sobota, 24 sierpnia 2013

Karkonosze / Izery 2013



Cześć 4 - Szklarska Poręba - muzea

Jako że nie tylko łażeniem po nierównym człowiek żyje, spróbowaliśmy też wstąpić do niektórych muzeów i obejrzeć co nieco. Wybraliśmy przede wszystkim miejsca dotychczas nam nieznane, lub takie, gdzie byliśmy dość dawno. Upatrzyliśmy trzy lokalizacje.
Na pierwszy ogień poszło...Muzeum Ziemi- Juna, gdzie znajdziemy imponującą wystawę kamieni szlachetnych z Sudetów i niemalże całego Świata, ale...nie tylko.

"Wśród polskich minerałów na szczególną uwagę zasługują okazy siarki i barytu z Machowa, chryzoprazy ze Szklar, pokaźnej wielkości agaty z Gór Kaczawskich, karkonoskie ametysty, szczotki kwarcowe z Gór Izerskich oraz kwarce dymne z rejonu Strzegomia. Kolekcję uzupełniają eksponaty z najodleglekszych stron świata: Rosji, Brazylii, Kenii czy Australii.  Wszystkie te niezwykłości eksponowane są w odrestaurowanych wnętrzach historycznej Karczmy Głodowej".

Trzeba przyznać że ekspozycja jest bardzo starannie pokazana, a częściowo odrestaurowane wnętrza dawnej karczmy naprawdę robią wrażenie. Zresztą oprócz minerałów i kamieni, znajdziemy tu także historyczne pamiątki, takie jak sudeckie odznaki turystyczne, dawne sprzęty karkonoskich GOPR-owców, czy wiele pomniejszych rzeczy, mających związek z wydarzeniami i imprezami odbywającymi się w regionie. Co tyczy się zaś samego budynku, to stoi on już od trzystu lat na fundamentach przypuszczalnie jeszcze starszego, będącego strażnicą na tym trakcie. Był to bowiem fragment wiekowego i uczęszczanego szlaku, którym min. wędrowali pielgrzymi do świętych Źródeł Łaby w Karkonoszach. A czemu taka właśnie nazwa tego miejsca?

"Nazwa „Karczma Głodowa” utrwaliła się w połowie XIX w kiedy to wielki głód spowodowany wieloletnim nieurodzajem i bezrobociem stały się przyczyną głodowych buntów tkaczy Śląskich krwawo tłumionych przez władzę pruską. Aby złagodzić cierpienia ludzi z gór organizowano prace publiczne między innymi budowano górskie drogi zwane do dzisiaj „drogami głodu”. Właśnie jedna z takich „dróg głodu” biegnie przełomem rzeki Kamiennej (Ciekonia) i łączy dzisiaj Szklarską Porębę ze światem. Budowana była rękami bezimiennych mieszkańców gór, którzy za 10 godzin morderczej pracy przy łamaniu granitu i układaniu z kamiennych beli konstrukcji nośnej drogi otrzymywali zapłatę: bochenek chleba i skopek mleka dziennie. Skromne posiłki dla budowniczych drogi przygotowywano w Karczmie Głodowej gdzie wypiekano z podłej mąki dwufuntowe bochenki chleba. W piwnicy Karczmy zachował się do dzisiaj stary piec chlebowy opalany słomą żytnią i owsianą, mieściło się w nim dwieście chlebów jednorazowo". 

Niestety, piwnic ze starym piecem chlebowym nie udało nam się zobaczyć (otwierają je okazjonalnie) ale i tak nie mieliśmy najmniejszych powodów do narzekań. Całość prezentuje się bardzo atrakcyjnie i na mapie Szklarskiej Poręby, jest miejscem zdecydowanie wartym odwiedzenia.

Widok na "Muzeum Ziemi" od strony szosy

Ekspozycja

Ekspozycja

Gablotka z pamiątkami

Ekspozycja była świetnie wkomponowana we wnętrza

Kącik karkonoskich GOPR-owców

Ekspozycja

Minerały cieszą oko

Trochę skamielin

A oto drzwi do piwnic, strzeżone przez samego Ducha Gór ;)

I znów interesujące pamiątki

Imponująco wykuty symbol sudeckiego bractwa walońskiego

Kolejnym punktem zwiedzania było Muzeum Mineralogiczne. Byłem tu kilka ładnych lat temu, zaś dla mojej Izy, była to pierwsza wizyta w tym miejscu (podobnie zresztą jak w Juli).
Osobiście odniosłem wrażenie że...czas stanął tu w miejscu. Co prawda pojawiło się trochę "bajerów" (jak telewizor LCD w sali na dole, wyświetlający jakiś film o dinozaurach), jednak większość rzeczy (oraz ekspozycji) pozostała niezmieniona.
Samo muzeum pod kątem wystawianej tematyki i jakości zróżnicowanych zbiorów, prezentuje się naprawdę wyjątkowo, na tle podobnych placówek w kraju.

