Pan Andrzej Tokarski w artykule pt., „O czym milczy minister Waszczykowski” postawił parę znaczących tez, które zasługują na solidne potraktowanie i komentarz.
Jak już pewnie każdy się zorientował chodzi o 10
kwietnia, 2010 czyli katastrofę w Smoleńsku. Wokół tej tragedii narosło
już tyle teorii, że nie ma sensu budować jeszcze jednej. Zamiast tego
postaram się pokazać fakty, które są często w kontekście tej sprawy
przemilczane lub bagatelizowane. Nie mam zamiaru też wskazywać winnych,
bo ostatecznych dowodów nadal brak. Myślę jednak, że każdy, kto z uwagą
przeanalizuje okoliczności wyrobi sobie własne zdanie.
Pragnę zacząć wcześniej niż to się zazwyczaj robi. Jest 4 grudnia 2003.
Śmigłowiec Mi-8 z 36 Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego z
premierem Leszkiem Millerem na pokładzie ulega awarii pod Piasecznem.
Podobno powodem jest oblodzenie maszyny. Pilot śmigłowca – major Marek
Miłosz, startując z wrocławskiego lotniska wojskowego, nie zgłaszał
problemów technicznych. Prokuratura wojskowa stawia pilotowi zarzuty. W
marcu 2010 roku, po trwających ponad sześć lat postępowaniu i procesie,
Wojskowy Sąd Okręgowy w Warszawie uniewinnił Miłosza. Proszę zauważyć,
że rok 2003 to nie jest to byle, jaki rok w historii Polski. W tym roku
zaczyna się afera Rywina, USA atakują Irak z powodu niewidocznej broni
chemicznej, Polacy kablują na Francuzów, że ci sprzedawali rakiety do
Iraku, w mistycznych okolicznościach ginie „Baranina” zaplątany w wiele
układów rządowych. W referendum Polacy poparli przystąpienie do UE i
pojawiły się podejrzenia, że przy uchwalaniu prawa regulującego
czerpanie dochodów z automatów do gier doszło do gigantycznej korupcji z
udziałem polityków różnych partii. Po wypadku helikoptera to już nie
ten sam Miller. Najpierw oddaje pierwszego pionka Mariusza Łapińskiego,
rząd przyjmuje plan naprawy finansów publicznych autorstwa byłego
wicepremiera oraz ministra gospodarki i pracy Jerzego Hausnera. Ten plan
firmuje Marek Belka a chodzi o kontynuacje złodziejskich "reform"
Balcerowicza. Dochodzi do rozłamu w SLD, Rywin zostaje skazany. Polska
wstępuje do UE a premierem zostaje Belka. Czy to był wypadek helikoptera
czy ultimatum?
23 stycznia 2008, o godzinie 19:07. Katastrofa lotnicza
w Mirosławcu – katastrofa lotnicza wojskowego samolotu CASA C-295 M
numer 019. Podczas podchodzenia do lądowania doszło – podobno do
nieświadomego doprowadzenia przez załogę do nadmiernego przechylenia
samolotu. W katastrofie ginie cała elita reformowanego od 2005 roku pod
kątem udziału w operacjach NATO polskiego lotnictwa. Do dziś nie
wiadomo, kto wpadł na pomysł zapakowania wszystkich ważniejszych
dowódców polskiego lotnictwa do jednego samolotu. Po za Algierią
jesteśmy jedynym krajem, któremu udało się rozbić ten typ samolotu.
Maszyna rozbiła się dokładnie dwa i pół miesiąca po objęciu funkcji
premiera przez Donalda Tuska i funkcji Ministra obrony Narodowej przez
Bogdana Klicha. Miesiąc po śmierci 16 dowódców polskiego lotnictwa w
Polsce pojawiły się pierwsze samoloty F-16.
10 kwietnia 2010 roku o godz. 8:41. Katastrofa
polskiego samolotu rządowego w Smoleńsku. Zginęło w niej 96 osób, wśród
nich: prezydent RP Lech Kaczyński z małżonką, ostatni prezydent RP na
uchodźstwie Ryszard Kaczorowski, wicemarszałkowie Sejmu i Senatu, grupa
parlamentarzystów, dowódcy wszystkich rodzajów Sił Zbrojnych RP,
pracownicy Kancelarii Prezydenta, szefowie instytucji państwowych.
