Las Hoia Baciu leży jedynie 20 minut jazdy od centrum transylwańskiej Kluż-Napoki. Jak mówi jego historia, tajemnicze wydarzenia towarzyszą mu już od wieków, jednak ich współczesna odsłona połączona z badaniami nad tymi zjawiskami rozpoczyna się w latach 50-tych gdy biolog, A. Sift, zauważył tajemnicze zjawiska świetlne. W 1968 Emil Barnea wykonał tam swą słynną fotografię UFO, zaś Hoia Baciu i tym, co się tam dzieje zajęli się eksperci. Oprócz UFO i innych tajemniczych fenomenów powietrznych notuje się tam m.in. pojawianie się znaków na glebie i śniegu, manifestacje twarzy i nieznanych postaci a także szereg tajemniczych oddziaływań wpływających na ludzi. Nie dziwi, że „przeklęty” las leżący w centrum enigmatycznej Transylwanii zyskał miano „rumuńskiego trójkąta bermudzkiego”.
Na świecie istnieje wiele miejsc, które uznawane są za siedliska zjawisk niezwykłych, niepoznanych dotychczas człowiekowi, których sens wykracza nieco poza nasze rozumienie świata. Miejsca takie są naprawdę liczne – albo znane jedynie miejscowym albo też słynne na cały kraj lub nawet świat. Kto wie, jak na ich losy wpłynęło wykształcenie się zjawiska UFO, które w owych uroczyskach zajęło miejsce strzyg, duchów i innych strachów. Dziś widuje się wciąż i te i tamte.
Zdjęcie satelitarne lasu i okolic
Jednym z miejsc, w których rzekomo manifestują się niekonwencjonalne zjawiska wszelkiej maści jest Las Hoia Baciu leżący niedaleko rumuńskiej Kluż-Napoki w Transylwanii. Kraina ta kojarzy się zwykle z postacią znaną większości miłośników historii mających „przerażać”, jednak według wielu, Hoia Baciu rzeczywiście ma w sobie coś realnie unikalnego, coś co próbuje się śledzić z różnym skutkiem od ponad pół wieku. Jedno jest natomiast pewne – las śmiało określić można rumuńską wersją legendy Trójkąta bermudzkiego.
Przyglądając się Hoia Baciu dziś zauważymy pewną dychotomię. Otóż wśród wycieczkowiczów, którzy chcą spędzić tam parę chwil na łonie przyrody, znajdziemy ludzi uzbrojonych w kamery i aparaty, pragnących uchwycić coś niezwykłego. Tak jak przed kilkudziesięciu laty Emil Barnea.
Fotografia Barnei
Rankiem 18 sierpnia 1968 roku 45-letni Emil Barnea oraz jego przyjaciółka Zamfira Mattea (lat 34) wybrali się na spacer w okolice Hoia Baciu. Wraz z nimi znajdowały się tam jeszcze dwie osoby, jednakże potem w świetle tego, co się wydarzyło pragnęły zachować anonimowość. Pogoda była wspaniała, toteż cała czwórka zdecydowała się zatrzymać na polanie i niedaleko drogi prowadzącej do miasta zjeść posiłek.
Jedno ze zdjęć, jakie wykonał Emil Barnea
Barnea udał się tymczasem w poszukiwaniu drewna na ognisko. Nic nie zapowiadało niczego niezwykłego, jednak ciszę przerwał głos jego towarzyszki. Było około 13:23. Wracając na polanę zauważył na niebie coś, na co uwagę starała mu się zwrócić kobieta. Znajdował się tam okrągły pojazd o metalicznym wyglądzie odbijający promienie słoneczne. Wzniósł się on powoli nad Hoia Baciu czyniąc to w zupełnej ciszy.
Mężczyzna pośpieszył do pakunków i wyjął aparat starając się wykonać dobre ujęcie, a ponieważ obiekt nie poruszał się za szybko, udało mu się wykonać dwa. Zauważył ponadto, że obiekt zmienia swą jasność a następnie przyspieszył i poleciał w górę. Barnea wykonał przed jego zniknięciem dwa zdjęcia. Ostatniego nigdy jednak nie pokazał publicznie, gdyż znajduje się na nim ponoć para, która chciała pozostać anonimowa. Widać na niej mały i znikając w chmurach obiekt.
