Kiedyś wpadła mi w ręce mała i niepozorna książka. Nie od razu ją przeczytałem. Jednak po jakimś czasie sięgnąłem po nią znów i wtedy, skonsumowałem niemalże łapczywie. Bo w istocie zafascynowała mnie ogromnie. Mimo tego że był to początek lat 90. i na rynku wydawniczym zaczęło pojawiać się coraz więcej tytułów z dziedziny parapsychologii, fenomenu UFO czy wszelakich tajemniczych zjawisk, to ta książka jednak i tak się wyróżniała.
Mowa o pozycji "Poczet potworów letnich" Leszka Kleczkowskiego i Sławomira Pikuły. Co ją wyróżniało? Ano przede wszystkim ciekawe podejście do zagadnienia kryptozoologii. Oczywiście termin ów na kartach książki jeszcze nie wypłynął bowiem został powołany wiele lat później, ale zawartość mniej lub bardziej skłaniała się ku temu tematowi. Pamiętać jednak trzeba, że jest to książka z połowy lat 80. i na próżno szukać tam relacji i doniesień z Chupacabrą czy Mothmanem w roli głównej. Jest natomiast i tak spory bagaż podsumowujący wiele obserwacji z całego świata, obejmujący klasycznego już Yeti, Bigfoota czy potwora z Loch Ness. Ale też wielu innych tajemniczych stworzeń, występujących na Syberii, w górach Chin czy dżungli Borneo.
O książce napomknąłem dlatego, iż wydaje mi się pozycją niemalże obowiązkową dla każdego, kto zaczyna interesować się podobnymi zagadnieniami. Tym bardziej, że na rodzimym rynku wydawniczym chyba jako pierwsza (lub jedna z pierwszych), zajęła się penetracją tematu obejmującego spotkania z nieznanymi nauce i wielce zagadkowymi stworzeniami.
Ale powróćmy do meritum dzisiejszego wpisu. Mniej więcej dwa miesiące temu, w sieci ostro namieszał pewien amatorski filmik, nagrany przez mieszkańca Uljanowska w Rosji. Przedstawiać ma on dość nietypową istotę, przemieszczającą się po ścianie wieżowca. Oto on:
https://www.youtube.com/watch?v=j8pvsOj70_g
Na tym niespełna 40 sekundowym filmie widać "coś" schodzące z dachu (na samym początku filmu, ciemny zarys części sylwetki pojawia się na tle ciemniejącego nieba) i poruszające się w dół po bocznej ścianie budynku. Następnie mniej więcej w jego połowie zbliża się do krawędzi, wyraznie poza nią wygląda(!), po czym przechodzi na dłuższą część budynku mieszkalnego. Widać jeszcze ją przez chwilę, gdy zasłania odnóżami okna po owej stronie, po czym wykonuje jakby skok w stronę stojącego poniżej drzewa.
Informacje odnośnie tego krótkiego filmu są dość skąpe i lakoniczne. Operator nagrywający całe zajście, wypowiada raptem dwa zdania: "O ku*wa, to schodzi, to schodzi..." i pózniej- "myślę że widzi nas" (czy coś w tym stylu).
Co do samego nagrania możemy stwierdzić, że jest niestety kiepskiej jakości, natomiast całe "miejsce akcji" w ogóle pozostaje dość słabo oświetlone. Jedyne źródło światła znajduje się na ulicy i jest w dodatku mocno rozproszone. Przy zbliżeniu widać, że istota praktycznie nie rzuca cienia na ścianę budynku, co kazało by sądzić że nagranie jest spreparowane. Natomiast kąt pod jakim zdarzenie jest filmowane (i kąt padania światła z ulicznych latarni) nie do końca gwarantują powodzenie owej tezy.
Od momentu pojawienia się nagrania, wielu zwolenników jego prawdziwości opowiedziało się z miejsca za tezą, iż przedstawia ono słynnego "Slendermana".
