wtorek, 15 kwietnia 2014
Wojna kosmiczna cz.2
Jeśli dokładniej przyjrzeć się zdjęciom pokazującym start lądownika Apollo z powierzchni Księżyca, to wcale nie wygląda to na start rakiety. Rakieta startując przyspiesza w sposób geometryczny – tymczasem lądownik wznosi się z tą samą prędkością, odlatując w stronę orbitera. Dla wielu sceptyków pierwszego, załogowego lotu na Księżyc ta scena jest dowodem na to, że nakręcono ją w studio a amerykańscy astronauci tak naprawdę nigdy nie byli na Srebrnym Globie. Tymczasem być może jest to ilustracja działania technologii, która po dziś dzień pozostaje w ukryciu. Patrząc z jeszcze innego punktu widzenia, być może start Apollo z powierzchni Księżyca, rzeczywiście został nakręcony w studio na Ziemi po to, aby nie pokazać prawdziwej sytuacji jaka miała tam miejsce a także tego, co znaleziono po wylądowaniu. Taką teorię wysnuł kiedyś Richard Hoagland i jeśli wziąć pod uwagę jego przypuszczenia, że na Księżycu znajdują się artefakty po bliżej nam nieznanej cywilizacji, to scenariusz, w którym ukrywa się prawdziwy obraz księżycowej misji wydaje się być bardzo prawdopodobny. Hoagland w serii swoich prelekcji zaprezentował szereg fotografii zrobionych przez NASA na Księżycu, które w jego mniemaniu przedstawiały rozmaite nietypowe anomalia geologiczne sugerujące ich nienaturalne pochodzenie. Dlatego trzeba wziąć pod rozwagę możliwość, że w celu ich ukrycia prowadzi się w sposób świadomy dezinformację.
Zaawansowane technologie kosmiczne pojawiają się w USA (ale także ZSRR) wraz ze wspomnianą już wcześniej operacją “Paperclip”, w wyniku której do USA trafiło tysiące wybitnych niemieckich naukowców. I byli to nie tylko specjaliści w dziedzinie rakiet i aerodynamiki. Do Ameryki trafili i znaleźli w niej azyl także tzw. “doktorzy”, w sposób barbarzyński eksperymentujący w obozach koncentracyjnych i poszukiwani listami gończymi. Jeśli przyjrzymy się dokładniej tym eksperymentom, to okazuje się że ci – często oprawcy – budowali fundamenty pod współczesną medycynę kosmiczną dlatego znaleźli zatrudnienie przy budowie amerykańskiego programu kosmicznego. Jeśli jednak w tą niezwykłą mieszankę zaawansowanej wiedzy wmieszamy możliwość osiągnięcia przez nazistów sukcesu w stworzeniu prototypowej technologii, która dawała im możliwość kontrolowania i manipulowania w sposób lokalny płaszczyzny czaso-przestrzennej, to otwieramy drzwi do nowej możliwości, że posiadali oni także technologie wykorzystujące energie punktu zerowego, która wykorzystana jako bron stawiałaby np bombę wodorową na jednaj półce ze zwykłymi fajerwerkami. Jeśli Amerykanom udało się przejąć choćby zręby tych technologi, to mieli oni 70 lat aby doprowadzić je do perfekcji. Można wyciągnąć takie wnioski choćby na podstawie gigantycznych sum pieniędzy jakie pochłaniają tajne tzw. “czarne projekty”. Cel tych pieniędzy nie jest odnotowywany w żadnych dostępnych rejestrach finansowych. Można więc jedynie spekulować, że doskonalenie tych technologii pozwala dziś na odbycie krótkich lotów kosmicznych w stronę najbliższych Ziemi planet.
Wernher von Braun (drugi z lewej), w centrum kosmicznym im.Kennedy'ego (1971)
Na tym tle można także w zupełnie innym świetle ocenić zjawisko znane pod nazwa UFO, które jest być może świetną zasłoną dymną dla eksperymentów przeprowadzanych z nowymi i nieznanymi technologiami. Być może w miejscach takich jak Roswell wcale nie rozbił sie statek kosmiczny z innej planety a raczej pojazd pochodzący z Ziemi i napędzany jakimś egzotycznym rodzajem energii. Energia ta jednak nie jest wystarczająco egzotyczna aby móc użyć ją do np. lotów międzygalaktycznych. Joseph Farrell, którego teorie tutaj prezentuję – stawia hipotezę, że w Roswell rozbił się pojazd ziemski, a w całą historie wplątano kosmitów tylko po to, skutecznie ukryć istotne fakty dotyczące prawdziwych właścicieli pojazdu. Farrell podejrzewa, że pojazd ten został stworzony i obsługiwany przez nazistów, którym udało się przetrwać wojnę. Jego pojawienie się nad amerykańskim terytorium dwa lata po jej zakończeniu, w której zjednoczone siły świata z trudem pokonały państewko mniejsze niż Teksas, musiało zaniepokoić Amerykanów w stopniu bliskim szaleństwa. Oznacza to bowiem, że ktoś, w jakimś nieznanym miejscu na świecie, w sposób niezależny kontynuuje prace prowadzone kiedyś w niemieckich laboratoriach, bez żadnej kontroli ze strony tzw. zwycięzców wielkiej wojny. Dlatego Farrell uważa, że katastrofa w Roswell jest częścią głębokiej dezinformacji.
