piątek, 22 listopada 2013
Skarby z piwnicy (wpis jubileuszowy)
Kilka dni temu stałem się posiadaczem ciekawych "skarbów". Zanim jednak o nich opowiem przybliżę nieco okoliczności, w jakich je zdobyłem .Cały niemalże poniedziałek który miałem wolny, spędziłem pomagając kumplowi w przeprowadzce. Przenosił się na peryferie Łodzi, do wybudowanego tam i niedawno ukończonego domu. Ale nie o tym chcę prawić. Po całej akcji targania gratów i sprzętów, kumpel zaproponował mi odwiedzenie jego sąsiadki, która jakiś czas temu wyraziła chęć "przejrzenia" swojej piwnicy. Tak się bowiem złożyło że kilka miesięcy temu zmarł jej maż, i kobieta postanowiła zrobić wreszcie porządek z gratami po swoim ślubnym.
Jako że mój kumpel był jej stałym sąsiadem i wiele razy czynnie podejmował się akcji niesienia pomocy tym ludziom (mieszkanie w kamienicy, położonej w dość zaniedbanej części miasta nie należy do rzeczy prostych, szczególnie dla starszych), miał niejako "wypracowany" u nich kredyt zaufania. A coś takiego (jak uczy życie) często procentuje w przyszłości. Toteż gdy Pani Stanisława sama zaproponowała by sprawdził piwnicę i "wziął co mu potrzebne", kumplowi zaświeciły się oczy. Mnie zaś zaświeciły się po jego telefonie.
"Może poszperamy tam razem i zobaczymy co i jak?"- mówił do słuchawki, a ja czułem już na plecach lekki dreszczyk. Nie jestem co prawda "rasowym" poszukiwaczem i eksploratorem, ale tego typu sytuacje ZAWSZE powodowały u mnie szybsze bicie serca. :) Fajnie w ogóle że mnie uwzględnił, ale w sumie kolega Marcin to "stara firma", toteż zna już dobrze moją słabość do materii tego typu ;)
Pojechaliśmy tam zatem po przeprowadzce i zaczęliśmy penetrację omszałej i totalnie zagraconej piwnicy.
Zaniecham przybliżenia szczegółów tej eksploracji, gdyż musiałbym z tego wpisu uczynić niemalże cykl.
Dość powiedzieć, że spędziliśmy tam chyba ze cztery godziny. Ale nie były to godziny bezowocne, oj nie.
Marcin znalazł dla siebie kilka fajnych narzędzi, bak od "Junaka" (lubi klasyczne motocykle) ,kask motocyklowy typu "orzech" i jeszcze radio pamiętające czasy Gomółki (okazało się potem, że to "Orion typ 320" produkcji węgierskiej z lat 50.), choć niesprawne niestety. Ja przejrzałem mnóstwo dupereli wszelakiego typu i niebawem moim oczom ukazała się mała nadpleśniała skrzyneczka a w niej...trzy stare książki! Okazało się jednak że jedna z nich jest totalnie zawilgocona i luźne kartki (okładki nie było) ulegają dezintegracji niemalże na moich oczach. Z dwiema kolejnymi było na szczęście o niebo lepiej.
Pierwsza z nich zachowała się w niemalże idealnym stanie! Zerknąłem najpierw na boczną stronę okładki:
"M.Szukiewicz- Fiordy i Fieldy". Zaglądam do środka: lekko tylko pożółkłe kartki, brak plam wilgoci i trzymające się jeszcze szycie. Jest dobrze! Czytam pierwszą stronę okładki: "Biblioteka Dzieł Wyborowych No 162, Z ziemi Fiordów i Fieldów - luźne kartki z podróży M.Szukiewicza, Warszawa, Redakcya i Administracya- Drukarnia A.T.Jezierskiego, Nowy Świat 47, rok 1900". No i ładnie...
Zerkam na drugą, otwieram i...książka wcale nie jest książką. To po prostu ciekawie oprawiony album na zdjęcia! Okładka wykonana z solidnej skóry zdobionej żłobieniami i atrakcyjnym wypustem, z boku zaś- mosiężne okucia do klamrę, spajającą album (nie było jej). Grzbiet i bok stronic także pokryty mosiężną farbą. Ogólny stan zadowalający. Jedynie w niewielkim stopniu na górze i trochę na dole, rozerwane skórzane obszycie boku. A w środku, na pierwszej stronie taki oto odręczny wpis: "Ignaz Hubner, Praschka, 15August 1881".
