Uraczony dobrodziejstwami mojej ukochanej pory roku, które to objawiły się wreszcie piękną październikową pogodą, postanowiłem czym prędzej wyruszyć w teren. Los chciał, iż mój tegoroczny, jesienny wyjazd w Sudety nie doszedł do skutku, zatem musiałem znaleźć sobie choć znikome lekarstwo, na rozczarowaną i stęsknioną swoich gór- duszę. Oczywiście tamtych przestrzeni nic nie jest w stanie mi zastąpić, ale postawiony przed faktem dokonanym ich braku, musiałem znaleźć choć...marny substytut. Błądząc wzrokiem po mapie rodzinnych stron, natrafiłem na jeden, niezbyt wyróżniający się, choć dość obiecujący obszar. W sumie żadna tam "biała plama", gdyż o tej okolicy trochę już wiedziałem. Wypadało więc tylko czysto fizycznie zawitać w te rejony, by móc sprawdzić co "w lesie piszczy".
Wyruszyłem wraz z Kwiatkiem, bo raz, że miał wolne, a dwa- do podobnych przedsięwzięć zawsze podchodził z nieukrywanym entuzjazmem. Tak było i tym razem. Miasto opuściliśmy komunikacją publiczną, obierając kierunek północny. Wysiedliśmy w małej miejscowości Emilia, położonej mniej więcej w połowie drogi pomiędzy Zgierzem a Ozorkowem. Od paru lat przebiega tędy tzw. "Autostrada Wolności", ciągnąca się od Strykowa aż w okolice Wrześni i dalej na zachód. Ale nie ona była obiektem naszego zainteresowania. Interesował nas natomiast dość spory, leśny obszar, ciągnący się od tego miejsca na południowy- zachód, sięgając miejscowości Tkaczewska Góra, Stare Krasnodęby czy Jedlicze. Oczywiście sama powierzchnia nadleśnictwa jest sporo większa i zajmuje obecnie 1115,66 km2, obejmując siedem powiatów. Nastawiliśmy się na dojście do znanej miejscowości wypoczynkowej Grotniki, po czym skierowanie w stronę rezerwatu "Grądy nad Lindą", a w dalszej kolejności, osiągnięcie Komorników (część Grotnik) i dojście do kompleksu leśnego Las Krogulec, znajdującego się już w obrębie miasta Zgierz. Stamtąd zaś zamierzaliśmy przebić się przez Piaskowice do ostatniego celu, jakim miał być Las Okręglik.
Pogoda od rana zachwycała. Całkowicie bezchmurne niebo, a temperatura oscylująca w granicach 10 stopni, gdzie wraz z upływem dnia sięgnąć miała 17, zapowiadała ciepły i przepiękny spektakl październikowego kolorytu. Na wieczór zapowiadano co prawda pogorszenie aury, ale na razie nie przejmowaliśmy się tym wcale. Zaraz po wysiadce podążaliśmy wzdłuż szosy raptem kilkadziesiąt metrów, po czym zniknęliśmy w lesie. Przywitała nas fajna i oświetlona słońcem piaszczysta "gruntówka", która przez kilka ładnych kilometrów miała nas prowadzić na zachód. I tak właśnie było. Wędrowało się świetnie, a ja, w wyobraźni pobudzonej swoistym kolorytem, momentami przemieszczałem się w przestrzeni o te ok. 300km na południowy- zachód. I tylko "płaski" charakter samego marszu, oraz nieco inny rodzaj flory sprawiał, że nie mogłem do końca uwierzyć w to, iż znajduje się w bliskiej memu sercu krainie. :)
Cały czas podążaliśmy raczej dość szerokim duktem, który prowadził w większości lasem mieszanym, na krótkich odcinkach poprzeplatanym typowym borem sosnowym. Po drodze spotykaliśmy pojedynczych grzybiarzy, wszak sezon w pełni. Ale i nam wpadły w ręce całkiem ciekawe okazy, choć nawet specjalnie za nimi się nie rozglądaliśmy.
