czwartek, 12 lutego 2015

Uwikłani w kulturę, tradycje, patriotyzmy...


Są takie słowa, które nie odnoszą się do niczego. Na przykład: „Jestem Hindusem”. Przypuśćmy, że jestem jeńcem wojennym w Pakistanie i mówią mi:
– Zamierzamy cię dzisiaj zabrać za granicę, abyś mógł rzucić okiem na swój kraj.
Przewożą mnie więc za granicę, patrzę poprzez nią i myślę: „Och, mój kraj, mój piękny kraj. Widzę wioski, drzewa i wzgórza. To mój rodzinny kraj”. Po chwili jednak jeden ze strażników mówi:
– Przepraszam, ale pomyliliśmy się. Musimy pojechać jeszcze z dziesięć mil.
Czego dotyczyła moja reakcja? Niczego. Miałem w umyśle słowo „Indie”. Ale drzewa to nie Indie. Drzewa to drzewa. W rzeczywistości nie istnieją granice pomiędzy krajami.
To ludzki umysł je stworzył.
Zazwyczaj należący do głupich, ograniczonych polityków. Kiedyś mój kraj był jednym krajem, teraz są już z niego cztery. Gdybyśmy byli mniej czujni, byłoby ich sześć. Mielibyśmy wówczas sześć flag, sześć armii. Dlatego jeszcze nikt nie złapał mnie na tym, bym oddawał honory fladze. Wszystkie flagi narodowe napawają mnie odrazą, gdyż są fałszywymi bogami. Komu mam oddawać honor? Mogę oddać honor ludzkości, ale nie fladze otoczonej armią.

Flagi istnieją jedynie w głowach ludzi. W każdym razie słownik nasz zawiera tysiące słów, które nie mają żadnego odniesienia do rzeczywistości. Ale wyzwalają w nas wielkie emocje! Zaczynamy więc widzieć coś, czego nie ma. Naprawdę widzimy indyjskie góry, podczas gdy ich nie ma i naprawdę widzimy Hindusów, którzy nie istnieją. Istnieją jedynie wasze amerykańskie uwarunkowania. Ale to nie jest coś specjalnie godnego podziwu. W krajach Trzeciego Świata wiele się dziś mówi o „inkulturacji”.

Czym jest to, co zwiemy „kulturą”?
Nie jestem tym słowem zachwycony. Czy oznacza ono, że masz chęć zrobić coś, ponieważ uwarunkowano ciebie tak, abyś to zrobił? Że chciałbyś czuć coś, ponieważ tak cię uwarunkowano? Czy oznacza to mechanicznie podejmowane reakcje? Wyobraźmy sobie amerykańskie dziecko zaadoptowane przez rosyjską parę i wychowywane w Rosji. Nie ma pojęcia, że urodziło się w Ameryce. Wychowywane jest w kulturze rosyjskiej i umiera dla Matki Rosji. Nienawidzi Amerykanów. Dziecko to zostaje wpisane w określoną kulturę, nasycone literaturą. Patrzy na świat oczyma nabytej kultury.
Możesz nawet powiedzieć, że nosi swą kulturę ze sobą, tak jak ubranie. Kobieta hinduska nosi sari, amerykańska coś innego. Japonka nosiłaby kimono. Nikt nie identyfikuje się z ubiorem. A wy chcecie nosić swą kulturę z większym zaangażowaniem niż ubranie.
Szczycicie się swą kulturą. Uczy się was, że macie być z niej dumni. Pozwólcie mi wyrazić to najdosadniej, jak umiem.
Mam przyjaciela, jezuitę, który powiedział mi kiedyś: „Zawsze gdy widzę żebraka lub biedaka, nie mogę nie dać mu jałmużny. Nauczyła mnie tego matka.” Jego matka częstowała posiłkiem każdego biednego, który stanął na jej drodze.
Powiedziałem mu: „Joe, to co robisz, to nie cnota. To jest jedynie przymus, całkiem miły z punktu widzenia żebraka, niemniej jednak przymus.” Przypominam sobie też innego jezuitę, który zwierzył się na spotkaniu swego zgromadzenia w Bombaju: „Mam osiemdziesiąt lat, jestem jezuitą od lat sześćdziesięciu pięciu. Ani razu nie zaniedbałem swej godzinnej medytacji, ani razu.” Może to być bardzo chwalebne, ale też może to być jedynie przymus. Nie ma nic wspaniałego w tym, że pozostajemy jedynie mechanizmem.
Piękno czynu nie polega na tym, że stał się on nawykiem, ale na jego wrażliwości, świadomości, jasności spostrzegania i celowości reakcji. Mogę powiedzieć „tak” jednemu żebrakowi, a innemu „nie”.