Obserwacja trwała przez jakieś dwie minuty, zaś Barnea, który uwiecznił ją na zdjęciach i za jakiś czas posiadał je już jako dowód, nie za bardzo wiedział co z nimi począć. Samemu nie będąc specjalnie zainteresowanym „latającymi spodkami” pokazał je jednak Florinowi Gheorghicie z Kluż, który zajmował się obserwacjami NOL i którego jednocześnie znał z pracy. Ufolog po wykonaniu odpowiednich kroków przekazał informacje na ten temat krajowej agencji prasowej, a jedna z fotografii Barnei ukazała się w kilku gazetach już 18 września.
Gdy o sprawie dowiedział się dyrektor obserwatorium astronomicznego w Kluż stwierdził, że Barnea i jego towarzysze ulegli zapewne złudzeniu, źle interpretując pojawienie się balonu pogodowego. Przy okazji nazwał autora zdjęć analfabetą i pijakiem, który sfałszował całą sprawę. Śladów balonów meteorologicznych jednak nie odnaleziono, zaś analizy zdjęć wykluczyły, że Barnea dopuścić mógł się fałszerstwa. Nie był to jednak koniec zainteresowania tą kwestią i wkrótce zajął się nią także znany rumuński ufolog, Ion Hobana.
Stare drzewa w Hoia Baciu
Tymczasem sława Hoia Baciu, jako miejsca spotkań rosła. Nie tylko krajowe, ale i zagraniczne źródła mówiły o przelocie dysku uchwyconym na zdjęciu.
Pionier Alexandru Sift
Pionierem badań w Hoia Baciu był biolog Alexandru Sift (1936-1993), który spacerując po lesie w latach 50-tych zaczął zauważać dziwne powtarzające się manifestacje zjawisk, które niewprawne oko uznałoby za zjawiska naturalne. Sift zaczął jednak polować na nie z aparatem. Sift nadal kontynuował swe badania a począwszy od lat 70-tych stopniowo zespół badaczy powiększał się i w jego skład weszli naukowcy nie tylko z kraju, ale i zagranicy. Ci, którzy odwiedzili Hoia Baciu zwracali uwagę na wiele niezwykłych rezultatów.
Zdjęcie niezidentyfikowanego obiektu nad Hoia Baciu
Wśród zjawisk, jakie zarejestrowano na tym obszarze znajdowały się między innymi: latające nisko lub unoszące się obiekty przypominające świetlne punkty (zwykle białe), których pojawieniu się towarzyszyły zjawiska fizyczne (w postaci radioaktywności, anomalii magnetycznych, emisji mikrofali i infradźwięków itp.), niezwykłe ślady na ziemi (w trawie lub na śniegu) czy też towarzyszące im oddziaływanie na roślinność, jak i również wpływ Hoia Baciu na zwierzęta i ludzi (objawiający się zaczerwienieniem skóry, oparzeniami, niepokojem, bólami głowy, zwiększonym pragnieniem, zawrotami głowy czy też dezorientacją, która powoduje, że wiele osób gubi się w lesie).
Najbardziej charakterystyczne dla Hoia Baciu są latające obiekty o zróżnicowanym kształcie, czasem widoczne dla ludzkiego oka, a czasem pojawiające się jedynie na fotografiach. Przyjmują one kształty piramid, kul, stożków, sześcianów etc. Podobne obiekty były wielokrotnie fotografowane i przez niektórych uznawane za twory będące quasi-UFO.
Zdjęcie z lat 60. przedstawiające kolejne obiekty
Niektórzy badacze Hoia Baciu wspominają również o innym dziwnym, a raczej kontrowersyjnym zjawisku, którym mają być objawiające się gościom lasu „twarze” humanoidalnych istot, albo też ich pełne manifestacje. Możemy jednak spierać się z rumuńskimi badaczami, że jest to typowy przykład pareidolii – zdolności ludzkiego umysłu do dopatrywania się znanych kształtów w zupełnie przypadkowych układach przedmiotów. Warte wspomnienia są również tymczasowe emisje promieni beta oraz gamma, czasem wysoce intensywne, jak i zaburzenia natury magnetycznej głównie mające związek z omawianymi już białymi obiektami. Mają one wpływ nie tylko na człowieka, ale i sprzęt elektroniczny.
