sobota, 14 marca 2015

Po nas choćby potop...


Statystyki bilansu płatniczego są zatrważające. W latach 2005-2014 Polska była najobficiej drenowanym z kapitału państwem Europy! Zagraniczne koncerny transferują gigantyczne zyski osiągane w naszym kraju do swoich central we Frankfurcie, Londynie czy Paryżu. Dzięki temu w ciągu ostatnich 10 lat z Polski wyprowadzono równowartość około 540 mld zł!


Z Polski co roku wypływają gigantyczne transfery dywidend i nieopodatkowanych zysków zagranicznych koncernów, które traktują nasz kraj przede wszystkim jako rynek zbytu dla swoich dóbr i usług. Przy okazji tworzą u nas montownie, magazyny czy centra usług wykorzystujące Polaków jako tanią siłę roboczą. Płacą nam 3, 4- krotnie niższe pensje niż pracownikom zatrudnionym w swoich krajach. Gdy do tego doliczymy kosztujące naprawdę ciężkie pieniądze różnego rodzaju opłaty licencyjne za możliwość używania przez lokalne oddziały zagranicznych przedsiębiorstw znaków firmowych i towarowych swoich właścicieli, to mamy jasną odpowiedź dlaczego w Polsce nadal na wszystko brakuje pieniędzy.


Oficjalne statystyki NBP na temat bilansu płatniczego Polski są zatrważające. W ciągu pierwszych trzech kwartałów ubiegłego roku "wypłynęło" z naszego kraju 16,6 mld zł (taki deficyt zanotowało saldo rachunku bieżącego). Aby zrozumieć skalę wielkości - wspomniana kwota jest o ponad 300 razy większa aniżeli suma zebrana przez Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy podczas ostatniego finału. Wynik ten i tak jest dla nas rekordowo dobry. Warto zauważyć, że deficyt salda rachunku bieżącego za 2012 rok wyniósł bowiem 57,3 mld zł, a w 2011 roku wyparowało z naszego kraju aż 80,4 mld zł! Skumulowany deficyt salda rachunku bieżącego Polski za ostatnie 10 lat wyniósł około 540 mld zł! Te porażające swoją wielkością kwoty mówią nam jedno: z naszego kraju szerokim strumieniem nieustannie wypływa kapitał. Wszelkie owoce polskiego wzrostu gospodarczego bezlitośnie drenowane są przez zagraniczne spółki i przedsiębiorstwa. Wynika ze struktury naszego przemysłu (w dużej części zlikwidowany lub ograniczony do peryferyjnych montowni) oraz relacji właścicielskich sektora finansowo-usługowego (w większości przejęty przez koncerny mające swoje siedziby za granicą). Swoją cegiełkę dorzuca także rząd, który konsekwentnie powiększając zadłużenie naszego kraju sprawia, że z roku na roku musimy płacić zagranicznym wierzycielom coraz większe odsetki za pożyczone pieniądze. W ten sposób spełniła się wizja nakreślona na początku lat 90-tych ubiegłego stulecia przez "liberałów", powiązanych dziś ze środowiskiem Platformy Obywatelskiej. Polska stała się największą neo-kolonią w Europie. Klasyczną "Banana Republic". By żyło się lepiej... innym gospodarkom Europy i świata.



*** 

W zasadzie wystarczy już argumentów oraz niezbitych dowodów. Na to wszystko są czytelne kwity, oraz słupki i zestawienia magików od ekonomicznej nomenklatury. Nawet tych, którzy jeszcze sami pływają w systemowej kloace. Reszcie nieprzekonanych muszą wystarczyć oczy, uszy oraz resztki zdrowego rozsądku. Jeśli jeszcze takowy posiadają.

Egzekucja rozpoczęta. To o czym wspominał całkiem niedawno Janusz Szewczak, stało się faktem.

Po cichu i bardzo łatwo naciągnięto nam na oczy opaskę i związano ręce. Jeszcze stoimy, ale zza bariery setek odgłosów dochodzących do nas, wybija się już jeden, miarowy i złowieszczy ton. To kroki. I choć nic już nie widzimy, to wiemy. Zbliża się pluton egzekucyjny.

Ale hola hola...czy to nie pomyłka. Czy aby na pewno do nas? Przecież mamy w domu plazmę (albo chociaż 50 calowy) LCD, jeździmy do pracy lśniącym w słońcu, kupionym za kolejną pożyczkę wehikułem, układamy plan wakacji na Korsyce (za które zapłaci nam kolejny bank), remontujemy nowy dom (z czynnym udziałem następnego) i oczywiście zaopatrujemy się w pięknych dyskontach, które pękają w szwach od dobra i szczęścia wszelakiego. Gdzie tu miejsce dla jakichś sromotnych wróżb i przepowiedni? Przecież o to wszystko walczyliśmy z dumą, czyż nie?