Podobnie jak w przypadku katastrofy pod Mirosławcem nikt nie potrafi
wyjaśnić, czemu najważniejsze osoby w państwie i wojsku znajdowały się w
tym samym samolocie. Odpowiedzialność za to próbowano zrzucić na
Prezydenta, ale do dziś nie odnaleziono jakiegokolwiek dokumentu
potwierdzającego tą tezę. Po, mimo że wiele faktów nie zostało
wyjaśnionych i wiele dowodów nie uznano z powodu „niemożności
potwierdzenia autentyczności” nadal oficjalną wersją pozostaje to, że
piloci popełnili błąd przy podejściu do lądowania. 27 października 2012
r., w domu rodzinnym w Piasecznie znaleziono wiszące ciało technika
pokładowego chor. Remigiusza Musia z samolotu JAK-40, który podważał
oficjalną wersję wydarzeń i twierdził, że słyszał dwa wybuchy. Śledztwo
rosyjskie prowadziła Tatiana Anodina, która w 2015 roku uciekła do
Francji, więc jest wielce prawdopodobne, że swoją wiedzą podzieliła się z
tamtejszymi zbieraczami informacji niejawnych. Nie będę rozpisywał się
tu o wszystkich niejasnościach dotyczących śledztwa, bo ich jest tak
wiele, że materiału starczyłoby na dobrą książkę ( np. jak to jest
możliwe, że jeden samolot przebija mur Pentagonu a drugi rozlatuje się
na drobne kawałki z powodu brzozy). Faktem niezaprzeczalnym jednak jest,
że Ewa Kopacz, która nadzorowała identyfikacje ciał swoją pracę
wykonała tak, że można nazwać ją dywersantką. Karą za to było mianowanie
jej na stanowisko, które piastował Donald Tusk. Czego nie wykryto w
trakcie sekcji zwłok pozostanie tajemnicą pani Kopacz. Jako pewnik można
przyjąć, że Prezydent 17 marca poinformował o tym, że chce także
zaprosić na uroczystości generałów. Nie jest za to pewne, czemu B.
Klich, który był szefem MON ( mając świeżo w pamięci tragedię CASA pod
Mirosławcem) nie zaproponował zgodnie z procedurami osobnego transportu
dla wojskowych i czemu żaden z generałów nie otrzymał ochrony
żandarmerii wojskowej. To, co jest jeszcze bardziej zastanawiające to
prośba ze strony marszałka sejmu Bronisława Komorowskiego o zabranie na
pokład samolotu posłów i senatorów, którzy wyrażają chęć udziału w
uroczystościach rocznicy zbrodni katyńskiej. Tym sposobem na pokładzie
wojskowego samolotu Tupolew Tu-154M Lux nr boczny 101 zabrała się cała
elita polskiej władzy poza rządem i czołowymi politykami partii
rządzącej. Przypadkowo los ich oszczędził a może oszczędziła ich mądrość
D. Tuska, który 4 marca 2010 roku nie czekając na grupę roboczą, która
wybierała się w następnym tygodniu do Moskwy, aby ustalać szczegóły
uroczystości w Katyniu podjął samodzielną decyzję o rozdzieleniu
uroczystości? Tomasz Arabski, który jako szef kancelarii premiera
odpowiadał nie tylko za organizację lotu delegacji prezydenta Lecha
Kaczyńskiego do Smoleńska, ale też za aspekt "polityczno-dyplomatyczny"
wizyty został w lutym 2013 elegancko odprawiony ze sceny i za karę
został Ambasadorem RP w Królestwie Hiszpanii i Księstwie Andory. Bohdan
Klich na własne życzenie usunął się w cień i sprawuje do dziś skromną
funkcję senatora RP.
Co łączy te wszystkie tak różne i tak rozciągnięte w czasie sprawy?
W sumie nic poza jedną drobnostką a mianowicie beneficjentami. Czy bez
katastrofy pod Piasecznem odbyłaby się sławna rozmowa Marka Belki z
Bartłomiejem Sienkiewiczem? Czy gdyby katastrofa pod Mirosławcem nie
miała miejsca i lotnictwem wojskowym zarządzaliby wyszkoleni specjaliści
a nie ich uczniowie na dorobku możliwe byłoby doprowadzenie do
katastrofy w Smoleńsku?
Na koniec wypada zastanowić się nad tym, czemu Rosja trzyma wrak
samolotu, który niszczeje na deszczu i mrozie i za żadną cenę nie chce
go oddać? Nie jestem zwolennikiem tezy, że dramat w Smoleńsku był
dziełem Rosjan, choć ich awersja do Prezydenta Kaczyńskiego mogłaby na
to wskazywać. O Putinie można wiele powiedzieć tak złego jak i dobrego
jednego, czego nie można mu zarzucić to głupoty i spontaniczności. Gdyby
Rosjanie chcieli pozbyć się polskiego Prezydenta to nigdy nie zrobiliby
tego na własnym terenie i nie przy okazji oficjalnej wizyty, na którą
zwrócone były oczy połowy świata. Były inne lepsze okazje i miejsca.
