Nie dawało mi to spokoju. Chciałem, bardzo chciałem choć w niewielkim stopniu przedłużyć jeszcze to, co nie tak dawno spotkało mnie w Górach Wałbrzyskich. Czego byłem tam świadkiem. Przeciągnąć dalej ten niewyrażalny spektakl, choć przecież wokół zmieniło się tak wiele. Choć brakło tych umiłowanych miejsc i podziwianej linii krajobrazu. I po pewnym czasie udało się. Koniec października zaowocował kilkoma wręcz idealnymi momentami, ażeby zaistniało to wszystko. Reszta pozostaje dla mnie zapisem czegoś, co powracając co roku wezbraną falą zachwytu, niesie w sobie moc najznamienitszej z uwertur i echo najcichszej z modlitw.