Po jakimś czasie dotarliśmy do terenu rezerwatu "Dąbrowa Grotnicka", który został utworzony w roku 1990, z zamiarem ochrony dość rzadko spotykanego zespołu dąbrowy świetlistej. Jego skrajem szliśmy dalej, tym razem na południe, kierując się w stronę doliny rzeki Linda. Tam pojawiły się drobne komplikacje, bowiem musieliśmy nieco nadłożyć drogi kiedy okazało się, że rzeczkę otacza całkiem spory, dość podmokły teren. Ale w końcu znaleźliśmy dogodny fragment i przedarliśmy się na drugą stronę. Stąd już, po kilkuset metrach, doszliśmy do pierwszych działek położonych w obrębie Grotnik. Dalej było centrum miejscowości, a my mijając kąpielisko (niegdyś jej główną wizytówkę), ponownie zmieniliśmy kierunek. Tym razem naszym celem było dotarcie do kolejnego rezerwatu, czyli wspomnianych już "Grąd nad Lindą". Wszystko szło dobrze, z wyjątkiem tego, że już po dotarciu do Grotnik zachmurzyło się dość wyraźnie. Wyglądało na to, że pogoda miała zamiar popsuć się znacznie szybciej...
Zmierzaliśmy teraz na południowy- wschód, jedną z dość szerszych dróg, prowadzącej zresztą do tutejszej leśniczówki, będącej akurat siedzibą nadleśnictwa. Po drodze znów mignęło kilku grzybiarzy i dwóch rowerzystów. Poza tym spokój, cisza i absolutnie żadnego ruchu innych pojazdów. Po około 2,5 kilometra, dotarliśmy do terenu rezerwatu, gdzie odbiliśmy już typowo na południe. Sam rezerwat, jest jednym z najmłodszych nie tylko w nadleśnictwie, ale i całym województwie łódzkim.
Po opuszczeniu kompleksu leśnego, musieliśmy przebić się polami i nieużytkami w stronę Komorników, by już za nimi przekroczyć linię kolejową i wylądować na kolejnym zadrzewionym obszarze. Tym razem, był nim jeden z najbardziej znanych w obrębie Zgierza- Las Krogulec. Wędrowaliśmy jego północną częścią, a następnie już wschodnim obrzeżem, bowiem nie chcieliśmy przegapić charakterystycznej drogi, mającej poprowadzić nas dalej na południe. Niestety, od tego momentu pogoda spaprała się na dobre. Od zachodu niebo zrobiło się już mocno ciemne, a dodatkowo wzmógł się słaby do tej pory wiatr. Gdy wyszliśmy z lasu i niewielką ulicą Cegielnianą dostaliśmy się na przedmieścia Zgierza, zaczęło mżyć. Przez chwilę zastanawialiśmy się co dalej. Czy kontynuować wycieczkę dalej na południe, bez względu na pogorszenie aury, czy zakończyć ją tutaj? Zdecydowaliśmy się na wariant drugi, odpuszczając tym samym dalszą trasę. Jak się okazało dość słusznie, bo wkrótce rozpadało się na dobre i jednocześnie zrobiło zdecydowanie chłodniej. Pozostało nam więc dotarcie do centrum Zgierza, odnalezienie konkretnego przystanku i powrót autobusem. Ogólnie jednak byłem zadowolony. Chociaż nie wierzyłem w to za bardzo, ten kilkugodzinny wypad i prawie 20-kilometrowa trasa, choć trochę ukoiła moją dławioną splinem i tęsknotą duszę. Ale przecież Natura ma to do siebie że nigdy nie zawodzi, nie tylko pokazując w konkretnym czasie swoje najcudniejsze atrybuty, ale też ucząc specyficznego sposobu postrzegania, w którym "mędrca szkiełko i oko", staje się daleko zbędne i jakże...niewystarczające. :)
