sobota, 22 grudnia 2018

Szukałem


Bo już nieraz nie wiem, czy trzeba tak myśleć. Czy szukać odniesień, podobieństw i znaczeń. Rwać czas na strzępy, porównywać i dzielić? Ale przecież w końcu dano mi wspomnienia. Gdzieś z tyłu głowy, z dala od oczu, tli się zapis dni szczególnych, o których teraz nie śni się nikomu. Gdzie to pomieszczę. Jak spakuje. Dokąd odniosę, gdy ten świat okaże się już zbyt mały?
Na pobielałych od zimna przestrzeniach, wędrowałem zawsze samotnie. Od lat nic się nie zmienia, ale przyzwyczaiłem się. Dogłębny skurcz, kawałek strachu i piękna pospołu, z którymi nie potrafię wiele zrobić. A bardzo chciałbym. Bezsilność i gniew, są zawsze złymi doradcami. Tak, wiem to, ale pęka już w środku ostatnia cegiełka, wykrusza zaprawa i czym mam scalić delikatną resztę?
Moje ręce nigdy nie były bardziej ciężkie, a oddech niedokończony. Ostatnie metry najtrudniejsze. Za kotarą nocy brzask czeka jak zawsze, choć pewnie tego nie wiedziałem. Budziłem się zbyt późno, więc natura zjawiska nie została przeze mnie odkryta.
I to już prawie wszystko. Prezentów nie oczekuję, a choinkę wywiozłem z powrotem do lasu. I choć nie ma szans doczekać wiosny, jest mi z tym nieco lżej. Zaś samo szukanie na nic się zdało. Nachalnie wyeksponowana, kolorowa euforia tylko udająca dogłębną szczerość, każe mi wierzyć, że po raz kolejny w tej grze osiągnęliśmy status marnego dodatku.


Życzę Wam wszystkiego dobrego w ten świąteczny czas. Oby był szczególny i niezapomniany...
 - Medart  

Zdjęcie: Alicja Kukła https://wroclife.pl/               

     




sobota, 8 grudnia 2018

P.K.W.Ł.- edycja jesienna


Długo czekałem na ten wypad. Można rzec, że ponad trzy lata. Tak się bowiem złożyło, że osoba z którą najczęściej tu "wyskakiwałem", mój kumpel Marcin o wdzięcznej ksywie- Kwiatek (nie nie...bez żadnych skojarzeń odnośnie pewnych preferencji ;))musiał na jakiś czas opuścić naszą ojczyznę. A obiektywnie stwierdzam, że samemu jakoś nie chciało mi się ostatnio tędy wędrować, zaś moja Iza nie zawsze miała czas wtedy, kiedy ja go miałem. I tak się to odwlekało, z roku na rok. Aż wreszcie nadeszła wiekopomna chwila. Kwiatek powrócił! Zostawił anglosaską ziemię i po paru latach znów postawił stopę na rodzimej. Nie było zatem innej możliwości, jak w stosowny sposób uczcić to znamienne wydarzenie. A że my nie z tych, co to "uczczenie" widzą tylko w jedyny przewidywalny sposób, np. siedząc w jakiejś knajpie nad eskadrą butelek, zatem postanowiliśmy ten czas spożytkować lepiej. A chyba nie ma lepszego spożytkowania tegoż, jak w bezpośrednim kontakcie z...Naturą :) Zatem gdy nastał dzień wolny, a listopadowa pogoda zapragnęła być sympatyczniejsza niż z reguły bywa o tej porze, ruszyliśmy dziarsko w plener, by po raz kolejny odwiedzić Park Krajobrazowy Wzniesień Łódzkich
Trzeba było oczywiście wstać dosyć wcześnie, bowiem autobus z którego korzystaliśmy, w dni wolne jeździł raptem raz na godzinę. Ale w sumie to norma na wszystkich liniach podmiejskich. Było mniej więcej po siódmej, kiedy opuszczaliśmy ścisłe granice miasta i kierowaliśmy się drogą nr.72 w stronę Brzezin. Jechaliśmy już tutaj kilka lat temu, podczas wcielania w życie planu pt. "Operacja Wschód"  Teraz jednak postanowiliśmy przebić się nieco dalej i już od samego początku, udać w stronę przeciwną. Tym razem, desant odbył się przy opłotkach wsi Paprotnia- Dolna, położonej ok.4 kilometry za Lasem Wiączyńskim. Od razu zapuściliśmy się w ostępy leśne. W pierwszej kolejności czekało nas pokonanie niewielkiego Lasu Kontrewers, po czym przez wieś Polik, skierowanie się do kolejnego leśnego kompleksu, o takiej samej nazwie. Aura sprzyjała. Było kilka stopni na plusie, zero wiatru, a poranne mgły z każdym krokiem ustępowały, pod naporem rosnącego w siłę słońca. Byliśmy jednak o ten aspekt raczej spokojni, gdyż prognozy na ten dzień przedstawiały się nad wyraz optymistycznie.
Las Polik miło mnie zaskoczył, bowiem poczułem się tutaj niemalże jak na Przedgórzu Sudeckim, lub innych wzgórzach mojej ulubionej krainy. Bardzo duża ilość buków i niekiedy ciekawie pofałdowany teren, sprawiały wrażenie, jakby żywcem wyjętych z tamtych rejonów. A przecież tak naprawdę, "liznęliśmy" ledwie zachodnią część tego kompleksu. Jak się okazało, takie klimaty pojawiły się jeszcze później. Na razie jednak osiągnęliśmy wieś Grzmiąca (niestety nie tą w Górach Sowich ;)) i zmieniliśmy kierunek. Podążaliśmy teraz szlakiem konnym, będącym częścią 7 odcinka Łódzkiego Szlaku Konnego
Po niedługim czasie zdobyliśmy kolejny, tym razem znacznie większy kompleks leśny. Mowa o Lesie Janinowskim. Jest jednym z kilku położonych w bezpośredniej granicy Parku Krajobrazowego i jednym z paru, w którym wytyczono ścisły rezerwat, o nazwie Parowy Janinowskie. Na teren rezerwatu się nie zapuszczaliśmy (zresztą nie ma tam wyznaczonego szlaku), natomiast cały kompleks pokonaliśmy niejako wzdłuż, odbijając tylko chwilowo na zachód w stronę wsi Janinów. Chcieliśmy tutaj bowiem odszukać pozostałości niewielkiego cmentarza z I wojny światowej. Niestety bezskutecznie. Mimo że zapuściliśmy się w rejony które pokazywała mapa, nie udało nam się odnaleźć nawet szczątków pojedynczych mogił. Teren pokrywał dziko rosnący las i krzewy, niekiedy sięgające naszych głów. Odpuściliśmy zatem. Już później dowiedziałem się, że owa nekropolia nie znajduje się nawet w oficjalnym rejestrze cmentarzy wojskowych czasu Wielkiej Wojny, zatem nic dziwnego. Zapewne pozostały po niej jedynie nieliczne ślady. Kierując się w drogę powrotną, zajrzeliśmy jeszcze na znajdujące się niedaleko wyznaczone miejsce biwakowe, skubnęliśmy trochę strawy, po czym powróciliśmy na główny szlak. Las Janinowski również przypadł nam do gustu. Znów piękna ekspozycja buczyny kwaśnej z domieszką klonu, brzozy i jawora, na lekko pofałdowanym terenie, stwarza klimat obcowania z jakimś malowniczym pogórzem. Tak było do samego końca. Obszar ten opuściliśmy od strony wsi Anielin, po czym odbiliśmy na zachód, by przekroczyć parę lat temu wybudowaną tutaj obwodnicę Łodzi, wchodzącą w skład autostrady A1. Dalej, zgodnie już z zielonym szlakiem turystycznym, doszliśmy do wsi Stare Skoszewy , będącej jedną ze starszych miejscowości na obecnym terenie Parku Wzniesień Łódzkich. Dalej była wieś Bartolin i niewielki przysiółek Przydatki, gdzie znajdowało się mnóstwo działek rekreacyjnych. Nieco dalej, w dolinie rzeki Młynówka, popadliśmy chwilowo w nawigacyjne tarapaty. Wszystko przez to, że szlak (słabiutko oznaczony), podążał skrajem rzeki, na dość podmokłym i mocno zarośniętym odcinku. Po parokrotnej próbie obejścia mokradeł, z pomocą przyszła nam para "tuziemców", idąca akurat od strony przeciwnej. Dzięki nim, odnaleźliśmy niemalże niewidoczną ścieżkę, która przekraczała rzeczkę i wyprowadzała na łąki pod wsią Ługi. Dalej na szczęście takich niespodzianek już nie było. Przez dolinkę kolejnej rzeczki (Kiełmiczanka), doszliśmy do małej wsi Młynek i znacznie już większej- Michałówek. Teraz czekał nas najdłuższy i mało komfortowy odcinek asfaltem, aż do znanej w regionie wsi- Dobra Byłem już kiedyś w jej granicach rowerem, choć wjeżdżając z zupełnie innej strony. We wsi, przy niewielkim stawiku robimy sobie popas, obserwując spacerowiczów korzystających jak my z przychylnej aury, i poruszamy dziesiątki tematów, od trekkingu górskiego, poprzez ekologię, survival, sytuację naszego państwa, historię regionu, militaria, sztukę, a na przygodach Kwiatka na Wyspach kończąc :) Cóż...tak to bywa, gdy po długiej rozłące, w jeden dzień usiłuje się nadrobić parę lat ;)
Dalej porzucamy szlak zielony i odbijamy w lewo, by opuścić miejscowość na wysokości tutejszej świątyni mariawickiej. Wychodzimy na malownicze pola rozłożone między Dobrą a wsią Nowiny, idąc na zachód. Tymczasem słońce chowa się już z wolna, a temperaturka wyraźnie spada, choć cały czas jest bardzo pogodnie. Za małym przysiółkiem Kiełmina, czeka nas jeszcze krótki marsz po asfaltowej nawierzchni, po czym znów zmieniamy kierunek dochodząc do wsi Moskule, "przytulonej" już do wschodniej części Lasu Łagiewnickiego To prawie epilog wycieczki. W lesie panuje ćmok, zatem zmuszeni jesteśmy sięgnąć po latarki i utrzymując kierunek zachodni, częściowo szlakiem niebieskim, kierujemy się w okolice Wojewódzkiego Centrum Leczenia Chorób Płuc na ul. Okólnej. Z pętli autobusowej w jego pobliżu, odjeżdżamy niebawem w stronę miasta "swoim" numerem. To lubimy- dość krótki, ale jakże piękny listopadowy dzień, wykorzystany owocnie i właściwie. Jak się niebawem okazało, najbliższa noc przyniosła już zachmurzenie i znaczne pogorszenie warunków, zaś następnego dnia przelotnie padało. To się nazywa trafić z terminem w...sam środek tarczy :)

Paprotnia- Dolna. Tutaj rozpoczynamy

Początek lasu Kontrawers

W lesie

Na jego skraju...

całuny mgieł...

wciąż nie odpuszczają

Widok w stronę wsi Polik...

gdzie zmierzamy...

łapiąc w kadr barwy poranka

c.d.

c.d.

Już we wsi

Słońce coraz wyżej

Lekko pofałdowanym terenem...

w stronę kolejnego kompleksu, czyli...

Lasu Polik

Dywany bukowych liści...

oraz ciekawe "stylizacje" pni...

to w tym lesie codzienność :)

Rześki, leśny poranek. W takich warunkach, aż chce się iść

Podchodzimy do kolejnej osady...

z widokami na miejscami wciąż zamglony las

Drogę do centrum wsi...

urozmaica nam koloryt zróżnicowanego drzewostanu

Zaraz odbijemy w bok...

choć wcześniej, zasięgniemy nieco informacji

Na szlaku konnym

Wysepki wśród pól...

i wciąż niesamowity koloryt jesieni

c.d.

Witamy Las Janinowski

Klimacik...

Stosowne tablice

Las Janinowski

c.d.

c.d.

Droga prowadzi idealnie na wprost

Światła i cienie...

które na bieżąco uwieczniamy

Odbijamy na zachód

Widok w stronę wsi Janinów

Zachodnia rubież lasu...

gdzie mijamy drogę do wsi...

i zapuszczamy się głębiej, by odszukać wojskowy cmentarzyk

Teren "dziewiczeje", a naszego celu...wcale nie widać

Podobnie jest na obrzeżach lasu, nie ma tu nic

Wkrótce zawracamy...

i cofamy się do miejsca, które mijaliśmy...

czyli małej infrastruktury biwakowo-turystycznej, gdzie też popasamy

Wspólna fotka. Outdoorowy cowboy i taktyczny ludzik, na szlaku ;)

Ponownie przez Las Janinowski

c.d.

c.d.

Osiągamy jego północny skraj...

skąd widać zabudowania wsi Anielin i ekrany akustyczne "Autostrady Bursztynowej"

Skraj lasu...

którędy podążamy niewielką ścieżką

Trochę polami...

by przebić się i wkrótce przekroczyć...

autostradę A1

Dalej, na szczęście znów jest sielsko i spokojnie

Droga w stronę Starych Skoszew

Gdzieś w przydrożnych krzakach, spoczywają wiejskie relikty przeszłości

Stare Skoszewy. Na prawo cmentarz, a w tle- kościół Wniebowzięcia NMP z lat 1934-36

Skręcamy w prawo, na gruntówkę wiodącą na zachód

Za wsią Bartolin, znów trochę asfaltem

W oddali, zabudowania wsi Głąbie

Mijając szpalery brzóz...

po raz pierwszy przekraczamy rzekę Moszczenica

Idziemy teraz skrajem Lasu Dobieszkowskiego

Moszczenica raz jeszcze. Na tym odcinku, zdecydowanie bardziej "dzika"

Działki na Przydatkach. Praktycznie cały ten teren, pogrodzony jest wzdłuż i wszerz

Nie dochodząc do wsi Warszewice, odbijamy w stronę Doliny Młynówki

Wkrótce szlak staje się "niewidzialny" i mamy kłopot

Początkowo daje się jakoś iść na azymut, później już...nie bardzo

Odwrót. Próbujemy z drugiej strony

Tu jednak trafiamy w widły Młynówki i jej starorzecza. Na kąpiel nie jesteśmy gotowi

Znów się cofamy, by poprzez podmokłe łąki brnąć na zachód, szukając sensownego przebicia

Niebawem z opresji ratują nas miejscowi. Prawie niewidoczną ścieżką przekraczamy rzekę i mokradła

Po drugiej stronie Młynówki

Jak widać, te tereny upodobały sobie bobry

Skrawkiem pól, w stronę zabudowań wsi Ługi

I znów przy lesie...

gdzie zainteresowani, mogą nawet nabyć prasę ;)

Brzozowy młodnik po raz kolejny

Widoki na pola i Las Dobieszkowski

Skraj wsi Młynek, w Dolinie Kiełmiczanki...

gdzie po raz kolejny zmieniamy kierunek...

dochodząc wkrótce do zabudowań Michałówka

Końcowy, najdłuższy asfaltowy odcinek w stronę wsi Dobra...

gdzie już będąc, mijamy kościół św.Jana Chrzciciela i św.Doroty z początku XXw...

i niebawem odpoczywamy z widoczkiem na ładny staw

Ruszamy na południe...

mijając kolejną dobrską świątynie- tym razem mariawicką św.Jana Chrzciciela z 1908 r.

Za kościołem, rozpościerają się miłe oczom widoki w stronę wsi Dobra- Nowiny i Stary Imielnik

Wieczorna impresja

I kolejna...

Następna gruntowa droga, wiedzie nas ponownie na zachód

Słońce na dobre chowa się w lesie :)

Mijamy jakieś ruiny budynków, rozsiane po nieużytkach

W stronę (zachodu) słońca...

Przedwieczorne widoki na północ...

oraz wschód

Droga w barwach późnej jesieni

Gdzieś z boku, prawie w szczerym polu, stoi kapliczka

Osiągamy wzniesienie o sympatycznej nazwie...

skąd rozpościerają się nieliche widoki

c.d.

Przed nami, w tle, majaczy już "ściana" Lasu Łagiewnickiego

Przy wsi Kiełmina, mijamy resztki dawnego sadu

Las Łagiewnicki coraz bliżej

Jeszcze chwila...

i znikamy w jego półmroku

Ostatni odcinek, pokonywany już z pomocą latarek

Wracamy do cywilizacji