Punkt trzeci
Specjalnego znaczenia „punkt trzeci” zlokalizowany w 1993 roku uznawany jest za „centrum” fotograficznych anomalii. Naukowcom udało się do tej pory dojść do kilku wniosków odnośnie tego, co dzieje się w Hoia Baciu i tego jak przekłada się to na aktywność osób poszukujących tam niezwykłych doznań. Statystyki mówią, że wszelkiego rodzaju anomalia rejestrowane są tam częściej, aniżeli można przypuszczać, jednakże mają naturę bardziej dyskretną aniżeli słynna obserwacja Emila Barnei. Zauważono ponadto pewien związek między oddziaływaniem zjawisk na osoby twierdzące, iż są w posiadaniu zdolności kwalifikowanych jako niezwykłe, jednakże nie jest to zasada. Ponadto w ich występowaniu nie dopatrzono się jednego wzorca, mają one nieregularny charakter.
Ale sceptycy źródeł niezwykłości Hoia Baciu dopatrują się w jego minionej historii. Dyrektor Etnograficznego Muzeum Transylwanii mówi, że korzenie legendy sięgają kilku wieków wstecz, kiedy to zarówno las, jak i przyległe pastwiska stanowiły własność Kościoła. Aby zniechęcić szabrowników, właściciele ziemi zaczęli rozpuszczać historie o olbrzymach zamieszkujących las, co z pewnością znacznie wpływało na wyobraźnię mieszkańców transylwańskich wiosek.
Adrian Patru
Jak wspomniano wcześniej, grupowe badania lasu Hoia Baciu zaczęły się w latach 70-tych XX wieku, kiedy to uczeni pragnący rozwikłać zagadkę niezwykłości tego miejsca skupili się wokół Adriana Patru – chemika i profesora Uniwersytetu w Kluż-Napoce.
Kolejne tajemnicze zdjęcie wykonane nad lasem Hoia Baciu
Autor kilku książek poświęconych Hoia-Baciu mówi, że bezsprzecznie jest to jedno z niewielu miejsc na świecie, które z racji intensywności występowania anomalii klasyfikuje je jako jeden z najlepszych przedmiotów badań nad niewidoczną częścią naszej rzeczywistości. Według Patru, zjawiska mające miejsce w Hoia Baciu mogą mieć źródło w innej, równoległej do naszej rzeczywistości.
- Zajmuje się tym z innymi badaczami od 1975 roku – mówi Patru. Wciąż nie możemy dokładnie określić, co tam się dzieje. Tamtejsze wydarzenia to albo produkt ludzkiej podświadomości, albo niezależne zjawisko, które ma zdolność oddziaływania na człowieka. Pewnego dnia, gdy fotografowałem tamtejsze ruiny, mimo tego, że miałem mapę i dobrze znałem ten teren, zgubiłem drogę – przyznaje. Jeszcze inna członkini grupy doznała czegoś w rodzaju „podróży w czasie”. Po oddzieleniu się od grupy przyznała, że potem nie mogła poznać miejsca, w którym się znajduje, bowiem wyglądało na zmienione, jakby sprzed wieku.
Świetlne "ogniki" uchwycone w Hoia Baciu przed zachodem słońca
Jak przyznaje chemik, Hoia Baciu nie jest jedynym tego typu miejscem na mapie świata. Oprócz anomalnych zon w Rosji istnieją bowiem podobne obszary na terenie Włoch, Francji, Norwegii czy obu Ameryk. Najważniejsze pytanie odnośnie ich natury wiąże się z tym, jakie jest źródło owych zjawisk i czy (jak mówi Patru) cała sława Hoia Baciu wynika jedynie z wpływu niecodziennych sił na ludzki mózg, czy jest to rzeczywiste zjawisko, niezależne od naszych zmysłów i umysłu.
***
Fenomen Hoia Baciu nieprzerwanie drażni umysły badaczy od ponad czterech dekad. Pozostaje wciąż podręcznikowym przykładem interesującej strefy anomalnej, której współczesna nauka nie jest w stanie odpowiednio zweryfikować. Oczywiście podobnych miejsc jest dużo więcej i co jakiś czas do naszych uszu docierają informacje, o takiej czy innej ciekawej obserwacji bądz zdarzeniu.
Powiem szczerze, że odkąd sam łażąc po górach i lasach doświadczyłem kilku ciekawych przeżyć z pogranicza jawy i snu (o których pisałem zresztą na tym blogu), podchodzę do tego tematu z dużą dozą elastyczności i zrozumienia, co jednak nie wyklucza zachowawczej ostrożności i sceptycyzmu, tak pożądanego przy w/w tematyce.