Nie jestem zniewolony przez żadne uwarunkowania ani zaprogramowanie ze strony dotychczasowych doświadczeń lub mojej kultury. Nikt niczego mi nie wdrukował, a jeśli nawet – nie może to być podstawa moich reakcji. Jeśli ktoś miał złe doświadczenie z Amerykanami, albo pogryzł go pies, albo zatruł się jakimś pokarmem, to do końca życia te zdarzenia mają wywierać na niego wpływ? I to jest złe! Trzeba się od tego uwolnić.
Nie dźwigajcie brzemienia wszystkich swych przeszłych doświadczeń. Nauczcie się, co to znaczy w pełni czegoś doświadczać, następnie zostawcie to i przejdźcie do następnej chwili nie skażonej chwilą poprzednią.
Będziecie podróżować z bagażem tak lekkim, że zdołacie przejść przez ucho igielne. Poznacie, czym jest życie wieczne, ponieważ życie wieczne jest teraz, w bezczasowym „teraz”. Tylko tak osiągniecie życie wieczne.
A ileż to rzeczy dźwigamy!
Nigdy nie przystępujmy do zadania polegającego na uwolnieniu siebie bez porzucenia tego bagażu. Wówczas będziecie sobą. Przykro to stwierdzić, gdziekolwiek jestem, spotykam mahometan, którzy posługują się swą religią, modłami, Koranem, aby uniemożliwić sobie spełnienie tego zadania. To samo dotyczy Hindusów i chrześcijan.

Czy potraficie sobie wyobrazić człowieka, który nie znajduje się już dłużej pod wpływem słów? Można zarzucić go dowolną ilością słów, a on nadal będzie traktować cię tak, jak na to zasłużyłeś. Możesz mu powiedzieć:
„Jestem premierem, prezesem, kardynałem, arcybiskupem takim a takim” – a on nadal będzie cię traktować jak zwyczajnego człowieka, będzie cię widzieć takim, jakim jesteś. Jego patrzenie na świat nie jest skażone etykietkami.


A. De Mello – "Przebudzenie"

https://www.youtube.com/watch?v=PdwOsXngSB4

 
Źródło tekstu: https://zenforest.wordpress.com/
Zdjęcie: https://dominiktomczyk.wordpress.com/ 
            -internet
Korekta: Medart  

5 komentarzy:

  1. " Ludzi należy dzielić na dobrych i złych. Rasa, pochodzenie, religia, wykształcenie, majątek – nie mają żadnego znaczenia.
    Tylko to, jakim kto jest człowiekiem."
    Irena Sendlerowa


    Trudny temat, co widać po komentarzach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trudny, a może jeszcze bardziej- niewygodny.