Czy V7 było prawdziwą "zabawką" nazistów?
Z ujawnionych dokumentów Majestic-12 (organizacji, która uznawana jest oficjalnie za wymysł teoretyków konspiracji) wynika, że wrak obiektu, który rozbił się w Roswell oglądali przywiezieni na miejsce zdarzenia niemieccy naukowcy tacy jak Hermann Oberth, Arthur Rudolph i Wernher von Braun po to, aby przedstawić swój opinię na temat wraku. Logika podpowiada, że gdyby amerykańska armia naprawdę znalazła wrak statku pozaziemskiego, ostatnimi ludźmi, którym by to pokazano, byłaby grupa nazistów, budująca pod przymusem rakiety dla swoich nowych szefów. Chyba, że…. w odnalezionym wraku znaleziono coś, co wyglądało bardzo niemiecko. Nawet płk. Corso w swojej książce “The Day After Roswell” (“Dzień po Roswell”) bardzo mocno sugeruje w kilku miejscach, że niektóre elementy znalezionej technologii przypominają technologie rozwijane przez Niemców i z tego powodu naukowcy, którzy trafili do USA w ramach “Paperclip” byli przywiezieni do Roswell w charakterze konsultantów. Dla wielu enztuzjastów UFO dokumenty Majestic 12 są dowodem na istnienie UFO. Joseph Farrell jednak odczytuje je zupełnie inaczej.
Okładka kontrowersyjnej książki płk. Corso
Książka płk. Corso: “The Day After Roswell” jest oparta na przeświadczeniu, że w Roswell pozyskano technologie, które później w sposób stopniowy przenikały do amerykańskiego przemysłu i stały się podstawą rewolucji technologicznej jaką obserwujemy dziś. Przytacza on takie przykłady jak kewlar, laser, światłowody i tranzystory. Szczególnie interesujący jest ten ostatni wynalazek a jego historia jest niemalże kompletnie nieznana. Stworzono go w sposób niezwykle gwałtowny w laboratorium AT&T – Bella. W książce “SS Broterhood of the Bell” Farrell opisuje sytuację w której w 1940 r., niemiecka firma Telefunken pokazała interesującą tubę próźniową wielkości paznokcia. W tym samym czasie ekwiwalent aliantów dla tej niewielkiej tuby próżniowej, pokazany pod koniec II Wojny Światowej jest co najmniej 10 razy większy. To pokazuje sukces Niemców w miniaturyzacji elektronicznych komponentów w sposób jak na tamte czasy niezwykły. Niemcy są również pionierami badań nad półprzewodnikami. Te dwie rzeczy: miniaturyzacja komponentów i półprzewodniki to absolutnie niezbędne elementy, konieczne do zbudowania tranzystora. Dlatego Farrell uważa, że ET i znalezisko w Roswell jest fałszywym tropem w wyjaśnianiu pochodzenia tranzystora a jego idea została po prostu skradziona przez zwycięzców i zastosowana w amerykańskiej machinie gospodarczej. Tak więc wiele zaawansowanych technologii nie miało swoich źródeł w rozbitych spodkach ET, a w badaniach nazistów. Istnieją silne poszlaki wskazujących na to, że w niemieckich laboratoriach stworzono wiele innych technologi, których nie jesteśmy świadomi do dziś.
MK-Ultra- pierwszy szeroko zakrojony projekt NWO, czy kolejna eksploracja dokonań nazistów?
Jedną z intensywnie rozwijanych dziedzin wiedzy nad jaką pracowano w niemieckich laboratoriach, a która umyka często uwadze zainteresowanych jest farmakokinetyka. Uważa się powszechnie, że pierwsze eksperymenty z farmaceutykami zmieniającymi stan świadomości człowieka przeprowadzono na większą skalę w USA w ramach projektu “MK-Ultra”. Jednak wszystkie te eksperymenty jakich dokonywano w amerykańskich laboratoriach miały swoje źródła w badaniach Niemców prowadzonych przed i w czasie II Wojny Światowej. Naziści prowadzili szeroko zakrojone testy na ludziach z użyciem narkotyków, (w tym amfetaminy) nie tylko na więźniach obozów koncentracyjnych , ale także na własnych żołnierzach.