Nie będę już tu sięgał do źródeł, podań i przekazów by jednoznacznie udowodnić, że od zarania dziejów wokół siedlisk ludzkich są miejsca gdzie "licho nie śpi". Oczywiście gros z nich, wynika z najróżniejszych uwarunkowań i determinacji czynników zewnętrznych, mających podłoże w kulturze, religii czy obrzędowości, ale przecież to akurat oczywiste. Zawsze było (i jest) tak, że nieznane budzi lęk, obawę i staje się kanwą pod tworzenie mitów, podań i najróżniejszych legend. Wystarczy poczytać wiele interesujących przekazów np. z obszaru Śląska by dostrzec, że wszelkiego rodzaju leśne uroczyska, niedostępne knieje, górskie wąwozy i wychodnie skał, od zawsze rozpalały wyobraźnie i stawały się areną niepokojących zjawisk. Tyle że wyobraźnia ludzka to jedno, a pewne realnie zachodzące zjawiska- drugie.
Nie ulega wątpliwości że las Hoia Baciu jest interesującym miejscem. Zachodzące tu anomalia można śmiało określić mianem czynnika PSI. Obserwacje dziwnych obiektów, świateł bądź istot, tajemnicze dźwięki, znaki na ziemi, luki w czasie czy też "zgubne" oddziaływanie pewnych energii na zwierzęta i ludzi każe domniemywać, że mamy tu do czynienia z obszarem być może kreującym elementy innej rzeczywistości.
Ale nieraz przecież sami od czasu do czasu słyszymy, o pojawiających się, trudnych do wyjaśnienia incydentach z naszych rodzimych lasów. Niejeden leśnik, myśliwy czy nawet grzybiarz, zna na pewno przynajmniej jedno takie zdarzenie, a być może i był jego naocznym świadkiem. I nie ma co się dziwić. Takie rzeczy dzieją się wokół nas, a skala występowania owych zjawisk wcale nie musi ograniczać się tylko do określonych obszarów.
Ilekroć myślę o tym co sam miałem okazję przeżyć w Masywie Ślęży, Cichej Dolinie czy na Zakręcie Śmierci dochodzę do wniosku, że tylko niedostateczny stan naszej wiedzy i nieumiejętność odnalezienia się nas jako istot w rzeczywistości, powoduje wciąż niezrozumienie, negację i błędną (lub też zbyt daleko posuniętą) interpretację podobnych zjawisk.
Na koniec jeszcze mała dygresja. Nie dalej jak w zeszłym tygodniu miałem okazję uczestniczyć w kameralnym spotkaniu, gdzie pewna osoba czynnie zaangażowana w promocje turystyki rowerowej, przeprowadzała swoją autorską mini- prelekcje. Pod koniec zaś opowiedziała ciekawą historię jaka przydarzyła jej się w zeszłym roku, podczas rowerowej wycieczki po Puszczy Kampinowskiej. Historię ciekawą i dotyczącą pobłądzenia, a następnie spotkania w lesie dziwnych "świateł i cieni". Pikanterii sprawie dodawał fakt, że faktycznie w owym miejscu dochodziło już ponoć do pewnych tajemniczych manifestacji, a w bliskim jego sąsiedztwie znajdowała się nawet osławiona Duchna droga, uznawana za mocno anomalne i nawiedzone miejsce Kampinosu.
Duchna droga
Ja jednak o czym innym. Siedząc tam i słuchając rad byłem, że jestem oto świadkiem kolejnego otwarcia się na podobną problematykę i spojrzenia na nią z innego-niż stereotypowy- kierunku. Cała relacja daleka była od niezdrowej euforii, sensacji czy znamion autopromocji, a jednak zapoczątkowała ciekawą dyskusję, w której (co z przyjemnością stwierdziłem), ludzie podeszli do zagadnienia z zaciekawieniem, zrozumieniem ale i dużą dozą wyrozumiałości. Zatem kto wie. Być może po mału dorastamy do wyrażania się o podobnych sprawach, bez cienia zakłopotania, szyderstwa, drwiny lub nieuzasadnionej krytyki?
Oby tak było.
Polecam również:
http://zmiennoksztaltne.blogspot.com/2014/07/tajemnica-wilkoactwa.html
http://czastajemnic.blogspot.com/2014/06/sleza-polska-gora-olimp-i-miejsce.html
Zródło tekstu i zdjec: http://www.infra.org.pl/
http://www.hoiabaciuforest.com/
Powiem szczerze, że odkąd sam łażąc po górach i lasach doświadczyłem kilku ciekawych przeżyć z pogranicza jawy i snu (o których pisałem zresztą na tym blogu), podchodzę do tego tematu z dużą dozą elastyczności i zrozumienia, co jednak nie wyklucza zachowawczej ostrożności i sceptycyzmu, tak pożądanego przy w/w tematyce.
