To dowolność, ale większość podpisuje się pod tym. I pochwala. Nie wnika głębiej, nie docieka, że ta data końcowa to tylko umowny kalendarz, ustanowiony przez papieża Grzegorza XIII w 1528 r. I tak to po raz kolejny, "Nowy Rok" ma nadejść w środku zimy, w środku nocy, w środku czegoś, co jeśli przyjąć porządek Wszechrzeczy, jest stanem hibernacji, zawieszenia, śmierci...
Kiedy nawet światło pokazuje Tobie, że jest teraz niegotowe na wszelkie "nowe". Że jest w odwrocie. Że go brakuje. W zupełnym przeciwieństwie do tego, co było czczone i świętowane przez naszych przodków, podczas wiosennej apoteozy życia.
Skrawek który pozostał, drażni i przypomina. Nie pozwala przymknąć na to oczu i odseparować serca. Jest jak źródełko, które zasypywane warstwami błota i tak wybija. Wciąż gotowe, czynne, z walecznym apetytem na istnienie. Na prawdę...
Źródło zdjęcia: https://mapa-turystyczna.pl