Slender Man to jedna z tajemniczych postaci pojawiających się w legendach i siejących strach. Choć pod nazwą Slander Man znany jest od niedawna, to jednak w opowieściach pojawia się już od dawna – najprawdopodobniej już od starożytności. Postać tajemnicza, nic pewnego o niej nie wiadomo. Istnieją zdjęcia na których jest widoczna, film, na którym została nagrany, pojawiają się nieliczne relacje osób które go widziały. Jednak świadkowie pojawienia się Slender Mana znikają, ofiary bardzo rzadko są odnajdywane. Pierwsze współczesne obserwacje tego stworzenia zostały poczynione w latach 80-tych XX w. Do tej pory nie udało się w przekonywujący sposób dowieść, że Slendy istnieje lub nie, przez dużą część ludzi (nawet wielbicieli demonów i zjawisk paranormalnych) uważany jest tylko za jeszcze jedną miejską legendę, wymyśloną tylko po to, żeby straszyć dzieci.
Artystyczna wizja Slendermana
Legenda tegoż (zwanego też Tall Man, Thin Man czy Mr Thin), towarzyszy wielu społecznościom jak się okazuje od dawien dawna.
Wysoka postać z długimi mackami pojawia się również w wierzeniach
egipskich oraz u Majów i Azteków. W mitologii mezopotamskiej występuje
Lamasztu. Jest to demon żeński, ale ma umiejętność zmiany płci. Często
łączyła cechy obu płci i zwierząt. Na niektórych podobiznach Lamasztu
przedstawiano jako postać bez płci i twarzy, z wieloma mackami zamiast
rąk. Porywa on dzieci, żeby dręczyć ich dusze w Tartarze. Wzmianki o nim
pojawiają się również w wierzeniach asyryjskich, babilońskich i innych.
Demon ten wywołuje też objawy choroby podobne do slendersickness. Pewne
cechy podobne do Lamasztu ma Lamia, Lilith czy strzygi. Demon
porywający dusze pojawia się też w legendach słowiańskich. Czasem jest
to wysoka postać bez twarzy, ubrana na czarno, czasem zaś kobieta w
bieli. Podobno jest to sama Śmierć, przychodząca po swoje ofiary. Według
innych wierzeń wysokie, ciemne postaci bez twarzy, z mackami zamiast
rąk to diabły, porywające zabłąkane w lesie dzieci i straszące pijaków.
Inny demon, który miał zwyczaj straszyć w lasach i na bezdrożach to
Latawica. Są to demony męskie porywające dzieci i nękające kobiety w ich
sypialniach. Opętanych przez te demony ludzi można było leczyć za
pomocą magii.
Slenderman, uchwycony rzekomo przed jedną z angielskich szkół w latach 30.
Nie będziemy dalej wchodzić w rejony zarezerwowane (być może) dla antropologii kultury i psychoanalizy, ale jako że każda obserwacja odsyła niejako do istniejących stereotypów i każe doszukiwać się tam podobieństw, także i w tym przypadku doszło do pewnej próby zaszufladkowania.
Oczywiście abstrahując od tego czy Slanderman jest autentyczną postacią, kolejną "miejską legendą", czy może upostaciowaniem fobii i lęków ujawniających się pod wpływem chociażby pewnego mechanizmu purytanizmu społecznego, faktem jest, że jakoś do tej pory nikt nie łączył jego "działalności" z dość ekwilibrystycznym przemieszczaniem się po budynkach. Tyle że w tym akurat przypadku, o zbieżności tej zadecydował zdecydowanie wygląd.
Przyjrzyjmy się jeszcze raz owej istocie z Uljanowska. Mamy tu "coś" ewidentnie posiadającego cztery odnóża, niewielki tułów i małą (chyba) głowę. Jednak najbardziej intryguje fakt, że istota posiada wręcz unikalną zdolność rozciągania swoich odnóży. Widać to dobrze kiedy schodząc w dół, chwyta się kolejnych segmentów ściany bocznej, a później krawędzi bloku. Oczywiście widać doskonale, że owo rozciąganie idzie w grube metry, bowiem standardowe okno w bloku tego typu ma mniej więcej 130-150cm.
