niedziela, 13 stycznia 2019

Dzik czy...kozioł ofiarny?


Od 12 stycznia do końca lutego myśliwi mają prowadzić masowy, skoordynowany odstrzał dzików, w tym ciężarnych samic. Eksterminację dzików w związku z wirusem ASF w Polsce, po rekomendacji PZŁ , nakazał minister środowiska Henryk Kowalczyk. Zginąć ma nawet 210 tys. tych zwierząt, a resort domaga się ograniczenia populacji do minimum. Eksperci nie pozostawiają na pomyśle suchej nitki – masakra dzików na polowaniach zbiorowych nie powstrzyma ASF, a wręcz może zawlec wirusa dalej na zachód od Wisły. Problemem nie są bowiem dziki, ale człowiek – brak kontroli nad wdrażaniem programu bioasekuracji w Polsce, oraz intensywne polowania zwiększające migrację zarażonych dzików i ryzyko roznoszenia wirusa przez myśliwych. Organizacje zrzeszone w koalicji "Niech Żyją!" domagają się wstrzymania masowych polowań i pilnej realizacji społecznych postulatów, dotyczących skutecznej walki z ASF w Polsce. Za haniebny plan wybicia wszystkich dzików domagają się także natychmiastowej dymisji ministra środowiska, Henryka Kowalczyka i ministra rolnictwa, Jana Ardanowskiego.

Koalicja "Niech Żyją!" wskazuje, że pomysł walki z ASF przez wybicie wszystkich dzików to polityczne bicie piany i odwrócenie uwagi od prawdziwej przyczyny rozwoju wirusa ASF w Polsce – braku właściwej bioasekuracji i rzeczywistej kontroli sanitarnej w branży trzody chlewnej.

Prowadzona od trzech lat akcja odstrzału dzika przynosi efekty odwrotne od zamierzonych – wirus dotarł już za Warszawę. Dowiedziono, że rolnicy odpowiedzialni są za rozprzestrzenianie wirusa w hodowlach, ale to dzik stał się kozłem ofiarnym. Dzik w przeciwieństwie do rolnika nie głosuje – eksterminacja dzika ma zapewnić wygraną w wyborach– mówi Adam Bohdan z "Fundacji Dzika Polska", wchodzącej w skład koalicji.

Po pojawieniu się wirusa w Polsce, w 2015 r. odnotowano 3 ogniska u świń i 44 przypadki choroby u dzików, w 2017 było ich już 104 u świń i 678 u dzików, a w roku 2018 aż 213 w chlewniach i 3194 u dzików. Na fakt, że wszystkie nowe ogniska zarażenia w Polsce są wynikiem przenoszenia przez ludzi wskazuje główny specjalista od chorób świń z Państwowego Instytutu Weterynarii w Puławach. Potwierdza też, że właściwa bioasekuracja daje gwarancję ochrony przed zarażeniem. Raport NIK wskazuje, że w Polsce program bioasekuracji w związku z ASF to fikcja: 74 proc. gospodarstw nie posiadało niezbędnych zabezpieczeń, program wdrażany był opieszale np. restrykcje wprowadzano po pół roku od pojawienia się ogniska ASF, dochodziło nawet do fałszowania protokołów kontroli weterynaryjnej w celu stworzenia pozorów zabezpieczenia stad świń przed ASF. W efekcie choroba nie została zatrzymana i rozprzestrzenia się na kolejne województwa. W listopadzie 2017 r. wirus przekroczył linię Wisły.

Jeżeli rząd nie podejmie skutecznych i zdecydowanych działań w celu zapewnienia najwyższych standardów bioasekuracji, będzie bezpośrednio odpowiedzialny za załamanie się branży trzody chlewnej w Polsce. Wirus niebawem dotrze do największych w kraju chlewni w Wielkopolscemówi Radosław Ślusarczyk z "Pracowni na rzecz Wszystkich Istot".

Plan eksterminacji dzików na terenie całego kraju w celu walki z ASF to działanie bez podstaw merytorycznych i wbrew wytycznym Europejskiego Urzędu ds. Bezpieczeństwa Żywności (EFSA) oraz Strategii walki z ASF, dla Unii Europejskiej. Jak ustalili eksperci nie jest bowiem możliwe ustalenie progu zagęszczenia populacji dzików, który zapobiegłby postępowaniu epidemii wirusa ASF. Epidemia rozprzestrzeniała się także na obszarach, gdzie obecność dzika była niska. Dotychczasowe próby depopulacji dzików, jak na Białorusi, nie przyniosły zakładanych rezultatów i nie wygasiły epidemii. Co więcej, radykalnie zwiększony i niewłaściwie zorganizowany odstrzał dzików doprowadził do zwiększonej dyspersji epidemii. Planowane, zmasowane polowania nie tylko nie zatrzymują epidemii, ale wręcz przyczynią się do rozprzestrzenienia wirusa na cały kraj. Potwierdza to ekspert, prof. dr. hab. Elżanowski, zoolog z Uniwersytetu Warszawskiego, który wskazuje, że polowania, które miały dotychczas miejsce, walnie przyczyniły się do rozprzestrzeniania tego wirusa, przy braku skutecznej bioasekuracji. Potwierdzają to także statystyki PZŁ. W okresie od kwietnia do grudnia 2018 r. zabito 168 tys. dzików. W efekcie masowych polowań na dziki w związku z ASF tj. w latach 2015-2017 zabito już ponad 1 mln. tych zwierząt. Wirus nie tylko nie został zatrzymany, ale miał doskonałe warunki do rozprzestrzeniania się. W 2018 r. stwierdzono blisko 2500 nowych przypadków ASF u dzików. Tak lawinowy przyrost ognisk wirusa potwierdza przestrogi naukowców – zmasowane polowania przyczyniają się do rozwoju epidemii.

Zgodnie z wytycznymi EFSA, aby zmniejszyć ryzyko rozwleczenia ASF należy unikać działań, które mogą zwiększyć ruch dzików, zwłaszcza polowań zbiorowych. Spłoszone zwierzęta przemieszczają się bowiem na znaczne odległości, zarażając kolejne. To dlatego np. w Belgii w obszarze zakażonym całkowicie zabroniono polowania na dziki. Im więcej myśliwych i psów myśliwskich będzie miało kontakt z zakażonymi dzikami tym większe ryzyko rozwleczenia wirusa. Wirus przedostaje się do środowiska wraz z krwią np. podczas postrzału lub patroszenia zwierząt. Przenoszony jest na ubraniach i butach myśliwych, kołach samochodów, psach myśliwskich. Niezbędne odkażanie w warunkach polowań jest niemożliwe. Zamiast polować, należy usuwać martwe dziki z lasu – padłe są rezerwuarem wirusa miesiącami. EFSA wskazuje, że nadzór bierny – zgłoszenie martwego dzika – pozostaje najskuteczniejszym sposobem wykrywania nowych przypadków ASF, we wczesnym stadium w obszarach wolnych od chorób . Tymczasem w Polsce brak działań edukujących jak należy zachować się w przypadku znalezienia martwego dzika. Brak także zachęt finansowych – nagrody za znalezienie padłego dzika wypłaca się tylko myśliwym.
Planu zdziesiątkowania dzików nie poprzedziła procedura oceny oddziaływania na środowisko, co stanowi pogwałcenie prawa krajowego i wspólnotowego. Rząd nie wie jaki wpływ na przyrodę wywrą masowe polowania i usunięcie dzika z leśnych ekosystemów. Koalicja wskazuje, że skutki tego nieprzemyślanego działania mogą być drastyczne, ponieważ dzik pełni ważną rolę w przyrodzie.


 „Dziki wpływają pozytywnie na stan sanitarny lasu ponieważ żywią się tzw. szkodnikami drzew oraz padliną. Podnoszą także bioróżnorodność lasów przez buchtowanie ściółki. Same są także pożywieniem dla np. wilka. Brak tych zwierząt może zaburzyć równowagę przyrodniczą i spowodować np. zamieranie lasów w wyniku gradacji. To eksperyment na skalę wybicia wróbli w Chinach w imię ochrony zasiewów, które w rezultacie doprowadziło do ogromnej klęski głodu“– mówi Tomasz Zdrojewski z koalicji "NiechŻyją!".

Plany wybicia niemal wszystkich dzików budzą także ogromne kontrowersje etyczne.

Zabijane będą nie tylko całe grupy rodzinne, ale także samice w ciąży. Rząd wie dokładnie to samo co eksperci organizacji – wszak mamy te same źródła danych. Problemem nie są dziki! Problemem jest brak skutecznych działań w obszarze bioasekuracji. Nacisk rządu na bezlitosną eksterminację dzików jest przyrodniczo samobójczy a etycznie haniebny – to niebywały upadek moralny decydentów. Nie ma na to społecznej zgody!” – dodaje Zenon Kruczyński z "NiechŻyją!".

Wydawanie kolejnych milionów złotych na pozorowane działania mogące mieć katastrofalne skutki przyrodnicze, wbrew prawu i pod naciskami politycznymi, koalicja ocenia jako niedopuszczalne. Apeluje o zatrzymanie polowań i pilną realizację społecznych postulatów w celu skutecznej walki z ASF.

Tomasz Zdrojewski
Radosław Ślusarczyk
Adam Bohdan

***

Nie dalej jak wczoraj dowiedziałem się, że tylko na terenie województwa gdzie mieszkam, do odstrzału przeznaczono około 1000 tych zwierząt. Jest to sprawa, która po raz kolejny udowadnia, że ludziom odpowiedzialnym za bezpieczeństwo sanitarne w państwie brakuje nie tylko elementarnej wiedzy, ale też zwyczajnie...piątej klepki. Takie oczywiście są pierwsze skojarzenia. No bo jeśli rządowi spece korzystają z raportów i wniosków, powstałych w wyniku obserwacji problemu w innych państwach Europy, to możemy zakładać, że albo ktoś ma kłopoty z przyswojeniem prostych, dobrze udokumentowanych badań naukowych, albo...celowo udaje wariata, by np. wdrożyć postępowanie szkodliwe, bijące w rodzimy sektor przemysłu mięsnego. Niemożliwe? A może jednak wcale nie. W końcu jakiś czas temu, nie na darmo wybito setki tysięcy polskich kur i zaczęto masowo sprowadzać drób z zagranicy. Medialny wrzask, panika i trzęsionka spowodowana "ptasią grypą", wygasła równie szybko jak się pojawiła, ale odpowiednie decyzje zapadły, a rodzime zwierzęta poszły na bezmyślny ubój. Sytuacja się powtarza. Nie łudźmy się zatem, że ktoś z tego rządowego kółka decyzyjnego w ogóle wierzy w profilaktykę, wynikłą z masowego mordu zwierząt. Oni dobrze wiedzą, że jest to po prostu nierealne. No chyba, że zamierzają dokonywać tych aktów w warunkach wybitnie sterylnych, a oprócz dzików, wybić jeszcze przy okazji armię drapieżników, zwierzęta domowe i wszystkie krukowate, wszak to głównie one pojawiają się najszybciej przy padlinie. A już gwoździem do trumny tej poronionej polityki, wydają się być badania mikrobiologów, które pokazują, że wirusa ASF mogą przenosić nawet owady- muchy, muchówki, i komary, których w każdej chlewni jest przecież bez liku. No chyba że spece i tu znajdą rozwiązanie, i powołają wyspecjalizowane komanda, mające za zadanie eksterminacje tych insektów, przy każdej możliwej hodowli świń w kraju? Bez jaj! W całej tej kuriozalnej sytuacji widać czarno na białym, że poczciwy dzik, jako realne źródło zakażenia jest naprawdę daleko. Ale dzięki sztuczkom i zaklęciom kolejnych magików od "dobrej zmiany" i szerzenia powszechnego "szczęścia oraz dobrobytu", przybrał oto nieznaną wcześniej formę...kozła. Ofiarnego kozła. Zatem parafrazując poetę: "Bujać to my, ale nie nas, panowie szlachta...tylko z kłamstwa i niszczenia, słynie wasza wachta!"



Źródło artykułu: http://niechzyja.pl/
Źródło zdjęć: internet
Korekta: Medart 

wtorek, 1 stycznia 2019

Dotknięcie


Ponownie mnie ogarnia. Nie bronię się, nie uciekam. Poddaje się temu, bo przecież czym szybciej przyjdzie, tym może prędzej mnie opuści. Czyżby? Sam mam wątpliwości. Ale ta kalendarzowa wiwisekcja, robi mi co roku chwilową wodę z mózgu. Staram się temu nie ulegać i nie udawać kukły, skaczącej bezwiednie w rytm sylwestrowych szkaradełek. Ale w środku, niestety, spoczywa już mniejszy wybór narzędzi do walki z wykutym schematem. Coś tam znowu kłuje i uwiera. To przejdzie, zawsze przechodzi, ale wcześniej zasieje jakieś ziarno, zapewne kolejnej krańcowej niepewności. Na jak długo? Tak czy inaczej, ja i tak czuć będę w tym jedynie fałsz. Dla mnie nowe przychodzi wtedy, gdy dostrzegam je dookoła. A żeby tak się stało, musi minąć dobrych kilka miesięcy, muszą spłynąć śniegi, dni wydłużyć się, a ptaki znów pojawić wśród koron ulubionych drzew. Inaczej...ni hu hu. Mogą mi trąbić w ucho czym tylko chcą, próbować grać na ambicji i szarpać struny powinności. Nic z tego. Będą musieli zmienić adresata, gdyż takiej korespondencji nie przyjmę. Trudno. Kiedyś najwyżej, zamiast w wygodnym łóżku, brzask przywitam na posłaniu z liści i mchu...

Czasem jest tak, że zaraz za zadżumionymi wieściami, podąża groza. Często ukryta i niewypowiedziana. Odważni dostrzegą ją nie w słowach, a gestach i czynach co poniektórych. Tych, którzy na co dzień próbują na powitanie machać nam kwiatkami, trzymając za plecami nóż. Reszta ma problem. Wciąż nie potrafi odróżnić ogrodnika, od prymitywnego kosiarza. Ci zasypiają na swoich działeczkach, z tysiącem toksycznych szpargałów i drutem kolczastym przy skroni, nawet nie wiedząc, że obok czyste jeszcze źródło i bujny, leśny gaj. Jeszcze...


Wiele szczęścia i pomyślności na 2019 rok. Niech Wam się darzy...
                                                                                                                                   - Medart             


Źródło zdjęcia: http://vlastiveda.wz.cz/index.htm