To tam. Do chłodu lasu ktoś dobrnie i tak. Niestrudzenie. Niespiesznie.
Na obszarze pradawnego symbolu naderwania, gdzie tyle kilometrów jawić się może jedynie jako niestosowny żart, zostawisz wreszcie bolące, poranione stopy. Przemilczysz co trzeba.
Na cóż twe trudy wędrowcze, po co zachwyt i kątem nieba widzenie?
Każde wyjście jest zostaniem. Każdy powrót wymyśleniem.
Gdy wszystko zastygnie na podobieństwo chwili pierwszej.
Gdy wszystko zastygnie na podobieństwo chwili pierwszej.
Ścieżka za domem i furtka nieśmiało w sen.
Jedyną będzie.