wtorek, 30 kwietnia 2013

Ujawnianie czy urabianie?



Dziś będzie o temacie który co jakiś czas powraca jak bumerang. Mowa o coraz częściej pojawiających się zapowiedziach, dotyczących odtajniania rządowych i wojskowych akt, z zakresu obserwacji fenomenu UFO na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat. W sumie nic nowego, a wydarzenie w Waszyngtonie nie należy do pionierskich. Próby podobnych działań miały miejsce jeszcze w czasach trwania wojskowego projektu Blue Book (lata 1952- 70), który zawierał przeszło 3200 przypadków obserwacji, a także w latach 70. i 80. Także od lat 90. mieliśmy przynajmniej kilka bardzo interesujących przypadków. W każdym z nich próbowano zwrócić uwagę na to zjawisko i za każdym razem nieśmiało poszerzano kręgi odbiorców. Z czasem, co istotne, o fenomenie zaczęli się wypowiadać fizycy i astronomowie. Oczywiście z wielką dozą ostrożności - ale zawsze. Wśród nich znalazło się też kilku odważnych, którzy spróbowali do tematu podejść nowatorsko i bez uprzedzeń. I tak do wcześniejszych badaczy wielkiego formatu takich jak Stanton T. Friedman czy przytoczony na filmie Steven Greer, dołączyli tacy jak chociażby Nassim Haramein, który jest "czarnym koniem" wielu naukowych konferencji z dziedziny fizyki kwantowej.
Rośnie więc w siłę i poszerza się grono osób, którzy bez ogródek zaczynają mówić o zjawisku UFO. Do tego dochodzą raporty, które gdzieś tam bocznym torem docierają do opinii publicznej, odtajniane stopniowo i ostrożnie (szwedzkie materiały z UFO-Sverige czy australijskie akta sprawy Valenticha). Co ciekawe, najbardziej opornie takie "puszczanie farby" wychodzi jednak amerykanom. Przypadek? Zastanówmy się jednak przez chwilę, co w istocie mają na celu takie "bezpieczne ujawnienia". Czy są to  całkowicie kontrolowane przez kogoś projekty przygotowawcze, czy pozostawione samemu sobie wybryki ambitnych ufologów, lub chcących zaistnieć naukowców? Wydaje się że przynajmniej w większości to pierwsze. I podzielam tu zdanie Pana Bartoszewicza, odnośnie całkowicie wytresowanego społeczeństwa. Całkowitej niemożności wydostania się ludzi z pewnych utopijnych schematów i porzucenia gombrowiczowskiej "gęby". Oczywiście materiał bazowy tego wszystkiego spoczywa znacznie głębiej, dotykając nie tylko światopoglądu ale i religijności, podanych według ustalonych od lat, niezmiennych (wręcz nienaruszalnych) zasad. Choć ktoś w miarę myślący i śledzący pewne wydarzenia widzi, że w istocie na tym polu też pojawiają się "rysy i pęknięcia". Nawet najbardziej wierząca i ortodoksyjna osoba musi zdać sobie sprawę z faktu, że np. konserwatywny Watykan w ostatniej dekadzie ogłosił niebagatelną informację, w której to nie wykluczył istnienia inteligentnego życia we Wszechświecie. Przypadek? Jak widać małe kroczki są cierpliwie stawiane i prowadzą nas w konkretnym kierunku. Kolejna istotna kwestia o której wspomina Bartoszewicz, to sposób w jaki we współczesnej kulturze masowej próbuje się "zaszczepiać" model potencjalnego "obcego". Znamy to nad wyraz dobrze i wszelkie przykłady stają się zbyteczne. Dość powiedzieć, że "obcy" ma w tym schemacie uchodzić za tego złego, przed którym powinniśmy w popłochu uciekać a w momencie groźby ataku, zrobić wszystko by poprzeć jedynie słusznych obrońców. Czyli...wiadomo kogo.
No wybaczcie, ale przecież to całe przereklamowane hollywood jedzie na tym zjełczałym pomyśle już dziesięciolecia i wciąż z tego tytułu ma się dobrze. A ludziki idą do kin i patrzą na Bitwę o Ziemię z takim samym skutkiem jak sześćdziesiąt lat temu oglądając Plan 9 z kosmosu. Przypadek? A może po prostu nie ma żadnych przypadków. Może rzekome odtajniania, odkrywania i pokazywania wraz z zakodowanymi "informacjami" z ekranu, mają na celu jeszcze dalej posuniętą, wyspecjalizowaną tresurę? Skoro Wojna światów przygotowana przez O.Wellesa była ciekawym eksperymentem socjologicznym (o czym dziś wspomina się bez ogródek), to jaką mamy gwarancję że aktualnie nie bierzemy udziału w następnym. Tym razem być może przygotowującym grunt, pod naprawdę nietuzinkowe zdarzenie?

