czwartek, 28 listopada 2013

Elektryczna grawitacja w elektrycznym Wszechświecie



Artykuł ten zaczerpnąłem ze strony davidicke.pl 
Jego autorem jest Wal Thornhill, jeden z twórców teorii "elektrycznego wszechświata", która z roku na rok zdobywa coraz więcej zwolenników wśród dotychczasowych "ortodoksów".
Wywiad jest skróconą wersją prezentacji, wygłoszonej w Cambridge a Anglii, jesienią 2007 roku [stąd załączniki i bibliografia]

Grawitacja jest najbardziej nam znajomą siłą. W naszym życiu jesteśmy jej poddawani każdego dnia. Newton dał nam swoje "prawo ciążenia", które opisuje jego efekty ale nie tłumaczy jego samego. “Nie formułuję żadnych hipotez,” pisał. Einstein nie był tak skromny kiedy przedstawiał swoje “postulaty.” Niestety jego nierealna geometria również nie wyjaśnia grawitacji. Zwyczajowe demonstracje z użyciem ciężkich stalowych kul na gumowych płachtach by przedstawić "studnie grawitacyjne" polegają na grawitacji jako jej własnym wytłumaczeniu!

Analogia gumowej płachty dla "zakrzywionej czasoprzestrzeni"

Fakt, że w tej kosmicznej erze nie rozumiemy grawitacji powinien wywołać alarm. Nasza kosmologia — nasz pogląd na naszą sytuację we wszechświecie — jest oparty na tajemnicy! "Wielki Wybuch – Big Bang" jest monumentalnie drogim dziełem fikcji.

Trochę historii
Przegapiliśmy szanse by włączyć do astronomii elektryczność we wczesnych latach 1900-nych. Birkeland dokonywał w Norwegii swych elektrycznych eksperymentów z "małą Ziemią",lub inaczej Terellą a Gauss i Weber odkrywali elektryczne interakcje materii. Dziś fizycy trudzą się pod balastem błędnych przekonań o naturę materii i przestrzeni; związku pomiędzy materią, masą i grawitacją; elektrycznej natury gwiazd[2] i galaktyk; oraz rozmiaru, historii i wieku wszechświata. Więc gdy astrofizycy zwrócili się do fizyków cząstek by ci rozwiązali ich kapryśne problem fizycy użyli tego jako wymówki do szastania miliardami dolarów na bezcelowe eksperymenty, i żadna ze stron nie przyznawała, że druga dyscyplina jest w nadzwyczaj złym stanie.

Birkeland (z lewej) i jego eksperyment pokazujący fenomen wyładowania plazmy na magnetyzowanej metalowej kuli

W końcu, samo całkowicie złe pojmowanie wszechświata w obliczu wyraźnych dowodów przez ponad 75 lat zasługuje na monumentalne zażenowanie i powinno wzbudzić odrobinę pokory.” [3]

“Wygląda na to, że Standardowy Model fizyki cząstek zawiódł w niemal każdy możliwy sposób, a wszystkie jego porażki zdają się wywodzić ze wczesnych lat 1930-tych. Według wszystkich wskazówek to właśnie wtedy nauka źle skręciła. Po trzech stuleciach progresywnego upraszczania opisu wszechświata, z mniejszą ilością bytów i prostszymi prawami, nauka nagle zawróciła w drugą stronę, wraz ze złożonościami i bytami mnożącymi się jak króliki.” [4] 

Wchodzimy w XXI wiek ale nasze zrozumienie pochodzenia inercji, masy i grawitacji pozostaje wciąż tym czym było przez wieki – nierozwiązaną zagadką.” [5] 

Jak doszło do tej sytuacji? W XX wieku technologia udoskonaliła komunikację bezprzewodową i komputery i zabrała człowieka w kosmos podczas gdy fundamentalna nauka wpadła głębiej w ‘czarną dziurę’ komplikacji, nielogiczności i metafizyki. Za główną tego przyczynę, od czasów Einsteina, uważam uzurpowanie filozofii naturalnej i fizyki przez matematyków teoretycznych. Tymczasem Einstein, być może na swą korzyść, pozostał sceptyczny co do swej własnej pracy.[6,7]
Zawsze uznawałem za pouczające czytanie tego co niegdysiejsi luminarze nauki myśleli o radykalnie nowych ideach. Wolna wymiana przeciwstawnych opinii została już później zduszona przez efekt przyłączania się do większości. Nauka, jak wszystkie ludzkie działania jest podatna na fanaberie mody i omylność.
Kiedy wciąż jeszcze tolerowano kontrowersje wokół teorii Einsteina, Sir Oliver Lodge, wybitny członek Królewskiego Towarzystwa (Naukowego) pisał w Nature 17 Lutego 1921:
“..tym co jest naprawdę oczekiwane od prawdziwie naturalnej filozofii jest uzupełnienie do mechaniki Newtonowskiej, wyrażone w znaczeniu medium (ośrodka) który podejrzewał i którego poszukiwał ale nie mógł dosięgnąć i wprowadzić dodatkowe fakty, przede wszystkim elektryczne—a zwłaszcza fakt zmiennej inercji (bezwładności)—odkrytych od tego czasu


Gdybyśmy mogli zrozumieć strukturę cząstki, w znaczeniu ośrodka (medium) z którego jest złożona, i gdybyśmy znali strukturę reszty medium, tak by wyliczyć potencjalne obciążenie w każdym punkcie—to byłby to genialny krok, ponad wszystko co dotąd osiągnięto.” [8]

Jest to dokładna perspektywa Elektrycznego Uniwersum. Filozofia naturalna zwiędła w swej konfrontacji ze współczesną modłą matematycznej metafizyki i gier komputerowych (w postaci symulacji). Większość ‘odkryć’ jest teraz zaledwie generowaną komputerowo ‘rzeczywistością wirtualną’ — czarne dziury, ciemna materia, ciemna energia, etc. Te modele komputerowe są zbudowane na niewyraźnym jądrze ignorancji. Nie rozumiemy grawitacji!
Einstein w swojej szczególnej teorii względności postulował, że nie ma ośrodka (medium) zwanego ‘eterem’ (lub ‘aetherem’).’ Ale teoria elektromagnetyzmu Maxwella wymaga tego. No i Sir Oliver Lodge postrzegał aether jako kluczowy dla naszego zrozumienia. Tak więc Einstein, za jednym pociągnięciem wymazał jakąkolwiek możliwość tego, że on, lub jego zwolennicy znajdą związek pomiędzy elektromagnetyzmem i grawitacją. Posłużyło to jednak ego jego zwolenników by uświęcić pomysły Einsteina i traktować odmienne poglądy jak bluźnierstwo.

“Czasem koncept nie jest zawiły dlatego, że jest głęboki ale dlatego, że jest mylny.” [9,10]

Dekady później Paul R. Heyl pisze w Scientific Monthly w Maju 1954:  

“Im więcej badamy grawitację, tym mocniej narasta w nas uczucie, że jest coś szczególnie fundamentalnego w tym fenomenie, w stopniu który nie ma sobie równych pośród innych naturalnych fenomenów. Jej zależność od czynników które wpływają na inne fenomeny i jej wyłączna zależność od masy i odległości sugeruje, że jej korzenie unikają powierzchownych rzeczy i schodzą głęboko w niewidoczne, ku samej esencji materii i przestrzeni.”—Gravitation: Still A Mystery.

