Walonia się złamała, czy może dogadała punkty sporne na własną korzyść, podobnie jak Niemcy w przypadku Traktatu Lizbońskiego i w związku z tym nic już nie stało na przeszkodzie do szczęśliwego wprowadzenia CETA w całej Unii Europejskiej i w Kanadzie, czyli w kanadyjskim Kondominium tzw. Korony Brytyjskiej. A może ktoś w dzielnej Walonii dostał propozycję nie do odrzucenia, z której przyjęcia Donald Tusk się bardzo ucieszył, bo jak grzeczny chłopczyk wykonał zadanie swoich mocodawców, co obwieścił wszem i wobec na Twitterze: ,,mission accomplished!" Dzisiaj przybył do Brukseli premier Kanady, Justin Trudeau, który podpisując z UE umowę CETA sprzedał Kanadę wielkim korporacjom.
Cud Brexit stał się o wiele bardziej zrozumiały i uzasadniony, bo jurysdykcja CETA nie będzie dotyczyła samej Wielkiej Brytanii, podczas gdy korzyści będą czerpane przez brytyjskie korporacje bez przeszkód.
O szkodliwości CETA, w ciągu stosunkowo krótkiego czasu, w którym społecznoścom i narodom było dane uchylić rąbka sekretów tej umowy, trzymanej dotąd w tajemnicy niczym wiedza magiczna okultystycznych stowarzyszeń, napisano już i powiedziano bardzo wiele i każdy, kto miał wolę, mógł się na ten temat dokształcić, a nawet wyjść na ulicę i zademonstrować swój słuszny i zdecydowany sprzeciw. Kilka osób to nawet uczyniło.
Druga strona podpisująca ten cyrograf - Kanada, od lat jest związana podobną umową zwaną w skrócie NAFTA, zawartą z Meksykiem i USA.
Mieszkam tu wystarczająco długo, aby zaobserwować płace obniżane o połowę, a następnie znikające w ogóle, bo zakład został przeniesiony do Meksyku, gdzie płace są znacznie niższe; postępujące bezrobocie; brak perspektyw dla młodych; stopniowe, acz postępujące zubażanie społeczeństwa; kurczenie się klasy średniej będącej podstawą ekonomicznie zdrowego państwa; zmniejszanie zakresu i pogarszanie jakości usług socjalnych, szkolnictwa i służby zdrowia; znikanie drobnych usług, małych przedsiębiorstw i różnorodnych małych i większych sklepów, które nie wytrzymały konkurencji, a tym samym zmniejszenie ilości, jakości i różnorodności dostępnych towarów i wreszcie nieustannie rosnące ceny, aby wymienić kilka symptomów tego perpetualnego kryzysu.
Kompletna, księżycowa degradacja środowiska w Albercie na nieporównywalną skalę zajmuje obszar europejskiego państwa (szukaj Fort MacKay, Alberta, Canada na Google Earth), a dzieje się to w imię dobra - nie obywateli, którzy są zatruwani rakotwórczymi odpadami, a dla zysku wielkich korporacji, które niefrasobliwie dokonują dewastacji Ziemi.
http://www.greenpeace.org/usa/photos-new-aerial-pictures-alberta-tar-sands-mines-show-scope-eerie-destruction/
To nie jest ta legendarna powojenna Kanada mlekiem i miodem płynąca i to nie jest nawet ta sama Kanada, do której przyjechałam. Upadek gospodarczy i ekonomiczny zaczął się ze znacznie wyższego pułapu niż w Polsce. Stopa życiowa była nieporównywalnie wyższa, bo klasa średnia, do której można było zaliczyć wielu robotników, to byli na warunki polskie ludzie bardzo dobrze sytuowani, a więc osiąganie dna zajmie Kanadzie o wiele więcej czasu niż Polsce, choć z pewnością teraz ten proces znacznie przyspieszy, właśnie dzięki CETA i równoległej umowie trans-pacyficznej.
Na umowie NAFTA skorzystały wyłącznie wielkie korporacje; dzięki tej umowie w połączeniu z CETA, uprzednio odrzucone TTIP zostanie wprowadzone do Polski i EU tylnymi drzwiami.
Piszę o protestach ,,kilku", bo spodziewałam się co najmniej takiego zrywu, jakim wykazały się Polki na protestach przeciwko obaleniu dotychczasowej ustawy dotyczącej aborcji.
Ktoś tłumaczył słabą frekwencję tym, że sprawa aborcji będąca przykrywką - tematem zastępczym, wywołała tak wielki sprzeciw, bo zagrała na emocjach. Zgodzę się z tą opinią, jeśli pod uwagę weźmiemy reakcje panów, którzy wyzwali protestujące panie różnymi brzydkimi epitetami, których moje dobre wychowanie zabrania mi powtarzać, a które sprawiły, że do wielu z tych panów straciłam szacunek.
