piątek, 5 lipca 2013

O pieniądzach i...nie tylko



Temat o którym pokrótce chcę napisać, był jednym z kilku istotnych tematów "roboczych", na mającym niedawno miejsce XI Zlocie Wolnych Ludzi "Harmonia Kosmosu" w Sulistrowicach. Dyskusje panelowe o zagrożeniach współczesnej gospodarki i niebezpieczeństwach związanych z globalną polityką pieniężną, są często poruszane na łamach NTV. Dlatego również na ostatnim zlocie nie mogło zabraknąć prelekcji na ten temat. Jednej z nich podjął się Dariusz Brzozowiec, dość czynny orędownik na rzecz mechanizmów uświadamiania ludzi w powyższych kwestach, prelegent wielu sympozjów i spotkań, na których dyskutuje się o ekonomii i dzisiejszej gospodarce. Konkluzja płynąca z jego spostrzeżeń nie jest tak oczywista, jak z pozoru wygląda. W istocie bowiem mamy tu do czynienia z wyeksponowaniem psychologicznego czynnika, odpowiadającego za nasze wyobrażenie, przywiązanie do czegoś, lub przyjęcia na wiarę "gotowego szablonu". I to jest bardzo istotne.
Obserwując wielu ludzi dochodzę do wniosku, że w istocie mnóstwo z nich na tyle głęboko uwierzyło w obecny system, że oddało mu praktycznie we władanie całe życie. Na razie wszystko gra. Jest praca, pewna stabilizacja i zdrowie. Ale w gruncie rzeczy wystarczy że jeden z tych elementów zaczyna nawalać bądź się sypać. Bardzo szybko stajemy wtedy przed sytuacją, w której absurdy tego systemu ujawniają się z podwójną mocą. Chyba najtrafniejszym przykładem tego typu jest sytuacja w służbie zdrowia i paranoje wynikające z przepisów dotyczących leczenia. Mam akurat w rodzinie dwie poważnie chore osoby i widzę, z jakimi irracjonalnymi decyzjami i działaniami "sługasów systemu" muszą się zmagać. I wiem już dokładnie, że powiedzenie "by się leczyć, trzeba mieć końskie zdrowie" nie jest nawet w ułamku procenta przesadzone. Ja jeszcze dodam, że trzeba mieć dużo kasy.

Wracając do wywodów Pana Brzozowca, trzeba zadać sobie podstawowe pytanie. Jak daleko sięga nasza świadomość, że uczestniczymy w czymś, co narzuciło nam odgórnie pewien sposób organizacji naszego życia i że to coś- wymusza na nas konkretne zachowania? Czy jesteśmy w stanie zrozumieć i zaakceptować fakt, że poruszając się w kieracie, stać nas na wyjście z niego? I czy wreszcie chcemy zaryzykować, by choć częściowo przejąć kontrolę nad swoim życiem w porozumieniu z drugim człowiekiem, który w istocie znajduje się pod tą samą presją, jest więc niejako z natury naszym sprzymierzeńcem?
Bo chyba przyszła pora, aby zadać te pytania. System i ludzie będący jego częścią, za nic w świecie nie przedstawią nam żadnej alternatywy. A nawet jeśli taka się wyłoni, to i tak pod postacią kolejnej "zabawki do tresury", po której czeka nas postępujące z roku na rok zaciskanie pętli, podporządkowywanie się kuriozalnym decyzjom i płaszczenia przed fiskusem. A także przyjęte z pokorą niezliczone podwyżki, ograniczania praw osobistych na rzecz postępującej kontroli i inwigilacji aparatu państwa, przy być może niejednokrotnym zamrożeniu płac. I jeszcze zmora naszych czasów czyli...pobrane i nie spłacone kredyty, które niczym kat będą stały nad nami do samego końca. Zatem pomyślmy, do jakiej roli zostaliśmy zredukowani. Kim się staliśmy? Może nie dziś, nie jutro, ale w końcu nadejdzie dzień, gdy odczujemy na własnej skórze gangrenę tego lichwiarskiego chaosu i patologię, na co dzień ukrytą za kolorowymi billboardami, uśmiechami żurnalowych panienek i tłoczonym z TV strumieniem nowomowy.

Czy jednak w istocie musimy biernie czekać na jego nadejście?

      

2 komentarze:

  1. Nie śmiem zabierać głosu... Powiem tylko, że... Że dla mnie te dyskusje są niepotrzebne. Mam swój "mały ogródek", który uprawiam, ideały, w które wierzę, swój świat - daleki od rzeczywistego... Ktoś może powiedzieć, że żyję w iluzji... ;)... Taaak? ;). Dyskusja w tym temacie to inny temat (że tak masło maślane zapodam). A póki co pozdrawiam z Karkonoszy, gdzie mój własny świat, bez systemów i ludzi w nim obecnych pokrywa się z czystą rzeczywistości gór w chmurach. Nie ma nic więcej. Nie ma NIC więcej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Abi, możemy uważać (ba, nawet święcie wierzyć) że nasze "małe ogródki" to wszystko co nam potrzeba. Ale w istocie to tak na prawdę krucha struktura, która może rozsypać się w mgnieniu oka. Prawdziwe "małe ogródki" mogą znajdować się tylko w nas samych i to na nieco wyższych pokładach świadomości niż ta, która buduje zwykłą codzienność. Czy stać nas na zbudowanie takich? Czy tylko nam się wydaje że takie zbudowaliśmy? Myślę że jeszcze tak na prawdę nie dotknął nas poważny kryzys i z pewnych rzeczy nie zdajemy sobie sprawy. Nie zweryfikowaliśmy swoich podstaw, bo póki co wokół nas wciąż są życzliwi ludzie a głód i pragnienie nas nie dotknęło. Ale pomyśl o jednej rzeczy. To wszystko może zmienić się w przeciągu jednej nocy. Wielu naszych rodaków we wrześniu 1939r. też wierzyło w swoje ideały, uprawiało "małe ogródki" i wierzyło w swój świat. Brutalna rzeczywistość obróciła te dogmaty w perzynę w bardzo krótkim czasie...
      PS. Też pozdrawiam i cieszę się że tam wypoczywasz :)

      Usuń