Jestem przekonany, że wrak samolotu i prawda o tym, co się stało w
Smoleńsku 10 kwietnia 2010 to tykająca bomba, która już zmieniła los
wielu ludzi jednych wysyłając do Brukseli a innych do krainy wiecznego
szczęścia i nadal swoim tykaniem spędza sen z powiek innym. Jeśli
Kaczyńskiemu i Macierewiczowi uda się posiąść tą tajemnice to może za
jednym uderzeniem wyjaśnią też alergiczną reakcję części brukselskiego
establishmentu na nowe władze w Polsce. Jedno jest dla mnie pewne. W
chwili, kiedy wrak Tu-154M wraz ze stosowną dokumentacją znajdzie się w
Polsce Europa nigdy nie będzie już taka sama.Marx8888
***
A może warto jeszcze raz spojrzeć na to niejako od końca?
Po co zastanawiać się kto co zrobił, skoro wiadomo kto na pewno wie, a nie mówi. Mowa oczywiście o "przyjaciołach" zza Oceanu, którzy podsłuchują, obserwują wszystko i wszędzie, a nie muszą brać żadnych szczątków ani skrzynek by dokładnie wiedzieć co się stało.
To wszystko jest pięknym, kolorowym cyrkiem dla ubogich. Giną najważniejsze osoby w państwie, media dociekają, eksperci i spece spierają się i toczą papierowe wojny, służby niby ustalają i...nic z tego nie wynika. Nie ma niczego i nikogo. Pustka. A jak Janek Kowalski zadzwoni i powie że podłożył bombę, to nie upływa 24h a już siedzi na dołku potulny jak baranek, choć zabezpieczył się wcześniej niczym wzorowy agent jej królewskiej mości. Zatem po co mydlenie oczu, skoro nawet wspaniały "sojusznik" nie chce nam udostępnić nagrań z podsłuchu satelitarnego?
I dziwicie się że Rosja wciąż trzyma wrak Tupolewa? Ano trzyma,bo to całkiem dobra karta przetargowa. I to na linii Moskwa- Berlin głównie, gdyż Polska sama z siebie w relacjach ze wschodnim niedźwiedziem, może być jedynie odźwiernym pinczerkiem na salonach. A dlaczego Berlin? Bo zawsze był, jest i będzie chyba najwydajniejszym okiem i uchem "przyjaciół" zza wody, na Europę. Zresztą dziwność przemieszczania się wraków samolotów to już dziś chleb powszedni. Widać to dobrze na przykładzie wraku malezyjskiego samolotu z Ukrainy, który "wyemigrował" nagle do Holandii.
A są w tych historiach jeszcze inne ciekawe i pomijane kruczki, które sięgają roku 2009 i pierwszych wypowiedzi Kaczyńskiego na temat uchodźców, reaktywacji unii wyszehradzkiej, zaostrzenia polskiej polityki fiskalnej wobec zachodnich koncernów, bezpieczeństwa energetycznego, projektu ustawy o kapitale obcym w rodzimych mediach na poziomie 50% (Jakubowska), czy pro-demograficznej ustawy 500+.
I co? I nic. Nie ma nikogo i niczego. Nikt już nie porównuje, nie szuka, nie sprawdza. Niektórzy "młodzi gniewni" choć mają chęci to za krótkie ręce, zaś starsi, nauczeni doświadczeniem wolą siedzieć cicho, bo a nuż przez przypadek się potkną i powieszą? I tak to wygląda. Parasol rozpostarty, priorytety ustalone a decyzje czekają na urzeczywistnienie. Póki co...końca hucpy nie widać.
Źródło tekstu:http://www.anty-news.waw.pl/
Zdjęcia: internet
A mnie to przypomina katastrofę w Gibraltarze. Ta sama atmosfera tajemnicy, ta sama atmosfera pełna pomówień i pogłosek, to same obrzucanie się exkrementami, ten sam bełkot nawiedzonych oszołomów mądrych post factum. I obawiam się, że tajemnicy tej katastrofy w Smoleńsku nie poznamy za naszego życia, bowiem jest to tajemnica stanu. Dlatego jesteśmy skazani tylko na domysły. A w tle znów są Amerykanie...
OdpowiedzUsuńCo do Giblartaru, to Abwehra próbowała ostrzec, ale nie zdążyła. Czyli Niemcy wiedzieli kto, a jak próbowała to wiedziała. A jak wiedziała to nie była katastrofa.
OdpowiedzUsuńPowiem więcej, Gibraltar ma związek se śmiercią Ossendowskiego i na pewno z Operacją Wielka Gra.
UsuńTeż trudno w to uwierzyć.