Tylko w 2014 r. zamknięto w Polsce ponad 7,1 tys. sklepów, w związku z czym ich liczba spadła z 314 tys. do 307 tys.
Najwięcej zlikwidowano sklepów sprzedających sprzęt radiowo-telewizyjny i komputerowy (spadek o 6,2 proc.) oraz „warzywniaków” (5,94 proc.). W latach 2009-2014 zamknięto ogółem aż 67 tys. placówek. Zniknęła prawie jedna trzecia sklepów RTV i IT (z 7 tys. do niecałych 5 tys.) oraz 25 proc. spożywczych (ze 102 tys. do 76 tys.).
Ciężkie czasy dla rodzimych drobnych detalistów są związane m.in. z agresywną ekspansją w naszym kraju dyskontów i hipermarketów, głównie opartych o zagraniczny kapitał. Samych dyskontów działa w Polsce blisko 3,6 tys., choć jeszcze w 2010 r. było ich „tylko” ok. 2,3 tys. Generują one ponad 50 proc. wartości sprzedaży artykułów spożywczych (w 2010 r. było to trochę ponad 40 proc.). Według firmy badawczej PMR za kilka lat może być ich aż 5 tys.

Tak...zawalczyliśmy wyjątkowo dobrze i skutecznie. Praktycznie nawet na pewno niektórzy z nas są dumni. O reszcie...trudno to powiedzieć.


Granicę biedy danego człowieka wyznacza dochód wynoszący 60% mediany w danym kraju. W Polsce mediana płac wg GUS wynosi 3100 zł brutto (2200 zł netto), zatem granicę biedy wyznacza dochód miesięczny 1850 zł brutto (1355 zł netto). Trzeba napisać to wprost – osoby osiągające dochód miesięczny mniejszy od ok. 1355 zł miesięcznie to biedacy z definicji.
Względnie ubodzy pracownicy to ludzie, którzy otrzymują dochód niewystarczający do zapewnienia życia na poziomie umożliwiającym zaspokojenie potrzeb życiowych i społecznych w danej zbiorowości. Ma ono zmienny charakter i zależy nie tylko od dochodu, ale też od poziomu nierówności pomiędzy biednymi i zamożnymi. Istotne jest to, że biedny pracujący nie ma praktycznie możliwości oszczędzenia kwoty, która np. po zainwestowaniu w edukację przyczyniłaby się do zwiększenia jego płacy. W Polsce odsetek względnie ubogich pracowników wynosi aż 14,9%.[...]
W Polsce 10% pracujących pełny rok to tzw. ubodzy pracujący. Dla porównania w Czechach odsetek ten wynosi 3,7%; w Finlandii – 3,3%. Gorzej niż w Polsce jest m.in. w Rumunii, gdzie odsetek ten wynosi blisko 18%.[...]
Co istotne, wśród osób zatrudnionych na umowę o pracę w Polsce odsetek biednych wynosi 7%. Wśród osób zarabiających poza stosunkiem pracy, odsetek ten wynosi 25%. Zagrożenie ubóstwem rośnie w tych gospodarstwach domowych, w których zasobność w pracę jest niska tzn. dochód jednej osoby, dzielony jest na dużą liczbę pozostałych członków rodziny.

To garść danych sprzed dwóch lat. I jeszcze...


W Polsce ubóstwo pracujących jest problemem bagatelizowanym. Rządzący zdają się nie zauważać, że 23,1% pracujących Polaków zarabia mniej, niż wynosi 2/3 mediany płacy w kraju.
Biedni i źle wynagradzani pracownicy są nie tylko bardziej sfrustrowani i podatni na populizm polityczny, ale przede wszystkim mniej wydajni, bardziej skorzy do np. drobnych kradzieży, unikania odpowiedzialności za majątek firmy, mniej lojalni w sprawie zachowania np. tajemnicy wewnętrznej, itp. To ma wielki wpływ na konkurencyjność przedsiębiorstwa i jego zdolność do przetrwania np. w okresie kryzysu.
Luka pomiędzy wydajnością pracy a płacami wynosi ok. 20%. Nasze zarobki są mniej więcej o tyle niedowartościowane. Nawet jeżeli pracodawców nie stać na zwiększenie płac, to istnieją rozwiązania podatkowe, które mogłyby ich do tego zmotywować. Równocześnie państwo powinno wprowadzić większe ulgi dla osób o niskich dochodach (zwiększyć kwotę wolną od podatku, wprowadzić ulgę mieszkaniową lub ulgę dla osób wynajmujących mieszkania, etc.