Badano działanie rozmaitych dawek specyfików i ich długodystansowy efekt na człowieka. Eksperymentowano także z naświetlaniem promieniami Roentgena. Celem tych eksperymentów było nie tylko stworzenie technik pozwalających na manipulowanie umysłem pojedynczego człowieka, ale także całą populacją. Ten aspekt operacji “Paperclip” – związany ze sprowadzeniem do USA “naukowców” przeprowadzających mroczne i okrutne eksperymenty na ludziach – nigdy nie został do końca opisany i wyjaśniony. Zresztą takie eksperymenty nie są w naszej historii niczym nowym i w tradycji ezoterycznej określane są mianem czarnej magii. Współcześnie podobne doświadczenia nad dużą populacją ludzką prowadzi się za pomocą smug chemicznych “chemtrails”, leków psychotropowych czy dodatków chemicznych do jedzenia (jak np. aspartam). Dlatego śmiało można powiedzieć, że duża część współczesnej wiedzy medycznej jest zbudowana na fundamentach odkryć medycznych nazistów, którzy nie wahali się jej zdobywać kosztem ludzkiego życia. Te moralne implikacje, to główny powód, dla którego nie mówi się o tych sprawach zbyt wiele. Cały współczesny program medycyny kosmicznej byłby nadal w powijakach, gdyby nie systematyczne okrucieństwo niemieckich badaczy. Zresztą ten precedens trwa do dziś. Np.w USA dokonuje się ok 40 mln. aborcji rocznie i na tym zarabia kolosalne pieniądze kilka firm, które zajmują się pozyskiwaniem tkanki nienarodzonych dzieci wykorzystywane później w tzw. badaniach naukowych.
c.d.n.
Źródło tekstu i zdjęć: http://nowaatlantyda.com/
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Czytałem książkę Corso i - niestety - nie podzielam zachwytów nad nią. Jestem zdania, że była ona pisana pod czyjeś dyktando - najprawdopodobniej z departamentu wojny psychologicznej CIA. Książka stanowi konglomerat planów i zamierzeń NASA z pobożnymi życzeniami. Pisałem o tym na łamach "UFO" jeszcze w latach 90.
OdpowiedzUsuńPamiętam te artykuły ;)
UsuńCo do książki Corso, to w rzeczy samej wykluczyć nie można że to "praca na zlecenie". Prawie każdy autor w tym czasie publikujący coś na ten temat miał zapewne niejeden "cień" za sobą i niejednego "opiekuna". Lucjan Znicz-Sawicki podawał tego istotne przykłady w swoim opasłym cyklu. Podobnie swego czasu John Lear, który sam przyznawał, że wielu rządowych i wojskowych notabli miało wyraznie instrukcje z góry, by pisać "należycie" lub nie pisać w ogóle. Prawo Burdego w zastosowaniu?
Czytałem Farella, i uważam że nie naciąga przykrótkiej kołdry na głowę. Dla mnie najistotniejszą sprawą w tej książce było dotarcie w U.S.A do patentów i opis tych patentów.
OdpowiedzUsuńKiedyś ponad dwa lata szedłem śladem Niemieckich fizyków, co ciekawe że prawie wszyscy to jedna szkoła, prawie wszyscy jedna uczelnia jeden profesor prowadzący. który notabene pozostał w cieniu. Większość z tych fizyków zajmowała się początkowo badaniami lekarskimi, we wszystkich dostępnych popularnie wieściach o tym nie ma wzmianki ponieważ na piedestale są badania jądrowe. Jest jeszcze wiele ciekawych spraw dotyczących pracy nad kryształami, ale to długa bajka. Było w tym czasie dwóch naukowców Niemieckich pracujących nad punktem zerowym jeden wylądował w Argentynie u Perona, tam też działy się ciekawe sprawy, o których powszechnie mało wiadomo, a drugi w RFN- ten geniusz pracował również nad grawitacją.
Czytałem co nieco o tym tropie argentyńskim. Tam szczerze mówiąc ślad kończy się chyba w ośrodku na wyspie Huemul. Jakiś radziecki naukowiec znalazł potem kwity na to, że wcale nie wdrażano tam technologii jądrowych a bawiono się min.generatorami plazmy.
UsuńPonoć też ciekawy trop dotyczy samego Schaubergera, a w zasadzie jego badań nad energetycznym zastosowaniem wody. W konsekwencji trop mocno pominięty, na rzecz późniejszego rozpropagowania "latających bączków".
Tak wszystko urwało się na wyspie.
Usuń