Emilia. Tutaj wysiadamy |
Z drugiej strony przebiega "Autostrada Wolności"... |
my jednak, wybieramy inną drogę |
c.d. |
Sosnowe młodniki... |
oraz znacznie roślejsze- dąbrowy |
Na zachód |
Po drodze, mijamy ciekawe kompozycje... |
a nawet zrujnowane domy |
Kolejna z wielu barw jesieni |
Droga |
Zestawienie kolorów, które o tej porze roku niezmiennie mnie oczarowuje |
Pierwsze rozwidlenie... |
i znów znamienny koloryt |
Mały paśnik |
I smutniejsze widoki. Tej brzozy, raczej nic już nie uratuje |
Kolejne rozstaje |
Rudnice, wciąż jeszcze pracowite |
Nieco dalej, z poszycia wyglądają pierwsze Czubajki kanie |
Charakter lasu ulega niewielkiej zmianie |
c.d. |
Są też Maślanki wiązkowe, mylone niekiedy z Łuszczakami |
Mijamy szerszy trakt... |
wciąż utrzymując pierwotny kierunek |
Towarzyszą nam wyniosłe sosny... |
zaś drogę, przebiegają sympatyczne gady :) |
Jesień w Lesie Grotnickim |
c.d. |
Docieramy do pierwszego stanowiska czyli... |
... |
Czas na zmianę kierunku |
... |
Otoczenie niezmiennie bajeczne |
... |
... |
Teraz już na południe |
Z traw wystaje kolejny kapelusz |
Na balach niedaleko pewnej przecinki, robimy krótki postój by co nieco przegryźć... |
i strzelić pamiątkową fotę |
Ruszamy dalej |
Kolejny kapelusz, tym razem znacznie lepiej widoczny |
Jeszcze kawałek szerszą drogą... |
po czym wchodzimy w gąszcz |
Z czasem robi się grząsko, a to znak, że niebawem dojdziemy do... |
koryta rzeczki Linda |
Musieliśmy przejść dobre kilkadziesiąt metrów... |
aby sforsować ją, w bardziej dogodnych warunkach |
Niebawem docieramy do przecinki z leśną szkółką |
Są też nieliczne wiatrołomy |
Wkrótce żegnamy polanę i... |
dochodzimy do drogi, przy której pojawiają się już pierwsze działki |
Po lewo, w zaroślach wije się słabo widoczna Linda |
Jeszcze trochę lasu... |
i pojawiamy się w Grotnikach |
Mijamy znane kąpielisko, które ostatnimi czasy wyraźnie podupadło |
Rzeczka z drugiej strony, to w tym miejscu ledwie strumyk |
W Grotnikach |
Po drodze, posiłkujemy się też nieco większymi mapami |
Kolejna zmiana kierunku |
Od czasu do czasu, pojawia się też moja ulubiona buczyna |
Czasami jest gęściej... |
a czasami przestronniej, w lesie którym wędrujemy |
Za jednym z zakrętów... |
na rozwidleniu, o mało nie mylimy kierunków. |
Wkrótce wątpliwości zostają zażegnane i...znów wiemy dokąd podążamy |
Kolejna jesienna kompozycja, choć niestety już bez promieni słońca |
Za tym rozwidleniem... |
natykamy się na całkiem spory staw, choć jak się okazuje na mapach go...nie ma |
Nieco dalej, znajduje się główna siedziba Nadleśnictwa |
Po drugiej stronie drogi, leżą jakieś tajemnicze hałdy ziemi, jakby przyszykowane do wywiezienia |
A nad głowami znowu...buki :) |
Wreszcie docieramy do kolejnego już dziś rezerwatu |
... |
Wchodzimy na drogę, wytyczoną przez jego wschodnią część |
W rezerwacie |
Czym dalej wgłąb, tym więcej powalonych pni i gałęzi |
Po wyjściu na łąki, ponownie witają nas Czubajki |
Nieco dalej, natrafiamy na hodowlę innego typu |
