środa, 25 lipca 2018

Ponowienie


Jeszcze nie tym razem. Było blisko, ale znów nie potrafiłem tego wychwycić. Tak sobie myślę, że chyba daremny to trud. Nie umiem udźwignąć tego w bezpośredniej konfrontacji. Znajome linie horyzontu, niby ta sama łatwość odgadnięcia co skrywa paleta krajobrazu coraz dalej i dalej, choć przecież szczypta tajemnicy i nieprzewidywalności zawsze tam obecna. A jednak. Nie starcza mi sił, kiedy mierze się z tym całym arsenałem, kiedy staje w szeregu z bodaj fragmentarycznym przejawem zatopionego tam po ostatnią warstwę piękna. Przyjdzie pewnie pogodzić się z faktem, że klucza do skarbca skrywającego tę wyjątkową  impresję, nie posiądę nigdy. Będę skazany na kłujące i nagłe przypomnienia, z których uczczę jedynie te, na które pozwoli mi płytsza z każdym rokiem pamięć.
Ale coś pozostanie. A nawet jeśli nie, zdążę jeszcze ścisnąć w dłoni izerski kamyk i przetrzeć palcami stary pył, pozostawiony w spokoju na moich mocno schodzonych butach.

      

2 komentarze:

  1. Zdaje się, że podobne podejście jak Ty do izerskiego kamyka, ja mam do karkonoskiej szyszki. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kamyk ma tę przewagę, że na szczęście nie rozpadnie się tak prędko ;)

      Usuń