I to chyba pozostaje najbardziej fantastycznym elementem wizerunku tego niesamowitego stwora. Na tyle fantastycznym że można przyjąć tezę, iż mamy tu do czynienia z mistyfikacją. Przemawia za tym również swego czasu "wyczekiwanie" operatora na przebieg zdarzeń. Bowiem podobne incydenty (jeśli są prawdziwe) łapane są zazwyczaj "w trakcie", co niejednokrotnie rzutuje kiepską jakością i nieodpowiednią ekspozycją. Tu jest inaczej. Rzekłbym- zbyt ładnie i zbyt widowiskowo. A jak to zrobiono? Dobry grafik komputerowy i program After Effects, być może w zupełności wystarczą.
Tu jeszcze zaznaczę, że media rosyjskie poinformowały zaraz o rzekomych zniknięciach ludzi mających ponoć miejsce w okolicy, a trwających już od ponad dwóch dekad. Jakkolwiek sensacyjnie by to nie brzmiało, zapewne jest tylko echem wyemitowania tego nagrania i ma za zadanie stworzyć odpowiednią "otoczkę" wokół całego incydentu. Znamy to juz z autopsji. Po sukcesie kasowym filmu "Blair Witch Project", celowo wypuszczano spreparowane historyjki, mające z Burkittsville uczynić niemalże miejsce przeklęte. I udało się. Efekt marketingowy osiągnięto, czego dowodem były liczne pielgrzymki rządnych wrażeń turystów i fanów filmu. Jest zatem wielce prawdopodobne, że też informacje z Uljanowska służą temu samemu. Ponoć eksperci od obróbki zdjęć zaczęli badać ów filmik i mają dowieść (lub nie) jego autentyczności. Czy jednak tak się stanie?
Oszustwo zatem, czy może jednak nowa tajemnicza kryptyda? A może coś jeszcze innego. Może czysta manifestacja istoty z innej rzeczywistości, albo (jak sądzą niektórzy) efekt poczarnobylowskiej mutacji? Można snuć domysły i ciągnąć to dalej w nieskończoność, powielając schematy i tworząc nowe (niekiedy mocno irracjonalne) teorie. W dobie medialnych "fajerwerków", takie materiały będą stale budzić kontrowersje i nastrajać do dywagacji na przeróżne tematy. A może nie powinniśmy ufać tak bardzo oku kamery i aparatu? Patrzymy w te wszystkie magiczne wizjery i inne, zapewne zapominając że jeśli zbyt długo patrzymy w czeluść, to czeluść...sami dobrze wiecie co. ;)
Źródło cytatu i zdjęć: http://www.slenderman.pl/
http://hdw.eweb4.com
http://altereddimensions.net
Nie będziemy dalej wchodzić w rejony zarezerwowane (być może) dla antropologii kultury i psychoanalizy, ale jako że każda obserwacja odsyła niejako do istniejących stereotypów i każe doszukiwać się tam podobieństw, także i w tym przypadku doszło do pewnej próby zaszufladkowania.
Oczywiście abstrahując od tego czy Slanderman jest autentyczną postacią, kolejną "miejską legendą", czy może upostaciowaniem fobii i lęków ujawniających się pod wpływem chociażby pewnego mechanizmu purytanizmu społecznego, faktem jest, że jakoś do tej pory nikt nie łączył jego "działalności" z dość ekwilibrystycznym przemieszczaniem się po budynkach. Tyle że w tym akurat przypadku, o zbieżności tej zadecydował zdecydowanie wygląd.
Przyjrzyjmy się jeszcze raz owej istocie z Uljanowska. Mamy tu "coś" ewidentnie posiadającego cztery odnóża, niewielki tułów i małą (chyba) głowę. Jednak najbardziej intryguje fakt, że istota posiada wręcz unikalną zdolność rozciągania swoich odnóży. Widać to dobrze kiedy schodząc w dół, chwyta się kolejnych segmentów ściany bocznej, a później krawędzi bloku. Oczywiście widać doskonale, że owo rozciąganie idzie w grube metry, bowiem standardowe okno w bloku tego typu ma mniej więcej 130-150cm.
I to chyba pozostaje najbardziej fantastycznym elementem wizerunku tego niesamowitego stwora. Na tyle fantastycznym że można przyjąć tezę, iż mamy tu do czynienia z mistyfikacją. Przemawia za tym również swego czasu "wyczekiwanie" operatora na przebieg zdarzeń. Bowiem podobne incydenty (jeśli są prawdziwe) łapane są zazwyczaj "w trakcie", co niejednokrotnie rzutuje kiepską jakością i nieodpowiednią ekspozycją. Tu jest inaczej. Rzekłbym- zbyt ładnie i zbyt widowiskowo. A jak to zrobiono? Dobry grafik komputerowy i program After Effects, być może w zupełności wystarczą.