OdpowiedzUsuńA mi to przypomina dowolny polski wypadek samochodowy lub katastrofę budowlaną (vide hala w Katowicach), czyli bałagan, lekceważenie przepisów, niekompetencja, brawura granicząca z głupotą, a do tego nierzadko alkohol. Efekt gwarantowany np. Polska to ścisła czołówka europejska w ilości wypadków drogowych i ich ofiar od lat.
OdpowiedzUsuńDlaczego na niebie miałoby być inaczej? Bo co, bo prezydent i generały się zabiły, a to jakiś inny gatunek Polaka był może? Ulepieni z lepszej gliny niż reszta?
Co roku ginie na drogach ok. 3 tys. Polaków, często wykonując pracę, dlaczego nikt im pomników nie stawia i nie płaci rodzinom milionowych odszkodowań? Może to też jakiś spisek?
Piloci gieroje (debeściaki), niekoniecznie trzeźwy dowódca sił powietrznych w kabinie, gdzie miało go nie być, prezydent, który MUSIAŁ wylądować (pamiętamy jego pogróżki wobec pilotów z Gruzji), do tego niesprawne lotnisko i mgła. Żadnej tajemnicy tu nie widzę. Tajemnicę to sobie uroili PiSowcy aby móc o czym bredzić przez kolejne lata, a może i dekady...
OdpowiedzUsuń100/100
UsuńTo nie wyjaśni się teraz tylko w przyszłości. Niestety wszystkie dowody już są niewiarygodne.
OdpowiedzUsuńJa początkowo też przychylałem się do tezy okraszonej mottem "ląduj dziadu". Ale z czasem zaczęło do mnie docierać, że cała hucpa z samolotem ma drugie dno,a w zasadzie interesujące tła, które polaryzowały się w niesamowity wręcz sposób. Pozostawiam tutaj brzozy, taki lub inny stan wraku samolotu, bo to sprawy czysto techniczne i pierwszy tor, który też medialnie został ukierunkowany w jedynie słuszny sposób. Nazywa się to "metodą celowanego rykoszetu", którą sformułował kiedyś nieodżałowany pisarz i publicysta L.Z.Sawicki. A ów rykoszet został tak sprytnie obrany, ażeby wszystkim wyraznie wskazywał jeden możliwy kierunek- moskiewski. Ważne jest jednak owe tło, objęte stanowiska i roszady, jakie dokonały się po tym fakcie (np.rola Belki na kursie NMP-MFW). Wszystko to pasuje do sprzątania w imię powrotu na stary tor. Bowiem "małemu rycerzowi" zamarzyła się lekka samowolka i jednocześnie zrobienie z Polski 51 stanu dla "braci" zza Oceanu. I został sprowadzony na ziemię. Także dosłownie.
OdpowiedzUsuńZa dużo nieścisłości, za dużo kręcenia i za dużo dziwnie wieszających się i ginących pod "ciężarówkami ze żwirem". Według mnie odpowiedzi nie uzyskamy, bowiem gra idzie tu o ciągłość relacji Berlin-Moskwa, przy jednoczesnym śmiałym operowaniu tych, którzy za Oceanem sami przyznają że spiski nie istnieją a tylko...racja stanu (Kissinger). Zresztą zaczynając od pieluch, to można by zapytać,czy w ogóle mamy jakikolwiek dowód że ktoś wylatywał tym samolotem z Warszawy? Otóż nie.
Oficjalna polska delegacja na płycie lotniska z prezydentem i jego małżonką, osoby towarzyszące, poczet honorowy co się zowie, a tu nie ma nawet jednego gamonia, który strzeliłby przypadkową fotkę. Nie mówiąc o medialnych "pstrykaczach", którzy gęby Kożuchowskiej i Karolaka fotografują tysiące razy dziennie. Widać dopiero samolot radośnie odlatujący w dal. Tak...zapewne kolejny przypadek. Na dobrą sprawę, to jak się okazuje nie ma nawet dowodu na to, że Kaczyński wrócił dzień wcześniej z Litwy.
A sprawa Niemiec jest moim zdaniem w tym cyrku szalenie istotna. Bo począwszy od planu Marshalla (nawet wcześniej), mamy wystawianie nowych dekoracji i papierowych armat, by straszyć teraz maluczkich zimną wojną i dwoma skaczącymi sobie do gardeł niegrzecznymi mocarstwami. Tymczasem, jak to kiedyś zauważyła trafnie Dorota- "kruk krukowi oka nie wykole"
http://www.polishclub.org/2016/01/20/bundesrepublik-deutschland-czyli-przekret-stulecia-o-tym-jak-zamieniono-cale-panstwo-w-firme/
No niestety chyba masz rację - polski nasermateryzm + bałagan na ruskim lotnisku + dyrektywa od Yarkacza + paskudna pogoda = katastrofa. I nie ma tu miejsca na bomby, hel czy inne pomysły "ekspertów" od Macierewicza.
Usuń