"Muzeum Mineralogiczne w Szklarskiej Porębie ma jedne z najoryginalniejszych zbiorów geologicznych w Polsce. Zgromadzono tu cenne okazy mineralogiczne i paleontologiczne. Twórcy tego muzeum nawiązali tym samym do pięknych polskich tradycji sięgających osiemnastego wieku, kiedy to prywatne zbiory geologiczne m.in. Stanisława Augusta Poniatowskiego (1728-1798) Anny z Sapiechów Jabłonowskiej (1728-1800) ) szerzyły wiedzę przyrodniczą będąc jej skarbnicą dla wielu światłych ludzi polskiego Oświecenia.
W Muzeum Mineralogicznym w Szklarskiej Porębie można obejrzeć blisko 2500 eksponatów: minerałów i skamieniałości z całego świata, a także jeden eksponat z kosmosu - meteoryt Gibeon. Przed budynkiem muzeum znajduje się jedyny w Europie “LAS KARBOŃSKI”. Są to skamieniałe pnie drzewa Dadoxylon, które rosły około 300 milionów lat temu.
Osobnym działem muzeum są skamieniałości i szkielety dinozaurów. Jest to największa w Polsce prywatna kolekcja tych gadów z przed milionów lat.
Zgromadzone w Muzeum Mineralogicznym w Szklarskiej Porębie zbiory mineralogiczne mają dużą wartość naukową i dydaktyczną. Kolekcje minerałów z Karkonoszy i Gór Izerskich, kalcytów i stalaktytów z Wojcieszowa oraz minerałów rudnych z Trepczy i Cavnik są unikatowe".

To prawda. Po raz kolejny przekonałem się, jak duże wrażenie robią zgromadzone tu eksponaty. Żeby tak jeszcze szło to w parze z zaangażowaniem obsługi, było by wręcz wzorcowo. Ale niestety. Do czego pije? Ano do tego, że pracującym tam osobom nie chce się nawet dobrze odkurzyć szklanych półek i umyć szyb, dzięki czemu w niektórych gablotach kurz pamięta chyba czasy "okrągłego stołu", a ilość linii papilarnych na szybach tworzy tłuste i mało estetyczne "witraże". Cóż, niby drobiazg, a jednak...razi. Wydaje mi się że za te dwanaście zeta "od łebka" uiszczane w kasie, można żądać więcej. Oczywiście napomknąłem o tym w "recepcji", ale czy ktoś weźmie to sobie do serca, czy uzna jedynie za fanaberie zbyt wymagającego oszołoma- tego nie wiem. ;) 
Jednak mimo tego małego zgrzytu, samo miejsce moim zdaniem godne uwagi i odwiedzenia. A i sam budyneczek w którym mieście się muzeum, to w rzeczy samej istna perełka dawnej architektury Szklarskiej Poręby.

Zadbany budynek muzeum już z daleka cieszy oko

Trochę szczegółów...

Na dole ekspozycja prawie w całości poświęcona jest zwierzętom kopalnym i skamielinom

Ekspozycja

Ekspozycja

Ekspozycja

Trochę skamielin

Kolorowe szczegóły

Ekspozycja z martwą muchą ;)

Gablotki aż pękały "w szwach"

Niewielu osobom gips kojarzy się z taką formą

Agat- jedna z chlub Dolnego Śląska

Rzeźby matki Natury

I jeszcze raz kryształ gipsu

Można poczuć się przynajmniej, jak na przełomie Jury i Kredy ;)

Na koniec zajrzeliśmy jeszcze do Karkonoskiego Centrum Edukacji Ekologicznej. Cóż to takiego?

"Karkonoskie Centrum Edukacji Ekologicznej jest placówką Karkonoskiego Parku Narodowego, koordynującą zadania Parku w zakresie edukacji ekologicznej.
W KCEE w bardzo atrakcyjny sposób prezentujemy unikatową przyrodę Karkonoszy. W trakcie wizyty zwiedzający poznają świat przyrody ożywionej i nieożywionej polskiej i czeskiej strony gór. Ekspozycja "Wirtualne Karkonosze" interaktywnie prezentuje: kotły polodowcowe, torfowiska, faunę i florę, lasy, zjawiska przyrodnicze oraz wielostronny wpływ człowieka na góry".

W sumie przyznać trzeba, że bardzo interesujące (i potrzebne) miejsce. I to nie tylko dla świerzaka, ale i też kogoś, kto już poważniej interesuje się tą tematyką. Szczerze mówiąc myślałem że w temacie Karkonoszy wiem sporo, a tu okazało się nagle, że jednak musiałem ciut zweryfikować te poglądy ;)
Ale cóż...Karkonosze to w końcu "Góry Olbrzymie", także pewnie nie łatwo (i nie prędko) zgłębia się wszelkie ich tajemnice :)

Budynek KCEE

W środku estetycznie i bardzo edukacyjnie

Można skorzystać też z wielu multimedialnych zabawek

Foldery edukacyjnie Karkonoskiego Parku Narodowego


źródła cytatów:



c.d.n.
 






 


    

  

wtorek, 20 sierpnia 2013

Latające trójkąty




Swego czasu było o nich naprawdę głośno. A to głównie za sprawą ogromu doniesień pochodzących z Belgii oraz Holandii w końcu lat 80. i na początku 90. Na przestrzeni 2-3 lat, dokonano wtedy ok. 800 obserwacji tego typu obiektów. Trudno jednoznacznie orzec, dlaczego akurat kraje Beneluksu padły "ofiarą" tych częstych manifestacji. Rozpętała się zresztą wtedy dość solidna medialna burza, która zaowocowała teoriami o nowej superbroni armii NATO, testowanej właśnie na owym obszarze. Choć w rzeczy samej wyznawców aspektu pozaziemskiego też nie brakowało. Ale obecność tajemniczych trójkątów to nie tylko kraje Beneluksu, czy reszta Europy. Widuje się je już na całym świecie, włącznie ze strefą okołobiegunową. Specyficzna forma pozaziemskiej technologii, czy może nowoczesne pojazdy latające, powstałe w ramach tzw. "czarnych projektów"?

Nie dalej jak trzy dni temu, podczas towarzyskiego spotkania, wysłuchałem dość ciekawej (i spójnej) relacji z obserwacji podobnego obiektu we wschodniej Polsce. Świadkami było małżeństwo w średnim wieku, ich szesnastoletnia córka i bliski sąsiad. Działo się to wszystko w pogodny wieczór, na początku tego miesiąca, nad jeziorem Łukcze (woj. lubelskie). Obiekt bezgłośnie przemieszczał się ze wschodu na zachód, w bardzo szybkim tempie i oczywiście- całkowicie bezgłośnie. Był ewidentnie trójkątnego kształtu, z tym że tylko dwa stykające się, przednie ramiona świeciły fosforyzującym (jak określili świadkowie- jarzeniowym) światłem. Ponieważ zapadał już zmrok, obserwatorzy za bardzo nie potrafili określić pułapu, choć ocenili go na nie niższy jak 2500- 3000m. Zdumiał ich nie tylko wyraznie widoczny kształt obiektu i brak dźwięku, ale może przede wszystkim prędkość z jaką pokonywał nieboskłon. Wspólnie stwierdzili, że widoczną w tej części połać nieba, pojazd przebył w ok. 20-30 sekund, podczas gdy samoloty rejsowe dokonywały tego w nie mniej niż 3-5 min. (nazajutrz specjalnie dokonywali takich porównań). Oczywiście trzeba pamiętać o jednym, że jednak samoloty takie latają na pułapie 8000-10000 m. a nawet wyższym, więc bezpośrednie porównanie nie jest wcale miarodajne. Nie byłbym oczywiście sobą, gdybym później już "na stronie" nie przedyskutował z nimi jeszcze raz tej całej sytuacji :) Powysyłałem też im na maila trochę zdjęć ze swojego "ufologicznego archiwum" ;) i poprosiłem, o pewne przyrównanie do obserwacji poczynionej przez nich. Wynikiem jest poniższa grafika, ukazująca mniej więcej perspektywę z jakiej widziany był obiekt, oraz jego fluorescencyjne oświetlenie.

Jarzące się przednie krawędzie i ciemniejszy środek- tak mniej więcej prezentował się obiekt znad jeziora Łukcze

Oczywiście zadałem też pytanie, dlaczego nie wpadli na pomysł strzelenia choć pojedynczej fotki (aparat w rzeczy samej był na werandzie domku, w którego pobliżu dokonano obserwacji). Jednak M.B (świadek) odpowiedział: "Wiesz, to była w zasadzie moja pierwsza myśl, kiedy to coś zniknęło za drzewami".
Ja zaś muszę stwierdzić, że wcale mu się nie dziwię. Dlaczego? Otóż wielokrotnie przy podobnych incydentach, ludzie odzyskują zdolność racjonalnego myślenia dopiero tę "chwilę po". Sam znam to doskonale, bo kiedyś wraz z kumplem dokonaliśmy ciekawej obserwacji i mimo że mieliśmy pod nosem kamerę, nawet nie przyszło nam do głowy jej użyć! Co prawda później dowiedzieliśmy się, że nasza obserwacja nie miała w sobie absolutnie nic paranormalnego, ale sam fakt takiego zachowania świadczył o pewnej niemożności podjęcia konkretnych działań.
Wróćmy jednak do trójkątów. Owa relacja sprawiła, że postanowiłem poszperać tu i ówdzie i znaleźć coś więcej na temat tych osobliwych obiektów. Jak się okazuje, ich obserwacje wcale nie należały do rzadkości. Tyle tylko, że od pozostałych obserwacji różnił je pewien szczegół.
We wcześniejszych doniesieniach odnośnie fenomenu UFO, dominowały obserwacje spodków, kul, elips, ewentualnie cygar. Jednak dopiero mniej więcej od lat 70. dołączyły do nich na dobre trójkąty, rąby oraz trapezy. Co to oznacza? Na dobrą sprawę być może-nic. Ale patrząc z drugiej strony, te wszystkie kształty mocno przecież nawiązują już do pewnych prac, zapoczątkowanych jeszcze podczas II WŚ (np. Horten Ho-IX "Gotha" Go-229).

Ho- IX "Gotha" Go-229. Nazistowska koncepcja latającego skrzydła

Jakby nie patrzeć, podobieństwo do słynnego amerykańskiego Northop B-2 (a w zasadzie dużo wcześniejszego prototypu YB-35, i jego wersji rozwojowych) wydaje się być dość wymowne. Zatem wiele wskazuje na to, że prace na konstrukcjami latającego skrzydła w lotnictwie wojskowym szły równolegle kilkoma niezależnymi torami. Dlaczego jednak obserwacje owych trójkątów nie były tak częste 10 czy 20 lat po wojnie, a stały się popularne dopiero wiele lat później? A może jednak było inaczej. Może owe obserwacje miały miejsce, ale niknęły w morzu (a nieraz oceanie) doniesień o wszędobylskich spodkach? Jak udowodnił Lucjan Znicz- Sawicki w doskonałym cyklu "Goście z kosmosu", kształt spodka/talerza, w latach 50-60 (głównie w Stanach Zjednoczonych) miał wydźwięk jednoznaczny i bynajmniej nie odwołujący się do nomenklatury kuchennej. Fenomen socjologiczny "latającego spodka" sprawił, że ludzie zaczęli dostrzegać go niemalże wszędzie. I na dobrą sprawę nie ma co się dziwić, gdyż specjalne działania, ukierunkowane na pokazanie "prawdziwego i jedynego wizerunku UFO" płynęły zewsząd.

Kadr z filmu sci-fi "Plan 9 z kosmosu" (1959 r.)

Zatem czy jakieś zwykłe, banalne i przecież na dobre przypominające samoloty- trójkąty, miały wtedy szanse zaistnienia w tym medialnym spodkowo- talerzowym cyrku? Raczej można pokusić się o śmiałą tezę że...nie miały. I dość ciekawie korespondują z tym informacje przekazane swego czasu przez Wendelle C. Stevensa czy Ala Bieleka mówiące o tym, że w istocie wielokrotnie uciekano się do podobnych metod, by zakorzenić w ludzkich umysłach strach i obawę przed jednym, podczas gdy realne zagrożenie pozostawało niezauważone "w cieniu". Bielek zresztą nie miał tu na myśli jedynie "dyskokształtnych szopek", ale też wiele innych specjalnych klauzul, które wchodziły w życie podczas "cichych projektów" takich jak "Montauk" czy "Phoenix". Z kolei John Lear niejednokrotnie wspominał, że w bazie Wright- Petterson w Dayton w Ohio, stacjonuje przynajmniej jednak eskadra "czarnych trójkątów"- pojazdów latających wyposażonych w całkowicie nowe napędy. Tyle że nikogo to nie obchodziło, bowiem wszyscy non stop nawijali o...spodkach.

I tu pomału dochodzimy do mocno tajnych projektów "Aurora" i TR-3B. Co kryje się za tymi enigmatycznymi nazwami i symbolami? Oczywiście pojazdy i to (a jakże)...trójkątne!
Lockheed CP-140 "Aurora" to pierwszy z tajemniczych trójkątów, którego już w latach 90. rzekomo testowano nad Groom Lake. Miał być wyposażony w bardziej wydajny silnik strumieniowy, niż ten znany chociażby z SR-71 i SR-75, który gwarantował osiągnięcie prędkości dochodzącej do (bagatela) 7000 km/h!

 Artystyczna wizja super samolotu "Aurora"

Ale w rzeczy samej "Aurora",w porównaniu do TR-3B to- prawdziwy emeryt:

"System napędowy w TR-3B stanowi pole grawitacyjne, które wytwarzane jest za pomocą reaktora z prawdopodobnie zimną fuzją nuklearną (!). Pierścień pełniący rolę kolistego akceleratora wypełnionego plazmą nazwany tu systemem rozdziału pola magnetycznego otacza obrotowy przedział załogi.
W części okrągłej statku plazma złożona głównie z rtęci, jest poddana ogromnemu ciśnieniu 250000 atmosfer, schłodzona do temperatury ok. 150 K i przyspieszona w ruchu kołowym do 50000 obrotów na minutę. W takim stanie plazmy staje się nadprzewodnikiem, który obracając się w zmiennym polu magnetycznym powoduje zniesienie wpływu ziemskiego pola grawitacyjnego o 89% (!!!). W ten sposób pojazd, jaki i wszystko w nim, staje się lżejszy o 89% i jest zdolny dzięki napędowi do nieprawdopodobnych zmian kierunku lotu nawet w atmosferze (brak a w zasadzie zmniejszona bezwładność). Możliwości statku są ograniczone wytrzymałością ludzkiego organizmu, chociaż przy obniżeniu (spadku) masy o ok. 89% także i przyciąganie ziemskie zmniejsza się o 89%. Biorąc pod uwagę taką masę zakłada się, że załoga jest w stanie bez problemów wytrzymać przyspieszenie rzędu 40 G (redukcja o 89% daje właściwie przeciążenie ok. 4,2G). Ujście napędu do utrzymania siły ciągu zlokalizowane jest w trzech narożnikach (trzy światłą)".

 TR-3B w dwóch rzutach

I wszystko to jakby nie patrzeć imponująco i nader ciekawie wygląda, ale czy czasem ktoś znowu metodą "kija i marchewki" nie robi sobie z nas posłusznych osiołków i wychowuje na swoją modłę?
Cóż, prawda zapewne leży gdzieś pośrodku tego...trójkąta :)


P.S.
Jako że odkąd pamiętam zadzieram głowę i patrzę w niebo, a powyższy temat należy do tych, które nieprzerwanie śledzę już od ok.20lat, wdzięczny będę za jakiekolwiek info, o podobnych obserwacjach poczynionych przez Was, bądź Waszych znajomych.
Na przestrzeni tego czasu, sam miałem kilka interesujących obserwacji, których wciąż nie potrafię do dziś dnia jednoznacznie zweryfikować (ostatnia ze stycznia tego roku, o której wspomniałem na tym blogu).  
Jedno natomiast wiem na pewno. Warto spoglądać w górę, bo nad naszymi głowami naprawdę sporo się działo, dzieje i zapewne...dziać się będzie.


Zródła zdjęć:
https://mycotopia.net/forums/forum.php 
http://www.fiddlersgreen.net/
http://stopklatka.pl/ 
butlincat.blogspot.com 
oraz tekstu:
http://www.swiat-tajemnic.pl/blog/paranormalnyblog/2012/09/14/tr-3b-i-tr-3a/ 
  





wtorek, 13 sierpnia 2013

ISON - superkometa czy super klapa?



Zapowiadało się niesamowicie. Entuzjazm co poniektórych sięgał zenitu i stwierdzenia typu "kometa stulecia" lub nawet "kometa tysiąclecia", nie były wcale odosobnione. Jednak z miesiąca na miesiąc stawało się jasne, że być może ktoś tu za szybko "wybiegł przed szereg".

Jak to obrazowo ujmują uczeni, przyszłość komety ISON nie wygląda jasno. Mimo, że ciało niebieskie zbliża się mniej więcej 26 km/s to od ponad 130 dni nie zaobserwowano oczekiwanej zmiany jej jasności. Trwają spekulacje na temat tego, dlaczego nie zaobserwowano zwiększonej emisji cząsteczek wody, które głównie odpowiadają za spektakularne warkocze kometarne.
Obecne analizy wskazują na to, że główną substancja emitowaną przez ISON jest dwutlenek węgla. Oznacza to, że lód może być jakoś wiązany, na przykład poprzez otaczającą kometę mgiełkę silikatowego pyłu, który pochłania wilgoć, która o ile tam się znajduje musi zostać uwolniona. Inna teoria zakłada, że po prostu w tym przypadku woda nie jest dominującym składnikiem jądra komety ISON.
Biorąc pod uwagę fakt, że już 28 listopada tego roku wspomniana kometa ma się znaleźć 1,2 miliona kilometrów od powierzchni Słońca, można zaryzykować twierdzenie, że temperatura 2700 stopni Celsjusza, jakiej będzie poddana, dokona ostatecznego sprawdzenia teorii czy będzie to kometa stulecia czy astronomiczne rozczarowanie roku.

Wygląda więc na to, że jednak fajerwerku nie będzie (jakkolwiek by to zabrzmiało).
Ale oto niedawno pojawiły się kolejne interesujące doniesienia względem ISON. Ponoć już na początku tego roku astronomowie obserwujący kometę, zauważyli w jej pobliżu dwa niezidentyfikowane obiekty. Początkowo wzięte zresztą za "hot pixels", czyli dość typowe zjawisko podczas astrofotografii. Dopiero po jakimś czasie, obserwatorzy zgodnie stwierdzili że jednak to ewidentnie...coś innego.

 Kometa i obiekty widziane przez teleskop

Po tym odkryciu, wielu astronomów zaczęło zdecydowanie bardziej rozważnie wypowiadać się o ISON. Bowiem już nie tylko dziwił jej "zanik jasności", ale także potencjalne ciała niebieskie, przemierzające przestrzeń kosmiczną wspólnie z nią. I póki co, nikt nie potrafi stwierdzić, z czym w istocie mamy do czynienia.

 W podczerwieni obiekty są nieco lepiej widoczne

Warto jeszcze nadmienić, że ostatnio pojawiają się dość niepokojące informacje o tym, że ISON ma duże prawdopodobieństwo rozpadu na kawałki, pod wpływem działania Słońca. Czy zatem owe obiekty, są już jawnym ucieleśnieniem wizji niektórych astronomów?
Jak mawiają Rosjanie: pożywjom- uwidim. Póki co...patrzmy w niebo. ;)



Źródło cytatu i zdjęć: 
http://innemedium.pl/   

czwartek, 8 sierpnia 2013

Jesteś



To tak subtelne i trudno wykrywalne. Pod bagażem tych wszystkich lat, odczuwasz duszność i chwytasz się prowizorycznych scenariuszy. Bo może tym razem, może jednak...
A życie toczy się dalej i pokazuje, jakie wymyślne i wredne pułapki zastawia Ci u stóp. Dodatkowo śledzisz te wszystkie "wzorce" i widzisz uśmiechniętych, błyszczących ludzi w TV i "baśnie z 1001 nocy" bierzesz za spektakularny przejaw szczęśliwości.  Myślisz sobie- co u licha- dlaczego na nich to wszystkich działa, dlaczego jest skuteczne? A tymczasem Ja, duszę się w zgarbionej i przyciasnej formie. Czemu???

I zadajesz sobie to pytanie coraz częściej i przynosisz kolejne używki, dla i tak już "przejedzonego" i skąpanego w "niestrawności" umysłu. Przedstawienie trwa dalej. Tańczysz do fałszywej melodii i masz koszmary, na posłaniu które sam niedokładnie sobie wymościłeś.

A sygnałów jest tak wiele. Ta chwila, te kilka sekund zawsze po przebudzeniu. Gdy otwierasz oczy, a zalew myśli i zimnej analizy nie zakotwiczy jeszcze w umyśle i nie sparaliżuje ciała kolejnym lękiem. Kto wtedy patrzy? Kto postrzega?
Albo gdy momentami, w wielkiej gorączce jakiejś frustracji lub żalu, coś nagle Ci powie: "Jestem wściekły", "Jestem znudzony".
Kto to dostrzega?
"Jestem pełen obaw i smutku".
Kto jest tego świadomy?


"Jesteś tym który widzi, a nie stanem, który jest postrzegany".


Jesteś..................zawsze będziesz.

Ken Wilber:
http://www.youtube.com/watch?v=efXLkUAcIXw 

http://www.youtube.com/watch?v=K_eEEX3QC5k 



źródło zdjęcia:wallpaperup.com

piątek, 2 sierpnia 2013

Karkonosze / Izery 2013




Część 3 - Szklarska Poręba i okolice

Jako że podczas pobytu kilkakrotnie przechodziliśmy przez Szklarską i kręciliśmy się po okolicy, postanowiłem poświęcić i jej trochę miejsca. Oczywiście był też czas na zwiedzenie, jako że miejscowość (mimo stałego tłoku) warta jest poznania. Ale po kolei. Nie będę Was zanudzał historią i kalendarium Szklarskiej Poręby. Tym, którym wystarczy pobieżna notka polecam artykulik:
http://www.szklarska.ig.pl/cms,324.php 
Natomiast prawdziwych koneserów tematu odsyłam do świetnej biografii miasta, autorstwa Ivo Łaborewicza i Przemysława Wiatera. Myślę, że pozycja ta zadowoli nawet najbardziej wybrednych.
http://www.goryizerskie.pl/?file=art&art_id=361
Wróćmy jednak do relacji.

O ile czas pozwalał, przechodząc przez Szklarską zaglądaliśmy to tu, to tam. Niektóre miejsca dobrze znaliśmy z poprzednich wyjazdów, także wystarczyła zdawkowa fotka. Jednakże w niektórych, zatrzymaliśmy się na dłużej. W kolejnym odcinku zaprezentuję relację z wizyty w kilku lokalnych muzeach, natomiast teraz przybliżę inne obiekty i stanowiska z najbliższej okolicy.

Chybotek
Tę charakterystyczną skałę znają chyba wszyscy odwiedzający Karkonosze. Oczywiście nie jest to jedyny głaz o takich właściwościach (podobny znajduje się chociażby w Przesiece), ale obecnie jako jedyny posiada jeszcze mobilność, która pozwala na jego rozkołysanie. Kiedyś nazywany był także Misą Cukru (zapewne ze względu na skojarzenie z formą waty cukrowej).
Według legend, Chybotek jest miejscem szczególnym. Nie tylko zamykał on dostęp do podziemnego przejścia, gdzie w przeszłości Walonowie ukryli swoje skarby, ale także był niejako ich świętym miejscem. Stąd bowiem po odbyciu stosownych obrzędów i rytuałów, Walonowie rozpoczynali swoje górskie wyprawy w poszukiwaniu kruszców.
Chybotek w pełnej krasie

I widok z boku

Ujęcie spod...

Pieczątka w granicie

Grób Karkonosza
Niedaleko samego Chybotka znajduje się symboliczny Grób Karkonosza. Tu rzekomo miałby spoczywać Rzepiór, władca okolicznych Gór Olbrzymich i przyległych ziem, który został podstępnie wypędzony przez złych ludzi ze swego domu na Równi pod Śnieżką. Jednak już na początku ubiegłego wieku sądzono, że to tylko sprytny zabieg samego Rübezahla, mający uczynić go w oczach ludzi...zwykłym śmiertelnikiem.
Grób Karkonosza

Złoty Widok
Znajduje się przy tym samym szlaku (niebieskim), co omawiane wcześniej miejsca. Dosłownie "rzut beretem" od grobu Ducha Gór. To bodajże najbardziej znany punkt widokowy w granicach samej Szklarskiej Poręby. Wznosi się nad doliną rzeki Kamiennej i przy sprzyjającej pogodzie oferuje imponującą panoramę grzbietu Karkonoszy, od mniej więcej Hali Szrenickiej na zachodzie, do Przełęczy Karkonoskiej na wschodzie. My z racji kapryśnej aury, skazani byliśmy na znacznie bliższe widoki ;)
Złoty widok

Złoty widok (część wyposażenia) ;)

Kolejna pieczątka

Sowie Skały
To moja ulubiona formacja skalna w obrębie Szklarskiej Poręby. Znajduje się na zboczu Sowińca (675m.n.p.m) i tworzy bardzo ciekawe i widowiskowo "ustawione" granitowe ostańce. Jest tu też zazwyczaj względny spokój, oraz dużo miejsc i dróżek dla chcących połazić "po zbyrach". Kiedyś Sowie Skały posiadały spore walory widokowe, jednak dziś prawie całkowicie zostały one "pokonane" przez okoliczne drzewa. Za to obecnie, są jednym z ulubionych miejsc miłośników wspinaczki skałkowej.
Sowie Skały

Jedna z "baszt"

Kolejna z wielu na Sowich Skałach

I jeszcze jedna

    Sowie Skały         

Sztolnie Pirytu
Położone są na zachód od Szklarskiej Poręby Dolnej, na zboczu Grzbietu Wysokiego Gór Izerskich. Jeszcze parę lat temu trzeba było szukać ich na czuja. Obecnie dzięki drogowskazowi na żółtym i czarnym szlaku, z odnalezieniem wyrobisk nie ma najmniejszego problemu.
Ich historia sięga XVI w., kiedy to Walończycy dokonali na Wysokim Grzbiecie pierwszych odkryć pirytu. Udokumentowane informacje o wydobyciu większych ilości okruszcowanych pirytem hornfelsów pochodzą z 1530r. Do takiej lokalizacji kopalni przyczyniło się dokładne mineralogiczne rozpoznanie poczynione przez Walonów, ale też niedalekie położenie samej osady. W 1545 roku, zaprojektowano budowę nowej kopalni, która powstała około 1550r. Zaś w 1553 r. wzmiankowana jest witriolejnia (wytwórnia kwasów- w tym przypadku siarkowego, wytwarzanego z przerabianych miejscowych pirytów).
Z końcem wieku XVI, w kopalni zatrudnionych było ok. 60 górników. Jednak już podczas wojny trzydziestoletniej, kopalnia jak i witriolejnia przestają działać.
Dopiero w latach 1735-66 (już pod panowaniem Prus), zaczęto zabiegać o ponowną reaktywację eksploatacji złóż pirytu. Najbardziej intensywna eksploatacja miała tu miejsce w latach 1772-87. Oprócz pirytu wydobywano tu także niewielkie ilości rudy ołowiu i srebra. Kopalnię definitywnie zamknięto na przeł. XVIII i XIXw. zaś witriolejnia istniała jeszcze kilka lat, przerabiając surowiec z kopalń w Miedziance i Wieściszowicach.
Na koniec dodam, że w okolicy znajdują się jeszcze inne sztolnie. Położone są bardziej na zachód, ale dojście do nich nastręcza już pewnych trudności.;)
Jedno z wejść

Wejścia główne

Otoczenie

Przed wejściem

W  środku


Krucze Skały
Położone są tuż nad rzeką Kamienną, w Szklarskiej Porębie Górnej. Miejsce w istocie bardzo znane i oblegane w sezonie dzięki działalności, jaką prowadzi tu szkoła górska "Quasar".
http://quasar.net.pl/szklarska-poreba/
Jednak majestat i malowniczość tych skał, robi wrażenie nie tylko na miłośnikach wspinaczki.
Krucze Skały

Krucze Skały

Kamienna, poniżej Kruczych Skał


Młyn św. Łukasza
To jeden z ciekawszych obiektów w Szklarskiej. Ów budynek z 1870r. był młynem, ale też w międzyczasie karczmą oraz tartakiem. Na początku zeszłego wieku częściowo spłonął, jednak w latach 1920-22 przystąpiono do jego odbudowy. Zadbano by obiekt w całości nawiązywał do chat o konstrukcji przysłupowo- zrębowej, krytych gontem lub łupkiem.
Obecnie młyn jest starannie odrestaurowanym budynkiem, a w jego wnętrzu można znaleźć zarówno restaurację jak i pokoje gościnne.
Młyn św. Łukasza

Inne ujęcie

Detale

Detale

Detale (po lewo chyba sam Łukasz?) ;)

Detale


Chata Walońska
 Bardzo ciekawe miejsce. Niestety tym razem było zamknięte, ale dwa lata temu mieliśmy szczęście oglądać tutejszą ekspozycję mieszczącą się we wnętrzu. A w istocie minerały i dawne narzędzia rzemieślnicze, to tylko nieznaczna część atrakcji tego obiektu. Odbywają się tu bowiem także arcyciekawe pokazy i prezentacje współczesnych "Walonów". ;) Więcej można przeczytać tu:
http://www.chatawalonska.pl/strona,26.html
Warto odwiedzić Chatę Val i zagłębić się w bardzo pomysłowo odtworzony klimat dawnych czasów.
Chata Val

Wejście do kuźni

"Walońska" rzeźba ;)

Tablica informacyjna


I na koniec jeszcze trochę luźnych fotek:

 Ruiny budyneczku niedaleko Zakrętu Śmierci

 I z innej strony

 Diabeł ze Szklarskiej Poręby Średniej

 Skała Marianki

 Kościół Bożego Ciała

 XIX wieczna willa. Obecnie pensjonat Olimp Retro

 Skała Ptasznik- dawny punkt widokowy. Obecnie całkowicie zapomniany

 Szklarski "tygrys" (z dedykacją dla Abi) ;)

 Tradycyjna fota z drabinką ;) (koło Rozdroża pod Kamieńczykiem)

 Ulica M.Buczka. W dali- Szrenica

 Jakieś lokalne Voodoo ;)

 Kamień waloński z odnowionymi inskrypcjami, w Szklarskiej Porębie Białej Dolinie

 Wiadukt kolejowy przy stacji Szklarska Poręba- Górna

 Fragment starej zabudowy...

 c.d...

 c.d...

 c.d...

 c.d...

 c.d...

 c.d...

 Gdzie wciąż wyłapać można wspaniałe detale

 Przy szlaku...


c.d.n.