Tu jeszcze zaznaczę, że media rosyjskie poinformowały zaraz o rzekomych zniknięciach ludzi mających ponoć miejsce w okolicy, a trwających już od ponad dwóch dekad. Jakkolwiek sensacyjnie by to nie brzmiało, zapewne jest tylko echem wyemitowania tego nagrania i ma za zadanie stworzyć odpowiednią "otoczkę" wokół całego incydentu. Znamy to juz z autopsji. Po sukcesie kasowym filmu "Blair Witch Project", celowo wypuszczano spreparowane historyjki, mające z Burkittsville uczynić niemalże miejsce przeklęte. I udało się. Efekt marketingowy osiągnięto, czego dowodem były liczne pielgrzymki rządnych wrażeń turystów i fanów filmu. Jest zatem wielce prawdopodobne, że też informacje z Uljanowska służą temu samemu. Ponoć eksperci od obróbki zdjęć zaczęli badać ów filmik i mają dowieść (lub nie) jego autentyczności. Czy jednak tak się stanie?
Oszustwo zatem, czy może jednak nowa tajemnicza kryptyda? A może coś jeszcze innego. Może czysta manifestacja istoty z innej rzeczywistości, albo (jak sądzą niektórzy) efekt poczarnobylowskiej mutacji? Można snuć domysły i ciągnąć to dalej w nieskończoność, powielając schematy i tworząc nowe (niekiedy mocno irracjonalne) teorie. W dobie medialnych "fajerwerków", takie materiały będą stale budzić kontrowersje i nastrajać do dywagacji na przeróżne tematy. A może nie powinniśmy ufać tak bardzo oku kamery i aparatu? Patrzymy w te wszystkie magiczne wizjery i inne, zapewne zapominając że jeśli zbyt długo patrzymy w czeluść, to czeluść...sami dobrze wiecie co. ;)
Źródło cytatu i zdjęć: http://www.slenderman.pl/
http://hdw.eweb4.com
http://altereddimensions.net
Ciekawy temat poruszyłeś, z pogranicza fantastyki :) Dodam tylko, że oprócz tych najbardziej znanych kryptyd z lokalnych legend, jak chupacabra, Yeti, Wielka Stopa, o których słyszał prawie każdy, istnieje wiele relacji o gatunkach uważanych za wymarłe, z czasów prehistorycznych, a zaobserwowanych przez XIX/XX-wiecznych podróżników i myśliwych, np. nunda, mylodont, mapinguara. Co ciekawe, istnienie wielu z tych „żywych skamielin”, potwierdziła później oficjalnie nauka. O kryptozoologii pisała też swego czasu Nowa Fantastyka w nr 2,3/2011.Co do "pająka" z Uljanowska, traktowałabym to jako fake rodzaju "gadzie" oczy polityków ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Masz oczywiście racje co do kryptyd. W dalszym ciągu trudno ocenić ile z tych uważanych już za wymarłe, żyje jeszcze gdzieś w głębi lasów,gór czy oceanów. Poza tym hermetyczność i krótkowzroczność dzisiejszej nauki nie pozwala na przyjęcie metod badawczych, skłonnych spojrzeć na ewolucję w bardziej otwarty sposób. To oczywiście zmienia się powoli, ale "akademicki beton" wciąż jeszcze pozostaje twardy. ;)
UsuńPozdrawiam
"jeśli zbyt długo patrzymy w czeluść, to czeluść..."
OdpowiedzUsuńI dlatego powinieneś dać sobie spokój z czytaniem Kwietnia i tym podobnych.
Pozwolisz może, że sam będę decydował o tym kogo mam czytać a kogo nie. Równie dobrze może najść mnie ochota, by już nie czytać więcej Twoich wpisów i najnormalniej w świecie usuwać je z tego miejsca.
UsuńPowód? Jakoś nie zauważyłem, by wnosiły coś wartościowego i merytorycznego do omawianych tematów.