Ten sentyment odbijał się echem do obecnych czasów ale niewielu go słuchało. Problem został pogorszony przez fizyków cząstek którzy używają sobie w ich własnej wirtualnej rzeczywistości — wynajdując “wirtualne cząstki” by transmitować siły. Gdyby tylko oni “mogli zrozumieć budowę cząstki w znaczeniu ośrodka (medium) z którego jest złożona” i obłożyć ciałem metafizyczne kości teorii kwantowej wtedy powinniśmy być o wiele bardziej zaawansowani. Sir Oliver Lodge zasługuje by raz jeszcze zostać wysłuchanym:
“..może być tak, że kiedy struktura elektronu jest zrozumiana, zobaczymy, że koniecznością jest udział ‘równomiernie zasilanego’ obciążenia w otaczającym eterze. Tym co instynktownie czuje jest to, że to jest kierunek dla odkrycia, i, że to czego potrzebujemy jest czymś wewnętrznym i faktycznym, i, że wszystkie próby wytłumaczenia grawitacji jako wynikającej z działania jakiegoś zewnętrznego czynnika, czy to latających cząstek czy zderzających się fal, są skazane na porażkę; ponieważ wszystkie te spekulacje uważają atom za obcą substancję — swego rodzaju ‘piasek’ w eterze — pędzony stamtąd tu i tam i z powrotem przez siły obce dla siebie samego. Kiedy pewnego dnia zrozumiemy prawdziwą relację pomiędzy eterem i materią, zaryzykuję przewidywaniem, że dostrzeżemy też coś bardziej satysfakcjonującego niż to.” [11]
Elektryczna grawitacja 
W 1850 Faraday próbując powiązać grawitację z elektromagnetyzmem dokonał eksperymentów które nie przyniosły sukcesu. Jednakże jego przekonania pozostały:
(I to uwiarygodnia, przynajmniej w teorii koncepcję urządzeń komunikacyjnych w rodzaju tzw. telefonu grawitacyjnego do natychmiastowej komunikacji bez względu na odległość – przypis tłumacza.)
Musimy mieć nadającą się do pracy z nią koncepcję struktury materii która odpowie wymaganiom obserwacji tego, że masy bezwładności i grawitacyjna obiektu są sobie równe. Kiedy przyspieszymy elektrony lub protony w polu elektromagnetycznym to wraz ze wzrostem przyspieszenia będą coraz mniej responsywne do tych pól. Jest to interpretowane jako wzrost w masie cząstki, co nie jest pomocne dopóki nie zrozumiemy źródła masy. Jeśli naładowane subtrony mają niewiele faktycznej masy to jak w połączeniu nadają elektronom, protonom i neutronom właściwości masy?
Pole elektryczne ściśnie poprzecznie orbity subtronów wewnątrz elektronu lub protonu. Jeśli spowodujesz przyspieszenie w jednym punkcie orbity kołowej i wyhamowanie w diametralnie przeciwnym punkcie orbity rezultatem jest orbita eliptyczna. W przypadku przyspieszonej cząstki orbita będzie dążyć do spłaszczania w kierunku przyłożonej siły. Wydaje się, że im więcej energii dostarcza się by przyspieszyć cząstkę tym więcej tej energii jest asymilowanej niesprężyście w dalszym zniekształceniu raczej niż w przyspieszeniu. Innymi słowy siła elektryczna staje się coraz mniej i mniej efektywna w przyspieszeniu, Einstein chciał byśmy interpretowali to zjawisko jako wzrost masy. Dla porównania, klasyczne podejście Webera do problem zawiera “spadek w sile elektrycznej bez zmian w jej masie inercyjnej.” [16] 
“Długie i trwałe przekonanie, że wszystkie siły natury są wzajemnie zależne, posiadając jedno wspólne źródło, czy też raczej będąc różnymi manifestacjami jednej fundamentalnej siły, często skłaniało mnie do myślenia nad możliwością ustalenia drogą eksperymentu powiązania pomiędzy grawitacją i elektrycznością …żadne określenia nie mogłyby przesadzić wartości relacji które by ustalił.” [12]
Wyceniona przez Faradaya ważność takiego powiązania wciąż jest aktualna. Dziś wielu badaczy podąża tą oczywistą ścieżką dociekań. W końcu, siły elektryczne i grawitacyjne podzielają swe fundamentalne charakterystyki—obie maleją wraz z odwrotnie proporcjonalnym kwadratem odległości; obie są proporcjonalne do produktu oddziałujących wzajemnie mas lub ładunków; i obie siły działają wzdłuż linii pomiędzy nimi.

Masa i materia 
Grawitacja działa w proporcji do masy obiektu. Co mamy na myśli kiedy odnosimy się do ‘masy’ obiektu? “Jedną z najbardziej zdumiewających cech historii fizyki jest dezorientacja która otacza definicję kluczowego terminu w dynamice - masy.” [13] We wczesnych początkach 20 wieku liczne podręczniki równały masę obiektu z jego wagą. To zrównanie doprowadziło do pomieszania ponieważ nie tłumaczy ono dlaczego masa obiektu który mierzymy na maszynie ważącej (masa grawitacyjna) jest identyczna do masy tego obiektu kiedy go popchniemy (masa bezwładności/inercji).

Kiedy odkryto, że atomy składają się z naładowanych cząstek nastąpiły próby wytłumaczenia masy w sensie elektromagnetyzmu. Henri Poincaré pisał w 1914, “To co nazywamy masą nie wydaje się być niczym innym niż pozorem, a cała inercja mieć elektromagnetyczne źródło.” Całkiem sensowne jest, że równoważność masy grawitacyjnej i inercyjnej (bezwładności) powinna być tłumaczona poprzez elektryczną strukturę materii. Jednakże to nie filozoficzna koncepcja masy ale jej matematyczne traktowanie zajmuje fizyków. Słynne równanie E = mc2 Einsteina demonstruje, że masa i energia elektromagnetyczna są bezpośrednio powiązane. Ale wprowadzenie w błąd wynikło tu kiedy wcześniejsza koncepcja która odnosiła masę do ‘ilości materii’ zostały nieświadomie podstawione. Dzisiejsze podręczniki i encyklopedie niezauważenie wprowadzają w błąd poprzez swoje zamienne używanie słów ‘masa’ i ‘materia’. Edukacyjna strona NASA mówi nam, że “masa jest miarą tego jak wiele materii składa się na planetę.” To pokazuje jak bardzo dotyka astrofizyki to mylenie masy z ilością materii.

Konsekwencje dla kosmologii są głębokie. Masa ciała niebieskiego nie może nam powiedzieć o jego składzie. Nie możemy powiedzieć z czego jest zrobione Słońce! Kolejnym przykładem jest jądro komet które są naładowanymi elektrycznie ciałami. Rejestruje się ich masy przez które powinny być zbudowane jak pusta gąbka jednak wyglądają one jak solidna skała. To ich pojawianie się, wraz z ostatnio odkrytymi minerałami wysokotemperaturowymi (cząstki skalne) z komet dają nam właściwy obraz. Komety i asteroidy są fragmentami planet. I nie są one pierwotnymi ciałami niebieskimi—faktycznie jest wprost przeciwnie (są wtórne).

Ten niewybaczalny filozoficzny mętlik nad masą i materią dał początek naruszeniu fundamentalnych zasad fizyki czyli nie tworzenia i nie anihilowania materii. Pozwoliło to nabrać uznania cudownej kosmologicznej historii stworzenia, znamy ją jako ‘big bang.’ [14] Pojęcia ‘energii próżni’ oraz cząstek ‘mrugających do i poza egzystencję’ w próżni kosmosu są jednakowo cudowne. Prostym faktem jest, że nie mamy pojęcia dlaczego materia manifestuje się z masą.

Ale kiedy do ciała przyłożymy siłę, jak to się dzieje, że siła jest przenoszona by przezwyciężyć inercję? Odpowiedź brzmi ‘elektrycznie’ poprzez odpychanie pomiędzy zewnętrznymi elektronami w atomach najbliższych do punktu kontaktu. Równowartość mas bezwładności i grawitacyjnych mocno sugeruje, że siła grawitacji jest manifestacją siły elektrycznej.


Źródło masy w elektrycznej naturze materii


Bez akceptowania jego modelu w całości, uważam, że prostolinijna elektryczna teoria magnetyzmu i grawitacji[15] Ralpha Sansbury ma jednak swą wartość konceptualną. Mówiąc prosto, wszystkie cząstki subatomowe, włączając elektron, są systemami rezonującymi orbitujących pomniejszych ładunków elektrycznych o przeciwnej polaryzacji które sumują się na ładunek tej cząstki. Te pomniejsze ładunki elektryczne nazywa on ‘subtronami’. Jest to ten rodzaj upraszczania fizyki cząstek wymagany przez tzw. brzytwę Ockhama (oczywiście w jej współczesnej wersji nie mającej oprócz nazwy nic wspólnego z jej zabobonnym prymitywnym pierwowzorem – przypis tłumacza) i można się z nim zgodzić filozoficznie, choć pozostawia bez odpowiedzi prawdziwą naturę i pochodzenie tych subtronów. W modelu tym elektron nie może być traktowany jako fundamentalna, punktowa cząstka. Musi mieć strukturę by posiadać moment kątowy - skręt i preferowaną orientację magnetyczną znaną niejasno jako ‘spin.’ Wewnątrz elektronu musi istnieć ruch orbitalny subtronów, tak aby wygenerować dipol magnetyczny. Transfer energii pomiędzy subtronami na ich orbitach wewnątrz promienia klasycznego elektronu musi być rezonujący i niemal natychmiastowy aby elektron pozostawał stabilną cząstką. Ten sam argument stosuje się do protonu, neutronu, i jak zobaczymy — do neutrino.