No proszę...fajny fant! Zaś na stronie drugiej zdjęcie jegomościa w mundurze, kto wie, być może autora wcześniejszego podpisu.
To nie był jednak koniec niespodzianek. Dokonaliśmy jeszcze heroicznej operacji, polegającej na dostaniu się do starego kredensu, zalegającego w kącie tej obszernej piwnicy. Nie napiszę iloma niecenzuralnymi zwrotami była ona okraszona i jak długo trwała, jednakże najważniejsze że okazała się owocna. Kredens został otworzony i spenetrowany. W środku znaleźliśmy trochę starych stęchłych skór, prawidła na buty, kilka par ich samych (choć w stanie dalekim do ideału), kilkanaście pustych flaszek, potłuczoną figurkę aniołka z fajansu, jakieś zrulowane płótna (po których szczerze obiecywaliśmy sobie dzieł van Gogha) i wiele pomniejszych rzeczy. Była też zwinięta i poplamiona (chyba krwią) bawełniana makatka z jakimś ludowym motywem. Pod nią zaś spoczywał kolejny skarb.
Masywna okładka wystawała na zewnątrz i wiedziałem już, że to nie byle jaka pierdółka. I faktyczne. Gdy wydobyłem całość, moje oblicze ozdobił szeroki uśmiech. Oto bowiem dzierżyłem w ręku oryginalny atlas świata, wydany w Lipsku przez wydawnictwo "Velhagen & Klasing" z roku 1924. Ale jakże wydany! Wspaniałe mapy z wielokrotnym cieniowaniem, mnóstwo dodatków, jak plany miast i okręgów, mapy geologiczne, cieki wód i wykaz prądów morskich. Przeglądałem to w świetle czołówki jak urzeczony i mamrotałem jak w transie (Marcin gdyby mnie nie znał, zapewne zadzwonił by w tamtej chwili po pogotowie) ;)
Ale cóż...znalezisko takiego kalibru pozostaje dla mnie czymś wyjątkowym i niejednokrotnie w takich przypadkach tracę nad sobą kontrolę. Moja Iza śmieje się, że ogarnia mnie wtedy "pomroczność hobbystyczna" :) Cóż...możliwe.
Atlas ogólnie w stanie przyzwoitym, choć w środku kilka stron luzem, zaś bok obwoluty mocno poszarpany, w pośpiechu sklejony plastikowymi taśmami. Przydała by się więc należyta opieka introligatora. Pomyślimy...
Po tej owocnej eksploracji, wstąpiliśmy jeszcze na herbatę do Pani Stanisławy, by już na spokojnie pogadać o znaleziskach. Okazało się że o wielu rzeczach nawet nie wiedziała, gdyż było to "królestwo męża", do którego najwyraźniej wstępu nie miała nawet współmałżonka. Zresztą mnóstwo rzeczy zabrał jej syn, który przyjechał z Warszawy na wieść o śmierci ojca i podobno wywiózł ze sobą całą bagażówkę staroci (meble, porcelana, książki, kilka sztuk białej broni, stare maszyny ślusarskie). Pani Stanisława nie chciała tych rzeczy dla siebie i była rada, że syn robi "czystkę". Natomiast piwnica ponoć w ogóle go nie interesowała i nie zamierzał poświęcać jej choćby sekundy. I tak oto my otrzymaliśmy prawo wstępu do świata, który okazał się ziemią skrywającą w swoim wnętrzu ciekawe znaleziska.
A że trochę głupio nam było zabierać to wszystko za friko, uzgodniliśmy z Panią Stanisławą cenę symboliczną (choć wzbraniała się bardzo) i radzi z takiego obrotu sprawy rozeszliśmy się ze swoimi skarbami do domów. ;)
Następnego dnia odkryłem małą "łyżkę dziegciu..."
Wertując atlas ze smutkiem stwierdziłem, że brakuje w nim dwóch kartek. Już na samym początku, gdy przeglądałem go pospiesznie w piwnicy coś mnie tknęło, ale wtedy jeszcze nie przyjrzałem się temu należycie. Natomiast nazajutrz odkryłem prawdę. Mimo że przewertowałem wszystko z góry do dołu, łudząc się że może kartki są gdzieś zapodziane luzem i zaraz się znajdą...nie odszukałem ich. Była to 51 i 52 stronica. Jak myślicie, co na nich było? Tak tak...dobrze kombinujecie. Coś, co dla mnie osobiście jest cholernie istotne.
r.51 - Breslau - Waldenburger Industriegebiet 1:200 000(wrocławsko- wałbrzyski okręg przemysłowy)
r.52 - Schlesien 1:750 000(Śląsk) i ponadto Riesengebirge 1:250 000 (Karkonosze).
I proszę, jak tu później nie mówić, że Dolny Śląsk i Sudety to region wyjątkowy, który przykuwa uwagę niejednego maniaka?;)
P.S.
Dziś mały jubileusz. Jednak nie o ilość tu idzie. Dokładnie rok temu popełniłem pierwszy wpis na tym blogu. Wtedy nie wiedziałem jeszcze, w którą stronę to wszystko pójdzie i czym zaowocuje. Na dobrą sprawę i dziś nie wiem tego do końca, choć Wy już zapewne wyczailiście, czego po moich wypocinach możecie się tu spodziewać ;)
Dzięki że zaglądacie...
Od lewej- album i książka Macieja Szukiewicza
Album- zdjęcie właściciela?
Album- fragment oprawy
Pierwsza strona "Z ziemi fjordów i fjeldów" M.Szukiewicza z Biblioteki Dzieł Wyborowych
Atlas- pierwsza strona
Półkule Ziemi i rzuty przestrzenne
Mapa polityczna Europy- 1924 r.
Miasto Köln i okręg przemysłowy Saar
Mapa geologiczna Europy
Biegun południowy
Najsłabszy element konstrukcji. Ale...zrobi się ;)
P.S.2
Książkę Szukiewicza zacząłem już czytać i powiem szczerze, że wciągnęła mnie bardzo. Może jeszcze coś o niej napiszę.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
A zatem proszę przyjąć ode mnie gratulacje z okazji 1. rocznicy popełnienia tego bloga i życzę dalszych 100 lat pisania!
OdpowiedzUsuńDziękuje serdecznie :)
Usuń100 lat pisania?...hmmm....pomyślę ;)
Medart, życzę kolejnych owocnych odkryć i ciekawych wpisów. Fajnie czytać o tematach, które są i moimi zainteresowaniami. Pozdrówka :)
OdpowiedzUsuńDzięki.Miło mi :)
UsuńJacie! Ale skarby! Aż mnie ręce zaswędziały :D... :)
OdpowiedzUsuńAAA! I gratulacje z powodu rocznicy :D.
OdpowiedzUsuńDziękuje. :) A skarby...cóż, każdy ma przecież jakieś swoje. Ty również ;)
OdpowiedzUsuńGratulacje !!!
OdpowiedzUsuńKolejnych owocnych lat życzę :)
A "wykopaliska" super :)
PS. A czy wyczaiłem czego się spodziewać? Nieco tak - ale nutka tajemniczości nadal jest ;)
Dzięki Arek.
UsuńI cieszę się że wciąż istnieje ta "nutka tajemniczości" ;)
Jakie skarby!! Jakbym takie cudeńka odkryła, kwiczałabym z euforii zapewne.
OdpowiedzUsuńA że Dolny Śląsk jest wyjątkowy - nie od dziś wiadomo :)
Gratuluję rocznicy, życzę dalszych chęci i równie owocnego dzielenia się z nami takimi perełkami :)
Dzięki bardzo. :)
UsuńA co do "skarbów" to- jak widać- życie niemalże samo wkłada je nam do rąk. Musimy tylko bacznie patrzeć i nie być uprzedzonymi do wielu rzeczy i sytuacji.. Co prawda skarb, dla każdego z nas jest inny ale...idea wydaje się mieć wspólne źródło. :)
Pozdrawiam
No cóż podniosło mi się z lekka ciśnienie, dla zdrowotności :), stara zasada się sprawdza, czyli najpierw osikany orzeł a teraz omszała piwniczka i fajne fanciki :), po prostu trzeba mieć szczęście.
UsuńA tak na poważnie, to Życzę Ci z tej okazji wielu następnych blogowych, i nie tylko jubileuszów. I niech Cię Kolego szczęście nadal nie opuszcza.