piątek, 20 października 2017
Co nie było
A może by tak oszaleć. Bez ostrzeżenia i nadawania temu wymiaru świadomego konkretu.
Znaleźć zalegające w pustce natręctwo, palącą fobię i puścić się wilczym pędem za tym co nie było. Na zawsze?
Sześćdziesiąt sekund w minucie i wiesz, że więcej nie będzie. Choć to kwestia umowna, nikt tego nie zdementuje i nie wyświetli w formie szczerej projekcji.
Ale teraz zostało to w tyle, bo oto właśnie ogarnęło mnie znajome spowolnienie. Pora o której nie potrafię myśleć inaczej, jak o błogosławieństwie. Ile wysiłku trzeba by zrozumieć, że gra toczy się o drobne okruchy, skrawki, o te jeszcze nie przebyte drogi i rzeczy, na których nie zacisnąłeś dłoni?
Nie potrafię śnić o tym spokojnie. Już nigdy nie da mi wytchnienia fakt, że w daną stronę nie spojrzałem tych kilka sekund wcześniej. Lub że patrząc, zbyt szybko odwróciłem wzrok. To mnie przerasta, a całe doświadczenie które wydaje mi się że posiadałem, w mgnieniu oka leci przez ręce.
Pozostaje to co zwykle.
Mały liść ląduje mi za kołnierzem. Szelest pod stopami i ciepły wiatr unisono. Jest ta pora i jest inaczej. Tak dobrze, iż zaczynam rozumieć, że to nie może dziać się naprawdę.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Spowolnienie, nieśpieszność - dobra rzecz :)
OdpowiedzUsuń