(Zwróćcie uwagę na uderzające choć prawdopodobnie tylko przypadkiem podobieństwo struktury elektronu do starożytnego symbolu zwanego potrójnym celtyckim węzłem oraz do figury tetrahedronu w które można ten model wpisać, o ile założymy oczywiście, że ów wykres jest prawidłowy - przypis tłumacza.)
Model ten satysfakcjonuje pogląd Einsteina, że musi istnieć jakiś niższy poziom struktury w materii który powoduje rezonujące efekty kwantowe. Ironiczne jest tutaj to, że taki model wymaga tego by siła elektryczna między ładunkami działała nieporównywalnie szybciej od (ustalonej przez niego granicznej) prędkości światła by elektron mógł pozostać spójną cząstką. Oznacza to, że szczególna teoria względności Einsteina która zabrania sygnalizowania szybciej od światła musi zostać unieważniona. Weryfikuje to niedawny eksperyment.
Fale elektromagnetyczne są o wiele za wolne by być jedynym środkiem sygnalizowania we wszechświecie. Grawitacja wymaga tego aby niemal natychmiastowy charakter sił elektrycznych kształtował stabilne systemy takie jak nasz układ słoneczny i galaktyki spiralne. Grawitacyjnie Ziemia ‘widzi’ Słońce tam gdzie jest natychmiastowo a nie tam gdzie było ono ponad 8 minut temu (tyle czasu światło słońca potrzebuje na dotarcie do Ziemi – przypis tłumacza). Słynne prawo ciążenia Newtona nie odnosi się do czasu.
(I to uwiarygodnia, przynajmniej w teorii koncepcję urządzeń komunikacyjnych w rodzaju tzw. telefonu grawitacyjnego do natychmiastowej komunikacji bez względu na odległość – przypis tłumacza).
Musimy mieć nadającą się do pracy z nią koncepcję struktury materii która odpowie wymaganiom obserwacji tego, że masy bezwładności i grawitacyjna obiektu są sobie równe. Kiedy przyspieszymy elektrony lub protony w polu elektromagnetycznym to wraz ze wzrostem przyspieszenia będą coraz mniej responsywne do tych pól. Jest to interpretowane jako wzrost w masie cząstki, co nie jest pomocne dopóki nie zrozumiemy źródła masy. Jeśli naładowane subtrony mają niewiele faktycznej masy to jak w połączeniu nadają elektronom, protonom i neutronom właściwości masy?
Pole elektryczne ściśnie poprzecznie orbity subtronów wewnątrz elektronu lub protonu. Jeśli spowodujesz przyspieszenie w jednym punkcie orbity kołowej i wyhamowanie w diametralnie przeciwnym punkcie orbity rezultatem jest orbita eliptyczna. W przypadku przyspieszonej cząstki orbita będzie dążyć do spłaszczania w kierunku przyłożonej siły. Wydaje się, że im więcej energii dostarcza się by przyspieszyć cząstkę tym więcej tej energii jest asymilowanej niesprężyście w dalszym zniekształceniu raczej niż w przyspieszeniu. Innymi słowy siła elektryczna staje się coraz mniej i mniej efektywna w przyspieszeniu, Einstein chciał byśmy interpretowali to zjawisko jako wzrost masy. Dla porównania, klasyczne podejście Webera do problemu zawiera "spadek w sile elektrycznej bez zmian w jej masie inercyjnej" [16] Model ten zakłada, że naładowane centra protonów w spoczynku są bardziej odseparowane niż te w elektronach w spoczynku. Pozwala to protonowi zniekształcać się łatwiej niż elektronowi w tym samym polu elektrycznym i może tłumaczyć ich klasyczną różnicę w rozmiarze i masie. “Przewagą tej interpretacji konwersji masy w energię i vice versa jest to, że nie jesteśmy zmuszeni akceptować wzrostu masy do nieskończoności gdy poruszająca się masa zbliża się do prędkości światła.” [17]
Czym jest grawitacja?
Grawitacja wynika z radialnie (promieniście) zorientowanych elektrostatycznych dipoli wewnątrz protonów, neutronów i elektronów Ziemi. [18]Siła między jakimikolwiek dwoma wyrównanymi dipolami elektrostatycznymi zmienia się odwrotnie proporcjonalnie jako czwarta potęga odległości między nimi a połączoną siłą podobnie wyrównanych elektrostatycznych dipoli która ponad daną powierzchnią jest podniesiona do kwadratu. Rezultatem tego jest siła dipol-dipol która zmienia się odwrotnie proporcjonalnie jako czwarta potęga pomiędzy współlinearnymi siłami i staje się znajomym odwrotnym kwadratem grawitacji dla ciał rozszerzonych. Grawitacyjna i inercyjna odpowiedź materii może być postrzegana jako wynikła z podobnej przyczyny. Zagadkowa ekstremalna słabość grawitacji (jeden tysiąc bilionów bilionów bilionów bilionów razy) jest miarą niewielkiego zniekształcenia cząstek subatomowych w polu grawitacyjnym.

2,000-krotna różnica w masie protonu i neutronu przeciwko masie elektronu oznacza, że grawitacja utrzymuje polaryzację ładunku poprzez niepokojenie jądra wewnątrz każdego atomu (jak pokazano). Masa ciała jest zmienną elektryczną—zupełnie jak proton w akceleratorze cząstek. I dlatego tak zwana stała grawitacyjna—‘G’ ze szczególnym wymiarem [L]3/[M][T]2, jest zmienną! To dlatego ‘G’ jest tak trudna do określenia.


Antygrawitacja?
Metale przewodzące zaekranują pola elektryczne. Jednakże, brak ruchu elektronów w odpowiedzi na grawitację tłumaczy dlaczego nie możemy po prostu ekranować się przeciwko grawitacji poprzez proste stanie na metalowym arkuszu blachy. Jak pisał inżynier elektryczny, “my [nie musimy] się martwić wpływem grawitacji na elektrony wewnątrz przewodu prowadzącego do naszego czajnika.” [19] Jeśli grawitacja jest siłą dipoli elektrycznych pomiędzy cząstkami subatomowymi jasne jest, że siła “układów szeregowych” przenika materię bez względu na to czy jest przewodząca czy nieprzewodząca. Sansbury wyjaśnia: 
“..dipole elektrostatyczne wewnątrz wszystkich jąder atomowych są bardzo małe ale wszystkie mają wspólną orientację. Stąd ich efekt na przewodzący kawałek metalu polega mniej na wciąganiu wolnych elektronów w metalu na jedną stronę w kierunku środka Ziemi a bardziej na równoczesnym przyciąganiu podobnie zorientowanych dipoli elektrostatycznych wewnątrz jądra i wolnych elektronów przewodzącego kawałka metalu.” [20] 
To oferuje nam wskazówkę co do zgłaszanych efektów ‘ekranowania grawitacyjnego’ wirujących superprzewodzących dysków.[21] Elektrony w superprzewodniku przejawiają ‘powiązanie’, co oznacza, że ich bezwładność jest (w nim) zwiększona. Cokolwiek co interferuje ze zdolnością cząstek subatomowych wewnątrz wirującego dysku z uszeregowaniem ich grawitacyjnie indukowanych dipoli wraz z tymi (dipolami) które należą do Ziemi będzie przejawiało efekty antygrawitacyjne.
 Pomimo licznych eksperymentów demonstrujących efekty antygrawitacyjne nikt nie był w stanie przekonać naukowców przywiązanych do Ogólnej Teorii Względności, że były one w stanie modyfikować grawitację. Wygląda to na przypadek odwracania wzroku na nieprzychylny dowód. Wsparcie antygrawitacji domyślnie podważa teorię Einsteina.[22] 
Natychmiastowa grawitacja
Znaczącym, zwykle przeoczanym faktem jest to, że w prawie ciążenia Newtona nie bierze udziału czas. To powoduje problem dla jakiegokolwiek konwencjonalnego zastosowania teorii elektromagnetycznej do siły grawitacyjnej pomiędzy dwoma ciałami w przestrzeni odkąd sygnały elektromagnetyczne są ograniczone do prędkości światła. Aby planety orbitowały wokół słońca w stabilny sposób grawitacja musi działać natychmiastowo. Gdyby Ziemia była przyciągana tam gdzie słońce jest widoczne na niebie krążyłaby wokół w większości pustej przestrzeni ponieważ słońce również porusza się przez te 8.3 minuty których potrzeba światłu słonecznemu na dotarcie do Ziemi. Gdyby grawitacja działała z prędkością światła wszystkie planety doświadczyłyby momentu obrotowego który wystrzeliłby je z układu słonecznego w ciągu paru tysięcy lat. Wyraźnie nie ma to miejsca. Wspiera to pogląd, że siła elektryczna działa w naszej kosmicznej skali z niemal nieskończoną prędkością, tak jak musi to robić wewnątrz elektronu.[23] 
Jest to znaczące uproszczenie tego całego krętego teoretyzowania które ma miejsce wokół natury grawitacji i masy. Postulaty Einsteina są mylne. Materia nie ma wpływu na pustą przestrzeń. Przestrzeń jest trójwymiarowa—to coś co mówią nam nasze zmysły. Istnieje uniwersalny zegar więc podróż w czasie i zmienne starzenie (tzw. dylatacja czasu) jest niemożliwe—to coś co zawsze nam podpowiadał zdrowy rozsądek. Ale co najważniejsze—wszechświat jest powiązany i spójny.
Prawdziwa natura światła
Jednakże pozostawia to pytanie o to co oznacza prędkość światła. W tym miejscu rozstaje się poglądowo z Sansburym i innymi którzy tłumaczą ją w znaczeniu opóźnionej odpowiedzi na natychmiastowy sygnał. W mojej opinii kluczową różnicą pomiędzy niemal nieskończoną prędkością siły elektrycznej i relatywną powolnością światła w jakiejkolwiek kosmicznej skali jest to, że siła elektryczna jest wzdłużna podczas gdy światło jest oscylującym, poprzecznym sygnałem poruszającym się powoli poprzez ośrodek.
Jeśli mogę użyć prostej analogii światło przemieszcza się powoli, niczym poprzeczne fale na powierzchni stawu a grawitacja porusza się gładko i wzdłużnie niczym prędkość dźwięku w wodzie. Po raz kolejny, stoi to w sprzeczności z metafizyką Einsteina ponieważ przywraca to eter (aether) Maxwella: elektromagnetyczna teoria Maxwella wymaga ośrodka. Jak można falować nicość?
Piwniczny eksperyment Michelsona-Morleya ogłoszono kresem dla pojęcia eteru. Tak się nie stało.[24] Dayton Miller przeprowadził o wiele bardziej rygorystyczne powtórki tego eksperymentu w różnych lokalizacjach i wzniesieniach. Znalazł on pozostałości co pozwoliło mu wywnioskować, że ważkie ciała takie jak Ziemia ciągną eter ze sobą. Był w stanie określić relatywny ruch układu słonecznego w odniesieniu do eteru.

Dayton Miller ( z lewej) i Irving Michelson. Dwaj prekursorzy badań nad "dryftem eteru"

Ja i inni dowiedliśmy, że to plenum neutrin kształtuje eter.[25] W oparciu o eksperymenty nuklearne postulowałem również, że neutrina są najbardziej zapadniętym, najniższym energetycznie stanem materii. Innymi słowy przejawiają znikomo małą masę. Jednakże, będąc normalną materią złożoną z subtronów są one zdolne do formowania elektrycznych dipoli. W oscylującym polu elektromagnetycznym neutrino musi obracać się o 360˚ na cykl. To powiązałoby prędkość światła w próżni z momentem bezwładności (inercji) neutrina. Posiadając pewną masę neutrino muszą być ‘wleczone’ przez ciążące ciała. Kształtują one swego rodzaju rozszerzoną ‘atmosferę’ która zagina światło. Nie ma to nic wspólnego z metafizycznym (jak u Einsteina) ‘zakrzywianiem przestrzeni.’
Elektryczny wszechświat
Nieporozumienie dotyczące jakiejkolwiek roli elektryczności w dynamice ciał niebieskich nastąpiło z powodu naszej ignorancji co do elektrycznej natury materii i grawitacji. Klasyczne znaki drogowe dla zrozumienia grawitacji były na swoim miejscu na początku 20 wieku, ale wydaje się, że po dwóch straszliwych wojnach światowych ludzie szukali herosów z nową wizją. W ciągu nocy Einstein stał się idolem geniuszu a jego geometryczna metafizyka nową modą w nauce. Oddanie mitowi Einsteina stało się tak zakorzenione, że powiedzenie, że “cesarz jest nagi” zaprasza do drwiny. Ale, po niemal stuleciu mamy do zapłacenia astronomiczną cenę za to niekwestionowane przywiązanie do dogmatu. Niedawny przegląd historii astronomii wnioskuje.
“Niezdolność badaczy do wyzbycia się wcześniejszych idei doprowadziła do wieków stagnacji. Niewiarygodne serie celowych przeoczeń, słownych uników nie do obrony, krótkowzroczności i jawnego oślego uporu charakteryzują pieszy postęp wzdłuż tej uchwytnej dla nauki drogi. Musimy być nieustannie czujni, krytycznie badając w naszej pracy wszystkie ukryte założenia.” [26]
Odkąd naukowcy zademonstrowali swą niezdolność do tego, należy uświadomić opinię publiczną co do tego jak naprawdę działa nauka i w jaki sposób jest chroniona przed badaniem. Będzie to wymagało tego rodzaju nieustraszonego dziennikarstwa śledczego które często widzimy w polityce. Niestety, reporterzy naukowi są częścią problemu jeśli kłaniają się ekspertom i leniwemu rozpowszechnianiu akademickiej propagandy.
Ostatecznie kosmologia nie może mieć niejasności. Model elektrycznego wszechświata jest próbą połączenia wielu nurtów wiedzy. “Propozycje które ostatecznie wpływają na świat znacznie częściej są w stanie wykazać się konsekwencją narracyjną – być może tym co Edward O. Wilson nazywa w swej książce pod tym samym tytułem ‘zgodnością’.” [27]
“Celem zgodności jest osiągnięcie progresywnej unifikacji wszystkich nurtów wiedzy w służbie bezterminowego polepszenia ludzkiego bytu.” [28]
Nie ma znaczenia istnienie całej lawiny książek i publikacji wspierających kosmologię Wielkiego Wybuchu—powtarzanie nie zapewni tego, że jedna szczególna interpretacja rezultatów jest ważna. (W takim wypadku mamy jedynie do czynienia z naukową wersją religii a nie z rzeczywistą nauką – przypis tłumacza.) “Pewność interpretacji może się brać jedynie poprzez porównanie sukcesów konkurujących hipotez w interpretowaniu danych z rożnych obszarów.” [29] Kosmologia Wielkiego Wybuchu oblewa ten test ponieważ nie znosi żadnej konkurencji. (Dokładnie tak samo jest w przypadku darwinizmu i teorii geologicznej Lyella – przypis tłumacza.) 
Przykładowo kosmologia plazmy jest oficjalnie uznawana przez największą organizację zawodową na świecie, Instytut Inżynierów Elektrycznych i Elektronicznych (IEEE) podczas gdy kosmolodzy (matematycy teoretyczni) Wielkiego Wybuchu ją ignorują. Elektryczny model wszechświata jest rozszerzeniem kosmologii plazmy. Jest oparty na koncepcjach wywodzących się z obserwacji tak różnych jak petroglify i przesunięcie kwazarów ku czerwieni (Halton Arp). Kosmolodzy Wielkiego Wybuchu nie posiadają narracji która może z tym konkurować. Ale, poprzez prosty akt ignorowania alternatyw odrzucają je—jeśli opinia publiczna po prostu na to przystaje i nie zabiera głosu.