Nie będę już tu sięgał do źródeł, podań i przekazów by jednoznacznie udowodnić, że od zarania dziejów wokół siedlisk ludzkich są miejsca gdzie "licho nie śpi". Oczywiście gros z nich, wynika z najróżniejszych uwarunkowań i determinacji czynników zewnętrznych, mających podłoże w kulturze, religii czy obrzędowości, ale przecież to akurat oczywiste. Zawsze było (i jest) tak, że nieznane budzi lęk, obawę i staje się kanwą pod tworzenie mitów, podań i najróżniejszych legend. Wystarczy poczytać wiele interesujących przekazów np. z obszaru Śląska by dostrzec, że wszelkiego rodzaju leśne uroczyska, niedostępne knieje, górskie wąwozy i wychodnie skał, od zawsze rozpalały wyobraźnie i stawały się areną niepokojących zjawisk. Tyle że wyobraźnia ludzka to jedno, a pewne realnie zachodzące zjawiska- drugie.
Nie ulega wątpliwości że las Hoia Baciu jest interesującym miejscem. Zachodzące tu anomalia można śmiało określić mianem czynnika PSI. Obserwacje dziwnych obiektów, świateł bądź istot, tajemnicze dźwięki, znaki na ziemi, luki w czasie czy też "zgubne" oddziaływanie pewnych energii na zwierzęta i ludzi każe domniemywać, że mamy tu do czynienia z obszarem być może kreującym elementy innej rzeczywistości.
Ale nieraz przecież sami od czasu do czasu słyszymy, o pojawiających się, trudnych do wyjaśnienia incydentach z naszych rodzimych lasów. Niejeden leśnik, myśliwy czy nawet grzybiarz, zna na pewno przynajmniej jedno takie zdarzenie, a być może i był jego naocznym świadkiem. I nie ma co się dziwić. Takie rzeczy dzieją się wokół nas, a skala występowania owych zjawisk wcale nie musi ograniczać się tylko do określonych obszarów.
Ilekroć myślę o tym co sam miałem okazję przeżyć w Masywie Ślęży, Cichej Dolinie czy na Zakręcie Śmierci dochodzę do wniosku, że tylko niedostateczny stan naszej wiedzy i nieumiejętność odnalezienia się nas jako istot w rzeczywistości, powoduje wciąż niezrozumienie, negację i błędną (lub też zbyt daleko posuniętą) interpretację podobnych zjawisk.
Na koniec jeszcze mała dygresja. Nie dalej jak w zeszłym tygodniu miałem okazję uczestniczyć w kameralnym spotkaniu, gdzie pewna osoba czynnie zaangażowana w promocje turystyki rowerowej, przeprowadzała swoją autorską mini- prelekcje. Pod koniec zaś opowiedziała ciekawą historię jaka przydarzyła jej się w zeszłym roku, podczas rowerowej wycieczki po Puszczy Kampinowskiej. Historię ciekawą i dotyczącą pobłądzenia, a następnie spotkania w lesie dziwnych "świateł i cieni". Pikanterii sprawie dodawał fakt, że faktycznie w owym miejscu dochodziło już ponoć do pewnych tajemniczych manifestacji, a w bliskim jego sąsiedztwie znajdowała się nawet osławiona Duchna droga, uznawana za mocno anomalne i nawiedzone miejsce Kampinosu.
Duchna droga
Ja jednak o czym innym. Siedząc tam i słuchając rad byłem, że jestem oto świadkiem kolejnego otwarcia się na podobną problematykę i spojrzenia na nią z innego-niż stereotypowy- kierunku. Cała relacja daleka była od niezdrowej euforii, sensacji czy znamion autopromocji, a jednak zapoczątkowała ciekawą dyskusję, w której (co z przyjemnością stwierdziłem), ludzie podeszli do zagadnienia z zaciekawieniem, zrozumieniem ale i dużą dozą wyrozumiałości. Zatem kto wie. Być może po mału dorastamy do wyrażania się o podobnych sprawach, bez cienia zakłopotania, szyderstwa, drwiny lub nieuzasadnionej krytyki?
Oby tak było.
Polecam również:
http://zmiennoksztaltne.blogspot.com/2014/07/tajemnica-wilkoactwa.html
http://czastajemnic.blogspot.com/2014/06/sleza-polska-gora-olimp-i-miejsce.html
Zródło tekstu i zdjec: http://www.infra.org.pl/
http://www.hoiabaciuforest.com/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz