Część 6- Rozdroże pod Moszną- Przełęcz Marcowa- Jedlinka- Cesarskie Skały- Dolina Marcowa- Kompleks Soboń- Rozdroże pod Moszną- Walim
Ostatni dzień w Górach Sowich przywitał nas pełnym słońcem, choć ochłodziło się znacznie. O 8-mej rano, termometr wskazywał tylko 0 stopni. Niedługo potem wyruszyliśmy. Tym razem kierowaliśmy się przez Masyw Włodarza, w stronę Obniżenia Górnej Bystrzycy, a docelowo Jedlinki, by zwiedzić znajdujący się tam pałac. W rześkim powietrzu i pięknym jesiennym kolorycie wzmocnionym promieniami porannego słońca, szło się wyśmienicie, zatem ani się obejrzeliśmy przywitaliśmy Przełęcz Marcową. Tu przystopowaliśmy na chwilę by rozgrzać się gorącą herbatą, po czym rozpoczęliśmy stopniowe zejście.Czerwony szlak malowniczo wije się między grzbietami Jedlińskiej Kopy, oraz Strażowej i Stróżowej Góry, zapewniając z początku całkiem ładne widoki na część Gór Czarnych, w okolicach Zagórza-Śląskiego. Później idziemy już tylko lasem.
Ostatni fragment zejścia w Dolinę Bystrzycy jest wyjątkowo atrakcyjny, gdyż otwierają się nam bardzo ładne widoki na wschodnią część Rybnickiego Grzbietu Gór Wałbrzyskich. Wzniesienia te mają już z reguły dość mocno nachylone i strome stoki, co ciekawie kontrastuje z położonymi po drugiej stronie obniżenia, spłaszczonymi i łagodnymi szczytami Gór Sowich. Poprzez pierwsze zabudowania Jedlinki, dochodzimy do drogi 381, po czym ładną bukowo- klonową aleją docieramy przed zabudowania pałacowe. Na zwiedzanie trzeba jeszcze trochę poczekać, zatem by nie marznąć niepotrzebnie, ładujemy się do środka. Tu, w obszernym holu na parterze kupujemy bilety i wyczekujemy przewodnika. Jest miło i przytulnie, jako że w pobliskim kominku radośnie harcuje płomień, zapewniając stosowną temperaturę. Ale niebawem pojawia się osoba oprowadzająca i zaprasza nas "na salony" :). Oprócz nas są jeszcze cztery osoby, zatem tłoku na szczęście nie ma.
Rychło okazuje się, że oto nasz przewodnik jest z gatunku tych, co to nad własną inwencje przekładają twardy i wyuczony szablon. Zatem wszelkie informacje przekazywane są nam z szybkością strzelającego AK-47, a niekiedy być może nawet MP-5 ;)
Szczerze mówiąc psuło to dość mocno konwencje zwiedzania, tym bardziej, że wszelkie wolne pytania kierowane w stronę "strzelającego", rzutowały dość szybkim zniszczeniem szablonu. A co za tym idzie, kłopotliwymi pauzami. No cóż...być może to wyraźna wskazówka, ażeby przy następnym zwiedzaniu czegokolwiek, trzymać po prostu język za zębami?
Wnętrza pałacu Jedlinka zrobiły na nas dość przyjemne wrażenie, choć nie da się ukryć, że inwestor ma tu jeszcze sporo do ogarnięcia. Jak na razie widać jednak wolał udostępnić do zwiedzania kilka sal oraz gabinetów i jak najszybciej uruchomić pobliski, przypałacowy hotel. W końcu niewyremontowane wnętrza jeść nie wołają i mogą sobie poczekać, a kasa...płynąć musi. No i nie zapomnijmy o kompletnie odnowionej głównej elewacji budynku, wszak maksyma "grunt to frunt" wciąż żywa. A że boczne oficyny pękają i się sypią? A dajcie spokój. Któż by się tym przejmował?
Jedlinka w latach 1925-35. Z lewej strony zdjęcia dobrze widoczny kompleks pałacowy |
Po zwiedzaniu zajrzeliśmy do położonego w sąsiednim budynku "Browaru Jedlinka", połączonego z dość obszerną restauracją. W środku kilkanaście osób, ale nawet tego nie widać. Zamówiliśmy pizze, oraz dodatkowo po butelce "Złotego Panicza", zaś na wynos wzięliśmy jeszcze dwa inne tutejsze wytwory. Ogólnie z zaserwowanego menu byliśmy zadowoleni. Syci i wypoczęci ruszyliśmy w drogę powrotną. Niestety pogoda zaczęła wyraźnie się psuć, a mimo tego iż temperatura nieco wrosła względem rana, to jednak zdecydowanie silniejszy teraz wiatr, powodował nieprzyjemne uczucie chłodu.
Po szlaku czerwonym wróciliśmy aż do Jedlinki Górnej, po czym odbiliśmy na zielony rowerowy, fajnie trawersujący zachodnie zbocza Jedlińskiej Kopy. Szło się tu całkiem miło, choć w większości niestety już zarośniętym szlakiem. Kiedyś zapewne ładnie stąd było widać Głuszycę, oraz bliższe grzbiety Gór Czarnych i Suchych, jednak dziś ścieżka spoczywa w cieniu coraz wyższych krzewów i drzew.
Po pewnym czasie szlak skręcił, a następnie zaczął stopniowo prowadzić pod górę. Był to znak, że dochodzimy do znanej niegdyś atrakcji, jaką były Cesarskie Skały. Dziś to miejsce nie należy już do tak chętnie odwiedzanych jak przed wojną, jednak wciąż z galeryjki widokowej i samych skał, dostrzeżemy ładne (choć trochę ograniczone) widoki na najbliższe otoczenie Głuszycy i znajdujące się w tle, Góry Suche.
Gdyby tak trochę popracować nad uatrakcyjnieniem tego miejsca, wyremontować galeryjkę, nieco przyciąć roślinność i postawić ze dwie, trzy ławy lub stoły, można by mówić o kolejnej, całkiem ciekawej lokalnej atrakcji. Ale zapewne włodarze gminy Głuszyca potencjału takiego jakoś nie dostrzegają. Szkoda.
Obok skał spędziliśmy kilkanaście minut, łapiąc w kadr ostatnie już tego dnia przebłyski słońca, po czym skierowaliśmy się na nieoznakowaną drogę, która z czasem doprowadziła nas do Doliny Marcowej. Tutaj, na zboczach Jagodzińca, odnaleźliśmy natomiast dość szeroką drogę, prowadzącą w stronę kompleksu "Soboń". Nie mieliśmy w planach uważnej "eksploracji" tego kompleksu, natomiast przez grzbiet Sobonia zamierzaliśmy przebić się w stronę Rozdroża pod Moszną. Gdy dotarliśmy do rozwidlenia dróg pod Soboniem, aura siadła na dobre. Zachmurzyło się i znów pojawił się przejmujący wiatr. Brakowało tylko deszczu, jakiejś upiornej mgły i wycia...wilkołaków rodem z "opowieści dziwnej treści" ;)
Ale faktycznie, atmosfera miejsca wespół z nie najlepszą pogodą, powodowała dziwne odczucia tym bardziej, że na szlaku żywego ducha. Próbowaliśmy odszukać jeszcze wejście do sztolni nr.1, ale albo coś pokręciliśmy, albo też ktoś skutecznie zakamuflował właz pod ziemię. Do wierzchołka Sobonia doszliśmy w miarę szybko, po czym okrążyliśmy je i stopniowo zaczęliśmy schodzić w kierunku wspomnianego wcześniej rozdroża. Doszliśmy tam trawersując Jaworek, po czym znajomym już szlakiem niebieskim, rozpoczęliśmy ostatnie zejście z gór.
Na koniec mała dygresja. Jesteśmy bardzo miło zaskoczeni, poziomem oznakowania szlaków rowerowych w Górach Sowich. Mimo że podróżujemy pieszo, to jednak często zdarza nam się korzystać z różnych ścieżek i tras wytyczonych specjalnie dla cyklistów. Zresztą jest to pomocne, gdy na przykład chcemy znaleźć jakieś alternatywne dojście lub obejście, w sytuacji kiedy szlak pieszy "zaszczyci" nas nagle kilkukilometrową wędrówką asfaltem. Niestety jednak, stan oznakowania dużej ilości takich szlaków pozostawia wiele do życzenia. A tutaj...wręcz przeciwnie. Nie dość że oznakowanie jest więcej niż przyzwoite, to same trasy wytyczone są "z głową" i w sposób dający możliwości ciekawej alternatywy, względem różnych wariantów szlaków pieszych. I dlatego z tego miejsca pragniemy podziękować tym, którzy mając nietuzinkowe pomysły, bezapelacyjnie wpływają na należyte uatrakcyjnienie i udostępnienie tej części Sudetów. Tak trzymać Strefa MTB Sudety!