Wall Thornhill

Tłumaczył: Redmix dla http://davidicke.pl/
Odniesienia:

[1] Sir Oliver Lodge, F.R.S., The Geometrisation of Physics, and its supposed Basis on the Michelson-Morley Experiment. Nature, Feb 17, 1921, p. 797.
[2] W. Thornhill, The Z-Pinch Morphology of Supernova 1987A and Electric Stars, IEEE Transactions on Plasma Science, Vol. 35, No. 4, August 2007, pp. 832-844.
[3] Halton Arp, What has Science Come to?, Journal of Scientific Exploration, Vol. 14, No. 3, 2000, pp. 447–454.
[4] D. L. Hotson, Dirac’s Equation and the Sea of Negative Energy, Infinite Energy, issue 43, 2002, p. 4. It was noted by H. C. Dudley in Smithsonian, Vol. 5, No. 7, October 1974, that, “Dirac doradzał grupie amerykańskich fizyków by przestali podszukiwać coraz to większej i większej ilości cząstek i skierowali swoje wysiłki gdzie indziej.”
[5] Vesselin Petkov,Did 20th century physics have the means to reveal the nature of inertia and gravitation?, arXiv:physics/0012025v3, 17 Dec 2000.
[6] Albert Einstein, “Możesz sobie wyobrazić, że patrzę wstecz na mój życiowy dorobek ze spokojną satysfakcją. Ale z bliska wygląda to całkiem inaczej. Nie ma jednej koncepcji o której jestem przekonany, że się utrzyma i nie jestem nawet pewien czy ogólnie jestem na właściwej ścieżce.”Osobisty list do profesora Solovine datowany na 28 Marca 1949.Quoted in B. Hoffman, Albert Einstein-Creator and Rebel (N.Y.: Viking Press, 1972).
[7] Lee Smolin, Einstein’s Lonely Path, DISCOVER 30/9/2004, “Specjalna teoria względności była rezultatem 10 lat intelektualnych zmagań, jednak Einstein przekonał samego siebie, że była błędna w ciągu dwóch lat od jej publikacji. Odrzucił swoją teorię zanim nawet inni fizycy ją zaakceptowali.”
discovermagazine.com/2004/sep/einsteins-lonely-path/
[8] Sir Oliver Lodge, op. cit., p. 799.
[9] Edward O. Wilson, The Biological Basis of Morality, The Atlantic Monthly, Vol. 281, No. 4, April 1998, pp. 53-70.
[10] Stephen J. Crothers, A Brief History of Black Holes, Progress in Physics, Vol. 2, April 2006, pp. 54-7. See online at
http://www.sjcrothers.plasmaresources.com/index.html“Einstein ... nie rozumiał podstawowej geometrii swego pola grawitacyjnego. Inni teoretycy uzyskali swe czarne dziury z równania Einsteina przy użyciu argumentów którym Einstein zawsze był przeciwny. Ale Einstein został przegłosowany przez swych mniej ostrożnych kolegów którzy również zawiedli w zrozumieniu geometrii pola grawitacyjnego Einsteina.”
[11] Oliver Lodge, University of Birmingham, March 25, 1911. Letters to the Editor, Nature, Volume 87, March 30, 1911.
[12] M. Faraday, Experimental researches in electricity, Vol. 3. Dover Publications Inc., New York, 1965, pp 161-168.
[13] G. Burniston Brown, Gravitational and Inertial Mass, American Journal of Physics 28, 475 (1960).
[14] Mike Disney, The Case against Cosmology, General Relativity and Gravitation, 32, 1125, 2000. “Najbardziej niezdrowym aspektem kosmologii jest jej niewypowiedziane podobieństwo do religii. Obie maja do czynienia z wielkimi, prawdopodobnie niemożliwymi do odpowiedzi pytaniami. Oczarowana opinia publiczna, obecność w mediach, wielka sprzedaż książek, kusi szelmy i kapłanów jak również łatwowiernych jak żadne inne zagadnienie w nauce.”
[15] mysite.verizon.net/r9ns/
[16] A. K. T. Assis’ and R. A. Clemente, The Ultimate Speed Implied by Theories of Weber’s Type, Int. J. Theoretical Physics. Vol. 31, No. 6, 1063-73 (1992).
[17] R. Sansbury, The Infinite or Finite Speed of Gravity and Light?, CP Institute, N.Y., 1994, p. 123.
[18] R. Sansbury, The Common Cause of Gravity and Magnetism, p 1. See
http://www.magna.com.au/~prfbrown/news96_f.html
[19] D. E. Scott, The Electric Sky: A Challenge to the Myths of Modern Astronomy, Mikamar Publishing, 2006, p. 73.
[20] R. Sansbury, op. cit., p.15.
[21] E. Podkletnov, Weak gravitation shielding properties of composite bulk Y Ba2Cu3O7-x superconductor below 70 K under e.m. field,
arxiv.org/abs/cond-mat/9701074v3
[22] Boemer, Examples of Suppression in Science, “Fizyka głównego nurtu sądzi również, że może sobie zlekceważyć eksperymenty z ekranowaniem grawitacji i z antygrawitacją używając kręcącego się w kółko rozumowania rywalizująego w tym z z fundamentalistyczną teologią: ponieważ żaden eksperyment nie zaprzeczył kiedykolwiek ogólnej teorii względności to ogólna teoria względności musi być prawdziwa i niemożliwe jest by antygrawitacja i efekty ekranowania grawitacyjnego były prawdziwe, a to dlatego, że przeczyłyby ogólnej teorii względności.”
[23] T. Van Flandern, The Speed of Gravity – Repeal of the Speed Limit, Meta Research, On the basis of 6 experiments the lower limit for the speed of gravity is 2×1010 c.
[24] R. T. Cahill, The Einstein Postulates: 1905-2005—A Critical Review of the Evidence, “Istnieją wykrywalne lokalne ramy odniesienia lub ‘przestrzeni’ a układ słoneczny ma dużą zaobserwowaną prędkość galaktyczną jakichś 420±30km/s w kierunku (RA=5.2hr, Dec= -67deg) poprzez tą przestrzeń.”
[25] See for example, H. C. Dudley, Is there an ether? Industrial Research, Nov 15, 1974, pp. 43-6.
[26] Simon Mitton, reviewing The Milky Way by Stanley L. Jaki, New Scientist, 5 July 1973, p. 38.
[27] W. Paschelles, New Scientist, 13 January 2007, pp. 18-19.
[28] Charles C. Gillispie, E. O. Wilson’s Consilience: A Noble, Unifying Vision, Grandly Expressed, American Scientist, May-June 1998.
[29] J. A. Hewitt, A Habit of Lies, Chapter 2; Scientific Logic and Method. 
 


 ***


Ufff...można by rzec. Ciężar gatunkowy owego artykułu idzie w parze z jego enigmatycznością. Niemniej jednak zamieszczając go, chciałem przedstawić pewien punkt widzenia. Po raz kolejny bowiem widać, że ludzie pokroju Kristiana Birkelanda, Walla Thornhilla, Nassima Harameina czy Bruce'a Liptona na naszych oczach biorą udział w czynnych bataliach w ramach akcji "odkłamywania" nauki.
Dziś można już z pełną świadomością skłonić się ku tezie, że XX- wieczna nauka wytworzyła schematy, które pogrążyły nas w postrzeganiu wybiórczym i niekompletnym. Co prawda errare humanum est, tyle że za każdym razem wyjścia na prostą, skutecznie broniły straże systemowego i światopoglądowego reżimu. Czy to przypadek czy świadome działanie- nie wnikam teraz. Na szczęście na przestrzeni wielu lat pojawiło się wielu wybitnych uczonych, których osiągnięcia choć negowane i niedoceniane (wspomniany w artykule Miller i Michelson, a u nas nieżyjący już ks.prof Sedlak czy doskonały znawca fizyki plazmy- Michał Gryziński), wywarły olbrzymi wpływ na następne pokolenia naukowców.
Dzięki temu na obrzeżach ortodoksyjnej nauki działała (i działa) silna grupa opozycjonistów, którzy po mału dochodzą do coraz bardziej konstruktywnych wniosków, tym samym niejednokrotnie zadając potężny cios akademickiemu "betonowi" zapatrzonemu w jedynie im słuszny "ołtarzyk".
Powyższy artykuł odszukałem niemalże na fali zainteresowania tym, co w swojej prelekcji na temat komety ISON powiedział Grzegorz Michałowski:

Jeśliby faktycznie wiele zjawisk dziejących się obecnie w kosmosie podpiąć pod koncepcje "elektrycznego wszechświata", to być może okaże się, że w oka mgnieniu pozytyw zamienia się w odwrotność.
Jakie ma to dla nas znaczenie? Ano może i takie, że rzeczona ISON zamiast bryłą skalno-lodową, jest faktycznie kulą plazmy mogącą w zasadniczy sposób oddziaływać na Słońce? I że owo oddziaływanie może oznaczać bezpośredni wzrost CME-s, co z kolei w znaczący sposób odbije się np. na ziemskiej sejsmice?
Nie chcę oczywiście być propagatorem nowych teorii spiskowych (choć to zużyty już termin, jako że życie uczy iż teoria mocno pozostaje w tyle za praktyką) czy katastrofizmów, jednakże ostatnie "ruchawki" na podłożu geopolitycznym i społecznym każą przypuszczać, że być może KTOŚ o CZYMŚ już wie. 
Czy zatem po raz kolejny masy z klapkami na oczach i na łańcuchu, prowadzone są grzecznie do obory?
Zresztą jeśli tam, to jeszcze można liczyć na zachowanie tu ciągłego status quo. Gorzej jeśli obórka, docelowo zamienić ma się w...rzeźnie.
 
Czy więc musimy trwożyć się tym, niepokoić i dostawać głupawki pod wpływem coraz to nowych sensacji?
O tym i paru innych rzeczach- już w kolejnym wpisie.  
    
 
 
 
   

piątek, 22 listopada 2013

Skarby z piwnicy (wpis jubileuszowy)



Kilka dni temu stałem się posiadaczem ciekawych "skarbów". Zanim jednak o nich opowiem przybliżę nieco okoliczności, w jakich je zdobyłem .Cały niemalże poniedziałek który miałem wolny, spędziłem pomagając kumplowi w przeprowadzce. Przenosił się na peryferie Łodzi, do wybudowanego tam i niedawno ukończonego domu. Ale nie o tym chcę prawić. Po całej akcji targania gratów i sprzętów, kumpel zaproponował mi odwiedzenie jego sąsiadki, która jakiś czas temu wyraziła chęć "przejrzenia" swojej piwnicy. Tak się bowiem złożyło że kilka miesięcy temu zmarł jej maż, i kobieta postanowiła zrobić wreszcie porządek z gratami po swoim ślubnym.


Jako że mój kumpel był jej stałym sąsiadem i wiele razy czynnie podejmował się akcji niesienia pomocy tym ludziom (mieszkanie w kamienicy, położonej w dość zaniedbanej części miasta nie należy do rzeczy prostych, szczególnie dla starszych), miał niejako "wypracowany" u nich kredyt zaufania. A coś takiego (jak uczy życie) często procentuje w przyszłości. Toteż gdy Pani Stanisława sama zaproponowała by sprawdził piwnicę i "wziął co mu potrzebne", kumplowi zaświeciły się oczy. Mnie zaś zaświeciły się po jego telefonie.
"Może poszperamy tam razem i zobaczymy co i jak?"- mówił do słuchawki, a ja czułem już na plecach lekki dreszczyk. Nie jestem co prawda "rasowym" poszukiwaczem i eksploratorem, ale tego typu sytuacje ZAWSZE powodowały u mnie szybsze bicie serca. :) Fajnie w ogóle że mnie uwzględnił, ale w sumie kolega Marcin to "stara firma", toteż zna już dobrze moją słabość do materii tego typu ;)
Pojechaliśmy tam zatem po przeprowadzce i zaczęliśmy penetrację omszałej i totalnie zagraconej piwnicy.

Zaniecham przybliżenia szczegółów tej eksploracji, gdyż musiałbym z tego wpisu uczynić niemalże cykl.
Dość powiedzieć, że spędziliśmy tam chyba ze cztery godziny. Ale nie były to godziny bezowocne, oj nie.
Marcin znalazł dla siebie kilka fajnych narzędzi, bak od "Junaka" (lubi klasyczne motocykle) ,kask motocyklowy typu "orzech" i jeszcze radio pamiętające czasy Gomółki (okazało się potem, że to "Orion typ 320" produkcji węgierskiej z lat 50.), choć niesprawne niestety. Ja przejrzałem mnóstwo dupereli wszelakiego typu i niebawem moim oczom ukazała się mała nadpleśniała skrzyneczka a w niej...trzy stare książki! Okazało się jednak że jedna z nich jest totalnie zawilgocona i luźne kartki (okładki nie było) ulegają dezintegracji niemalże na moich oczach. Z dwiema kolejnymi było na szczęście o niebo lepiej.

Pierwsza z nich zachowała się w niemalże idealnym stanie! Zerknąłem najpierw na boczną stronę okładki:
"M.Szukiewicz- Fiordy i Fieldy". Zaglądam do środka: lekko tylko pożółkłe kartki, brak plam wilgoci i trzymające się jeszcze szycie. Jest dobrze! Czytam pierwszą stronę okładki: "Biblioteka Dzieł Wyborowych No 162, Z ziemi Fiordów i Fieldów - luźne kartki z podróży M.Szukiewicza, Warszawa, Redakcya i Administracya- Drukarnia A.T.Jezierskiego, Nowy Świat 47, rok 1900". No i ładnie...
Zerkam na drugą, otwieram i...książka wcale nie jest książką. To po prostu ciekawie oprawiony album na zdjęcia! Okładka wykonana z solidnej skóry zdobionej żłobieniami i atrakcyjnym wypustem, z boku zaś- mosiężne okucia do klamrę, spajającą album (nie było jej). Grzbiet i bok stronic także pokryty mosiężną farbą. Ogólny stan zadowalający. Jedynie w niewielkim stopniu na górze i trochę na dole, rozerwane skórzane obszycie boku. A w środku, na pierwszej stronie taki oto odręczny wpis: "Ignaz Hubner, Praschka, 15August 1881".
No proszę...fajny fant! Zaś na stronie drugiej zdjęcie jegomościa w mundurze, kto wie, być może autora wcześniejszego podpisu.
To nie był jednak koniec niespodzianek. Dokonaliśmy jeszcze heroicznej operacji, polegającej na dostaniu się do starego kredensu, zalegającego w kącie tej obszernej piwnicy. Nie napiszę iloma niecenzuralnymi zwrotami była ona okraszona i jak długo trwała, jednakże najważniejsze że okazała się owocna. Kredens został otworzony i spenetrowany. W środku znaleźliśmy trochę starych stęchłych skór, prawidła na buty, kilka par ich samych (choć w stanie dalekim do ideału), kilkanaście pustych flaszek, potłuczoną figurkę aniołka z fajansu, jakieś zrulowane płótna (po których szczerze obiecywaliśmy sobie dzieł van Gogha) i wiele pomniejszych rzeczy. Była też zwinięta i poplamiona (chyba krwią) bawełniana makatka z jakimś ludowym motywem. Pod nią zaś spoczywał kolejny skarb.

Masywna okładka wystawała na zewnątrz i wiedziałem już, że to nie byle jaka pierdółka. I faktyczne. Gdy wydobyłem całość, moje oblicze ozdobił szeroki uśmiech. Oto bowiem dzierżyłem w ręku oryginalny atlas świata, wydany w Lipsku przez wydawnictwo "Velhagen & Klasing" z roku 1924. Ale jakże wydany! Wspaniałe mapy z wielokrotnym cieniowaniem, mnóstwo dodatków, jak plany miast i okręgów, mapy geologiczne, cieki wód i wykaz prądów morskich. Przeglądałem to w świetle czołówki jak urzeczony i mamrotałem jak w transie (Marcin gdyby mnie nie znał, zapewne zadzwonił by w tamtej chwili po pogotowie) ;)
Ale cóż...znalezisko takiego kalibru pozostaje dla mnie czymś wyjątkowym i niejednokrotnie w takich przypadkach tracę nad sobą kontrolę. Moja Iza śmieje się, że ogarnia mnie wtedy "pomroczność hobbystyczna" :) Cóż...możliwe.
Atlas ogólnie w stanie przyzwoitym, choć w środku kilka stron luzem, zaś bok obwoluty mocno poszarpany, w pośpiechu sklejony plastikowymi taśmami. Przydała by się więc należyta opieka introligatora. Pomyślimy...

