sobota, 15 września 2018

Góry Izerskie 2016


Część 4- Sępia Góra

Jak głosili wszem i wobec spece od meteorologii, tak się stało. Już późnym wieczorem nad Izery nadciągnęły chmury, z których od bladego świtu obficie lunęło. Prawie do południa czekaliśmy w nadziei, że może coś tam na górze się pozmienia i sytuacja nieco się poprawi. Niestety...
W przypływie desperacji, postanowiliśmy w końcu wejść chociaż na Sępią Górę, ostatnią na zachodzie kulminację Grzbietu Kamienickiego. Pierwotny plan zakładał osiągnięcie Rozdroża Izerskiego (szlakiem niebieskim) i powrót żółtym szlakiem oraz Drogą Górno- Kwisową, w okolice Świeradowca i szlaku czerwonego. Jednak przy tak niekorzystnych okolicznościach, zrezygnowaliśmy z kilkugodzinnego marszu w praktycznie nieustannie padającym deszczu. Nie byłem pocieszony, gdyż tym samym po raz kolejny Sępia Góra (pierwszy raz też nie trafiłem z pogodą), nie pozwoliła nam cieszyć się rozleglejszymi widokami. Może za trzecim razem wreszcie będzie lepiej?

Pocztówka PTTK  z 1959r. Widok z Białego Kamienia na Świeradów- Zdrój i (częściowo) Stóg Izerski

Według legend i podań, na wierzchołku góry istniał chram (świątynia) z czasów celtyckich. W jej otoczeniu zaś, znajdować miał się święty gaj. Sławiańskie plemię Bieżuńczan (Bieśniczan), tak właśnie ją nazywało- Gaj. Już później, pod wpływem średniowiecznej kolonizacji niemieckiej, nazwę zmieniono na Geierstein (gei- sęp, er- formant, stein- skała/kamień). Niestety po ostatniej wojnie światowej, nie skłoniono się do ukłonu w stronę nazewnictwa pierwotnego i bezmyślnie "przetłumaczono" Sępi Kamień na...Sępią Górę. Jednak wciąż w niektórych publikacjach, spotkać można dużo wdzięczniejszą i zdecydowanie bardziej trafną nazwę- Gajowa.
Ponadto jak się okazuje, omawiana góra skrywa też tajemnice z czasów znacznie mniej odległych. Więcej, na jednym z archiwalnych wpisów Wojtka:

Skarby Sępiej Góry

Na koniec krótka, deszczowa galeria:
Niskie chmury nad grzbietami

Ulicą Lipową pod górę

Wchodzimy w las...

i rozpoczynamy właściwe podejście

Las na stokach Sępiej Góry zmienia się parokrotnie

Raz jest trochę przestrzeni i blasku...

a raz mroczniej i jakby węziej

Pod szczytem

Przy Białym Kamieniu, grupie granitognejsów o dość specyficznym zabarwieniu
 
Fragmenty starej infrastruktury turystycznej...

i nowa, kilka lat temu zbudowana wiata

Idziemy dalej...

wciąż chmurnym i deszczowym szlakiem

Na powrotnym trawersie

Klimat jak z dzieł Szekspira ;)

Skałki przy drodze...

a wiele z nich, w objęciach nader ciekawych mchów

Ostatnie zejście

c.d.

Pod górą, można zobaczyć kilka naprawdę ciekawych stylistycznie, nowych domów

Mostem nad Kwisą, w stronę centrum

Trochę później, pojawiają się też nieco szpetne (choć chociaż odmalowane) bloki

Na szczęście jednak, dominuje inna architektura :)

Świeradowski deptak po zmroku


 Źródło archiwalnej fotografii: https://polska-org.pl/   

10 komentarzy:

  1. Taka pogoda też ma swój urok. Do czasu oczywiście. ;) Ale na zdjęciach wychodzi tak uroczo tajemniczo. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasne...klimacik zawsze jest. Choć gdy zbyt długo leje na głowę to...sama pewnie wiesz ;)

      Usuń
    2. Ja tylko tak z boku dopowiem, że Sępia Góra z celtami ma jeszcze jedna tajemnice z dawnych czasów, otóż tajemnice kryształu, jakiegoś kamienia o magicznych właściwościach tam ukrytego. Idąc kiedyś tropem tego transportu z 1942 r, badając źródła historyczne niemieckie trafiłem na dwie takie stareńkie informacje o tym kamieniu :)

      Usuń
    3. To już byłby przynajmniej drugi przykład (po Ślęży), gdzie pojawiają się doniesienia o jakimś tajemniczym krysztale wewnątrz góry.

      Usuń
    4. Nie ma żadnych doniesień o krysztale wewnątrz Ślęży - to brednie Kwietnia.

      Usuń
    5. D.K. o tym mówił. Ale nie on pierwszy.

      Usuń
  2. Przelotne opady, krótkotrwałe burze i ulewy - to wszystko przerabiałem, ale żeby cały dzień łazić w deszczu? Tylko raz taka paskudna pogoda mnie (i nie tylko) dręczyła przez dwa dni, kiedy łaziliśmy po Rychlebských z Waldkiem Brygierem kilka lat temu,wczesną wiosną na spotkaniu "Naszych Sudetów". Dopiero trzeciego dnia wyszło wtedy słońce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego właśnie skróciliśmy dystans. Dłuższe wędrowanie w takich warunkach, jest chyba zarezerwowane jedynie dla totalnych desperatów. A takimi raczej nie jesteśmy ;)

      Usuń
  3. "Nie ma żadnych doniesień o krysztale wewnątrz Ślęży - to brednie Kwietnia."

    Ja też nigdy z jakąś legendą obojętnie czyją się nie spotkałem, oczywiście starą a nie opowieściami "głuszyckiego etnografa". Tam na Ślęzy jedynie są legendy o diabłach rzucających górami. I choć nieraz z J.Krabatem się spieram to tu go poprę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tylko napisałem, że Kwiecień nie był pierwszy. O projekcie "Ebores", wspominano już ładnych parę lat przed popularnością pana od "wilkołaków i poziomych wirów w Riese".

      Usuń