Pogodny poranek |
Na szlaku niebieskim |
Lekkie podejście na Rozdroże pod Moszną |
I już na zboczach Jaworka |
Jesienny szlak |
... |
Idziemy głównie lasem, choć czasami, między przecinkami można wyłapać ciekawe widoki... |
na przykład na zamek Grodno |
A gdzieś w dolinach, jeszcze mgły |
Okolice Przełęczy Marcowej... |
i ona sama |
Znajduje się tu obszerna wiata, wręcz stworzona dla amatorów "wiatingu":) |
Ruszamy dalej |
Pogoda dopisuje... |
więc można liczyć na dość dalekie widoki |
Jesień w Górach Sowich |
Kawałek bardziej bitego fragmentu szlaku |
Trawers Jedlińskiej Kopy |
Paprocie w jesiennym wydaniu |
Ostatnie metry... |
i wychodzimy nad Jedlinkę Górną, skąd ładnie widać wzniesienia Gór Wałbrzyskich |
W dole zabudowania Jedlinki Górnej |
... |
Kolory w dolinach i kolory na szczytach Grzbietu Rybnickiego |
Przekraczamy rzekę Bystrzycę |
Jeszcze krótkie dojście ładną aleją... |
i docieramy do celu- neoklasycystycznego pałacu w Jedlince |
Na placu, replika Fokkera "Czerwonego Barona"-Manfreda von Richthofena. W tle budynek, gdzie mieści się hostel i obecny Browar Jedlinka. |
Najbardziej zniszczona oficyna wschodnia. W niej to przed wojną mieścił się browar |
I zachodnia, gdzie znajdowały się pomieszczenia dla służby |
Elewacja od strony parku, wciąż czeka na lepsze czasy |
Hol na parterze |
Jedno z pomieszczeń |
Tutaj i detale cieszą oko |
I druga strona owego pomieszczenia |
Gabinet |
... |
Fragment ekspozycji, poświęconej wałbrzyskim wytwórniom porcelany |
Są też Almanachy Gotajskie śląskiej szlachty |
Sala przybliżająca działalność biura Organizacji Todt |
Stare mapy |
Fragment ekspozycji |
Część sali jadalnej |
A to już najbardziej obszerna, sala balowa. Na górze balkon dla orkiestry |
I rzut oka na drugą stronę |
Zaraz obok sali balowej znajduje się szafa... |
która szafą nie jest, tylko sprytnie ukrytą windą towarową :) |
Schodzimy wyjątkową klatką schodową |
Jej detale, pięknie wyrzeźbione w drewnie |
I widok z dołu |
Jeden z wielu kominków |
A to już restauracja przy Browarze Jedlinka |
Przy zachodniej oficynie jakieś zakamuflowane wykopy. Czyżby wejścia do piwnic, ze słynnymi depozytami pałacu? ;) |
Ponownie przekraczamy rzekę |
Zaraz za nią, napada na nas jakiś lokalny brytan. Na szczęście uchodzimy z życiem ;) |
Już na szlaku rowerowym... |
cały czas trawersem |
Mijamy niewielkie, leśne oczka wodne i wkrótce podchodzimy pod... |
Cesarskie Skały |
Na Cesarskich Skałach |
Widok na największą z nich... |
oraz w dół, na Głuszycę i szczyty Gór Suchych |
Cesarskie Skały |
Jeszcze jeden, nieco ograniczony już widok |
Dawny balkonik widokowy pod skałami. Dziś mocno już zarośnięty |
I jeszcze jeden widok, spod samych skał |
Ciekawy pień buka, o strukturze świdra |
Pomału żegnamy się z widokami na Góry Wałbrzyskie |
W stronę Doliny Marcowej... |
i jeden ze znajdujących się tam stawów |
Droga w stronę Kompleksu "Soboń" |
Pierwsze betonowe przepusty |
W tym miejscu, mieliśmy nadzieję zobaczyć wejście do "jedynki"... |
a tu niezłe zdziwko! Błędny namiar, czy może wszystko przysypane ziemią i liśćmi? |
Kolejne fragmenty betonu, wystające z krzaków |
Na Soboniu |
Okolica wierzchołka |
W stronę Rozdroża pod Moszną |
Na szlaku |
Ponownie szlak niebieski i stoki Mosznej |
Widok na część Walimia |
Smagani przenikliwym wiatrem wracamy na kwaterę |
Udany wyjazd oblewamy lokalnymi specjałami ;) |
Źródło archiwalnego zdjęcia: http://dolny-slask.org.pl/
Takie brytany są zawsze najgorsze :P
OdpowiedzUsuńCzy w browarze mieli coś poza pilsem i lagerem czy raczej standard?
W ofercie było jeszcze pszeniczne (Pszeniczny Pan), ale tego nie próbowaliśmy, zresztą rozlewali tylko z dystrybutorów. Z tego co wiem, od niedawna mają w ofercie jeszcze jakiegoś nowego lagera.
