Często jest tak, że w życiu czekamy z utęsknieniem na jakieś, choćby niewielkie, momenty graniczne, końcowe, ostateczne. Na koniec sezonu, pewnej sytuacji czy chociażby...roku. Później tłumaczymy sobie że oto nadszedł nowy rozdział, nowy czas, w którym wreszcie wyrazimy najlepiej to, co do tej pory pozostało niewyrażone i skupimy się na tym, na czym już dawno trzeba było.
Fajne to wszystko, ale...
Ilekroć wspominam podobne postanowienia z przeszłości, uśmiecham się w duchu bo wiem, że był to również pewien wariant zaistnienia, oraz przyzwyczajenie i chęć pokazania, że w istocie mam nad tym wszystkim intelektualną kontrolę.
Potem zdałem sobie sprawę że kontroli nie było. Przynajmniej nie takiej, o jaką mi chodziło. A przecież wtedy podporządkowałem wszystko pewnemu mechanicznemu schematowi umysłu i "centralnego planowania". Absolutnie wszystko miało mieć rozpiskę, porządek i odpowiedni czas na wdrożenie.
I tak tworzyłem ten wielowarstwowy scenariusz kontroli powszechnej i wierzyłem w jego powodzenie. Dopiero po jakimś czasie życie "stanęło okoniem" i samo pokazało mi, że budowanie tam i zapór w miejscach, gdzie woda już dostatecznie spiętrzona, jest czystą nadinterpretacją i brakiem wiedzy na temat hydrologii. W dodatku opartym na fundamencie wyimaginowanych zachcianek. Wtedy to odpuściłem. I wiecie co? Mimo że nie istniał żaden plan, żaden "czynnik wyższy", rzeczy zaczęły realizować się tak, jakbym sobie tego życzył. Czysta przypadkowość oraz gra świateł, zamieniła się w ład i porządek. W siłę kropli wody, intelekt ławicy i efektywność pajęczej sieci.
Cud? A może tylko...zaufanie czemuś niedostrzegalnemu?
Nigdy nie robię postanowień noworocznych, bo wiąże się z nimi wiele rozczarowań w przypadku niedotrwania pt. "to już rok do kitu". Jeżeli chce się "coś" zacząć, to najlepiej od dzisiaj, nie trzeba z tym czekać do momentu przełomowego. I tego się trzymam :)
OdpowiedzUsuńPomyślnego Nowego Roku!
Otóż to. Każdy dzień i każda chwila dobra jest na coś takiego.
UsuńRównież mam podobne doświadczenia z kontrolowaniem i planowaniem... :)... Słuchanie... wsłuchiwanie się i bycie ... - :), wystarczy.
OdpowiedzUsuńJasne że wystarczy... ;)
UsuńWłaściwie od kilku ładnych lat niczego sobie nie obiecuję--tym bardziej innym-- niczego szczególnie nie celebruję, nie obchodzę ani nie wyczekuję...
OdpowiedzUsuńWyobrażasz sobie Medart, że zdarza mi się zapomnieć coraz częściej o własnych urodzinach czy imieninach?
Zadziwiony ?
Taki stan był dla mnie jedynie przyczynkiem do zamysłu
-skąd to? dlaczego tak? jaki powód?
Dla mnie to tylko umowne daty, z którymi zazwyczaj wiązały się rożnych rozmiarów impry, czyli uczta głównie nie dla mnie, ale dla gości.
Wyszłam z założenia dla mnie jedynego i słusznego, że jeśli mam ochotę na powyższe szaleństwa jakiejkolwiek treści;), to nie muszę mieć szczególnego powodu do świętowania, bo sam fakt że jestem jest powodem dostatecznym do radochy.
Miejsce i towarzystwo do tejże, wybierane wedle chwilowego kaprysu uważam za słuszne. Czasem po prostu na polu;) toast zostaje wzniesiony serdecznikiem i zagryziony np. źdźbłem trawy...a czemu nie ?
Myślę, że generalnie za bardzo jesteśmy spięci i pookładani, zbyt dorośli i 'wyedukowani', zbyt zachłanni i zaborczy...i stąd nasze życiowe potknięcia.
Kiedy więc odpuszczamy z lekka, jak sam to zrobiłeś, właśnie wtedy dziwnym trafem samo się dzieje po naszej myśli....bo nic na siłę:)
Niechaj to, co dla Ciebie dobre,
nie ominie Cię w tym umownym 2014 roku !
Fajnie to wszystko ujęłaś. Dzięki.
Usuń