Przez pole z wykarczowaną kukurydzą, docieramy do drogi |
A później kolejnej, przecinającą Komorniki |
Odbijamy na południowy- wschód... |
by wkrótce opuścić wieś i osiągnąć linię kolejową |
Podbieg pod nasyp... |
i już jesteśmy na torach |
Po drugiej stronie, czeka na nas Las Krogulec |
Idziemy jego najbardziej chyba znanym traktem |
Według niektórych kultów, ten las podobno nie jest gościnny... |
choć osobiście, raczej tego nie potwierdzamy :) |
Opuszczone domostwo na niewielkiej polanie |
Dalszy marsz, uskuteczniamy już obrzeżem lasu |
Jesień |
Czasem u stóp, materializują się nam prawdziwe potwory (ten nawet, w idealnym jesiennym kamuflażu) :) |
Las Krogulec |
Są też bujne trawy, tak wysokie, że aż łaskoczą w brodę ;) |
Na pierwszym planie, dawno przekwitłe Nawłocie |
Kolejna, ciesząca oczy barwna kompozycja... |
choć niestety od zachodu, niebo coraz ciemniejsze |
Pierwsze opłotki miasta |
Tu też wyłapać można fajne kolorki |
Zgierz; w tle majaczy już farny kościół św.Katarzyny Aleksandryjskiej, z pocz. XX w. |
Mijamy budynek najstarszej, Miejsko- Powiatowej biblioteki im. B.Prusa... |
i nękani pierwszymi kroplami deszczu, osiągamy rondo oraz przystanek, z którego niebawem odjeżdżamy. |
Masz rację, nic nie zastąpi Karkonoszy (czy Sudetów w Twoim przypadku), ale trzeba sobie jakoś radzić, jak nie ma szans tam pojechać. ;)
OdpowiedzUsuńNie rozumiem, czemu ludzie nie lubią jesieni. Jest taka piękna!
Karkonosze to też Sudety, tyle że jedynie...skrawek :)
OdpowiedzUsuńA co do złotej pory roku, to istnieje jeden jej atrybut całkowicie inny niż wszystkie i absolutnie nie do podrobienia. Nie ma bowiem w przyrodzie piękniejszego światła, niż światło jesieni...
Gór co prawda zastąpić się nie da, ale wędrówka wśród lasów i łąk nawet na płaskim terenie może również być nader przyjemne, bo liczy się kontakt z naturą. A do tego piękną jesienią, gdy jest barwnie i słonecznie. Osobiście lubię uczucie zmęczenia po wędrówce, gdy wracam do domu pełen wrażeń z wycieczki, w przeciwieństwie do tego zmęczenia po pracy, które odbiera energię.
OdpowiedzUsuńPodobnego krzyżaka jak ten, którego spotkałeś w drodze, miałem za oknem, na tyle długo, że nawet nadaliśmy mu imię i obserwowaliśmy codziennie jak sobie radzi. A wpadały mu w siatkę różne muchy i biedronki. Był taki tłuściutki, niestety pewnego dnia zniknął bez słowa i są dwie możliwości: albo się wyprowadził, albo jakiś ptak go wypatrzył.
Racja, taka wędrówka również potrafi być przyjemna i nieść ze sobą dużo frajdy, oraz nietuzinkowych wrażeń estetycznych. Ale...wiadomo. W Sudetach na pewno byłoby piękniej. :)
UsuńO krzyżakach zaś ja mogę powiedzieć Ci tyle, że za dzieciaka lubiłem bardzo hodować je w przeróżnych słoikach i słoiczkach. Arachnofobia była mi na tyle obca, że trzymałem je nawet w swoim pokoju na półce lub parapecie. Oczywiście do czasu, póki nie dostrzegli tego rodzice. Potem pozwalali mi na tę osobliwą kolekcję, ale już tylko na balkonie, a jeśli na działce to w komórce. Ech...czasy. :)