sobota, 19 kwietnia 2014
Więcej światła!
Nie będzie o słynnej sentencji.. Będzie jednak dlatego, że jakby nie patrzeć czas sprzyja spojrzeniu na całe tony spraw, z większym niż zwykle potencjałem światła. Mamy już tę porę, która po udręce wielu miesięcy "monochromatyki", pompuje wprost do serca powracający element jakiejś tam motywacji i być może zdrowszego, pełniejszego wglądu. Zaczyna się okres oczyszczania i rozpuszczania złogów, zaległych gdzieś głęboko we wnętrzu jak i przed oczyma. Jak to kiedyś trafnie ujął mój nieżyjący już sąsiad: "Wiosna Panie...nawet psie kupy wyglądają piękniej" :)
I w istocie o to chodzi. Żeby nabrać powietrza głęboko w płuca i rozejrzeć się UWAŻNIE dookoła. I dostrzec...
Wczoraj odwiedził mnie stary kumpel. Znajomość jeszcze z czasów szkoły średniej, i to jedna z tych bardziej trafionych. Przyjechał ze Stanów na święta do rodziny, a że nie widzieliśmy się prawie dziesięć lat, zatem aż prosiło się o nielichą pohulankę ;) A że ja, każdą taką okazję wolę spędzić w sposób inny niż szablonowy, zatem zaprosiłem kumpla na dach pobliskiego wieżowca, gdzie w spokoju mogliśmy pogadać i opróżnić ulubione browarki.
Poczuliśmy się znowu jak za starych dobrych czasów i tylko szron na skroniach dowodził, że statystujemy już w nieco innym filmie. I było fajnie. I doczekaliśmy momentu, kiedy całkowicie w ciszy zaczęliśmy oglądać zachód słońca. Tylko wiatr wtórował tej chwili, a przecież i tak wpasował się w to lepiej, niż cały ten nieistotny śmietnik poniżej. Tak... Po raz kolejny miałem dowód na to, że wystarczy nieco inny, wyższy punkt odniesienia i niektóre rzeczy prostują się same.
Gdy w końcu tarcza słońca zniknęła i pozostała jedynie łuna, Marcin odwrócił się w moją stronę i założę się, że nadzwyczaj dobrze zinterpretowałem jego spojrzenie. W milczeniu opuściliśmy dach i zjechaliśmy na dół. Nikt tego nie widział, ale chyba wtedy nasze serca dawały tyle światła, że nawet mistrz Goethe byłby zachwycony.
Spokoju, ciepła i ŚWIATŁA dla Was, w te Święta...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
A i ja podobne mam ostatnio przemyślenia... już tak bardzo pragnęłam ucieczki od szarości miasta, od monotonii i złego myślenia o wszystkich i wszystkim. W końcu wylądowałam w moich ukochanych górach, wyciągnęłam rękę do znajomych, z którymi 7 lat się nie widziałam. Spotkaliśmy się w cząstkowym dawnym składzie na karkonoskich łąkach podszrenicowych. Każde już jakby z innej bajki, ja - z ogromną chęcią poznania tych ich historii, życia, tak bardzo pragnąca wpuszczenia w swoje własne nuty szaleństwa, czegoś nowego. Trochę mnie to odświeżyło, trochę podświetliło priorytety. Kiedyś twierdziłam jako sztandarowy przykład introwertyczki, że ludzie nie są mi niezbędni do życia. Dzisiaj już wiem, że głęboko się myliłam.
OdpowiedzUsuńWszystkiego, co najlepsze na te Święta :)
"Poczuliśmy się znowu jak za starych dobrych czasów i tylko szron na skroniach dowodził, że statystujemy już w nieco innym filmie."
OdpowiedzUsuńDobrze napisane, jest czas na pierdołki, i jest czas na refleksję.
Mądrze napisane, z sąsiadem także się zgadzam :)
OdpowiedzUsuń