Po tej owocnej eksploracji, wstąpiliśmy jeszcze na herbatę do Pani Stanisławy, by już na spokojnie pogadać o znaleziskach. Okazało się że o wielu rzeczach nawet nie wiedziała, gdyż było to "królestwo męża", do którego najwyraźniej wstępu nie miała nawet współmałżonka. Zresztą mnóstwo rzeczy zabrał jej syn, który przyjechał z Warszawy na wieść o śmierci ojca i podobno wywiózł ze sobą całą bagażówkę staroci (meble, porcelana, książki, kilka sztuk białej broni, stare maszyny ślusarskie). Pani Stanisława nie chciała tych rzeczy dla siebie i była rada, że syn robi "czystkę". Natomiast piwnica ponoć w ogóle go nie interesowała i nie zamierzał poświęcać jej choćby sekundy. I tak oto my otrzymaliśmy prawo wstępu do świata, który okazał się ziemią skrywającą w swoim wnętrzu ciekawe znaleziska.
A że trochę głupio nam było zabierać to wszystko za friko, uzgodniliśmy z Panią Stanisławą cenę symboliczną (choć wzbraniała się bardzo) i radzi z takiego obrotu sprawy rozeszliśmy się ze swoimi skarbami do domów. ;)

Następnego dnia odkryłem małą "łyżkę dziegciu..."
Wertując atlas ze smutkiem stwierdziłem, że brakuje w nim dwóch kartek. Już na samym początku, gdy przeglądałem go pospiesznie w piwnicy coś mnie tknęło, ale wtedy jeszcze nie przyjrzałem się temu należycie. Natomiast nazajutrz odkryłem prawdę. Mimo że przewertowałem wszystko z góry do dołu, łudząc się że może kartki są gdzieś zapodziane luzem i zaraz się znajdą...nie odszukałem ich. Była to 51 i 52 stronica. Jak myślicie, co na nich było? Tak tak...dobrze kombinujecie. Coś, co dla mnie osobiście jest cholernie istotne.
r.51 - Breslau - Waldenburger Industriegebiet  1:200 000(wrocławsko- wałbrzyski okręg przemysłowy)
r.52 - Schlesien 1:750 000(Śląsk) i ponadto Riesengebirge 1:250 000 (Karkonosze).

I proszę, jak tu później nie mówić, że Dolny Śląsk i Sudety to region wyjątkowy, który przykuwa uwagę niejednego maniaka?;)


P.S.
Dziś mały jubileusz. Jednak nie o ilość tu idzie. Dokładnie rok temu popełniłem pierwszy wpis na tym blogu. Wtedy nie wiedziałem jeszcze, w którą stronę to wszystko pójdzie i czym zaowocuje. Na dobrą sprawę i dziś nie wiem tego do końca, choć Wy już zapewne wyczailiście, czego po moich wypocinach możecie się tu spodziewać ;)

Dzięki że zaglądacie...

 Od lewej- album i książka Macieja Szukiewicza

 Album- zdjęcie właściciela?

 Album- fragment oprawy

 Pierwsza strona "Z ziemi fjordów i fjeldów" M.Szukiewicza z Biblioteki Dzieł Wyborowych

 Atlas- pierwsza strona

 Półkule Ziemi i rzuty przestrzenne

 Mapa polityczna Europy- 1924 r.

 Miasto Köln i okręg przemysłowy Saar

 Mapa geologiczna Europy

   Biegun południowy

  Najsłabszy element  konstrukcji. Ale...zrobi się ;)



P.S.2
Książkę Szukiewicza zacząłem już czytać i powiem szczerze, że wciągnęła mnie bardzo. Może jeszcze coś o niej napiszę.              

niedziela, 17 listopada 2013

Karkonosze / Izery 2013

Karkonosze / Izery 2013


Część 7- Karkonosze - Śnieżne Kotły / Szrenica

Kolejny dzień czerwcowej wyprawy przeznaczyliśmy na odwiedzenie klasycznego już szlaku. Za każdym razem gdy jesteśmy w zachodnich Karkonoszach, staramy się obowiązkowo zahaczyć o Śnieżne Kotły. Nie może być inaczej. To jedno z najbardziej monumentalnych miejsc w całych "Górach Olbrzymich" i kto choć raz je odwiedził, wie dobrze, że obcował z czymś na prawdę niezwykłym i zjawiskowym.

Śnieżne Kotły to dwa bliźniacze kotły polodowcowe wcinające się w północny stok głównego grzbietu Karkonoszy pomiędzy Wielkim Szyszakiem (1509 m n.p.m.) i Łabskim Sazczytem (1472 m n.p.m.). Położony bardziej na zachód Mały Śnieżny Kocioł jest głębszy, ale wysokość ścian skalnych jest dużo mniejsza niż w Wielkim Śnieżnym Kotle, gdzie dochodzą do 120m. Oba kotły są zamknięte potężnym wałem morenowym. Wśród rumowisk skalnych wyścielających Wielki Kocioł znajdują się dwa niewielkie Śnieżne Stawki. W zachodniej ścianie Małego Kotła odsłonięta jest żyła bazaltowa, której świat roślinny i zwierzęcy jest niezwykle bogaty i interesujący.  Na krawędzi wielkiego Śnieżnego Kotła jest udostępniony szereg punktów widokowych, z których można podziwiać niezwykłe panoramy. Zimą, na krawędziach Śnieżnych Kotłów tworzą się potężne nawisy śnieżne, żlebami często schodzą lawiny śnieżne, a u podstawy skalnych ścian śnieg zalega często do późnego lata.

Tym razem wyszliśmy z Michałowic szlakiem niebieskim, by przez Trzy Jawory, Wysoki Most i Rozdroże pod Wielkim Szyszakiem dostać się na grzbiet główny i tu, z wierzchowiny, po raz kolejny obejrzeć te cuda Matki Natury. Pogoda dopisywała. Od samego rana nie padało, widoczność była zadowalająca, choć oczywiście wraz ze wzrostem wysokości wiatr stawał się coraz śmielszy. Sam niebieski szlak na odcinku między Wysokim Mostem a skrzyżowaniem z czerwonym, okazał się niemalże wartkim strumieniem, którego pokonywanie wymagało nierzadko akrobatycznych umiejętności. Był to oczywiście efekt niedawnych opadów, ale liczyliśmy się z takim stanem rzeczy, gdyż już w przeszłości natrafiliśmy na podobny scenariusz.
Osiągnąwszy wierzchowinę i trawersując Wielkiego Szyszaka, zbliżyliśmy się do Śnieżnych Kotłów. Wiatr tu już nie próżnował i marsz bez zarzuconych na głowę kapturów, okazał się niemożliwy. Niebawem podeszliśmy pod stację przekaźnikową, odpoczęliśmy chwilę w jej cieniu, po czym wkroczyliśmy na "karkonoską estakadę".

Wielki Śnieżny Kocioł i budynek schroniska w latach 30. ubiegłego wieku

Zatrzymam się tu na chwilę przy sprawie schroniska. Wspomniałem już w którymś z wpisów, że projekt ponownego uruchomienia tegoż w tym miejscu jest już gotowy. Oczywiście od projektu do realizacji często droga daleka, nie mniej jednak- sprawa ruszyła z miejsca. I powiem szczerze że czym bardziej o tym myślę, tym więcej mam mieszanych uczuć. Z jednej bowiem strony, schronisko tutaj jest bardzo potrzebne. Turysta wędrujący głównym grzbietem, praktycznie od samej Przeł. Karkonoskiej nie ma możliwości skorzystania z podobnego miejsca aż do samej Szrenicy. Oczywiście jest parę czeskich obiektów w pobliżu (Martinova i Vosecka bouda), ale dojście do nich wiąże się z trwałym opuszczeniem GSS-u. Zatem schronisko nad Kotłami idealnie zapełnia ową lukę. Jednakże jest i druga strona medalu (o czym też wspominałem), gdyż uruchomienie obiektu wiąże się z przystosowaniem infrastruktury dla zwiększonego ruchu kołowego. Nie wiem do końca jak widzą to włodarze z KPN-u, jednakże można przypuszczać, że komuś zamarzyło się  utworzenie tutaj czegoś w stylu Labskiej boudy. Jeśli tak, to raczej zbytnich powodów do radości nie ma.
A swoją drogą, czy nie wystarczyła by w tym miejscu nawet ciekawie skonstruowana i ładnie wkomponowana w otoczenie wiata dla turystów. Na przykład "przytulona" do znajdującej się tu grupy skalnej "Czarcia Ambona"?
http://sudeckiedrogi.wordpress.com/2010/10/24/czarcia-ambona/
Są tu obok niej pojedyncze ławeczki, tyle że podczas niezbyt łaskawej aury biwakowanie w tym miejscu do najprzyjemniejszych nie należy. A dach nad głową mógłby w tym wypadku sporo polepszyć tym bardziej, że skuteczną zasłonę przed wiatrem tworzy już właśnie granitowa grzęda owych skał. Oczywiście byłoby to schronienie sezonowe, które w miesiącach od jesieni do wczesnej wiosny zapewne i tak stawało by się niewystarczające, ze względu na panującą tu pogodową ekstremę. Ale- zawsze jednak coś. Czesi potrafią z powodzeniem zainwestować w infrastrukturę tego typu, czego dowodem jest spora liczba przyjaznych turystom obiektów. Tu przykłady:
http://www.npm.pl/forum/viewtopic.php?p=68545&sid=23a05db50c05ee45347214da4db2a529
A u nas? Cóż...

Tu możecie przeczytać jeszcze o historii dawnego schroniska "Nad Śnieżnymi Kotłami":
http://pl.wikipedia.org/wiki/Schronisko_%22Nad_%C5%9Anie%C5%BCnymi_Kot%C5%82ami%22#Historia
(Nie martwcie się że to Wikipedia. Tekst jest "zapożyczony" z artykułu Romualda M.Łuczyńskiego, zatem paszkwilem nie śmierdzi) ;)
Powróćmy jednak do dalszej relacji.
  
Pisząc "Karkonoska estakada", mam oczywiście na myśli odcinek czerwonego szlaku, wiodący stąd aż na Halę Szrenicką. To właśnie nim w sezonie spacerują setki "trampkowiczów", którym pupy radośnie podwozi aż na Szrenicę wyciąg krzesełkowy. Dlatego przyznaje, że w sezonie ten szlak nie należy do moich ulubionych. Na szczęście dla nas sezon jeszcze na dobre się nie zaczął, a ostatnie deszcze i wietrzna aura trochę odstraszyła "stonkę" od podejmowania dalszych wypadów ;)
Nim więc dotarliśmy do Szrenicy, minęło nas może  tylko 5-6 osób. I głównie- prawdziwych turystów plecakowych.
W samym schronisku o dziwo też nie było za tłoczno (co jest rzadkością w godzinach pracy wyciągu). Na miejscu posililiśmy się zatem porządnie, ochłonęliśmy nieco i zza szyb zaczęliśmy obserwować nagłe pogorszenie aury. Wystarczyło bowiem kilkanaście minut, by od zachodu nadciągnęła armada warstwowych chmur, i pogrążyła wierzchołek Szrenicy w mlecznej bieli.

Schronisko na Szrenicy. Widokówka z końca lat 30. XXw.

O wybranych losach szrenickiego schroniska poczytać można tutaj:
http://www.szrenica.pl/historia.php
Tak więc po wyjściu ze schroniska, na widoki nie można było już liczyć. Skierowaliśmy się teraz zielonym szlakiem przez tzw. Mokrą Drogę, do Hali Pod Łabskim Szczytem. Nim zaś doszliśmy do położonego tam kolejnego schroniska (o którym napiszę szerzej w następnej relacji), zaczęło padać. W obiekcie trafiliśmy na rozwrzeszczaną grupę szkolnej młodzieży, także skusiliśmy się jedynie na szybką herbatę i czym prędzej wróciliśmy na szlak. Zejście rozpoczęliśmy szlakiem czerwonym, by po jakimś czasie przejść na czarny i przez Moreny dotrzeć znów do niebieskiego na wysokości III drogi, łączącej Wysoki Most z Koralową Ścieżką. Nim dotarliśmy do Michałowic lało już równo, a my po mału zaczęliśmy wątpić w to, że dane nam będzie na tym wyjeździe ujrzeć jeszcze raz pełne słońce. Jak się wkrótce okazało- zupełnie niepotrzebnie.

Potok Szklarka w okolicy Węglińca

Szlak początkowo nie stanowi wyzwania

Szklarka towarzyszy nam w wędrówce przez pewien czas

Idziemy niebieskim i czarnym szlakiem (ten drugi niebawem odbije na zachód)

Niezwykle uroczy wodospad za Wysokim Mostem

Już na niebieskim.

Zaczyna się robić bardziej stromo

Tu jeszcze było w miarę sucho

Kilkaset metrów dalej, mamy już na szlaku regularny strumień...

W którym balansujemy na nielicznych suchych skałkach

Sytuacja poprawia się gdy mijamy skrzyżowanie z czerwonym szlakiem

Niedaleko Rozdroża pod Wielkim Szyszakiem las wyraznie rzednie...

I otwierają się pierwsze, dalsze widoki

Rzut oka w stronę Wielkiego Kotła

Szlak za rozdrożem staje się bardziej kręty

Kolejny widok na strome zbocza obu kotłów i stację przekaźnikową

Widok z Wielkim Szyszakiem w tle

Fajnie mieć chmury pod sobą :)

Widok na Śmielec
Stąd rozpościerała się ładna panorama wschodniej części Śląskiego grzbietu. Z daleka widoczna była Śnieżka

Widok na Śmielec, Śląskie Kamienie i dalszy ciąg grzbietu. Na prawo od Śnieżki majaczy Lucni Hora

Kolejny widok na kotły, oraz leżące u ich stóp Śnieżne Stawki

Ściany Wielkiego Kotła zawsze robią ogromne wrażenie

I raz jeszcze Śnieżne Stawki, oraz podmokłe łąki kotła

Ten surowy widok obnażonych skał, to zasługa cofającego się lodowca

Widok na południowy zachód. Obniżenie po lewej to Labsky Dul. Z prawej strony - szczyt Kotel

I jeszcze raz surowe piękno Wielkiego Kotła

Widok spod stacji. Wielki Szyszak i Śmielec prawie "ramie w ramie".

Wypatrzyliśmy stanowisko Sasanki alpejskiej (Anemone alpina)

I po raz kolejny dno kotła, z niewielkimi połaciami śniegu

Stacja przekaźnikowa (po prawej fragment Czarciej Ambony)

Widok na czeskie Karkonosze. Płaskowyż na pierwszym planie to Mumlavska  i Labska louka. W tle Kotel  i Lysa hora

Ruszamy "estakadą" w stronę Łabskiego Szczytu

Jego wierzchołek, zbudowany jest z typowego karkonoskiego granitu

Widok na szczyt z przeciwnej strony

Jedna z wielu naturalnych, wypełnionych wodą niecek

Znad kosodrzewiny wyłania się Szrenica

Mijamy skałę Twarożnik

Szrenica coraz bliżej

Rzut oka za siebie, na stoki i wierzchołek Łabskiego Szczytu

Kolejna formacja skalna- Trzy Świnki

I jeszcze raz- w komplecie

W schronisku na Szrenicy niemalże puchy

Gdy wyszliśmy, chmury oblepiły już wierzchołek wraz z budynkiem

Skałki na Szrenicy

Baszty skalne i ich skupiska, w takiej aurze nabierają wręcz mistycznego klimatu

Niezwykła rzeźba natury w okolicy Mokrej Przełęczy

Drewniane pomosty na Mokrej Drodze

W chmurach podążamy na Halę pod Łabskim Szczytem

Jeden ze strumieni, zasilający Szrenicki Potok

Schronisko Pod Łabskim Szczytem w deszczu

Czerwony szlak poniżej Ścieżki nad Reglami

Kaskady Bystrego Potoku

Czarny szlak poniżej potoku Płócznik. Znów niemalże brodzimy

Potok Górna Szklarka poniżej Wysokiego Mostu


c.d.n.

Źródło cytatu: http://www.kpnmab.pl/
Zdjęcia z epoki: http://www.heimatsammlung.de/