I jeszcze jedno. Nie zaczynałem tego wpisu od ugruntowania pewnych tez w kategoriach "wierzę- nie wierzę", gdyż według mnie fenomen UFO (podobnie jak zagadnienie "ciągłości życia") jest (a w zasadzie powinien być) rozpatrywany w zupełnie innych. Czyli nie w kwestach wiary a...obserwacji. Nie będę tu teraz wchodził w to dokładnie, ale wystarczy odwołać się do tradycji i do współczesnych pojęć. Już bowiem w Mahabharacie często jest mowa o tym, że Ziemia jako Dom, jest odbiciem całego Uniwersum, gdzie istnieją miliardy bytów na różnych stopniach rozwoju. Dzisiejsi fizycy kwantowi również widzą zależności pojedynczego kwarka, względem ogólnych praw kosmicznych. Zasada "jak na górze tak i na dole" znajduje coraz bardziej istotne potwierdzenie wszędzie tam, gdzie widzimy jakikolwiek aspekt bytu. A ten w rzeczy samej jest przecież wszędzie. Zatem- jeśli nasza Ziemia urodziła tyle zupełnie niezależnych, tak złożonych i fascynująco różnorodnych form istnienia, dlaczego Wszechświat nie miałby uczynić tego samego?
Dla mnie to pytanie retoryczne, ale zapewne wielu zobaczy w tym jedynie...przypadek.

           
       

9 komentarzy:

  1. Według mnie te rzekome "ujawnienie" prawdy o UFO ma na celu jeszcze większą kontrolę nad masami. A i tak nigdy nie ujawnią prawdziwej skali problemu: porwań ludzi przez UFO, współpracy z rządem amerykańskim itd.

    OdpowiedzUsuń
  2. Teoria hologramu napawa mnie pewnym przerażeniem - odbiera nadzieję ;).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uważam że są już dużo gorsze. I nie teorie, a już techniki czysto praktyczne. Czy nam to się podoba czy nie, żyjemy w świecie całkowicie innym niż nam się przedstawia.

      Usuń
  3. Jedno, co jest oczywiste - UFO istnieją. Nie wiemy natomiast tego, czym one są. Osobiście jestem przekonany, że za ufozjawiskiem stoją jednak jak najbardziej ziemskie siły, a manipulacja odbywa się przede wszystkim w wymiarze Czasu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam Panie Robercie i dziękuje za "zajrzenie" ;)
      Czy pisząc "w wymiarze Czasu" miał Pan na myśli min. koncepcję J.Pająka odnośnie rzeczywistości skokowej zawartej w totalizmie? Przyznam szczerze że dla mnie to bardzo interesująca hipoteza, która mogłaby w dużej mierze wyjaśniać wiele procesów aktualnie zachodzących, a odbieranych przez nas dziś (niestety) tylko jednopłaszczyznowo.

      Usuń
    2. Osobiście uważam, że jeśli wschodnia szkoła mówi o czasie jako zjawisku punktowym a nie liniowym to się chyba nie myli. Tak jak nie myliła się określając nasze postrzeganie świata jako " Maja". Co dzisiaj po tysiącach już lat od tamtego stwierdzenia fizycy nazywają Hologramem a inni matrixem. Lecz tak nieraz sobie myślę jak mnie najdzie taki proces :), że to nie tylko kwestia czasu, hologramu lecz jeszcze innych nie znanych nam praw fizyki. W zasadzie we wschodnich dziełach panuje jeden pogląd, że to człowiek czymkolwiek nie jest , czy złudzeniem czy hologramem, czy tworem energetycznym , ma jednak wpływ na kreację rzeczywistości, którą to on, czy nie wiadomo do końca kto postrzega. Według tamtejszych zapisów bezspornym jedynie jest to, że czymkolwiek byśmy nie byli to kreujemy w jakiś sposób to co występuje.