Kultura osobista to jedna sprawa; co jednak zadziwia, to obojętność i apatia tychże samych wojowników o prawa do życia nienarodzonych, w stosunku do praw nienarodzonych już po przyjściu na świat, czyli jako obywateli teoretycznego państwa w niewoli wielkich korporacji - bo takim właśnie kondominium korporacji będzie Polska po ratyfikowaniu umowy CETA.
Gdzie pytam, gdzie są te niezliczone (pokojowe) protesty mężczyzn, zatroskanych o dobro nie tylko swoje własne, ale swoich żon, a przede wszystkim dzieci i wnuków, o ich przyszłość, o ich wolność, o godne życie w wolnym kraju, jako wolnych ludzi? Gdzie ci wojownicy? Gdzie ci mężczyźni?
Ano nie ma! Cały naród wykonuje chocholi taniec prowadzący do utraty resztek suwerenności i niezależności gospodarczej, jak również miejsc pracy, a także płac, z których z większym lub mniejszym wysiłkiem można wyżyć. Chocholi taniec zasłuchanych w pełne patosu słowa niosących krzyż w jednej ręce a (cudzy) miecz w drugiej, w retorykę rzekomych obrońców polskości i wiary pradziadów, w słowa zdrajców i wichrzycieli udających polski rząd i polski sejm, a prowadzących Naród ku zagładzie, a Kraj ku upadkowi.
Klub Prawo i Sprawiedliwość z patriotyczno-religijną retoryką na ustach, głosując ręka w rękę z Platformą Obywatelską za bezprawną i niesprawiedliwą umową CETA zdemaskował się jako najwięksi zdrajcy polskiej racji stanu i Polaków, co najmniej od czasów Magdalenki - bo najpierw przez podpisanie Traktatu Lizbońskiego oddającego samozwańczym biurokratom z UE suwerenność polityczną Polski, a teraz podpisaniem cyrografu oddającego żydowskim i innym międzynarodowym korporacjom resztki suwerenności gospodarczej, grzebiąc tym samym jakiekolwiek nadzieje na poprawę materialnego bytu ogółu społeczeństwa i zatrzymanie exodusu młodych Polaków.
W kilka lat po podpisaniu CETA czy jakiejkolwiek CETA-podobnej umowy - nas już nie będzie, państwo narodowe przestanie istnieć, a struktury państwa będą tylko pustą wydmuszką. Najprawdopodobniej nawet na blogach nie będzie można o tym pisać. Obce wojska, gwardia narodowa, więzienia, sądy korporacyjne i psychuszki z obowiązkowymi szczepieniami, a także seryjni samobójcy, czekają na Polaków. Dodajmy to tego korupcję urzędników, sędziów i polityków, nieustające afery i postępującą nędzę społeczeństwa... Czeluść przyszłości stoi otworem. Orwell na dopingu.
Warto upamiętnić przedstawicieli Narodu, którzy głosowali przeciwko tej podstępnej i zdradzieckiej umowie - tych ostatnich dziewięćdziesięciu sprawiedliwych, którzy zagłosowali w Sejmie przeciwko CETA. Chwała Im za to, choć wygląda, że niektórzy z nich po prostu zmienili barwy chcąc w następnych wyborach wskoczyć na miejsce PiS-u, który zawiódł pokładane w nim nadzieje wyborców. Następna ,,dobra zmiana" już jest w przygotowaniu.
Z pewnością jednak posłanka PO i posłanki i posłowie PiSu, którzy oddali głos przeciwko umowie CETA, głosowali ,,nie", wyłącznie po to, aby - jak powiedziała prof. Pawłowicz - nie zdradzić swoich wyborców, bo posłowie polskiego sejmu powinni służyć polskim obywatelom, którzy ich do tej roli powołali, a nie międzynarodowym korporacjom.
W Kanadzie trójka członków gabinetu zaskarżyła umowę CETA w sądzie federalnym o niekonstytucyjność. Módlmy się, aby w sądzie kanadyjskim znaleźli się sprawiedliwi sędziowie. Prof. Pawłowicz, która jest specjalistą od spraw konstytucji, powinna zrobić dokładnie to samo, z tym, że do kogo miałaby się zwrócić? Do Trybunału Konstytucyjnego??? Wolne żarty!
Drodzy Rodacy, jesteśmy ugotowani. Następuje gwałtowne podgrzewanie kotła bez możliwości ucieczki.
Lotna
***
Taki oto tekst znalazłem na jednym z portali niezależnego (jeszcze) internetu. Niby tylko głos pewnej publicystki gdzieś tam zaistniały w czeluściach sieci, ale dość jasno precyzujący obawy, oraz nie stroniący od spojrzenia na problem z punktu widzenia..."ofiary".
CETA podpisana. Kolejny krok gdzieś ponad naszymi głowami postawiony, kolejny uścisk rąk tych, którzy za naszymi plecami bawią się w Bogów, dokonany. Mamy niesprecyzowane jeszcze do końca przypuszczenia, jak to wszystko może się skończyć. Na tyle jednak są one niepokojące, że śmiało możemy sądzić, iż w kwestii beneficjów pewnych środowisk i tych, którzy są dla nich jedynie materiałem przepuszczanym przez maszynki do robienia kasy, nie zmieniło się nic.
Statystyczny Kowalski jest zmęczony, rozleniwiony i ma wywalone na to, co dzieje się na jego własnym podwórku. Tu plan udał IM się z nawiązką. Ludzie są nękani zwykłymi patologiami codzienności tak mocno i głęboko, że jak nawet przychodzi moment poważnej decyzji i wypadałoby wyjść nieco przed szereg oraz stanąć z sąsiadem pod rękę, by zakomunikować coś cwaniakom- nie dzieje się nic. Jest marazm i zniechęcenie, a ponadto strach i chęć izolowania się od rzeczy, które niosą zbyt duży ładunek niezrozumienia, a co za tym idzie- właśnie obawy.
Ktoś powie- są jeszcze młodzi. Tak, są. I być może jest to ostatnia deska ratunku. Nie wszyscy bowiem z nich chcą brać "dupę w troki" i wiać na Wyspy, w poszukiwaniu krainy szczęśliwości. Nie wszystkim zapachniała słodka obietnica unijnych dygnitarzy i ich szeroki uśmieszek. Ale muszą wiedzieć, że bez jednego się nie obejdzie. Ci którzy zostaną, będą zmuszeni szybko skonfrontować swoje ideały, z mało przyjazną i humanitarną sytuacją młodego człowieka w kraju, w którym społeczeństwo stało się nie tylko monetą przetargową, ale też fundamentem do wdrożania zasad, opartych o wyznaczniki XXI-wiecznego neokolonializmu.
Czy zatem mamy być bierni i dać sobie spokój, jeśli miliony Kowalskich machnęło ręką, a część z nich opuściło z premedytacją, jak to zwykli mawiać- "tonący okręt"?
Nie wydaje mi się. Zatrzymajcie się na moment i zapytajcie samych siebie- co czujecie, co jest dla Was ważne. Czy czasem nie nadeszła chwila, by odpowiedzieć sobie szczerze na nurtujące Was od dawna pytanie? A może nagle zrozumieliście, że właśnie TERAZ jest odpowiedni czas na zrobienie czegoś ważnego i istotnego?
Nigdy nie jest tak, że problem skanalizowany jest całościowo. Zawsze istnieją nisze, które pozwalają na lepsze rozeznanie i takie pokierowanie swoim losem, by wykorzystać w pełni potencjał, oraz dać maksimum uwagi wtedy, gdy jest ona wskazana. Może właśnie teraz doszliśmy do takiego momentu historii, kiedy wreszcie trzeba w szczerym świetle pokazać swoje intencje i nie dać się po raz kolejny zepchnąć do roli bezwarunkowo kopiącego zwierzęcia?
Czy naprawdę aż tak trudno poczuć nam własną wartość i siłę? Czy musimy wciąż pracować na fantomach i wspierać się o miraże, jeśli wokół aż kipi od chętnych do pracy rąk i osób, którzy choć jeszcze nieśmiało, to dają nam przykład wspaniałej chęci wyrwania się z tego tragicznego kieratu i udowodnienia innym, że wciąż możemy to jeszcze odkręcić i naprawić? Łatwo nie będzie i na pewno szybko to nie pójdzie. Ale spróbujmy. Obudźmy w sobie w tych dziwnych czasach choć odrobinę godności i pomyślmy, jak wiele może zależeć od tego, co w danym momencie poczujemy, jak się zachowamy, z kim zbudujemy coś istotnego i dającego wartościowy efekt. Na rozpoczęcie nauki nigdy nie jest za późno. Tak samo, jak na przyznanie się do błędu.
Decyzje na górze zapadły. Teraz czas na nasze.
Źródło tekstu: http://www.neon24.pl/
Zródło zdjęć: internet
Korekta: Medart