Zatem jak możesz nazwać siebie, przeciętny obywatelu i zjadaczu chleba w tym kraju. Czy jesteś wolnym, dobrze prosperującym podatnikiem, doinformowanym i trzeźwo patrzącym w przyszłość? Masz świadomość realnych zmian i czytasz w myślach "demokratycznie" wybranych patronów i suwerenów tego państwa, po których choćby potop? A może masz to gdzieś i uważasz, że to Cię jednak nie dotyczy?
Bo przecież rata spłacona w terminie, starcza jakoś na czynsz i paliwko, a dzieciak wciąż jeszcze zabiera kanapkę do szkoły. I co ważne, tam gdzie pracujesz, oddalili na razie widmo zapowiadanych zwolnień. A za miesiąc lub rok, spodziewasz się co najwyżej poprawy sytuacji, prawda?

Powiem Wam więc smutną prawdę. Ten pluton egzekucyjny...już strzela. To że nie słyszycie krzyku umierających i nie widzicie krwawych plam na swoim odzieniu zawdzięczacie temu, że nie stoicie w pierwszych szeregach. Ale nie miejcie złudzeń. Im amunicja się nie skończy, a szeregi ostatnie staną się wkrótce pierwszymi. I pewnie dopiero wtedy, cały obraz stanie się jasny i wyraźny.
Tyle że będzie już za późno. Pozostanie tylko przekleństwo, lub okrzyk finalnej trwogi...



Do obejrzenia: https://www.youtube.com/watch?v=exbmlvKBg4U

https://www.youtube.com/watch?v=4mTAWbFb1f8 

P.S.
Ponieważ ostatnio dotarło do mnie kilka głosów i próśb, by na łamach bloga powrócić do sprawy ukraińskiej i postarać się przeanalizować możliwe scenariusze, oraz spróbować odnieść się do informacji o rozmieszczaniu wojsk NATO na Litwie i Estonii, domniemanej chorobie Putina, czy ostatniej "buńczucznej" wypowiedzi Kissingera; zmuszony jestem przyjąć pewne stanowisko. I napiszę w ten sposób:
Nie będę wróżyć z fusów. Koniec. Kropka.
Nie mam zamiaru powielać opinii krążących teraz po różnych forach i serwisach, które już wszem i wobec rozgłaszają hiobowe wieści o III wojnie światowej, objawieniu Antychrysta i upadku naszej cywilizacji. Nie będę bawił się w demiurga i kogoś, kto na siłę dopatruje się w rzeczach prostych ideologii "świńskich ogonów".
Historia nie raz pokazała takim cwaniakom cztery litery i cichcem wykopała na margines. Zatem nie komplikujmy pewnych spraw i lepiej skupmy się na swoim własnym życiu. Nie mówię żeby wyłączyć myślenie i nie zwracać uwagi na to co "w trawie piszczy". Chodzi mi raczej o to, by nie popadać w niezdrową manierę "widzenia niewidzialnego" tylko dlatego, że ktoś tam znów machnął kawałkiem jakiejś szmatki, a większość bez zmrużenia okiem przyjęła to za sztandar.

Ja nie wiem jak to wszystko się skończy i czym zaowocuje. I powiem wprost, że zupełnie nie bawi mnie stawianie końcowej diagnozy. Scenariuszy jest pewnie wiele i choćbyśmy wymienili potencjalnie wszystkie, to i tak zawsze pozostanie jeszcze "coś więcej".

Bądźcie jednak dobrej myśli, patrzcie w serce i pamiętajcie, że początek i koniec każdej drogi, leży tylko i wyłącznie...w nas samych.    
 

Źródło cytatów: http://wolnemedia.net/
http://detektywprawdy.pl/ 
Zdjęcia: internet
Korekta: Medart  



       

 

 

3 komentarze:

  1. Jak się zawierzyło kraj i oddało w pacht różnym podejrzanym moralnie osobnikom, żydom i pospolitym przestępcom, to nie mogło być inaczej! NSZZ "Solidarność" obiecywała nam gruszki na wierzbie i cuda wianki, a głupi naród wziął to za dobrą monetę. Efekty - dookoła. Zrujnowana gospodarka, masowa emigracja za chlebem i inne "dobrodziejstwa" kapitalizmu. I co najgorsze - tego procesu już się nie odwróci, bo z pustego to nawet Salomon nie naleje. Trzeba będzie obalić istniejace układy i odbudowywać kraj od nowa, bo jest tak zdewastowany, jak po wojnie...

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, to jest właśnie jeden z tych tematów znacznie ważniejszych niż szczepionki.

    OdpowiedzUsuń