      Zewsząd bowiem dociera do nas programowanie, nastawione na jedynie słuszną częstotliwość. Jak to było w pewnej piosence: "jestem Polakiem, mam na to papier i cały system zachowań". I generalnie nikomu dziś nie zależy na tym, by odbić się od takiego rozumienia świata. Mam dalej dźwigać ten bagaż i zastanawiać się nad frustracjami i wyborami naszych ojców lub dziadów. Mam dalej płakać nad ich niefortunnymi wyborami i pochwalać ogniste narodowe zrywy. Mam stać nad pomnikami, latać na patriotyczne wiece a potem wertować podręczniki i zastanawiać się czemu historia kopnęła nas z lewa a nie z prawa, lub odwrotnie. I nigdy, przenigdy nie mogę obrać tej cebulki aż do najmniejszej warstwy by zobaczyć, że za tymi garniturkami, mundurkami i martyrologiczną filozofią stoi po prostu istota ludzka. Tego mi nie wolno. Bo zaraz znajdą się tacy, co dostrzegą w tym próbę zrzucenia tej wielowiekowej obroży, uzbroją się w kilka haseł typu faszysta lub socjopata i uderzą otwarcie lub z ukrycia.

      Jesteśmy zdeterminowani we wszystkim. Tu nie ma nawet najmniejszej próby wyjścia od matrycy, budującej ten obrazek zwany cywilizacją od dawna. Są jakieś sygnały, ale i tak każdy woli swoją pacynkę i jak trzeba, zabiera ją wiernie na swoje przedstawienie. Odgrywa rolę i nim się połapie...hop i przedstawienie zakończone. Na dobre.

      Usuń
  2. Wszystko jest wymysłem i sprawstwem ludzi, ale jako że żyjemy tu i teraz, trzeba/należy/wypada/ się jakoś dostosować do warunków otoczenia,
    jeśli chcemy jeszcze trochę pobyć/pożyć .
    Każdy radzi sobie jak umie, lub nie radzi i widać to i czuc gołym okiem :)
    To radzenie, czy nie dostowanie sie, tyczy się każdego nie wygodnego tematu,
    a jest ich naprawdę sporo.

    Chciałbyś Medart się od tego odpiąć/odciąć/oderwać ?
    Jak ?
    Tak sobie myślę, że może jedyne wyjście z tej sytuacji to pustelnia ?
    Ale jak i w tamtym miejscu zresetować umysl na zero, by nie analizować, nie roztrząsać, nie emocjonować się zaszłosciami czy przyszłością ? :)

    Swego czasu 'roztrząsałam' motywacje ludzi którzy postanowili zaszyć się gdzies na odludziu...I ogólnie, czy w skrócie, mogę napisać, że doszłam do wniosku, że ci osobnicy poprostu uciekli/uciekają od życia. Bo żyć, to znaczy codziennie podejmować decyzje - róznorakie decyzje.
    Nasuwa mi się jednak nadal niezmiennie , nieodparte zapytanie -
    czy będąc eremitą zwalniamy się od tychże decyzji ?
    Raczej nie. I chociaż są one innego rodzaju niżli te, które podejmujemy żyjąc w spoleczności, to jednak jakieś decyzje do podjęcia nadal są.
    Więc w czym tkwi zagwozdka dla eremitów ?

    Medart, niczego nie musisz.
    Powinieneś jednak wiedzieć, że ewentualne konsekwencje tego
    'nie muszenia' poniesiesz sam, podobnie jak konsekwencje 'muszenia' :)
    Jednym słowem jesteśmy w kołowrotku.


    A to poniższe, naprawdę dało mi kilka lat temu mocno w kość :)
    "Możesz robić wszystko co zechcesz,
    chociaż odkrycie tego może zająć całe życie"
    T.Bearden

    Serdeczności zostawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Naród w etymologicznym znaczeniu jako rzeczywista wspólnota wypływająca oddolnie z pokrewieństwa kulturowego i terytorialnego nie jest czymś złym. Jesteśmy gatunkiem społecznym i daje to korzyści jednostce. Ale "naród" jako efekt zaprogramowanego odgórnie nacjonalizmu, to jeden z większych ideologicznych koszmarów, które wymyśliła ludzkość :(

    OdpowiedzUsuń