      Usuń
    3. Pewnie chodzi Ci o rolę tzw. obserwatora, do której często odnosi się chociażby Rupert Spira? Czyli proces kreacji pierwotnej jaźni ma się opierać tylko i wyłącznie na obserwacji i zbieraniu wrażeń/doświadczeń/inspiracji/odczuć. Do tego potrzebny jest w rzeczy samej matrix i jego upostaciowanie czyli świat widocznych form. W Tao Te Ching pisze że w ten sposób właśnie sama jaźń dokonuje kolejnego aktu kreacji, który z kolei wpływa na jej dalszy rozwój. Omawianie tego w rzeczy samej z naszej perspektywy jest nie tylko nieefektywne ale też pozbawione należytego punktu odniesienia. Ale czy w istocie taki istnieje, skoro wszystko jest JEDNYM?

      Usuń
  4. Jak już mogę się trochę powymądrzać :), to dodam że mam takie jakieś dziwne wrażenie jakoby wszystko już pierwotnie zostało za pierwszym razem stworzone i istnieje niezależnie czy my to postrzegamy czy nie. Tu też myślę, że kwestia tego całego ufo tkwi w punktowym czasie, ponieważ wszystko dosłownie wszystko istnieje tylko tu i teraz to inne formy czymkolwiek by one nie były, również istnieją tu i teraz. Więc zakładając hipotetycznie że wschodnia szkoła się nie myli co do punktowego czasu w jakiś okolicznościach występuje wgląd w teraźniejszą rzeczywistość nas otaczającą.

    Tak sobie kombinuję, że muszą zachodzić okoliczności lub jakieś "klucze", które powodują wgląd w bieżący rzeczywisty stan.

    Porównał bym to do wirtualnej wyszukiwarki Google, kiedy wpiszemy hasło "Klucz"- kruk otrzymamy wgląd w coś co istnieje na wirtualnym dysku.
    Jeśli zaś wpiszemy hasło "Klucz"-krukowy otrzymamy wgląd w inne informacje istniejące na tym samym dysku.
    To jaką informację i jaki wgląd i do czego, otrzymamy może implikować dalszą drogę jaką podążymy. I nie ma tu znaczenia czy będzie to droga postrzegana przez nas jako materialna czy mentalno-wirtualna.

    Z tym ufo może być podobnie, tym " kluczem "' może być jakiś ruch, jakieś słowo, jakaś dowolna myśl o której nie mamy pojęcia i wtedy zmienia się postrzeganie czasu z liniowego na punktowe.

    Wtedy jest tak jak mówią świadkowie czas staje w miejscu, a oni mają zdjętą zasłonę "Maja" i doświadczają przez moment rzeczywistości. I tu zaskoczenie są tak samo traktowani przez kogoś jakieś szaraki jak bydło hodowlane. A przez innych jakiś " wysokich blondynów" traktowani są z szacunkiem.

    Cóż w tym dziwnego ?, pies jak trafi na normalnego człowieka to dozna opieki, jak trafi na degenerata i debila to będzie bity i kopany. Ot zwykły znany nam świat.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W istocie my jako byty pierwotne (jaźń/jednia) nie postrzegamy zapewne czasu w ogóle. Do tego potrzebny jest świat form. Zatem być może stoimy w miejscu a jedynie zdarzenia/wrażenia przemieszczają się w nas. Z tymi kluczami może tak być jak piszesz. Dlatego być może jedne istoty potrafią nagle odczytywać wiele rzeczy (kroniki Akaszy), podczas gdy inne nawet tego nie postrzegają. I być może istnieją "klucze" przypisane do konkretnych grup ewolucyjnych? (tak że istota niższego rozwoju nie może/potrafi użyć "klucza" z wyższej). Jak na razie złożoność życia jest całkowicie nie do ogarnięcia dla nas nawet na etapie czysto fizycznym (nie mówiąc już o subtelniejszych rejonach) choć być może nie dla wszystkich. Jeśli faktycznie coś jest na rzeczy z manipulacją i kierowaniem ludzkości przez byty wyższe, to zachodzi pytanie-jaką rolę spełniamy? Bob Lazar czy Al Bielek przedstawiają ciekawe hipotezy na ten temat i wiele wskazuje na to, że ludzkość to znaczący element w naprawdę dużo większej układance niż sądzimy.

      Usuń