UsuńOsobiście najbardziej podpasował mi "Jaśnie Książe". Dawno nie próbowałem tak smacznego pilsa. Po czasie żałowałem, że nie wziąłem drugiej butelki :)
W okolicach Sobonia,w latach 50.ub.w.były jeszcze resztki torowiska wąskotorówki.Co ludzie nie wyszabrowali przyroda nieubłaganie wszystko maskuje.Na zachodnim zboczu Małej Sowy-nad kompleksem"Rzeczka",przebiega 6 dróg poziomicowych,stały przy nich jeszcze wieże strażnicze.Jednej z wież pomogliśmy się przewrócić.
OdpowiedzUsuńNa Włodarzu stała solidna wieża triangulacyjna z tarasem.
Przewróciła się sama ze"starości",a szkoda bo widoki z niej zapierały dech w piersiach.Podobna stała na Kalenicy,tuż obok żelaznej i była wyższa od metalowej.Było ich w okolicy jeszcze kilka.Mało jest punktów widokowych w górach sowich,o te naturalne się nie dba,a jest ich sporo.
Tu ma padać do końca lutego,wygląda to groźnie:
www.youtube.com/watch?v=C6o9exykezA
Pozdrawiam.
Dziękuje za odwiedziny. Pana wpisy w tym temacie są nieocenione :)
UsuńO tych wieżach wspominali niektórzy w swoich publikacjach (min.Jacki Kalarus). Wielka szkoda że tak mało przetrwało ich do dziś.
Ten filmik z zapory robi wrażenie. Od razu przypomniała mi się nasza pilchowicka, która skutecznie opierała się już kilku powodziom.
Pierwszy raz noc sylwestrową spędziłem na Kalenicy,w poprzednich latach chodziłem z żoną na Wielką Sowę,ale tam zrobiło się zbyt ciasno wokół wieży,a o godz.00.00 na wieży także nie ma miejsca.Z Kalenicy także widać lepiej o północy efekty świetlne,szczególnie w kierunku północnym na Bielawę,Dzierżoniów i okoliczne wioski.Pogoda dopisała toteż wokół wieży zgromadziło się ok.100 osób.O północy na tarasie widokowym zrobiło się...ciasno.Odliczono ostatnie sekundy starego roku,i zaczęły strzelać-na tarasie szampany,a w dolinach fajerwerki.Filmowano i fotografowano ten bajkowy pokaz.Żonie aparat"zamarzł"i było po fotografowaniu. Nie mieliśmy raków,a trasy były oblodzone.Można było się ogrzać przy kilku ogniskach popijając gorącą kawę.Dobre lampy czołówki-ale ten temat Pan zna.Polecam taki wypad sylwestrowy w góry.Ale aby cieszyć oko o północy fajerwerkami musi być dobra pogoda!
UsuńByłem przy pierwszym(?)spuszczaniu wody z Jeziora Bystrzyckiego w 1958 roku i po powodzi w 1997 r.
To pierwsze zrobiło na mnie duże wrażenie,bo łowiłem pod tamą(pod tym mostkiem)ryby na rękę:)Nie złapałem ani jednej:)Ojciec łowił podbierakiem w tym małym zbiorniku pod zaporą.
Na dnie jeziora nie było jeszcze tyle osadów i można było zobaczyć kikuty drzew i ruiny zabudowań.
www.youtube.com/watch?v=xeXqtzusIU0
:)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńSzczerze zazdroszczę takich Sylwestrów. To musiały być niezapomniane przeżycia. Ale my też już pomału myślimy o czymś takim. Może w tym roku? :)
UsuńJezioro Bystrzyckie wspominam miło. Mam szczerą nadzieję, że za jakiś czas znów uda nam się odwiedzić te okolice. Oczywiście...obowiązkowo jesienią :)
Broń farmaceutyczna w czasie II w.św:
Usuńderstandard.at/2000052620699-1317/Nazis-auf-Speed-und-Hitler-als-Junkie
www.youtube.com/watch?v=pv_gYslczFw
Wagabunda,Hubner,Grunwald,Lustrzanka...zastąpiona przez dwie karawele:
dolny-slask.org.pl/856194,foto.html
https://pl.wikipedia.org/wiki/HWB_AEG_E400
Jej już nic nie zastąpi.Często z niej korzystałem jadąc do Jugowic i dalej pieszo torami nad Jezioro Bystrzyckie...i na"Lustrzankę",albo na koncert w nieistniejącej już muszli koncertowej wykutej w skale.To se już ne vrati:-(
" https://pl.wikipedia.org/wiki/HWB_AEG_E400
UsuńJej już nic nie zastąpi.Często z niej korzystałem jadąc do Jugowic i dalej pieszo torami nad Jezioro Bystrzyckie...i na"Lustrzankę",albo na koncert w nieistniejącej już muszli koncertowej wykutej w skale.To se już ne vrati:-("
To prawda, to se ne vrati. Jak i wiele innych rzeczy. Ze swej strony mogę tylko powiedzieć jedno:zazdroszczę takich wspomnień.