegla.pl/
Źródło zdjęć: internet
Korekta: Medart



 

 
         
  

3 komentarze:

  1. Przed przemytem broni za Wschodu ostrzegałem jeszcze w 1990 roku - vide moje artykuły na łamach "Polski zbrojnej" i innych czasopism. Reakcja była zawsze jedna: albo mnie wyśmiewano, albo zastraszano. Kiedy w 1994 roku doszło do kolejnego spięcia, mając dość głupoty moich przełożonych i sprzedajności polityków - głównie z UW, porzuciłem służbę w SG i przeszedłem na emeryturę. Dzisiaj spełniają się moje prognozy - WSZYSTKIE! I to jest naprawdę straszne, kiedy widzi się, co się dzieje i nie można niczego zrobić...

    OdpowiedzUsuń
  2. Ukraińska witryna hakerów...
    infornapalm.rocks

    ...jak to wygląda globalnie...
    www.globalsecurity.org

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń