piątek, 20 grudnia 2013

Czy tak doszło do katastrofy w Fukushimie?



Na początku 2007 roku, amerykański wiceprezydent Dick Cheney udał się z nieoczekiwaną wizytą do Tokio. Mimo, że ranga amerykańskiego gościa była bardzo wysoka, nie zwołano konferencji prasowej, nie wymieniono tradycyjnych uścisków rąk przed kamerami, nie wysłano żadnych informacji do prasy, nie zrobiono nawet spotkania pracowników amerykańskiej ambasady ze swoim możnym zwierzchnikiem.

Celem tej wizyty było stworzenie czterostronnego porozumienia w regionie Azji i Pacyfiku. Kraje wchodzące w skład tego porozumienia to USA, Japonia, Australia i Indie a jego ostrze wymierzone było w Chiny i ich sojuszników: Rosję i Koreę Północną. Z japońskiego punktu widzenia porozumienie jakie zamierzała podpisać Japonia było niesymetryczne. Wśród czterech krajów wchodzących w jego skład tylko USA było mocarstwem nuklearnym. Z kolei wszyscy przeciwnicy takiego porozumienia posiadali własną broń atomową. Zbudowanie czterostronnego sojuszu nie było zadaniem łatwym i to wcale nie Japonia była najsłabszym ogniwem tego pomysłu a Indie. Wiceprezydent Cheney jednak dobrze wiedział, że niezwykle silny wpływ na dynamicznie rozwijające się Indie ma Japonia i jest ona w stanie przekonać najludniejszy kraj świata, aby przystąpił do paktu. Jednak aby Japonia – sama niechętna takiemu paktowi – wykonała pokładane w niej nadzieje, musiała dostać długo oczekiwaną marchewkę a tą marchewką miała być jej własna broń nuklearna.

Ówczesny japoński premier – Shinzo Abe – widział swój kraj znów jako światowe mocarstwo, mające w swoim arsenale broń nuklearną. Orędownikiem silnej Japonii był dziadek premiera, który sam był także premierem Kraju Kwitnącej Wiśni zaraz po II WŚ. Ojciec premiera Abe – w czasach kiedy był ministrem spraw zagranicznych, aby zdobyć alternatywne do amerykańskiego źródło materiałów radioaktywnych zwrócił się po pomoc do ZSRR. Tą samą linię polityczną kontynuował Shinzo Abe, który postanowił postawić Amerykanów w sytuacji bez wyjścia i w przypadku jeśli nie zgodziliby się na japońską broń jądrową, premier zamierzał o taką pomoc poprosić Rosję. Nawet gdyby Japonia bez niczyjej pomocy postanowiła zbudować bombę atomową, materiał użyty do jej wykonania po zbadaniu znajdujących się w nim zanieczyszczeń, wskazałby źródło swego pochodzenia. Ani Chińczycy ani Rosjanie nie byli w stanie wyprodukować absolutnie czystego plutonu. Taki pluton jednak produkowali Amerykanie. Stworzenie broni z czystego plutonu zatarłoby kompletnie ślady jego pochodzenia i taki właśnie pluton postanowił zdobyć premier Abe.
Ością niezgody dla amerykańskiej akceptacji japońskiego pomysłu, był jednak nie amerykański rząd a Pentagon, dla którego Japonia nadal pozostawała tym samym wrogiem, który rozpoczął wojnę w Pearl Harbor i został pokonany w Hiroszimie. Dla Pentagonu Japonia z bronią atomową stawiała amerykańską dominację pod znakiem zapytania. Jedyne na co mogli się zgodzić Amerykanie to pomoc w budowie kolejnych elektrowni atomowych. Sytuacje tą zaostrzyło jednak nieoczekiwane ultimatum premiera Abe i być może wówczas zgoda na posiadanie broni nuklearnej została wydana w Białym Domu, w którym urzędował prezydent Bush Jr.

W czerwcu 2004 roku, serwer National Nuclear Security System w Albuquerque został zaatakowany przez hakerów i skradziono dane ok. 200 osób bezpośrednio związanych z produkcją amerykańskiej broni nuklearnej. NNSA przez trzy miesiące trzymała całą sprawę w tajemnicy podejrzewając wewnętrzną robotę któregoś z pracowników.
Miejscem, gdzie buduje się a także przechowuje wycofane z armii głowice nuklearne, są zakłady BWXT Pantex, położone na ogromnym obszarze tuż za miasteczkiem Amarillo w Teksasie. Po zamknięciu zakładów nuklearnych w Rocky Flats w Kolorado jest to jedyna firma, która zajmuje się nuklearnymi głowicami bojowymi. Z samej więc swojej natury jest to miejsce pilnie strzeżone, bo z pewnością znajduje się na liście rozmaitych złodziei nuklearnych. W czasie kiedy Bush podejmował w Camp David japońskiego premiera Abe, w zakładach Pantex wybuchł strajk pracowników bezpieczeństwa. Firma mimo usilnych zbiegów nie była w stanie z miejsca zastąpić ich odpowiednio wykwalifikowanymi strażnikami. Strajk i wywołane nim zamieszanie trwało przez dwa miesiące. W tym czasie nieoznakowane ciężarówki wywiozły z zakładów 16 ton rdzeni nuklearnych zapakowanych w specjalnie do tego celu skonstruowane chłodziarki.
Ciężarówki pojechały prosto do portu morskiego w Houston, gdzie skrzynie z głowicami przeładowano na… izraelski frachtowiec. Jedynym człowiekiem który zauważył, że coś jest nie tak był inspektor portowy Roland Carnaby, który wkrótce potem zginął zastrzelony przez policjanta, podczas pościgu samochodowego na ulicach Houston. Na miejsce zwolnione w tak tragiczny sposób przez Carnaby’ego, zatrudniono firmę ochroniarską Neptune Intelligence Computer Engineering z… Izraela, której właścicielem okazali się być byli pracownicy izraelskiego ministerstwa obrony narodowej.

Izraelski udział w wywiezieniu głowic do Japonii był konieczny po to, aby zatrzeć wszelkie ślady udziału w tym procederze zainteresowanych stron. Kiedy jednak Izraelczycy weszli w posiadanie głowic, natychmiast z agentów przemienili się w handlarzy i zażądali od Japończyków dodatkowych i zapewne niemałych pieniędzy. Wściekli Japończycy zgodzili się, ale statek zanim dopłynął do Japonii zatrzymał się w Izraelu, gdzie wymieniono supernowoczesne amerykańskie głowice na najstarsze izraelskie. Japończycy odkryli oszustwo i natychmiast zażądali pieniędzy z powrotem. Żydzi stanowczo odmówili a Amerykanie umyli ręce.
Japończycy pozostali więc ze starymi głowicami i nie pozostało im nic innego jak samemu je wzbogacić. Wybrano elektrownie atomową w Fukushimie, bo była wystarczająco odległa od wścibskich oczu rozmaitych inspektorów kontrolujących prace elektrowni atomowych. Fukushima miała kilka reaktorów i w jednym z nich zamierzano przeprowadzić proces oczyszczania uranu i plutonu. Sposób w jaki dali się oszukać, bolał Japończyków ogromnie i aby zemścić się jakoś na Izraelu nieoczekiwanie poparli w ONZ palestyńskie ambicje państwowe. Izrael był jednak czujny i w odpowiedzi przeciwko japońskim instalacjom nuklearnym wysłano wirus Stuxnet.
Tak długo jak długo działała firewall, elektrownie były przed wirusem bezpieczne, jednak wszystko zmieniło się wraz z trzęsieniem ziemi 3 marca 2011 r. Trzęsienie ziemi przerwało na chwilę dopływ prądu co sprawiło, że firewall przestała działać. To wystarczyło żeby Stuxnet wdarł się do środka i zrobił swoje. Wirus przede wszystkim wyłączył zapasowe generatory prądu. Woda w basenach chłodniczych zaczęła intensywnie parować. Nie chłodzona niczym głowica nuklearna eksplodowała, rozpoczynając największą katastrofę nuklearną w historii ludzkości, której ostatecznego efektu i zasięgu wciąż jeszcze nie znamy.

(na podstawie przemyśleń i wniosków Yoichi Shimatsu)

Ja ostatnie zdanie wywodów Pana Shimatsu, wzbogaciłbym niestety o przeświadczenie (wręcz pewność) że efekt już częściowo znamy. Ostatnie pomiary radiacji na Pacyfiku są wręcz przerażające i ukazują iście apokaliptyczny scenariusz.

Poziom radiacji w Oceanie Spokojnym z maja 2013 r.

Jeszcze dwa lata temu, ludzie ostrzegający przed poważnymi konsekwencjami wycieku w Fukushimie, zostaliby z miejsca wyśmiani i określeni, jako szukająca sensacji grupa panikarzy oraz miłośników teorii spiskowych. A dziś? Dziś jak się okazuje co poniektórym rzedną miny, gdy widzą chociażby te masowo wyrzucane na brzeg, tysiące martwych stworzeń morskich u brzegów Kalifornii czy Meksyku. I nie ma co się dziwić że ocean umiera. W tej "radioaktywnej zupie" znajduje się nie tylko jod czy cez, ale też wiele innych śmiercionośnych izotopów.
Najgorsze z nich to np.ameryk, neptun czy pluton. Dość powiedzieć że ameryk właśnie, wykryto trzy miesiące temu na wybrzeżach...Wielkiej Brytanii. Zatem wszystko wydaje się rozwijać według czarnego scenariusza wielu ekspertów którzy przewidywali, że izotopy będą poprzez Pacyfik wędrowały na wschód, by przez Atlantyk dotrzeć też do Europy. I wydaje się, że niektóre z nich już tu są!

A najgorsze jest to, że wynajęci przez lobby atomowe "eksperci" powtarzają wciąż te same brednie, przy akompaniamencie kolejnych szczekaczy, którym już pachnie świeże korytko i ciepła posadka (nie zapominajmy, że Polska jest kolejnym potencjalnym poligonem dla przetestowania tej fatalnej i brudnej technologii).
Mamy więc kolejny przykład na to, że rządy wielu państw i instytucje utopione w kieszeniach karteli farmaceutycznych, atomowych i transgenicznych, traktują ludzi tylko i wyłącznie jak zwykłe mięso armatnie.
Nic w tym na pozór nowego i zaskakującego. Tyle tylko, że teraz gra być może toczy się o najwyższą stawkę. Nasze być albo nie być na tej planecie.


P.S. A może niepokojące ruchy FEMA w Ameryce o których pisałem niedawno, mają właśnie swoje podłoże w fukushimskiej tragedii?
Zastanówmy się przez chwilę. Być może niebawem zachodnie wybrzeże USA opustoszeje, a miliony (zapewne spanikowanych i jednocześnie zdeterminowanych) uciekinierów ruszy wgłąb kraju. Czy odbędzie się to przy uwerturze spokoju, zrozumienia i całkowitej zgody na ogrom wyrzeczeń?
Szczerzę w to wątpię choć...chciałbym się mylić.


Źródło tekstu i zdjęć:
http://nowaatlantyda.com/
doubtfulnews.com




  

13 komentarzy:

  1. A teraz popatrz na mapę prądów Pacyfiku i zastanów się, co nie pasuje w załączonym obrazku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko pasuje. Skażona woda przemieszczała się wprost proporcjonalnie do kierunku Prądu Północnopacyficznego, potem zaś skorzystało z przemieszczającego się od półwyspu meksykańskiego- Prądu Północnorównikowego. Stąd poziom skażenia zmniejsza się wraz z przekroczeniem 20st. szer. geograficznej.
      http://www.ekologiabiol.republika.pl/prady%20morskie.jpg

      Usuń
  2. Bardzo ciekawe. Wariactwo udziela się jak dżuma, a niektórym idiotom znów zachciewa się wojenki o dominację w Basenie Pacyfiku. Tak czy owak - Przyroda pokazała, kto tak naprawdę rządzi na tej planecie...
    Ze swej strony dodam, że jak dotąd, to nie opublikowano żadnych - podkreślam - ŻADNYCH dokładnych danych odnośnie radiacji po tej katastrofie, a wszelkie próby pociągnięcia ludzi za język w tej kwestii są natychmiast i bezpardonowo blokowane, co wiem od samych Japończyków. I to ma być kuźwa demokracja i swoboda przepływu informacji???

    OdpowiedzUsuń
  3. Przeraża mnie to, a najgorsze, że media wtedy kiedy trzeba milczą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To oczywiste. Nie ma czegoś takiego, jak niezależne media - wszystkie siedzą w kieszeni u rozmaitych sponsorów, których przychylność jest warunkiem sine qua non ich istnienia...

      Usuń
    2. Ano właśnie. Każda przestrzeń publicznego zaistnienia jest dziś niestety pod okupacją sponsorów i ich popleczników. Jedyne czego jeszcze nie zniszczyli, to zwykłe, oddolne kontakty ludzi w małych lokalnych społecznościach. Ale i tam próbują już wpychać swoje brudne łapy.

      Usuń
    3. Niestety, tak właśnie jest. A co do wpychania brudnych łap, to coś wiem na ten temat - odkąd zaczęto mi zdejmować niektóre posty z blogu. Niektórzy szarlatani nasyłali na mnie policję i skarbówkę... - w sumie polskie piekiełko i bagienko.
      Ale już dosyć o tym - życzę Wam wszystkim wesołych Świąt!

      Usuń
  4. Hm... Interesująca hipoteza, who knows, if nobody knows?

    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. informacja zgodna z tym o czym regularnie donosi Fulford...poszukajcie na jutubi i czytajcie jego raporty 9in inglisz)...facecik jest rzecznikiem mafii japońskiej White Dragon Society (coś jak jakuza), postanowili się dobrać do d... syjonistom i opisuje to...szczerze: to w nich mam jakąś nadzieje....Spryciak

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sam nie wiem. Szczerze mówiąc przyglądając się "rewelacjom" Fulforda skłonny jestem przypuszczać, że to on jest kolejnym agentem syjonistów (i nie akurat dlatego że sam jest Żydem). Jego sposób działania i nagłaśniania wielu rzeczy zbyt bardzo przypomina mi niejakiego Alexa Jonesa niestety.

      Usuń
    2. ...a w jaki inny sposób ma to robić??...tylko internet...no a Ty też w ten sposób nagłaśniasz swoje tezy (zresztą zgodne z moimi) i nie twierdzę że jesteś agentem :)...czytam i obserwuje i obraz się klaruje...przyglądam się wypowiedziom Fulforda od jakiegoś czasy i mi to wszystko pasuje...
      ...tak na marginesie: dostrzegam od jakiegoś czasu, że czytający różne czasem całkiem inny blogi/strony (oczywiście niezależne) dochodzą do tych samych wniosków...

      Usuń
  6. tu podaje info z jakiegoś bloga który translatuje wiadomości cotygodniowe Fulforda...http://kochanezdrowie.blogspot.com/2013/12/fulford-cotygodniowe-wiadomosci-i.html..Spryciak

    OdpowiedzUsuń